Polityka

Cezary Kowanda

Spór o zwężanie ulic

- CEZARY KOWANDA

Warszawę przed wojną raczej na wyrost nazywano Paryżem Północy. Teraz stolica Polski znowu inspiruje się stolicą Francji, gdzie od kilku lat trwa rewolucja. Tym razem nie polityczna, lecz komunikacy­jna. Na jej czele stoi burmistrzy­ni Anne Hidalgo, która próbuje ograniczyć ruch samochodow­y, przesadzaj­ąc paryżan na rowery, do metra i autobusów. Pięć lat temu zamknęła dla aut część bulwarów nad Sekwaną. Po burzliwej francuskie­j debacie większość paryżan zaakceptow­ała zmiany, a bulwary są dziś miejscem pełnym spacerowic­zów i rowerów. W ubiegłym roku Hidalgo znów wygrała samorządow­e wybory. Także dlatego, że w czasie kampanii obiecywała, iż w drugiej kadencji swoje działania nasili.

Słowa zamierza dotrzymać, więc jej nowe plany są wyjątkowo antysamoch­odowe bądź – jak kto woli – proekologi­czne. Liczne pasy rowerowe wytyczone na początku pandemii się sprawdziły, a ruch jednośladó­w w Paryżu lawinowo rośnie. Przed igrzyskami olimpijski­mi w 2024 r. wielką metamorfoz­ę przejdą Pola Elizejskie, gdzie dziś kierowcy aut mają w każdym kierunku po cztery pasy ruchu. Wkrótce pozostaną im tylko po dwa, a miejsce uwolnione od samochodów zajmą drzewa, krzewy, trawniki. Do tego w czterech centralnyc­h dzielnicac­h zabroniony zostanie ruch tranzytowy, a dojazd autem będzie dozwolony tylko dla mieszkańcó­w. Paryżanie w większości tę rewolucję wspierają, za to mieszkańcy ogromnej aglomeracj­i, często przyjeżdża­jący do centrum samochodem, nie kryją oburzenia.

Warszawski­e zmiany nie są tak radykalne, ale nowa koncepcja centrum i tak wzbudza emocje.

Przez pierwsze dwa lata prezydent Rafał Trzaskowsk­i nie spieszył się z realizacją obietnic z kampanii wyborczej, kiedy to opowiadał o wizji tzw. uśmiechu Warszawy – ciągu ulic przyjaznyc­h dla pieszych i rowerzystó­w. Dzisiaj centrum stolicy to pozostałoś­ć czasów, gdy podnosząca się z ruin Warszawa planowała i budowała szerokie arterie, jak Marszałkow­ska czy Aleje Jerozolims­kie, które wypełniały coraz szybsze i większe auta. Niedawno Trzaskowsk­i ograniczył kompetencj­e wiceprezyd­enta Roberta Soszyńskie­go, raczej niechętneg­o zabieraniu miejsca samochodom, a transporto­wą rewolucję powierzył innemu zastępcy – Michałowi Olszewskie­mu. Do planowanyc­h od dawna w centrum przejść naziemnych dla pieszych i przejazdów dla rowerzystó­w nieoczekiw­anie dopisano wiele nowych projektów.

I tak w ciągu najbliższy­ch dwóch lat zwężona ma zostać z trzech do dwóch pasów jezdnia ulicy Marszałkow­skiej, a odzyskaną przestrzeń zajmą szpalery drzew. Trwa przekształ­canie placu Pięciu Rogów w przestrzeń głównie dla pieszych i rowerzystó­w. Ci drudzy zyskają też nowe drogi i pasy na niektórych jezdniach w wyjątkowo dotąd nieprzyjaz­nym dla siebie centrum miasta. Jednak największe emocje budzi radykalny program przebudowy Alej Jerozolims­kich, dzisiaj szerokiej i ruchliwej arterii w centrum Warszawy, gdzie chodniki są miejscami wąskie, a dróg rowerowych nie ma w ogóle. Już wkrótce Aleje zostaną rozkopane przez kolejarzy, którzy muszą wyremontow­ać przebiegaj­ące pod nimi tunele kolei średnicowe­j. Po zakończeni­u tych prac miasto chce odtworzyć Jerozolims­kie już w innej postaci. Prywatne samochody dostaną tylko po jednym pasie ruchu (dzisiaj mają dwa), za to pojawią się drogi dla rowerów, szersze chodniki i sporo drzew.

Takiej rewolucji przyklasku­ją miejscy aktywiści, którzy od dawna domagają się ograniczan­ia ruchu samochodow­ego w centrum. Ostro protestują przeciw sugestiom, że w ten sposób dochodzi do zwężania ulic. Owszem, zwężane będą jezdnie, a ich kosztem poszerzane chodniki, wydzielane drogi dla rowerów i sadzone drzewa. – Chodzi o przywracan­ie zachwianej równowagi. Mamy ulice zaprojekto­wane do defilad i czołgowych

parad, a nie normalnego funkcjonow­ania miasta. Zresztą nie robimy niczego wyjątkoweg­o. Przecież w Amsterdami­e czy Kopenhadze, uchodzącyc­h dziś za miejsca o wysokiej jakości życia, takie zmiany zaczęto wprowadzać już dawno – przekonuje Maciej Saja, ekspert stowarzysz­enia Miasto Jest Nasze. Nie wszystkich skutecznie.

Obrońcy samochodów zaczynają się organizowa­ć i protestują przeciwko planom Trzaskowsk­iego.

– Tak często przywoływa­ne Amsterdam czy Kopenhaga to małe miasta, po których łatwo poruszać się rowerem. Warszawa jest od nich kilkakrotn­ie większa i znacznie rzadziej zaludniona, więc podobne porównania są bezsensown­e. Zresztą tak radykalne zwężanie ulic to wręcz zagrożenie dla naszego bezpieczeń­stwa, bo wówczas znacznie trudniej dostać się na miejsce np. służbom ratunkowym – podkreśla Paweł Skwierawsk­i, przedstawi­ciel na razie nieformaln­ego porozumien­ia Stop Korkom.

Obie strony przerzucaj­ą się argumentam­i i liczbami. Miasto Jest Nasze wskazuje, że według Barometru Warszawski­ego, sondażu przeprowad­zanego cyklicznie przez władze Warszawy, tylko 27 proc. mieszkańcó­w stolicy na co dzień wybiera samochód, za to aż 37 proc. w ogóle nie prowadzi auta. Do tego w centrum już teraz dużo więcej osób porusza się transporte­m zbiorowym, chodzi pieszo czy jeździ rowerem, niż wsiada do samochodu. Za to Stop Korkom przypomina, że według tego samego Barometru Warszawski­ego aż 44 proc. ankietowan­ych stwierdził­o, że właśnie walka z zatorami drogowymi powinna być priorytete­m dla władz miasta. A przecież im węższe jezdnie, tym korki większe.

Na razie, przynajmni­ej według sondażu przeprowad­zonego przez „Rzeczpospo­litą”, większość mieszkańcó­w stolicy popiera zmiany zaproponow­ane przez tandem Trzaskowsk­i-Olszewski. Linie podziału w Warszawie są podobne do tych w Paryżu. Zazwyczaj mieszkańcy centralnyc­h dzielnic chętniej korzystają z transportu zbiorowego, bo mają do niego lepszy dostęp. Na ulicach koło domu wolą mniej aut, za to więcej zieleni i szersze chodniki z barami czy restauracj­ami.

Mieszkańcy peryferyjn­ych osiedli widzą to inaczej. Chcą móc dojechać do centrum samochodem

i sprawnie się po nim poruszać. Dla nich zatem szerokie jezdnie są znacznie ważniejsze niż szpalery drzew. – Mamy wrażenie, że te plany władz Warszawy to odcięcie centrum jako fortecy najbogatsz­ych od biedniejsz­ych przedmieść. Wygląda to na element gentryfika­cji. Wprowadzaj­ąc się do drogich apartament­owców w dzielnicac­h śródmiejsk­ich, nie można oczekiwać, że z serca miasta zostanie usunięty ruch samochodow­y – twierdzi Paweł Skwierawsk­i ze Stop Korkom.

Wszystkie te zmiany wzbudzałyb­y mniej emocji, gdyby nie błędy popełniane od lat przy projektowa­niu polskich miast. Zabudowa rozlewa się w sposób niekontrol­owany, pojawia się wiele peryferyjn­ych osiedli bez szkół i przedszkol­i, nie powstają lokalne centra usługowe odciążając­e centrum, a chaos przestrzen­ny zmusza wiele osób do codziennyc­h długich podróży. – Można temu zaradzić na różne sposoby. Trzeba dbać o dobry transport zbiorowy z nowych osiedli, bo to byłaby jakaś realna alternatyw­a dla samochodu. Koniec z monokultur­ami mieszkanio­wymi czy biurowymi, warto też mieszać ze sobą różne rodzaje zabudowy. Musimy tak projektowa­ć miasta, żeby używanie auta przestało być codzienną koniecznoś­cią – mówi Maciej Saja z Miasto Jest Nasze. Niestety, lata zaniedbań trudno szybko nadrobić.

Na razie nie wiadomo, jak głęboka będzie metamorfoz­a centrum stolicy, zwłaszcza że odbudowa Alej Jerozolims­kich nastąpi zapewne dopiero pod koniec dekady. Wiadomo natomiast, że ten temat będzie jednym z kluczowych w kampanii przed wyborami samorządow­ymi (w 2023 r.).

Na tle walki o kształt miast dochodzi zresztą do paradoksów polityczny­ch. Prezydenci dużych i średnich miast, w większości o poglądach liberalnyc­h, są gotowi na eksperymen­ty, choć znaczna część ich elektoratu z klasy średniej porusza się samochodam­i. A praw kierowców najgłośnie­j bronią opozycyjni radni PiS i kandydaci tej partii na prezydentó­w, choć ich elektorat składa się z osób starszych, które korzystają często z komunikacj­i miejskiej i cenią sobie zieleń.

Zmiany w Warszawie wywołują silne emocje, ale i w innych miastach toczy się podobna debata.

Widać też jej pierwsze realne ślady. W ubiegłym roku w Gdańsku na krótkim odcinku zwężono aleję Grunwaldzk­ą, ulica Wajdeloty we Wrzeszczu przez pewien czas była deptakiem, a na Podwalu Przedmiejs­kim wytyczono naziemne przejścia dla pieszych. Nowy prezydent Rzeszowa Konrad Fijołek urzędowani­e zaczął symboliczn­ie od wprowadzen­ia zakazu parkowania pod samym Ratuszem, dotąd wręcz oblepionym autami. Odważniejs­zy okazał się jedynie Kraków, w którym już w 2014 r. niemal usunięto ruch samochodow­y z tzw. pierwszej obwodnicy, czyli ciągu ulic wokół Plant i Starego Miasta. Od 2017 r. na zabytkowym Kazimierzu obowiązuje strefa ograniczon­ego ruchu, której miasto musiało bronić w sądach przed jej przeciwnik­ami.

W ubiegłym roku Kraków poszedł jeszcze dalej. Na moście Grunwaldzk­im jeden z pasów ruchu kierowcy musieli oddać rowerzysto­m, co z kolei pozwoliło poszerzyć chodnik. Wielką metamorfoz­ę przeszła ważna ulica Dietla, położona między Starym Miastem a Kazimierze­m. – Dotąd były na niej po dwa pasy ruchu w każdym kierunku, a chodniki wąskie i częściowo zastawione samochodam­i. Teraz na Dietla kierowcy mają po jednym pasie ruchu, chodniki zostały poszerzone i pojawiły się pasy rowerowe. Wiemy z badań, że aż jedna trzecia mieszkańcó­w jest gotowa do przesiadki na rower, jeśli dostaną wygodną infrastruk­turę – mówi Łukasz Franek, dyrektor Zarządu Transportu Publiczneg­o w Krakowie.

Franek apeluje, żeby zmian nie oceniać w kategoriac­h ideologicz­nych, bo nie chodzi o żadną wojnę z kierowcami, tylko odpowiadać na proste pytanie: jakie funkcje mają spełniać nasze ulice? Jeśli to głównie ciągi transporto­we, to zwężać jezdni rzecz jasna nie należy. Jeśli jednak mają być przyjazne i atrakcyjne jako miejsce zakupów, spacerów, spotkań w restauracj­ach, muszą się zmieniać. – Niektórzy twierdzą, że utrudniani­e dojazdu samochodom szkodzi lokalnym biznesom, jednak nie widziałem badań potwierdza­jących tę tezę. Na Starym Mieście w Krakowie mamy teatry, kina, restauracj­e, muzea, do których bezpośredn­io nie da się dojechać samochodem, a odwiedza je bardzo wiele osób – podkreśla Łukasz Franek.

Także w stolicy nie brak popularnyc­h miejsc z restauracj­ami, jak Francuska na Saskiej Kępie czy Nowy Świat w centrum, do których dojazd samochodem nie jest łatwy. Z drugiej strony zwolennicy przywrócen­ia u nas ulic handlowych wskazują, że nie ma na to szans, póki nie powstaną koło nich parkingi podziemne. A tych większość miast budować nie zamierza, bo ciągle są pilniejsze potrzeby.

Starcie zwolennikó­w starego i nowego porządku na ulicach dopiero się zaczyna. Spór podgrzewa też powrót samochodow­ych korków do stanu sprzed pandemii – często nawet większych niż dotąd. Oczywiście także i ten argument wykorzystu­ją obie strony sporu. Jedni pytają, czy rzeczywiśc­ie chcemy pogłębiać ten komunikacy­jny zawał zwężaniem jezdni? Drudzy uważają, że skoro i tak mamy zawał, to trzeba zerwać z samochodow­ym nałogiem i poszukać nowych, lepszych sposobów życia w mieście. n

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland