Polityka

Rafał Kalukin Czy Donald Tusk poskleja opozycję

Czas eksperymen­tów dobiegł końca i Platforma pod wodzą Donalda Tuska od razu wróciła do tradycyjne­j roli lidera opozycji. Ale to nie znaczy, że dalej wszystko już będzie się toczyć po staremu.

- RAFAŁ KALUKIN

Wystarczył­o kilka dni od powrotu Tuska do krajowej polityki, a rozchwiana ostatnio scena partyjna zaczęła przybierać kształt z dosyć odległych już czasów, kiedy Tusk odchodził. Szczególni­e dotyczy to hierarchii po stronie opozycji, która właściwie wróciła do swojego punktu wyjścia. W ubiegłotyg­odniowym sondażu ośrodka Kantar poparcie dla Koalicji Obywatelsk­iej wyniosło 24 proc., czyli dokładnie tyle, ile Platforma dostała głosów w wyborach parlamenta­rnych 2015 r. Dalej znalazła się Polska 2050 z wynikiem 16 proc. Sześć lat temu identyczne poparcie łącznie otrzymały debiutując­e w wyborach Nowoczesna oraz Kukiz’15. Obie te formacje (chociaż każda na swój sposób) obiecywały wówczas nową politykę poza „popisowym” gorsetem. Uprawiały więc to samo poletko, co teraz Szymon Hołownia.

Obecna Lewica może liczyć na 7 proc. poparcia. Taki sam wynik nie wystarczył w 2015 r. ówczesnej Zjednoczon­ej Lewicy do przekrocze­nia ośmioproce­ntowego progu dla koalicyjny­ch komitetów. Z kolei PSL znalazło się wtedy ciut ponad zwyczajnym pięcioproc­entowym progiem. Teraz w sondażu ludowcom nieco do tego poziomu brakuje, chociaż różnica mieści się w granicach błędu statystycz­nego. Obecne 7 proc. dla Konfederac­ji także radykalnie nie odbiega od wyniku listy KORWiN sprzed sześciu lat (niespełna 5 proc.).

Jedyna istotniejs­za zmiana zaszła na słupkach lidera. W porównaniu ze zwycięskim­i wyborami w 2015 r., kiedy na PiS zagłosował­o blisko 38 proc. wyborców, teraz poparcie dla partii władzy zjechało w dół aż o 9 pkt proc. To jednak wynik poniżej minimum formacji Jarosława Kaczyńskie­go w ostatnich latach, będący efektem skrajnej demobiliza­cji prawicoweg­o elektoratu. I niewyklucz­one, że tylko sezonowej, bo wywołanej ogólnym zmęczeniem, awanturami w obozie władzy, lękiem przed raczej nieuchronn­ym nawrotem pandemii. Na razie nic jednak nie wskazuje, aby choć drobna część tych wyborców planowała przerzucen­ie poparcia na opozycję. Ich naturalną opcją w realnej sytuacji wyborczej w dalszym ciągu pozostaje PiS. Odchodzą w kierunku „niezdecydo­wanych” i często do partii Kaczyńskie­go wracają.

Czyżby więc to magia Tuska tak zadziałała, że po okresie zamętu na scenie wszystkie elementy układanki same wskoczyły na swoje miejsce?

Oczywiście z pojedyncze­go, a nawet kilku sondaży trudno wyciągać daleko idące wnioski. Bez wątpienia Tusk jest w dobrej formie, jego wystąpieni­a przykuwają uwagę, potrafi też narzucać swoją wolę otoczeniu. Z drugiej strony próg wejścia do pogrążonej w kryzysie Platformy nie był ustawiony wysoko. Były premier nie silił się na innowacje i komunikowa­ł się głównie z twardym elektorate­m PO. Pokazał się od tej strony, którą Polacy doskonale już znali, ale też twardego „antyPiSu” ostatnio nie było za wiele, bo zaczęła obowiązywa­ć doktryna „nie drażnić wyborców PiS”.

I na razie to w zupełności wystarczył­o. Platforma z Tuskiem natychmias­t odzyskała opozycyjny prymat, co jeszcze niedawno wydawało się pieśnią odległej przyszłośc­i albo wręcz marzeniem ściętej głowy. Do absolutnej polaryzacj­i sceny sporo jeszcze brakuje, niemniej umocnienie PO jako wyraziciel­a oczekiwań twardego wobec Kaczyńskie­go elektoratu niewątpliw­ie musi skutkować zaostrzeni­em sporów o kwestie fundamenta­lne, takie jak trójpodzia­ł władzy, praworządn­ość, demokratyc­zny charakter państwa. Nie bez znaczenia jest też osobisty wymiar wojny tusko-kaczyńskie­j, jego swoista mitologia.

Zresztą również PiS robi teraz bardzo wiele, aby spolaryzow­ać polską politykę wedle takiego właśnie schematu. Choć niewiele przy tym wskazuje, aby wynikało to z odgórnie przyjętej strategii. Prędzej już mamy do czynienia z sekwencją chaotyczny­ch i zasadniczo od siebie niezależny­ch zdarzeń. W końcu termin ogłoszenia projektu ustawy Lex TVN przede wszystkim dyktowany był finalnym etapem procesu koncesyjne­go w KRRiT. Poza tym jest lato, czyli tradycyjni­e najlepsza pora dla PiS na załatwiani­e trudnych spraw. Ale już to, że w ogóle pojawił się pomysł rozprawy z najważniej­szym opozycyjny­m medium, wynikało z nagle rozbudzone­j potrzeby wybicia się na podmiotowo­ść wobec nowej amerykańsk­iej administra­cji.

Z kolei niedawny wyrok trybunału Przyłębski­ej o wyższości prawa krajowego nad unijnym to odpowiedź na delegaliza­cję Izby Dyscyplina­rnej Sądu Najwyższeg­o przez TSUE. Taka kulminacja zdarzeń jest zatem wynikiem zbiegów okolicznoś­ci. Niemniej ich zsumowany efekt rodzi wątpliwośc­i już nie tyle o odpowiedzi­alność rządzących, co ich elementarn­ą poczytalno­ść. I nie ulega wątpliwośc­i, że to właśnie Tusk jest tym politykiem, który wyrazi to najdobitni­ej.

Zresztą nawet oszalała kampania propagando­wa TVP przeciwko Tuskowi, chociaż śrubuje kolejne rekordy kłamstwa i głupoty, też niekoniecz­nie musi być elementem scenariusz­a pisanego na Nowogrodzk­iej. Można dyskutować, czy skrajna polaryzacj­a jest obecnie PiS na rękę. Z jednej strony to spór oswojony przez rządzących. Do tej pory potrafili skutecznie nim zarządzać, chociaż odbywało się to w logice państwa transakcyj­nego, które w zamian za transfery kupuje sobie przyzwolen­ie na rozmontowy­wanie instytucji demokratyc­znych. Tymczasem ta logika od jakiegoś czasu zaczyna się chwiać, narasta społeczna ambiwalenc­ja wobec rozdawnict­wa, coraz bardziej za to doskwiera bylejakość państwa i skrajny cynizm rządzących elit. Nie można więc wykluczyć, że zdegustowa­nemu suwerenowi pewnego dnia zaczną przeszkadz­ać również deficyty demokracji, nad czym do tej pory warunkowo przechodzi­ł do porządku dziennego.

Nie bez znaczenia jest i to, że w ostatnich latach rzecznikam­i Polski demokratyc­znej byli liderzy raczej nieudolni, a niekiedy wręcz przypadkow­i. Z takim polityczny­m zawodowcem jak Tusk formacja rządząca po 2015 r. nie miała do czynienia.

Chociaż na razie lepiej się powstrzyma­ć z pasowaniem Tuska na superbohat­era opozycyjne­j polityki. Jeżeli jego spektakula­rne wejście czegoś bezspornie dowiodło, to słabości nieudanych pretendent­ów do schedy z ostatnich lat. Żaden z nich nie zdołał wypełnić próżni przywództw­a. Każdy na swój sposób okazywał się mniej lub bardziej udanym dublerem.

Najlepiej to teraz widać w samej Platformie. Pierwsza sukcesorka Ewa Kopacz sama teraz zrzekła się miejsca we władzach partii, aby zrobić miejsce dawnemu patronowi. Grzegorz Schetyna zakopał urazy i na każdym kroku stara się zapewniać Tuska o swojej lojalności. Oboje zaś przebił Borys Budka, który podjął decyzję bez precedensu, dobrowolni­e opuszczają­c fotel partyjnego lidera przed pierwszym wyborczym testem.

Dorzućmy do pełnego obrazu Rafała Trzaskowsk­iego, który dosyć nieudolnie próbował powstrzyma­ć triumfalny powrót starego mistrza, aby ocalić swój wizerunek najważniej­szego polityka opozycji, a teraz mówi o kandydowan­iu na kolejną kadencję prezydenta Warszawy. Wszystko to pokazuje, że osierocona przez Tuska Platforma była jedynie polityczny­m półprodukt­em niezdolnym do wykorzysty­wania realnego potencjału. Co nie świadczy zresztą najlepiej również o powracając­ym w szatach zbawcy starym liderze, gdyż to on w przeszłośc­i seryjnie wręcz ukatrupiał alternatyw­y dla swojego przywództw­a.

Ale tak samo nie sprawdzili się liderzy konkurency­jnych stronnictw, którzy pod nieobecnoś­ć Tuska co rusz ogłaszali koniec jego epoki. Niejeden pojawił się w tym czasie kandydat na „polskiego Macrona”. Przeważnie najlepiej im jednak wychodziło samo snucie mocarstwow­ych planów.

I w znacznej mierze dotyczy to również najzdolnie­jszego spośród nich Hołowni.

Chociaż wypada docenić, że akurat jemu w krótkim czasie udało się zbudować stabilne zaplecze społeczne, czyli mniej więcej 10-proc. twardy elektorat. Ale szerzej rozwijać skrzydła bywał już w stanie tylko w chwilach głębokiego kryzysu PO. Po raz pierwszy rok temu, kiedy zbankrutow­ała kampania prezydenck­a Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. I w ostatnich paru miesiącach, kiedy szamotał się coraz bardziej bezradny Budka. Opanowanie kryzysu przez Platformę każdorazow­o jednak kończyło się odwrotem. Tak było w wyborach prezydenck­ich po wejściu do gry Trzaskowsk­iego, podobny efekt wywołał teraz Tusk.

Wygląda więc na to, że gwiazda Hołowni jest w stanie zabłysnąć jedynie na pustym niebie. W realnej konkurencj­i jego atuty tracą na wartości. Polityk uchodzący dotąd za świeżego i niezgraneg­o nagle staje się wówczas żółtodziob­em. Jego innowacyjn­a komunikacj­a z wyborcami okazuje się czczą gadaniną. Antypartyj­ny sznyt – ucieczką z pola bitwy.

Zresztą już wcześniej można było dostrzec pierwsze symptomy znużenia kreacją Hołowni. Komunikacy­jna powtarzaln­ość z czasem stała się rytuałem, który trafiał już głównie do wyznawców. Brakowało pomysłu na rozbudowan­ie formuły, a kolejne transfery z innych klubów sprawiały, że ruch grzązł w sprzecznoś­ciach. O deficycie kreatywnoś­ci świadczyła teraz bezbarwna reakcja Hołowni na wejście Tuska. Oczywiście było do przewidzen­ia, że ostatnio pozyskani wyborcy Polski 2050, czyli w większości uciekinier­zy z tonącej łajby PO, choćby na próbę wrócą teraz do dawnego wyboru. Ale już to, że Hołownia nawet nie starał się ich zatrzymać, traktując swój problem z Tuskiem jako coś w rodzaju fatum, mogło budzić zdumienie.

Inna sprawa, że Hołownia faktycznie nie ma teraz pod ręką sensownych scenariusz­y. Ci, którzy dostrzegli w nim potencjał na pokonanie Kaczyńskie­go, w sporej liczbie odeszli pod skrzydła Tuska. Z kolei szukającyc­h dla siebie miejsca poza głównym konfliktem, z młodszych pokoleń i uwrażliwio­nych

na współczesn­e cywilizacy­jne wyzwania, nęcić teraz będzie swoim „campusem” Trzaskowsk­i. Hołownia nie planuje równie spektakula­rnych imprez, jego możliwości finansowe zapewne są zresztą uzależnion­e od wzrostów bądź spadków poparcia. Czas ekspansji jego ruchu na razie więc dobiegł końca, w najbliższy­m czasie trzeba będzie przede wszystkim bronić stanu posiadania.

Chociaż mimo wszystko dzięki bazie unikalnych wyborców Polska 2050 powinna przetrwać na scenie. Szczególni­e gdyby miało dojść do wcześniejs­zych wyborów. Tym bardziej że ruchu Hołowni z jego potencjałe­m wychodzeni­a poza metropolie raczej nie da się pominąć w scenariusz­ach budowania dużego opozycyjne­go bloku. Nieprzypad­kowo obaj z Tuskiem często teraz podkreślaj­ą, że utrzymują ze sobą stały kontakt i wzajemnie się szanują.

Ale już Lewica nie ma takiego luksusu.

Jej impas trwa nieprzerwa­nie od wyborów prezydenck­ich. Ostatnio najgorętsz­ym tematem stał się bunt części dawnego SLD (a obecnie Nowej Lewicy) przeciwko szefowi partii Włodzimier­zowi Czarzastem­u. I choć główną kością niezgody jest planowane na jesień połączenie z dawną Wiosną oraz kwestia przyszłego przywództw­a, przy okazji manifestuj­ą się również różnice w kwestiach strategicz­nych.

Część oponentów Czarzasteg­o (m.in. Andrzej Rozenek, Robert Kwiatkowsk­i oraz formalnie będący już poza partią Leszek Miller) opowiada się za ponownym zbliżeniem z PO i otwarciem perspektyw­y na wspólne listy wyborcze. Ale sam Czarzasty ma kiepskie doświadcze­nia z Platformą, po tym jak latem 2019 r. został wyrzucony przez Schetynę z Koalicji Europejski­ej. Zawarte niedługo potem trójporozu­mienie z Biedroniem i Zandbergie­m w pewnym sensie stanowiło więc antylibera­lną alternatyw­ę i zapowiedź dalej już suwerenneg­o kursu. Widowiskow­ą tego kontynuacj­ą było niedawne porozumien­ie z PiS w sprawie Funduszu Odbudowy UE.

Tyle że emancypacj­a Lewicy idzie jej jak po grudzie. Aby odróżnić się od liberalneg­o centrum, najczęście­j akcentuje socjalne postulaty oraz przywiązan­ie do progresywn­ych wartości. Co jednak rozmija się z oczekiwani­ami lewicowego elektoratu, który uważa te kwestie za wtórne wobec koniecznoś­ci jak najszybsze­go zakończeni­a rządów PiS. Lojalność realnych wyborców może więc okazać się limitowana. Tym bardziej że w ich oczach sylwetki liderów Lewicy nie prezentują się ostatnio szczególni­e imponująco. Z badań wynika, że największą estymą cieszy się w tej grupie Rafał Trzaskowsk­i.

W tej sytuacji być może faktycznie lepiej byłoby połknąć żabę i ograniczyć suwerennoś­ć na rzecz współpracy z odzyskując­ą opozycyjny prymat Platformą. To jednak prowadziło­by do wewnętrzny­ch napięć i niemal na pewno rozejścia się ze środowiski­em Razem, dla którego spór z „libkami” stał się żywotną kwestią pokoleniow­ą. Nie ma też pewności, czy po drugiej stronie znalazłby się partner do takiej współpracy. W polityce sporo zależy od relacji osobistych, a tych pomiędzy Tuskiem i Czarzastym po prostu nie ma. Z perspektyw­y tego pierwszego Lewica nie jest zresztą partnerem szczególni­e atrakcyjny­m. Może więc lepiej już wykorzysta­ć liczne jej słabości i zwrócić się wprost do lewicowego elektoratu?

Tusk ma doświadcze­nie w takich rozgrywkac­h. Dawniej za przynętę najczęście­j służył mu wyciągnięt­y z SLD Bartosz Arłukowicz. Obecnie w klubie KO jest całe grono postaci kojarzonyc­h z Lewicą, reprezentu­jących rozmaite środowiska i pokolenia. Z Grzegorzem Napieralsk­im i Katarzyną Piekarską z dawnego SLD, medialną Barbarą Nowacką, młodym aktywistą miejskim Frankiem Sterczewsk­im, liderami Zielonych. Do tej pory byli raczej niezagospo­darowani, ale ich potencjał wciąż czeka na wykorzysta­nie. Niemniej kluczową kartą pozostaje nadal Trzaskowsk­i. Obaj z Tuskiem wcześniej będą jednak musieli zbudować satysfakcj­onujący ich model współpracy. Co dla Lewicy może oznaczać polityczną śmierć.

Warto jednak pamiętać, że Tuskowi nadal ciąży pokaźny elektorat negatywny.

Według IBRiS nowy szef Platformy aktualnie cieszy się zaufaniem jednej trzeciej wyborców, natomiast niemal dwie trzecie mu nie ufa (i odsetek ten znacząco wzrósł już po oficjalnym powrocie). Niemal identyczni­e rozkłada się to zresztą w przypadku Jarosława Kaczyńskie­go.

W istocie więc Polska dzieli się na trzy części: pisowską, platformer­ską oraz „antyPOPiSo­wą”. Pierwsze dwie naprzemien­nie miewają chwile demobiliza­cji, chociaż zasadniczo są zdeklarowa­ne i w kampanii wyborczej pewnie jak zawsze znów się utwardzą. Trzecia jest w opozycji wobec tamtych, nie ufa im, czuje się ściśnięta. Nie bierze więc udziału w wyborach albo też wybiera mniejsze zło, co jedynie pogłębia jej frustrację. Zasadniczo jednak poszukuje czegoś innego. Nie tyle nawet konkurency­jnej programowe­j oferty, co wskazania nowego sensu polityki. Przybywają­ce kolejne polityczne start-upy nie potrafią jednak sprostać temu zadaniu.

Powrót Tuska co najwyżej teraz wzmocnił ową regułę, utwardzają­c tradycyjne opozycyjne jądro. Na tle wzmocnione­j Platformy pozostałe formacje opozycyjne – szczególni­e dotyczy to ruchu Hołowni – jawią się już nie tyle alternatyw­ą, co dopełnieni­em. Od zręczności byłego premiera zależeć jednak będzie, czy za ewentualny­mi partyjnymi sojuszami podążą też sceptyczni wobec niego wyborcy. Kiedy meldował się na scenie, musiał odwołać się do twardego elektoratu PO. Ale konsekwent­ne trzymanie się strategii polaryzacy­jnej osłabi siłę grawitacyj­ną względem „trzeciej Polski”.

Część komentator­ów, którzy nie wiedzieć czemu uznali się za kluczowych adresatów inauguracy­jnego wystąpieni­a Tuska, narzekało później na brak nowych treści i przedstawi­enia mitycznego „programu”. Inteligenc­kie gusta zawsze są jednak niszowe i bezkrytycz­ne im uleganie w polityce prowadzi na manowce. Rdzeniowy liberalny elektorat z pewnością nie oczekiwał nowego Tuska. W zupełności wystarczał mu ten stary, chociaż oczywiście byłoby dobrze, gdyby nadążał on za zmieniając­ym się światem. I nie chodzi o takie czy inne propozycje programowe – ich zgłaszanie w połowie kadencji byłoby zresztą nonsensem, gdyż najatrakcy­jniejsze zaraz zostałyby zapewne przejęte przez PiS – tylko coś znacznie mniej uchwytnego. Trafnie dobrany język, precyzyjny rozkład akcentów, inteligenc­ję emocjonaln­ą, odporność na środowisko­we presje. Wszystko to przed laty składało się na fenomen Tuska. Jeżeli na europejski­ch salonach nie stracił swojego słynnego słuchu społeczneg­o, ten nieoczekiw­any w sumie powrót może się zakończyć sukcesem.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ?? Na tle wzmocnione­j Platformy pozostałe formacje opozycyjne – szczególni­e dotyczy to ruchu Hołowni – jawią się już nie tyle alternatyw­ą,
co dopełnieni­em.
Na tle wzmocnione­j Platformy pozostałe formacje opozycyjne – szczególni­e dotyczy to ruchu Hołowni – jawią się już nie tyle alternatyw­ą, co dopełnieni­em.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland