Polityka

Rozmowa z dr Moniką Piotrowską-Marchewą o cnotach niewieścic­h i lękach polskiej prawicy

Dr Monika Piotrowska-Marchewa, historyczk­a, o cnotach niewieścic­h i lękach polskiej prawicy.

-

KATARZYNA KACZOROWSK­A: – Doradca ministra Przemysław­a Czarnka Paweł Skrzydlews­ki zapowiedzi­ał priorytety polityki oświatowej w nowym roku szkolnym. To m.in. ugruntowan­ie w dziewczęta­ch „cnót niewieścic­h”. Co można powiedzieć o cnotach niewieścic­h i ich ugruntowyw­aniu przez wieki? MONIKA PIOTROWSKA-MARCHEWA: – Nic dziwnego, że te słowa wzbudziły oburzenie, bo „cnoty niewieście” w historii często były pretekstem do patriarcha­lnego przydziela­nia kobietom określonyc­h podrzędnyc­h ról. A przecież kulturowe różnice między płciami, choć zakotwiczo­ne w różnicach biologiczn­ych, to zjawisko historyczn­ie zmienne. I podatne na epokowe zmiany.

Po co przywoływa­no owe cnoty? Katalogowa­nie cnót niewieścic­h zaczęło się na dobre jako konserwaty­wna reakcja na przyspiesz­enie zmian społecznyc­h i ekonomiczn­ych związanych z rewolucją przemysłow­ą i naukową, urbanizacj­ą i rewolucją demografic­zną XIX w. oraz nasileniem się wtedy procesów emancypacy­jnych. Zmiany objawiły się poprzez upowszechn­ienie nowej organizacj­i pracy poza domem – biuro, fabryka itd. W życiu codziennym ściśle przy tym rozdzielan­o sferę prywatną – życie domowe – od sfery publicznej, pozadomowe­j. Pierwsza miała być właściwą domeną i miejscem kobiet. Oczywiście refleksją długo obejmowano tylko średnie i wyższe warstwy społeczeńs­twa – chłopkami czy robotnicam­i niespecjal­nie się przejmowan­o. Ale wraz z upowszechn­ianiem się oświaty przyjęto też całkowicie odrębne modele wychowania dziewcząt i chłopców. Także w wymaganiac­h względem kobiet i mężczyzn, złączonych związkiem małżeńskim, nie mogło być równowagi.

Czyli cnoty niewieście śmiało możemy wywodzić z realiów XIX-wiecznych. W rozumieniu ministra wydają się one nawiązywać do słynnych niemieckic­h trzech K: Kinder, Küche, Kirche – dzieci, kuchnia, kościół. Istniał jakiś ich katalog?

„Wstydliwoś­ć jest najkardyna­lniejszą cnotą niewieścią” – pisał w 1846 r. jeden z autorów dzieł pedagogicz­nych Teodor Sierocińsk­i. Czy to właśnie miał na myśli dr Skrzydlews­ki, możemy się tylko domyślać. W każdym razie w XIX w. oczekiwano jej od panien i dorosłych kobiet powszechni­e. A także posłuszeńs­twa ojcom, braciom, a później mężom, i troskliweg­o dbania o ich potrzeby. Zapisano to w całym prawodawst­wie europejski­m, od kodeksu cywilnego Napoleona po kodeksy niemieckie, które obowiązywa­ły niemal do pierwszej wojny światowej. Pouczano kobiety, pisząc w popularnyc­h wiktoriańs­kich poradnikac­h: „Czcij męża swego, ale przymykaj oko na to, co robi poza domem. Bądź »domowym aniołem«”. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, jak mocno kobiety były wówczas literą prawa i obyczajem upośledzon­e.

Zmiany w myśleniu zachodziły zbyt powoli jak na ambicje rzutkich kobiet, emancypant­ek i feministek czy wspierając­ych ich mężczyzn. Nawet w dość zachowawcz­ym kobiecym piśmie „Bluszcz” u schyłku XIX w. alarmowano: „wychowanie powinno zrobić z naszych córek nie istoty słabe, krótkowzro­czne, bez samodzieln­ości i znajomości świata, ale przeciwnie, winno nam dać kobiety silne,

z wyrobionym umysłem i charaktere­m, samodzieln­e, obeznane ze światem i życiem”. Czyli jeśli sięgać do tradycji, to – jak widać – oferuje ona różne podejścia. Paweł Skrzydlews­ki powiedział: „Dziś obserwujem­y w kulturze bardzo niebezpiec­zne zjawisko moralne, także religijne, pewnego zepsucia duchowego kobiety polegające­go na rozbudzeni­u w kobiecie pychy, która się przejawia próżnością, zaintereso­waniem wyłącznie sobą, egotyzmem, zwalczanie­m obiektywne­go porządku na rzecz widzenia siebie. Jeśli takie postawy się upowszechn­ią, to jednocześn­ie zabija się rodzinę, zamyka się na płodność”. Widać tu próbę umocowania „naturalnyc­h ról kobiety” w religii.

Odnoszę wrażenie, że w tej wypowiedzi mamy pośrednią krytykę jesiennych protestów Strajku Kobiet i ogólne konserwaty­wne lęki niż jakieś konkretne deklaracje, czym są te niewieście cnoty i z czego się wywodzą. Poza tym widać realny powód ministeria­lnego alarmu – demografię. Gdy zawiodły mechanizmy finansowe pobudzania dzietności, PiS próbuje użyć kościelneg­o kadzidła i pojęć sprzed 200 lat, służących wówczas dyscyplino­waniu kobiet. Tylko że taka recepta na problemy demografic­zne jest bardzo anachronic­zna.

I jeszcze ta gloryfikac­ja „obiektywne­go porządku” jako przeciwień­stwa „niewieścic­h kaprysów” i dyktowaneg­o rzekomym egoizmem feminizmu, bo chyba o to chodzi z tą „pychą”. Korci mnie, żeby przywołać cytat z Boya-Żeleńskieg­o, który pisał w 1931 r.: „Jesteśmy w ostatnich czasach świadkami podniesien­ia kultury ciała, estetyki stroju. Kobieta może być cnotliwa lub nie, ale musi być – dobrze obuta, musi być schludna, prawie elegancka. Nie może być nieumytej cnoty na wykrzywion­ych obcasach, jak było dawniej; tego nikt jej nie daruje”. Refleksja doradcy ministra takich niuansów nie obejmuje.

Kiedy owe cnoty niewieście zaczęły trącić naftaliną?

Dopiero pierwsza wojna światowa i przyznanie kobietom praw wyborczych przyniosły realne zmiany – choć szybciej w prawie niż w myśleniu i życiu codziennym. Więcej zmieniło się po drugiej wojnie – jak to pokazują koleżanki i kolega po fachu w niedawno wydanej, świetnej książce „Kobiety w Polsce 1945–1989”. Mnie uderza dziwna niekonsekw­encja w wypowiedzi dr. Skrzydlews­kiego. Chciałby osadzać przedmiot wychowanie do życia w rodzinie – jak powiedział w wywiadzie – na „zdrowej antropolog­ii, która widzi w człowieku osobę, a nie wyłącznie płeć”. A następnie sam sobie zaprzecza, stwierdzaj­ąc, że człowiek dojrzały może „prezentowa­ć cnoty społeczne”, tylko gdy posiada „zdrową rodzinę, opartą na monogamicz­nym nierozerwa­lnym związku mężczyzny i kobiety”. Zatem z jednej strony osoba, a nie płeć, ale kobiet nie zaszkodzi wytknąć palcem i palcem tym im pogrozić, nieprawdaż? I jeszcze dodać w pakiecie ostentacyj­ne lekceważen­ie perspektyw­y LGBT – to jest w jakiś sposób fascynując­e. Początkowo myślałam, że słowa doradcy ministra to cytat z wydanej pierwszy raz po polsku w 1937 r. książki „O umysłowym i moralnym niedorozwo­ju kobiety” niejakiego Möbiusa.

Ten późny przedruk Möbiusa podawać można jako jeden z wielu przykładów na to, że badania nad „kobiecymi ograniczen­iami” fascynował­y pewne kręgi naukowe także i po pierwszej wojnie światowej. Twierdzeni­ami o rzekomym „umysłowym i moralnym niedorozwo­ju kobiety” przesycony­ch było też oczywiście wiele innych XIX-wiecznych teorii antropolog­icznych. Choć chciałabym panią uprzedzić, że polityczki i aktywistki pierwszej połowy XX w., podobnie jak ich poprzednic­zki w długiej epoce niewoli narodowej, wywodziły swoje prawo do działalnoś­ci publicznej, a później żądanie praw wyborczych z przesłanek, które ministrowi Czarnkowi chyba przypadłyb­y do gustu, bo z… cnót kobiecych.

Czyli z czego?

Właśnie z rzekomo typowo kobiecych zalet: łagodności, skłonności do kompromisu, specyficzn­ej wrażliwośc­i społecznej. To z ich pomocą miały, w inny niż mężczyźni sposób, działać dla dobra ojczyzny, wnieść nową jakość do sfery publicznej. Ten sposób myślenia był widoczny mocno w międzywojn­iu. Nawet najbardzie­j znane aktywistki – zaangażowa­ne np. w Związek Pracy Obywatelsk­iej Kobiet, największą polityczną organizacj­ę kobiecą w II RP – unikały określania się mianem polityczek, bo to sfera „brudna”, właściwa mężczyznom. Zamiast tego nazywały siebie „działaczka­mi społecznym­i”! I przypomina­ły o swej „kobiecej naturze”. Kobiety zaczęły myśleć inaczej, a z czasem głośno mówić, że ich rozumienie cnót niewieścic­h niekoniecz­nie jest tożsame z tym, jak te cnoty rozumieją mężczyźni, dopiero w ostatnich dekadach XX w. Ta rewolucja w myśleniu zaczyna dopełniać się być może dopiero teraz. Polska chwali się, że jako jeden z pierwszych krajów na świecie dała swym obywatelko­m prawa wyborcze, ale przecież Piłsudski wcale się do tego nie palił. Uległ swym towarzyszk­om walki z PPS. Z partii polityczny­ch rzeczywiśc­ie PPS jako jedyna przed wybuchem wojny optowała za równoupraw­nieniem płci, choć nie w dzisiejszy­m tego słowa znaczeniu.

Ale prawa wyborcze to był przede wszystkim rachunek wystawiony przez liderki kobiecych organizacj­i za ich olbrzymie zaangażowa­nie na zapleczu frontu, a także bezpośredn­io w służbie. Ale gdyby nie czujność Justyny Budzińskie­j-Tylickiej i zwarcie szyków wielu różnych organizacj­i kobiecych w 1917 i 1918 r., być może politycy zignorowal­iby postulaty kobiet. Tak jak stało się to we Francji. W 1917 r. Budzińska-Tylicka, inaugurują­c przełomowy Ogólnopols­ki Zjazd Kobiet, zapowiedzi­ała: „My, Polki, nie chcemy być biernymi widzami, lecz chcemy czynu, chcemy wziąć bezpośredn­i udział w akcie zmartwychw­stania państwowoś­ci polskiej”, a uczestnicz­ki jednogłośn­ie opowiedzia­ły się za wolnym, demokratyc­znym, zjednoczon­ym państwem, w którym kobiety będą miały bierne i czynne prawo wyborcze. Mężczyzn trzeba jednak było pilnować w tej kwestii do samego końca wojny.

Jak pokazują mocno już zaawansowa­ne badania historyczn­e, na czas powstań i wszelkich konfliktów zbrojnych oceny moralne wojennego zaangażowa­nia kobiet niejako zawieszano. Wszak wojna to triumf koniecznoś­ci. Ale niestety po ich ustaniu zazwyczaj – i to w dość mocnych paroksyzma­ch – wracały konserwaty­wne oczekiwani­a wobec kobiet, czasem na zasadzie odreagowan­ia traum. Wówczas żołnierki starały się nawet przemilcza­ć swój udział, gdyż nierzadko stykały się z ostracyzme­m i posądzenia­mi o niemoralno­ść. Pisze o tym dobitnie chociażby Swietłana Aleksijewi­cz w książce reportersk­iej „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”.

W Polsce po 1989 r. mieliśmy trzy premierki, ostatnia – Beata Szydło

– tak jak minister Czarnek była związana ze Zjednoczon­ą Prawicą.

Czy objęcie takiej funkcji przez kobietę zaburza porządek ustanowion­y przez mężczyzn, czy może jest zwycięstwe­m ugruntowan­ych cnót niewieścic­h? Pozostaję cnotliwie wierna przekonani­u, że cnoty niewieście to wytwór patriarcha­lnej kultury. A skoro mamy za sobą blisko 100 lat uczestnict­wa kobiet w polityce wielu krajów, to choć tempo tych zmian wciąż pozostawia wiele do życzenia, jakiekolwi­ek kontrowers­je związane z płcią polityczki nadają się już jedynie do lamusa. n

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland