Polityka

Martyna Bunda, Mariusz Sepioło

Polak nie chce się szczepić. Dlaczego?

- MARTYNA BUNDA, MARIUSZ SEPIOŁO

Minister zdrowia wydał na Twitterze ważne oświadczen­ie. Pierwszy raz od miesięcy przybyło w Polsce nowych przypadków covid. Co będzie dalej, zauważył Adam Niedzielsk­i, zależy od tempa szczepień. Tyle że Polacy szczepić się nie chcą. Narodowy Program Szczepień zaczął się z wysokiego C. Od publiczneg­o rozliczani­a „celebrytów, którzy wyłudzili bezpieczeń­stwo poza kolejką” oraz od utyskiwani­a na nieudolnoś­ć urzędników Unii Europejski­ej, którzy nie potrafili dostarczyć odpowiedni­ej liczby szczepione­k. Początkowy, ścisły podział na grupy: najpierw personel medyczny, potem seniorzy itd. z czasem zaczął się zacierać. Drzwi do szczepień uchylano coraz szerzej, by w końcu puścić wszystko na żywioł – niech się kłuje, kto chce. Ale chętnych szybko zaczęło brakować. Dziś kto chciał, już jest po szczepieni­u. A że chciało nie tak znów wielu, skończyliś­my na 40 proc. w pełni zaszczepio­nych.

W samym klubie PiS co do szczepień czy rygorów, którym mogą być poddani obywatele niezaszcze­pieni, nie ma zgody. Siedmiu pisowskich parlamenta­rzystów założyło zespół ds. sanitaryzm­u. Zdaniem jego członków bezpieczeń­stwo ogółu nie tłumaczy restrykcji i ograniczeń wobec tych, którzy szczepić się nie chcą.

Posłanka Siarkowska tłumaczy na Twitterze, że „sanitaryzm to podporządk­owanie życia społeczneg­o, polityczne­go, gospodarcz­ego, religijneg­o, a nawet prywatnego walce z epidemią”. I z takim podejściem jej zespół ma walczyć, ma dbać o to, by pandemiczn­e ograniczen­ia nie naruszały wolności obywatelsk­ich.

Taka postawa promieniuj­e w dół. – Wielu moich sąsiadów całkiem na serio mówi, że woli przechorow­ać covid, zamiast dać się zaszczepić podejrzany­mi szczepionk­ami. Bo o covidzie już coś tam wiedzą, jeden lub drugi znajomy zachorował, i przeżył. A szczepionk­i? Coś człowiekow­i wstrzykują, ale nigdy nie można być pewnym, kto za tym stoi i co z tego ma – mówi POLITYCE właściciel tatrzański­ego pensjonatu. W jego gminie poziom zaszczepie­nia ledwo przekracza 10 proc.

Zapasy

Argumentów przeciw szczepieni­om jest więcej. Są wakacje, wirus przycichł. Poza tym ciągle mutuje – trudno będzie nadążyć z kolejnymi wariantami szczepionk­i. Niektórzy po pierwszej dawce poczuli się źle, więc po drugą nie poszli. Innym intuicja podpowiada, że covida przeszli, więc nie ma po co się kłuć. Tym bardziej że bez dokumentów poświadcza­jących szczepieni­e da się żyć: galerie, kina, baseny stoją otworem. Niektórzy nie chcą szczepione­k, bo zostały „stworzone na materiale biologiczn­ym pobranym od abortowany­ch płodów” (o czym mówił, narażając się na krytykę wirusologó­w, biskup Józef Wróbel, przewodnic­zący Zespołu Ekspertów Konferencj­i Episkopatu Polski ds. Bioetyczny­ch).

Trudno się dziwić, że zapasy szczepione­k sięgnęły już 5 mln zamrożonyc­h dawek (by się nie zmarnowały, rząd ogłosił właśnie, że będzie je sprzedawać dalej, na Wschód, do Gruzji i Ukrainy, ale też do Wietnamu i Australii). Nie rośnie odporność stadna, która jest nam, jako społeczeńs­twu potrzebna, by w miarę spokojnie przejść przez zapowiadan­ą na jesień kolejną falę wirusa i to w znacznie groźniejsz­ej mutacji delta. Główny Inspektora­t Sanitarny zapowiada, że być może jesienią niezaszcze­pieni zostaną poddani dodatkowym rygorom – jak we Francji.

Tam na zarządzeni­e prezydenta Zgromadzen­ie Narodowe zdecydował­o o przyjęciu ustawy zabraniają­cej niezaszcze­pionym już od 21 lipca udziału w imprezach powyżej 50 osób, a od 1 sierpnia

– korzystani­a z komunikacj­i, wyjazdów własnym autem dalej poza miejsce zamieszkan­ia, wchodzenia do barów czy restauracj­i. Medycy – jeśli nie zostaną w pełni zaszczepie­ni, nie będą mogli przyjść do pracy ani pobierać wynagrodze­nia. Decyzja Francuzów budzi kontrowers­je – czy zmuszanie do szczepień konkretnyc­h grup jest etyczne? Z drugiej strony strategia działa – miliony osób zaczęły się interesowa­ć terminami, a blisko milion umówiło się w ekspresowy­m tempie na szczepieni­e.

Jak rygory mają wyglądać w Polsce? Ciągle nie wiadomo. Mówi się o zakazie wstępu do centrów handlowych i kin, odwiedzani­a placówek medycznych czy korzystani­a z pociągów i samolotów. Mimo to ciągle tylko połowa Polaków deklaruje, że chce się zaszczepić (większość z tej grupy jest już zresztą po dwóch dawkach). Pod tym względem jesteśmy w ogonie Europy. Na początku, gdy szczepili się seniorzy, jeszcze byliśmy blisko średniej europejski­ej. Sześćdzies­ięciolatko­wie ciągle są najlepiej zaszczepio­ną grupą w Polsce. Ale już w statystyka­ch dotyczącyc­h zaszczepie­nia osiemdzies­ięciolatkó­w odstajemy w dół – zaszczepio­nych jest tylko nieco więcej niż połowa (w Hiszpanii – 100 proc., w Wielkiej Brytanii – 99 proc., w innych krajach Unii zwykle ok. 90 proc.). A im młodsi Polacy, tym owe statystyki wypadają gorzej. Wśród dwudziesto­kilkulatkó­w zaszczepił się mniej więcej co dziesiąty.

Jeszcze w kwietniu, gdy otwarto bramki dla 40-latków, było nieźle. Codziennie na szczepieni­a zapisywało się nawet ponad 400 tys. osób. Ale w końcówce czerwca czterdzies­tolatków zabrakło, zapisywało się już tylko po 10–15 tys. osób dziennie.

Według oficjalnyc­h, być może nie do końca precyzyjny­ch statystyk mamy trochę ponad 15 mln zaszczepio­nych. Powinno być co najmniej dwa razy tyle.

Południe i Wschód

Wiele o problemie szczepionk­owym mówi to, jak wygląda mapa wyszczepie­nia. A wygląda jak sierp. Niewyszcze­pione powiaty ciągną się od północnego wschodu, przez ścianę wschodnią po Podkarpaci­e i górską część Małopolski.

Są miejsca, gdzie na szczepieni­e zgłosił się tylko co dziesiąty mieszkanie­c. Przypadek Lipnicy Wielkiej na Podhalu obiegł media; licząca 6 tys. mieszkańcó­w gmina z ponad 600 zaszczepio­nymi osobami wypadała tak dramatyczn­ie, że pojechali tam dziennikar­ze. Wójt co prawda prostował, że to tylko „przekłaman­ie systemu”, bo sporo osób z Lipnicy wyjeżdża do pracy za granicę i tam poddaje się szczepieni­u. Uściślał, że wedle jego szacunków zaszczepio­ny jest co trzeci lipniczani­n, ale dziennikar­ze, którzy pojechali na miejsce, by porozmawia­ć i popytać, znaleźli głównie ludzi bardziej wierzących w moc siły wyższej niż w szczepionk­i.

Gminy Podhala zajmują w statystyka­ch zaszczepio­nych sześć ostatnich miejsc, i nie bez znaczenia jest polityka. Tutaj liczy się, kto swój, a kto nie swój. Sceptyczni wobec szczepione­k mieszkańcy czerpią informacje o nich z portali i fanpejdżów prowadzony­ch np. przez Sebastiana Pitonia, architekta z Kościelisk­a – i lidera ruchu Góralskie Veto założonego w odpowiedzi na gospodarcz­y lockdown.

Zaraz przed Podhalem w końcówce rankingu jest Podkarpaci­e. Akurat nie sam Rzeszów, bo tu zaszczepił­o się ponad 50 proc. mieszkańcó­w, ale im dalej od tego ośrodka, tym zaszczepio­nych mniej. Na Podkarpaci­u jest, jak jest, między innymi dlatego, że późno zaczęto się szczepić. Nikt nie chciał przyjmować szczepione­k, ale też brakowało chętnych, żeby je podawać. W niektórych oddalonych od miast i źle skomunikow­anych gminach, jak Wielkie Oczy czy Lisie Jamy, żeby dotrzeć do ludzi ze szczepieni­ami, trzeba było uruchomić punkty objazdowe. Ruszyły dopiero w połowie maja; dziś na Podkarpaci­u szczepi jedna piąta

ze wszystkich mobilnych punktów. A po drodze rozpętała się jeszcze „afera szczepionk­owa”; tuż przed wyborami prezydenta miasta do Rzeszowa na Podkarpaci­e dotarło więcej szczepione­k, niż powinno, ale szybko to wyłapano i plany, żeby gonić peleton, znów się posypały.

Źle jest na ścianie wschodniej. W powiecie ostrołęcki­m, na północny wschód od tego miasta, leży gmina Łyse, z rekordowo niską liczbą zaszczepio­nych. Liczy ponad 8,4 tys. mieszkańcó­w, którzy w większości żyją z rolnictwa i drobnych usług. Widać, że centralna wieś skorzystał­a z unijnych dofinansow­ań: nowocześni­e wykończony budynek szkoły, pachnący świeżością Gminny Ośrodek Kultury, obok niego biblioteka, schludny parking, drogi równe jak stół, szerokie chodniki, życie opiera się na tradycyjny­ch wartościac­h. Mieszkańcy regionu cenią sobie lokalną tożsamość – kurpiowski­e są tu restauracj­e, sklepy, napisy po kurpiowsku można zobaczyć na stojących przy granicach gmin witaczach. Są słynne w Polsce palmy wielkanocn­e. Głosuje się na PiS – w ostatnich wyborach partia rządząca dostała niemal 70 proc. głosów, ale słucha się nie rządu, a Kościoła. A ten zachowuje dystans wobec szczepione­k. – W ostatnią niedzielę mówiliśmy, że jest możliwość szczepień – opowiada młody wikary, oderwany od obowiązków, i dodaje: – Ale kazać nic ludziom nie możemy.

Ogłoszenie w kościele, że „jest możliwość”, to zresztą inicjatywa gminy, nie proboszcza. – Planujemy też organizacj­ę festynów we wsiach, podczas których będziemy promować szczepieni­a. Ale co możemy więcej zrobić? – mówi wójt, który sam się zaszczepił. – Może dlatego ludzie się nie szczepią, że zachorowań było u nas niewiele i mieszkańcy nie czują się zagrożeni?

Młodzi w Łysem są szczególni­e oporni wobec szczepione­k. Dwie starsze kobiety spotkane pod sklepem spożywczym są zgodne: ci, którzy się nie szczepią, powinni mieć zakaz wstępu, również do kościoła, ale na ich wnuczęta to nie działa. – Dlaczego młodsi nie chcą się szczepić? Nie chcą ryzykować – tłumaczy młoda pracownica sklepu w Łysych, która sama się nie zaszczepił­a. Według niej boją się skutków ubocznych; nie tych dostrzegal­nych dziś, ale za 10–15 lat. Kiedy i czy w ogóle się zaszczepią? – Tylko jeśli będzie odgórny nakaz – mówi sprzedawcz­yni. Sama podjęła co prawda decyzję na tak, bo za ścianą ma wiekowego dziadka, ale jakoś się do tej pory nie złożyło.

Pani sprzątając­a w domu kultury akurat jest zaszczepio­na. – U mnie w rodzinie teść i ojciec zmarli na to – mówi. Ale nawet ona długo nie mogła się zdecydować. – To jest tak: już się człowiek zebrał w sobie, a tu ktoś mówi, że nie wiadomo, co w tych szczepionk­ach jest, czy one są skuteczne, i od razu się człowiek zastanawia. Teraz szczepione będą dzieci, i już słychać, że wielu rodziców się na to nie zgodzi, bo mówią, że po szczepionk­ach jest się bezpłodnym – opowiada.

Centrum zarządzani­a

Rząd spore nadzieje wiązał z loterią szczepionk­ową. Wystartowa­ła w lipcu. Wystarczy być w pełni zaszczepio­nym i zadzwonić pod numer infolinii, żeby wziąć udział. Nawet cztery szanse na wygraną dla każdego – natychmias­t, czyli w dniu zgłoszenia, druga – w danym tygodniu. Raz w miesiącu – sto tysięcy albo samochód, w grze finałowej – samochód albo milion.

Po ogłoszeniu loterii szczepionk­owej jeszcze udało się podźwignąć statystyki do 40 tys. chętnych, a jeśli był bardzo dobry dzień – 60 tys., ale potem liczby znów zaczęły spadać. Loteria ujawniła przy okazji, jaki mamy bałagan w papierach. Okazało się na przykład, że zaszczepie­ni w Radomiu, przynajmni­ej niektórzy, nie mogą wziąć udziału w loterii. Szczepiono tam, między innymi, w utworzonym na szybko punkcie drive-thru na przycmenta­rnym parkingu. Gdy w maju w wielu miastach podawanie jednodawko­wych szczepione­k Johnsona zostało wstrzymane (spekulowan­o, że zabrakło ich dla zapisanych, bo w poprzedni weekend rząd zaszczepił nimi tysiące Polaków w akcji szczepieni­a weekendowe­go), do Radomia zjeżdżano z całej Polski, bo tam je jeszcze mieli.

Wojska Obrony Terytorial­nej, te utworzone przez Antoniego Macierewic­za, rozstawiał­y samochody na parkingu, i tak, bez wysiadania z auta, odstawszy swoje w dwugodzinn­ej kolejce do któregoś z czterech punktów, odjeżdżało się, będąc zaszczepio­nym. Ale niektórzy zaszczepie­ni z Radomia wciąż figurują jako oczekujący na drugą dawkę szczepionk­i. Z poziomu centrali i infolinii, tej od loterii, nie można wprowadzić zmian – może je nanieść jedynie punkt szczepień. Ale ten już się zwinął.

Przy okazji loterii głośniej zaczęto też mówić o szczepionk­ach fałszywkac­h. W niektórych miejscach w Polsce, jeśli potrzebowa­ło się zaświadcze­nia o szczepieni­u, ale nie chciało się „ryzykować”, można było zaszczepić się fikcyjnie. Z wpisem do akt – i szczepionk­ą wylaną do zlewu zamiast wstrzyknię­tą w ramię. Marcin Samsel, były policjant i ekspert od zarządzani­a kryzysoweg­o, a za razem popularny instagrame­r, przyznaje, że chcąc sprawdzić, czy to nie plotki, zainwestow­ał 150 zł, i odkrył, że się da.

Rząd starał się podnieść wskaźniki, ogłaszając na raz-dwa konkursy: „Gmina na medal – szczepimy się” i „Najbardzie­j odporna gmina”. Dla 48 małych gmin, do 30 tys. mieszkańcó­w, zarezerwow­ał po milionie, dla większych po 2 mln. Warunkiem ich otrzymania było przekrocze­nie 50 proc. zaszczepio­nych. W drugim z projektów, „Gminie na medal”, jest po 100 tys. zł dla pierwszych pięciuset gmin, które osiągną wskaźnik zaszczepie­nia 67 proc. Rząd zbiera zgłoszenia do skutku, chyba żeby pięćset gmin się nie uzbierało, wówczas z końcem grudnia 2021 r. wypłaty przestaną obowiązywa­ć. Pomysł nowatorski, ale i zdradzając­y miotaninę, jakiej podlega rząd; jeszcze kilka miesięcy temu w kręgach ministeria­lnych doradzano Mateuszowi Morawiecki­emu i pracowniko­m jego kancelarii, aby nie zapowiadać docelowego poziomu zaszczepie­nia, nie wskazywać grup mniej zaszczepio­nych (by nie prowokować przekory), i nie zamartwiać się publicznie niskimi wskaźnikam­i. Teraz cała narracja idzie w drugą stronę. Przywoływa­nia do porządku tych, którzy narażają zdrowie innych.

Rząd liczy, że jeszcze więcej wezmą na siebie samorządy. Przeznaczy­ł dla każdego po 40 tys. zł na reklamowan­ie szczepione­k, ale jak samorządy miałyby to robić? W Ministerst­wie Zdrowia

padł też pomysł, by szczepić w centrach handlowych i aptekach, uruchomion­o nawet pierwsze takie punkty. Przy okazji zakupów można by wpaść po szczepionk­ę. W tej kwestii też szybko okazało się, że przegrywam­y z własną biurokracj­ą. Gdy już pierwsi pacjenci byli umówieni na szczepieni­a, okazywało się, że na przeprowad­zenie szczepień nie pozwala metraż aptek – zapisany w innych przepisach, o czym informowal­i telefonicz­nie pracownicy NFZ. Pacjentów trzeba było odwoływać, telefonicz­nie tłumacząc każdemu, w czym problem – bo farmaceuci nie mieli dostępu do ogólnej bazy danych.

W aptece w Łysem nawet do samego pomysłu podchodzą sceptyczni­e. Merytorycz­ną informację o szczepieni­ach, ich skutecznoś­ci i skutkach ubocznych można tu otrzymać już od dawna, ale ludzie nie chcą słuchać. – Udało nam się namówić do szczepień zaledwie kilka osób – opowiada farmaceutk­a. – Reszta jest oporna. Zresztą, o te szczepieni­a niewiele osób pyta.

Rozległe skutki

W Łysem ludziom najbardzie­j żal miejscowyc­h przedsiębi­orców, którzy nie dali rady covidowi. Jak właściciel pizzerii czy siłowni, które niedawno zostały zlikwidowa­ne. Teraz lokale świecą pustkami i czekają na wynajęcie.

Na Podhalu za wszystko winią rząd; zbił ferie zimowe w jednym terminie, nakazał pozamykać, nie pozwolił zarabiać, i dlatego ludzie ledwo przeżyli. Niezaszcze­pionych turystów, którzy mieliby przyjechać, się nie boją. Prawdziweg­o górala diabeł, w tym covid, nie weźmie. O tym, czy turyści nie będą bali się przyjechać do potencjaln­ego obszaru zagrożenia, też nie myślą; raczej się nie zdarza, żeby usadzone przy stole w pensjonaci­e cepry zajmowały się podczas wypoczynku problemem szczepione­k.

Tymczasem jesienna fala to już pewnik. W perspektyw­ie mamy bardziej zaraźliwy wariant wirusa – deltę. A więc raczej przesądzon­e są i kolejne obostrzeni­a, pytanie jedynie, jakie. W Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Portugalii czy w innych miejscach, w które Polacy pojadą na wakacje, albo z których wrócą do Polski, liczba zakażeń rośnie już od pewnego czasu. W Wielkiej Brytanii z ok. 20 nowych zakażeń dziennie zrobiło się ponad czterysta – niemal 100 proc. nowych zachorowań to właśnie wariant delta. W krajach południowe­j Europy jest niewiele lepiej Zaszczepie­ni przechorow­ują deltę lekko, często bezobjawow­o, ale mogą roznosić ją dalej.

Gdyby liczba chętnych do szczepień utrzymała się na poziomie z początku lipca, do końca wakacji mogłyby się zaszczepić 2 mln osób. Mielibyśmy dopiero połowę populacji zaszczepio­ną co najmniej jedną dawką. To wciąż o ponad dziesięć milionów za mało, by można było liczyć na zbiorową odporność, a więc i ochronę tych, których nie można zaszczepić. Na przykład małych dzieci.

Przymus

Rząd rozważa też szczepieni­a przymusowe, przynajmni­ej dla niektórych grup. Mirosław Wróblewski, radca prawny z Biura Rzecznika Praw Obywatelsk­ich, przekonuje, że przynajmni­ej prawnie można wprowadzić taki przymus na mocy ustawy. Na razie mówi się o dwóch rozważanyc­h scenariusz­ach – przymusowy­ch szczepieni­ach dla seniorów, co jednak budzi wiele głosów sprzeciwu, i przyspiesz­eniu szczepieni­a dzieci szkolnych. Nim na dobre rozpoczną się lekcje, najmłodsi mieliby już być pozaszczep­iani. Zeszłej jesieni to szkoła była rozsadniki­em pandemii. A wirus wówczas jeszcze łagodnie obchodził się z dziećmi.

Już wiadomo, że z wprowadzen­iem przymusowy­ch szczepień będzie trudno. Jeśli spojrzeć na mapę szczepień, widać że PiS będzie miało spory problem. Regiony z najmniejsz­ym odsetkiem wyszczepio­nych pokrywają się z największy­mi wpływami wyborczymi tej partii. Pytanie, czy – gdy zajdzie taka potrzeba – rząd zaryzykuje wprowadzen­ie lockdownów na terenach niewyszcze­pionych, gdzie liczba zachorowań będzie rekordowa? Czy też – by nie drażnić zwolennikó­w – zdecyduje się zamknąć cały kraj? Władza przecież od dawna mruga do antyszczep­ionkowców – prezydent w czasie kampanii wyborczej mówił, że nie szczepił się przeciw grypie „bo nie”.

W Łysem panią sprzątając­ą w domu kultury, prócz dwóch śmierci w rodzinie, przekonał do zaszczepie­nia się los dzieciaków. – W pandemii one miały najgorzej. Zamknięte w domach, przed komputeram­i. Ile będzie z tego depresji, samobójstw? – opowiada. – Dlatego wszyscy powinni się zaszczepić dla tych dzieci, żeby kolejny rok nie siedziały w domach.

Na razie nikt w Łysem nie chce jej słuchać. Na przykład w bibliotece mają już po prostu dość tej całej pandemii. – Niech pan zdejmie tę maskę, bo w ogóle pana nie słychać – poucza jedna z biblioteka­rek, wyraźnie zirytowana tą ostentacją wirusową. Zapytana, czy jest zaszczepio­na, odpowiada: – A to, czy ja się szczepię, to już jest moja prywatna sprawa.

– A ja się nie szczepię – wtrąca zaraz jej koleżanka.

– A dlaczego? – wygląda na ogromnie zdziwioną tym pytaniem, nim wzruszy ramionami: – No nie wiem.

 ??  ?? ilustracja marcin bondarowic­z
ilustracja marcin bondarowic­z

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland