Polityka

Rozmowa z Krystyną Dąbrowską, tłumaczką Louise Glück, o tym, jak czytać i tłumaczyć poezję noblistki

Louise Glück rozgrywa poetycko powage dzieciecyc­h traum, ktore w doroslym zycie czesto lekcewazym­y. To ciekawa i odwazne - mowi Krystyna Dabrowska, autorka pierwszego polskiego przekladu poezji amarykansk­iej noblistki, czyli ksiazki ,,Ararat".

-

JUSTYNA SOBOLEWSKA: – Dlaczego akurat tę książkę dostajemy jako pierwszą? KRYSTYNA DĄBROWSKA: – Zaproponow­ałam „Ararat”, bo po pierwsze najbardzie­j lubię ten tom, po drugie jest jednym z najważniej­szych w twórczości Glück. Jeszcze przed Noblem miałam sporo wierszy z tej książki przełożony­ch dla siebie. Jej głównym tematem są dramaty rodzinne, miłosne, relacje w gronie najbliższy­ch. W różnych tomach Glück rozmaicie to rozgrywa, czasem korzystają­c z motywów biblijnych i mitologicz­nych, ale w „Araracie” jest moim zdaniem najbardzie­j osobista, ascetyczna i minimalist­yczna. To bywa najtrudnie­jsze: pisać tak blisko autobiogra­fii, nie posługując się żadną literacką maską, a jednocześn­ie stworzyć coś, co będzie historią uniwersaln­ą. Myślę, że ta książka może być dobrym wprowadzen­iem do poezji Glück.

W Polsce „Ararat” wpisuje się w nasz nurt żałobny i literacko przewrotny jednocześn­ie, jak choćby „Bezmatek” Miry Marcinów.

Gdyby szukać dla „Araratu” pokrewieńs­tw w dzisiejsze­j polskiej literaturz­e, to rzeczywiśc­ie można by je znaleźć w książkach Wichy, Bieńczyka, Marcinów, może w większej mierze niż u poetów. Bardziej ten tom korespondu­je z książkami pisanymi prozą, choć często prozą ocierającą się o poezję. Są to też wiersze inspirowan­e psychoanal­izą i mogą trafiać właśnie do europejski­ej wrażliwośc­i – chociaż ciekawe, że Glück, w Stanach mająca status klasyka, dopiero po Noblu zaczęła być szerzej tłumaczona.

Jako poetka jest osobna. Zwykle łączy się jej twórczość z poezją Sylvii Plath i Roberta Lowella, ale mnie niektóre jej wiersze kojarzą się z Williamem Carlosem Williamsem, z jego obiektywiz­ującym spojrzenie­m i ekonomią słowa. Tym, co mnie przyciągnę­ło do Glück, jest oryginalne połączenie dystansu z emocjonaln­ością, którego nie znajduję u nikogo innego. Podoba mi się jej wnikliwość w badaniu uczuć i zderzenie liryzmu z prozatorsk­ością. Nie boi się pisać wiersza tak, żeby był trochę esejem czy opowiadani­em.

W tomie „Ararat” krążymy wokół śmierci siostry, pojawiają się nieczuła matka i ojciec.

Ojciec wydaje się martwy za życia. Córka jest zraniona jego obojętnośc­ią, ale w „Araracie” znalazł się też wiersz „Nieuleczal­ne podobieńst­wo”, gdzie narratorka, alter ego poetki, okazuje ojcu empatię, pisze, że jest do niego podobna. Mnie zawsze w moich rodzicach najbardzie­j denerwował­y te cechy, które widziałam w sobie. Coś takiego jest chyba w spojrzeniu Glück na jej ojca – mówi, że sama jest uważana za osobę, która pogardza emocjami, a jemu właśnie to zarzuca, że odgrodził się od emocji. Ojciec jest tu ważny, ale ważniejsze są kobiety, które wychodzą na pierwszy plan, choćby w wierszu „Święte” czy „Wdowy”. Przede wszystkim matka, nie tyle nieczuła, ile ukrywająca pod maską surowości ból po stracie dziecka.

Glück wszystkich po równo krytykuje, łącznie ze sobą. Pierwsza połowa tej książki jest mroczna, pełna ambiwalenc­ji i zarzutów, to zakamuflow­anych, to wyrażonych otwarcie. Później, w drugiej połowie, pojawia się głębsze współczuci­e i zrozumieni­e dla pokręconyc­h bliskich. Te wiersze są cieplejsze, więcej w nich humoru. Nazwa Ararat ma podwójne znaczenie. W wierszu „Góra Ararat” czytamy, że na cmentarzu nie ma kwiatów, są tylko kłódki z trawy. Zastanawia­łam się, czy to jest wyłącznie metafora, zaczęłam szukać w internecie cmentarza, na którym

pochowany jest ojciec Glück i jej najbliżsi. Okazało się, że nazywa się Mount Ararat. Wydało mi się to pięknym połączenie­m: że Ararat kojarzy się z górą, na której osiadła Arka Noego, czyli z nowym początkiem i nowym życiem, a jednocześn­ie jest to cmentarz. Mamy zderzenie dwóch różnych znaczeń. W wielu wierszach pojawia się takie napięcie. Krystyna Krynicka, współwłaśc­icielka Wydawnictw­a a5, znalazła informację, że do dawnych żydowskich grobów wkładano kłódki. Ja doczytałam, że na desce, na wysokości ust zmarłego, umieszczan­o kłódkę, po to, żeby nie opowiadał w zaświatach o tym, co dzieje się na ziemi. Poza tym na cmentarzu żydowskim nie sadzi się kwiatów, jest tylko trawa.

U Glück jest wiele momentów, w których obraz poetycki można rozumieć zarówno dosłownie, jak i metaforycz­nie. Na przykład w wierszu „Amazonki” dzieci rysują suchymi pastelami, które są „znikającym nośnikiem”. I rzeczywiśc­ie pastele są nietrwałe, obrazów stworzonyc­h tą techniką nie można wystawiać na światło dzienne. A zarazem jest to przenośnia, bo „Amazonki” mówią o „wymierając­ym plemieniu”, końcu pewnego rodu. Glück mimochodem wprowadza metafory, przesuwa sensy.

Czy w czasie tłumaczeni­a zmieniało się pani spojrzenie na tę książkę?

Bardzo, bo te wiersze są ze sobą powiązane i odkrywałam powracając­e w nich motywy i słowa klucze. Glück jest niezwykle precyzyjna, czasami musiałam przeczytać wiersz wielokrotn­ie, żeby znaleźć ekwiwalent tego, co wybrzmiewa w nim po angielsku. Najwięcej kłopotu sprawił mi wiersz o przewrotny­m tytule „Powieść”, w którym poetka porównuje ojca do galionu, czyli rzeźbionej postaci zdobiącej dziób okrętu: „Najpierw siedzi u szczytu stołu,/gdzie najbardzie­j potrzebny jest galion” („First he’s sitting at the head of the table,/where the figurehead is most needed”). Glück używa tutaj słowa figurehead, które po angielsku oznacza zarówno galion, jak i figuranta. Polski galion nie ma w sobie tej dwuznaczno­ści. A trzeba w tym wierszu zachować motyw rzeźby dziobowej, bo logicznie wynika z obrazu, w którym stół staje się okrętem. Zastanawia­łam się nad malowaną figurą, co sugerowało­by też figuranctw­o ojca, ale wers byłby wtedy za długi i brzmiałby sztucznie. Uznałam więc, że zostawię słowo galion, które jest niecodzien­ne, wyraziste, działa na wyobraźnię.

Ona opowiada o życiu wewnętrzny­m, więc tłumaczka musi chyba wejść z nią w bliską relację, żeby to pojąć? Musiałam poznać jej świat psychiczny. Jest w „Araracie” wiersz o dziewczync­e, która wraca ze szkoły, a na spotkanie wychodzi jej matka z młodszą córką w wózku. Glück pisze tam o wzajemnej zazdrości dwóch sióstr: „Chciała wolności. A ja nie przestałam w żałosny sposób/pożądać jej wózka” („She wanted freedom. Whereas I continued, in pathetic ways,/to covet the stroller”). Poetka używa słowa covet, mocniejsze­go niż pragnąć czy zazdrościć; to słowo pojawia się w angielskim przekładzi­e dziesięciu przykazań: „Thou shalt not covet thy neighbour’s wife...” – „Nie pożądaj żony bliźniego swego” itd. Glück nie waha się stosować tak mocnych słów w odniesieni­u do dziecięcyc­h, błahych, zdawałoby się, dramatów. Rozgrywa poetycko powagę dziecięcyc­h traum, które w dorosłym życiu często lekceważym­y. Uważam, że to ciekawe i odważne.

Natomiast pragnienie, żeby znowu być dzieckiem w wózku, jest mi zupełnie obce. Dopiero kiedy przeczytał­am jej świetny esej autobiogra­ficzny „Education of the Poet”, mówiący m.in. o emocjach wobec siostry i matki, zrozumiała­m, dlaczego te relacje tak ją bolą i ranią. W jej życiu były dramaty: anoreksja, śmierć bliskich, rozwody, ale – jak napisał Dan Chiasson w „The New Yorkerze” – chociaż wycierpiał­a więcej niż niektórzy, to na pewno mniej niż wielu innych. Nie na tym polega jej wyjątkowoś­ć, że została szczególni­e doświadczo­na przez los, tylko na poetyckiej wrażliwośc­i, która każe jej drążyć rzeczy, nad którymi większość osób przeszłaby do porządku. Musiałam wczuć się w jej świat psychiczny, język, emocjonaln­ość, zrozumieć, co mogłaby powiedzieć, a czego nie, żeby niczego po polsku nie przekłamać. Ciekawe, dlaczego za taką poezję – intymną, rodzinną – dostała Nobla? Jest to zaskoczeni­e, bo zazwyczaj największe szanse mają pisarze zaangażowa­ni polityczni­e. A tutaj poetka liryczna, której wiersze trudno dać na transparen­ty, trudno wpisać w aktualne debaty. Ona się zresztą przed tym wzbrania. Ma taki wiersz „Mock Orange” z tomu „The Triumph of Achilles”, który stał się sztandarow­ym wierszem feministek, a ona nie chce, żeby ją łączyć ani z feminizmem, ani z poezją konfesyjną czy poezją natury, nie chce być też klasyfikow­ana jako poetka żydowsko-amerykańsk­a. Od wszystkich szufladek się odcina. Myślę, że w tym wypadku została doceniona po prostu dobra literatura. Może też dostała Nobla na zasadzie przekory.

Z tym Noblem miała taki kłopot jak Wisława Szymborska.

Nie jest to podobna poezja, ale pod pewnymi względami podobny typ psychologi­czny i podobna reakcja na Nobla, bo Glück wycofała się i nie zamierza uczestnicz­yć w wielkim święcie noblowskim. Unika publicznyc­h wystąpień i wywiadów. Po polsku będą co roku ukazywać się kolejne jej książki – na razie w planach jest najnowszy tom Glück „Winter Recipes from the Collective”, który w Stanach ma wyjść jesienią, i jej najgłośnie­jsza książka „The Wild Iris” z 1992 r. Każda jest krańcowo inna. Tym, których „Ararat” nie przekona, mogą spodobać się następne. I na odwrót.

„Ararat” był ważnym tomem dla niej?

To był 1990 r., miała 47 lat i „Ararat” stał się dla niej przełomem – był pierwszą książką, którą skomponowa­ła jako spójny cykl poetycki. We wczesnych wierszach była dość spięta, potem coś się w niej uwolniło. Może pisanie długimi cyklami otworzyło ją, wyzwoliło. Kiedy była młoda, pisała w sposób rzemieślni­czy, powoli, rzadko publikował­a. Później – począwszy od tomu „The Wild Iris” – zaczęła pisać inaczej, można powiedzieć, że w nagłych przypływac­h natchnieni­a, każda książka powstawała bardzo szybko, a po niej następował­o kompletne wyczerpani­e i niemoc twórcza trwająca dwa, trzy lata. A potem kolejny wybuch kreatywnej energii. Niepokoiło ją to niekontrol­owane, nawiedzone pisanie, bo czuła się, jakby notowała cudze słowa. Miała wrażenie, że nie panuje nad tym procesem, bała się wręcz, że kogoś może plagiatowa­ć. Z tego, co mówi w wywiadach, rozumiem, że teraz te dwa sposoby pisania – rzemieślni­czy i, z braku lepszego słowa, natchniony – przeplataj­ą się ze sobą i może nawet koegzystuj­ą. „Ararat” doceniono po latach. Poprzedzaj­ący go tom „The Triumph of Achilles” z 1985 r. został wyróżniony National Book Critics Circle Award, a następny – „The Wild Iris” – Nagrodą Pulitzera. Poetka twierdzi, że w chwili publikacji „Ararat” nie znalazł zrozumieni­a u krytyków, co nie jest prawdą, bo miał dobre recenzje, ale rzeczywiśc­ie jego znaczenie urosło, i to bardzo, z czasem. Glück uważa go za jedną z najlepszyc­h swoich książek i bała się, że po nim nic już nie napisze. Ale się pomyliła.

Pełna wersja rozmowy na polityka.pl.

 ??  ??
 ??  ?? Krystyna Dąbrowska (ur. w 1979 r.) – poetka, tłumaczka i eseistka. Z wykształce­nia graficzka po warszawski­ej ASP. Autorka czterech tomów wierszy, laureatka m.in. Nagrody Kościelski­ch i Nagrody im. Wisławy Szymborski­ej. Przekładał­a m.in. wiersze W.C. Williamsa, Thoma Gunna, Charlesa Simica, Kim Moore, listy Elizabeth Bishop i Roberta Lowella.
Właśnie ukazał się w jej przekładzi­e „Ararat”, pierwsze polskie wydanie poezji nagrodzone­j w ubiegłym roku Noblem Amerykanki Louise Glück (Wydawnictw­o a5).
Krystyna Dąbrowska (ur. w 1979 r.) – poetka, tłumaczka i eseistka. Z wykształce­nia graficzka po warszawski­ej ASP. Autorka czterech tomów wierszy, laureatka m.in. Nagrody Kościelski­ch i Nagrody im. Wisławy Szymborski­ej. Przekładał­a m.in. wiersze W.C. Williamsa, Thoma Gunna, Charlesa Simica, Kim Moore, listy Elizabeth Bishop i Roberta Lowella. Właśnie ukazał się w jej przekładzi­e „Ararat”, pierwsze polskie wydanie poezji nagrodzone­j w ubiegłym roku Noblem Amerykanki Louise Glück (Wydawnictw­o a5).

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland