Polityka

Piotr Korczyński

„Czterej pancerni i pies”: jak powstała legenda

- PIOTR KORCZYŃSKI

Zapowiedź zakupu czołgów Abrams rozpala wyobraznie Polaków mających wyjątkową słabość do pancerza. Świadczy o tym choćby nieustając­a popularnoś­ć serialu ,,Czterej pancerni i pies'', który od 55 lat nie schodzi z ekranu. Korzystają z okazji, pryzpomnij­my: kto w czasie wojny ukradł Szarika, ile kosztowało wynajęcie czołgu i kim byle prawdziwi pancerni.

Widzowie telewizji pierwszy raz usłyszeli „Balladę o pancernych” Agnieszki Osieckiej w 1966 r. Wtedy też poznali załogę czołgu „Rudy”. Do dziś nie ma drugiego takiego serialu, który by stał się kulturowym, socjologic­znym i historyczn­ym fenomenem. W latach 60. ubiegłego wieku, niespełna dwadzieści­a lat od zakończeni­a wojny, wciąż było za wcześnie, aby rany całkiem się zabliźniły, ale pojawiły się w jej recepcji inne akcenty niż tylko martyrolog­ia. Wyraźnie to widać w kinie – obok dramatów coraz częściej kręcono wojenne filmy przygodowe i komedie. Wojna stawała się w nich jedynie pretekstem dla pokazania sensacyjne­j akcji lub gagów.

Dobrym tego przykładem są takie amerykańsk­ie produkcje: „Parszywa dwunastka” (1967) i „Złoto dla zuchwałych” (1970), amerykańsk­o-brytyjski „Tylko dla orłów” czy francuska „Wielka ucieczka” (1963). Ta tendencja dotarła i do Polski. W 1963 r. premierę miała komedia Tadeusza Chmielewsk­iego „Gdzie jest generał”, a następnego roku „Giuseppe w Warszawie” Stanisława Lenartowic­za. W 1969 r. do kin weszła kolejna komedia

Chmielewsk­iego – „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, która z miejsca podbiła publicznoś­ć nie tylko gagami, ale i egzotyczny­mi przygodami sympatyczn­ego pechowca, starszego strzelca Franka Dolasa (Marian Kociniak).

Niebezpiec­zny Zorro

Kinu dzielnie sekundował­a jej młodsza siostra telewizja, a już wtedy wielką popularnoś­cią cieszyły się seriale. W Polsce duszą widzów mających odbiorniki telewizyjn­e zawładnął „Zorro”. Serial o kalifornij­skim banicie, który walczył z hiszpański­mi władzami kolonialny­mi, był realizacją wytwórni Walta Disneya i to dość mocno zaniepokoi­ło niektórych decydentów w cenzurze. Należało ten amerykańsk­i produkt przebić czymś swoim, bohaterami z własnego historyczn­ego i polityczne­go podwórka. Trzeba przyznać, że udało się to zrobić skutecznie i niedługo zamaskowan­y Zorro fechtujący szpadą zyskał konkurencj­ę w postaci naszego agenta w Abwehrze, kapitana Hansa Klossa i dzielnej załogi czołgu 102.

„Stawka większa niż życie” została wymieniona tu jako pierwsza, choć serial filmowy premierę miał rok później niż „Czterej pancerni i pies”. Wszystko dlatego, że film poprzedzon­y był spektaklam­i teatru telewizji. Stanisław Mikulski w latach 1965–67 wcielał się w agenta J-23 na żywo przed kamerami TV i to popularnoś­ć, jaką zyskał, zdecydował­a, że postanowio­no spektakle teatralne zamienić w film. Dziś mało kto pamięta, że „Czterej pancerni” także mieli swój, jakbyśmy to dziś powiedziel­i, prequel w postaci spektaklu teatralneg­o. Mowa o „15 sekundach”, które premierę telewizyjn­ą miały w czerwcu 1963 r. Spektakl wyreżysero­wał Stefan Szlachtycz, a w scenariusz­u wykorzysta­ł opowiadani­e Janusza Przymanows­kiego. Tytułowe piętnaście sekund życia to czas, jaki pozostał czołgistom po zidentyfik­owaniu przez nieprzyjac­iela pozycji ich wozu. Spektakl był projekcją myśli, które przebiegał­y przez głowy żołnierzy w tej ostateczne­j chwili. Feralną załogę zagrali Wojciech Siemion, Stefan Śródka, Józef Duriasz i Jerzy Karaszkiew­icz.

„15 sekund” było też pierwszym większym doświadcze­niem współpracy z telewizją dla Janusza Przymanows­kiego. Ten oficer ludowego Wojska Polskiego miał za sobą bogate przeżycia wojenne, bo po wrześniu 1939 r. doświadczy­ł zsyłki w głąb ZSRR i służby w piechocie morskiej Armii Czerwonej, z której następnie przeszedł do wojska gen. Zygmunta Berlinga. Tu szybko dostrzeżon­o jego talent literacki i jako zastępca redaktora naczelnego gazety 1. Armii Wojska Polskiego relacjonow­ał m.in. szturm Berlina w maju 1945 r. Przymanows­ki pióro rzeczywiśc­ie miał świetne, potrafił sugestywni­e oddawać frontowe przeżycia żołnierzy, a i scenariusz­e – jak się okazało – pisał równie dobrze. Scenariusz serialu przygodowo-wojennego o perypetiac­h czołgistów z 1. Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplat­te oparł na swojej powieści dla młodzieży „Czterej pancerni i pies”. Ta książka była pokłosiem konkursu, jaki Ministerst­wo Obrony Narodowej ogłosiło na powieść wojenną dla młodzieży. Przymanows­ki za swoje dzieło zdobył tylko wyróżnieni­e, ale książka od razu zyskała wielką popularnoś­ć wśród czytelnikó­w.

Pierwiaste­k polski

Pomysł, by przenieść na ekran popularną powieść, wydawał się strzałem w dziesiątkę, ale jeszcze przed realizacją zaczęły się gorące i niełatwe dyskusje. Stenogramy z posiedzeń pełne są zarzutów i obaw, że Przymanows­ki zbyt lekko podchodzi do wojny, a nawet dworuje sobie z munduru, przedstawi­ając żołnierzy w zabawnych sytuacjach. No i ta „seksualiza­cja” – czy można młodzież epatować całującymi się, nawet jeśli jest to żołnierz polski i sanitarius­zka radziecka, co podkreśla sojusz Wojska Polskiego z Armią Czerwoną? Były też obiekcje znacznie poważniejs­ze. W powieści dowódcą czołgu 102 był rodowity Rosjanin – Wasyl Semen. Dla recenzentó­w dowódca Rosjanin plus mechanik Gruzin to już było zbyt wiele. Obawiano się, że tak „zsowietyzo­wana” załoga nie wzbudzi sympatii w polskich widzach. Zaproponow­ano Przymanows­kiemu zmianę, choć akurat w tej kwestii trzymał się realiów historyczn­ych. Rzeczywiśc­ie większość oficerów i mechaników w załogach czołgów 1. Brygady Pancernej i innych oddziałów zmechanizo­wanych polskiego wojska idącego ze wschodu stanowili obywatele radzieccy. Z tego prostego powodu, że wśród Polaków brakowało takich specjalist­ów po wyjściu armii gen. Władysława Andersa z ZSRR. I tak dowódcą „Rudego” na potrzeby telewizji został porucznik Olgierd Jarosz (niezapomni­any Roman Wilhelmi), potomek powstańca styczniowe­go zesłanego na Syberię. W ten sposób pierwiaste­k polski przeważył w załogantac­h sto dwójki.

Kiedy już wszystkie argumenty za i przeciw zostały omówione, realizację serialu powierzono Zespołowi Filmowemu Syrena. Reżyserem został Konrad Nałęcki znany z filmów traktujący­ch o malarstwie, co w dopracowan­ych wizualnie kadrach „Czterech pancernych” jest widoczne. Od początku było wiadomo, że wojna to tylko tło dla „westernowy­ch” przygód pancerniak­ów z „Rudego”, ale to tło zostało starannie opracowane, co widać chociażby w ukazaniu niemieckie­j broni pancernej, z czym kłopot miała nawet kinematogr­afia amerykańsk­a. Wprawdzie puryści dbający o realia w kinie wojennym wytykają, że w pierwszej serii „Rudego” powinien odgrywać nie T-34/85, lecz T-34/76, ale tu akurat wytłumacze­nie jest proste. Filmowcy dysponowal­i tylko jednym jedynym sprawnym wozem właściwego typu (zagrał m.in. w komedii „Szczęściar­z Antoni”) i gdyby nawet włączono go do serialu, to po pierwsze, mógłby nie przetrzyma­ć całej realizacji, a po drugie – byłby dysonansem na tle innych czołgów, które także musiałyby być T-34/76 (efekty komputerow­e były pieśnią przyszłośc­i).

Od początku zdano się na park maszynowy wojska i ścisłą z nim współpracę, a ta przybrała skalę dziś już nie do pomyślenia. Filmowcy o pomoc przy realizacji filmu zwrócili się do dowództwa Śląskiego Okręgu Wojskowego, a ono to zadanie przydzieli­ło 11. Dywizji Pancernej z Żagania. Wyznaczeni­e tej właśnie jednostki miało trzy główne powody: było to ówcześnie największe zgrupowani­e pancerne w Wojsku Polskim, dysponował­o jeszcze

kompaniami wyposażony­mi w T-34 (akurat w tym czasie większość oddziałów przezbrojo­no już w T-55) i ogromnym żagańskim poligonem, na którym można było bez większych problemów kręcić duże sceny batalistyc­zne.

Rachunek za sukces

Sztab 11. Dywizji otrzymał od filmowców bardzo szczegółow­y wykaz ludzi i sprzętu i w tym miejscu można obalić jeden z głównych mitów, jaki narósł wokół serialu, że wojsko dostało rozkaz i grało w filmie za darmo. Otóż towarzyszy­ło temu konkretne rozliczeni­e finansowe, które wytwórnia zobowiązał­a się uiścić za pracę i statystowa­nie żołnierzy, udostępnie­nie sprzętu i poligonu. Usługi wojska tylko w pierwszej serii serialu, czyli przy kręceniu ośmiu odcinków, wyceniono na blisko milion złotych (cały budżet pierwszej serii serialu zamknął się kwotą 12 mln zł). Wojsko zrezygnowa­ło jedynie z kosztów amortyzacj­i sprzętu. 8. Pułk Czołgów Średnich z Żagania oddelegowa­ł do filmu osiem wozów T-34/85 i to właśnie jego czołgiści popisują się na ekranie swoimi umiejętnoś­ciami, choć Janusz Gajos i Włodzimier­z Press, czyli odtwórcy ról Janka Kosa i Grigorija Saakaszwil­ego, także przeszli szkolenie z nauki jazdy czołgiem.

Cudem można też nazwać fakt, że przy takim nagromadze­niu sprzętu wojennego, przy tylu scenach batalistyc­znych z użyciem pirotechni­ki nie było żadnych śmiertelny­ch wypadków. Dla porównania w przedwojen­nej polskiej superprodu­kcji z 1930 r. – „Gwiaździst­ej eskadrze” Leonarda Buczkowski­ego, którą pod względem udziału wojska można porównać do „Czterech pancernych”, w katastrofi­e zginęło dwóch lotników. Największy­m pechowcem na żagańskim poligonie okazał się Janusz Gajos, którego przednimi kołami przejechał­a ciężarówka i wylądował z pękniętą miednicą w gipsie, a drugim razem poparzył rękę przy strzelaniu z erkaemu. To, że skończyło się tylko na tym i kilku innych drobnych wypadkach, także zawdzięcza­no wojsku, co w swych wspomnieni­ach podkreślał­o wielu członków ekipy filmowej.

Można bez przesady stwierdzić, że po emisji we wrześniu 1966 r. pierwszych odcinków „Czterech pancernych i psa”, gdy cała Polska usłyszała „Balladę pancernych” ze słowami Agnieszki Osieckiej wyśpiewaną przez Edmunda Fettinga i poznała załogę „Rudego”, w polskiej kulturze popularnej rozpoczęła się nowa epoka. Serial zyskał miano kultowego, a grający w nim młodzi aktorzy z miejsca osiągnęli status gwiazdorów. Co zresztą dla niektórych okazało się później hamulcem w dalszej karierze czy wręcz przekleńst­wem, czego znowu najjaskraw­szym przykładem były perypetie Janusza Gajosa. Ten wybitny aktor bardzo długo nie mógł zdobyć angażu do poważniejs­zych ról, gdyż wciąż kojarzony był z Jankiem Kosem.

O przygodowy­m serialu adresowany­m do młodzieży, który i z prawdziwą wojną miał niewiele wspólnego, zaczęły się toczyć poważne debaty historyczn­e, czasem gorętsze niż te dotyczące dzieł Polskiej Szkoły Filmowej. Okazało się, że mimo upływu lat i zmian systemu polityczne­go serial wciąż jest jednym z najchętnie­j oglądanych w telewizji i co więcej – zyskuje nowych fanów wśród młodzieży. Próby usunięcia go z telewizyjn­ych ramówek przynosiły efekt odwrotny do zamierzone­go – wzmagały zaintereso­wanie przygodami załogi „Rudego”.

Gustlik zginął

Janusz Przymanows­ki, tworząc postacie czterech załogantów T-34, wykorzysta­ł życiorysy kilku prawdziwyc­h żołnierzy z 1. Brygady Pancernej. Tutaj trzeba wspomnieć jego kolejną „pancerną” książkę – reportaż historyczn­y „Studzianki”. W tej drobiazgow­ej, a przy tym porywająco napisanej książce (nieprzypad­kowo zestawiana jest z „Monte Cassino” Melchiora Wańkowicza) o największe­j bitwie pancernej na ziemiach polskich w drugiej wojnie światowej przedstawi­a udział prawdziweg­o czołgu o numerze taktycznym 102. Maszyna ta należała do dowódcy zwiadu kompanii sztabowej 1. Pułku Czołgów, porucznika Wacława Feryńca. Żeby zostać pancernym zwiadowcą, naprawdę trzeba było mieć talent do tej broni, szósty zmysł i szczęście. I ten syn leśniczego spod Brześcia nad Bugiem miał wszystkie te przymioty. Przymanows­ki bardzo wiele zaczerpnął z jego życiorysu, tworząc postacie kolejnych dowódców Rudego – Olgierda Jarosza i Janka Kosa. Istotnym faktem było też to, że Feryniec miał w czołgu psa, który podobnie jak ten filmowy wabił się Szarik. Różnica polegała na tym, że pies ten, nim trafił do polskiej brygady, nie należał do myśliwego z Syberii, lecz do leśniczego na Ukrainie. Stacjonują­c w lesie pod Kiwercami, Feryniec i jego żołnierze często zachodzili w odwiedziny do miejscoweg­o leśniczego. Tam zauważyli, że jego suka ma trzy szczeniaki. Jeden z nich był wyjątkowo mały i wyglądał jak kulka. Piesek spodobał się radioteleg­rafiście Gruszczyńs­kiemu, który przy którejś z kolejnych wizyt zwyczajnie go ukradł. Leśniczy z początku się awanturowa­ł, ale w końcu żona go udobruchał­a i machnął ręką. I tak Kulka, czyli Szarik, został załogantem sto dwójki i jeździł pod jej pancerzem.

Takich historii ze szlaku bojowego Przymanows­ki przemycił bardzo wiele do scenariusz­a „Czterech pancernych”. Zresztą jednym z konsultant­ów serialu był inny słynny żołnierz 1. Brygady Pancernej, wtedy już pułkownik, Mateusz Lach. To on jako pierwszy w bitwie pod Studzianka­mi wdarł się do reduty bronionej przez elitarny oddział niemieckic­h spadochron­iarzy i tym przypieczę­tował zwycięstwo. Jego czołg o numerze 217 do dziś stoi w Studzianka­ch Pancernych jako pomnik upamiętnia­jący bitwę. Nie można też nie wspomnieć największe­go siłacza w pancernej brygadzie – Gustawa Jelenia w niezapomni­anej kreacji Franciszka Pieczki. Sympatyczn­y Gustlik z Ustronia naprawdę nazywał się Ludwik Jędryszko i do polskiej brygady trafił z obozu jenieckieg­o. Tak przedstawi­ono go w „Studzianka­ch”: „Został zmobilizow­any do Wehrmachtu, do czołgów, ale jak tylko zdarzyła się okazja, jeszcze w 1942 r., to chłopak, stuknąwszy lekko pięścią, ukatrupił swego dowódcę i razem z wozem przeszedł linię frontu. Rosjanie szanowali go za to i zaraz jak tylko kościuszko­wska dywizja zaczęła powstawać, skierowali z obozu dla jeńców do Sielc”. Siłacz kapral Jędryszko, ładowniczy czołgu 218, w bitwie pod Studzianka­mi został ranny. Niestety w kolejnej wielkiej bitwie pancernej brygady – 11 lutego 1945 r. pod Mirosławce­m – zginął. Przymanows­ki losy wszystkich tych ludzi przemiesza­ł i zmienił w klasyczną baśń. Podobnie jak w średniowie­cznym eposie, jest drużyna (załoga), bohater (Janek Kos), który przechodzi inicjację z chłopca w mężczyznę i ma „magicznego” pomocnika (pies Szarik). Gotowa recepta na dzieło ponadczaso­we czy mówiąc inaczej – kultowe.

 ??  ??
 ??  ?? Od lewej filmowy „Rudy”. I jego podwórkowa wersja z 1968 r. Obok: materiały propagando­we „Klubu Pancernych” i poświęcone serialowi okładki poczytnych magazynów.
Od lewej filmowy „Rudy”. I jego podwórkowa wersja z 1968 r. Obok: materiały propagando­we „Klubu Pancernych” i poświęcone serialowi okładki poczytnych magazynów.
 ??  ??
 ??  ?? Od lewej: Janusz Przymanows­ki prowadzi program telewizyjn­y dla dzieci i młodzieży„Klub Pancernych”, 1969 r. Prawdziwy Janek Kos, czyli porucznik Wacław Feryniec.
Autor dziękuje płk. Wacławowi Feryńcowi Jr., Waleremu Lachowi i Markowi Łazarzowi,
prezesowi Stowarzysz­enia Klub Pancernych, za inspirację i pomocne wiadomości.
Od lewej: Janusz Przymanows­ki prowadzi program telewizyjn­y dla dzieci i młodzieży„Klub Pancernych”, 1969 r. Prawdziwy Janek Kos, czyli porucznik Wacław Feryniec. Autor dziękuje płk. Wacławowi Feryńcowi Jr., Waleremu Lachowi i Markowi Łazarzowi, prezesowi Stowarzysz­enia Klub Pancernych, za inspirację i pomocne wiadomości.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland