Marek Henzler
Szlakiem polskich kopców
WEuropie za najwyższy uważa się 40-metrowy kopiec Silbury Hill w południowej Anglii. Wysokością dorównuje mu Kopiec Lwa na polu bitwy pod Waterloo. Kopiec Chwały pod Mińskiem czci poległych czerwonoarmistów. Ze wniesionym na nim pomnikiem ma 71 m. Niektóre kopce mogą być wstydliwą pamiątką. W Kioto stoi 10-metrowy kopiec grobowy Mimizuka. Pochowano w nim ok. 38 tys. nosów obciętych zabitym Koreańczykom podczas japońskiej inwazji na Koreę w końcu XVI w. Nie ma kopca bez ciekawej związanej z nim historii.
Kopce w Polsce sypali nasi przodkowie, najeźdźcy i sojusznicy – z ziemi, kamieni, gruzu i ludzkich szczątków. Były miejscem pochówku zmarłych, sprawowania kultu i obserwacji astronomicznych. Budowano na nich średniowieczne gródki, z kopców strażniczych wypatrywano wrogów. W dworskich parkach służyły rozrywce. Stały na granicach posiadłości i wsi. Zygmunt Gloger w „Encyklopedii Staropolskiej” odnotował, że według podań: „na usypanych świeżo kopcach bito chłopców wiejskich, aby później wezwani na świadectwo tem lepiej pamiętali, gdzie były znaki graniczne”.
Na „chełmskiej” liście jest ok. 130 kopców usypanych ku czci osób zasłużonych dla Polski i dla uczczenia historycznych wydarzeń. Sporo kopców po 1945 r. pozostało na Kresach bądź zostało zniszczonych przez Niemców, Rosjan i Ukraińców, a także Polaków, jeśli ich wymowa nie odpowiadała nowej polityce historycznej. Są też kopce, które za granicą usypali polscy emigranci i przyjazne nam państwa. Jak choćby kopiec i mauzoleum Władysława Warneńczyka w Warnie czy półtorametrowy kopiec z krzyżem wysokim na 4 m i ramionami o rozpiętości 3 m w Budapeszcie. W zamyśle projektanta krzyż ma przypominać samolot wbity skrzydłem w kopiec. Jest to pomnik smoleński.
Mogiła rzecz ważna
Najstarsze istniejące dziś kopce, upamiętniające realne postacie i wydarzenia, powstały już w I Rzeczpospolitej. Marcin Krasicki, dworzanin Zygmunta III Wazy, polecił w 1608 r. usypać trzy kopce z okazji wizyty królewskiej pary w zamku w Krasiczynie. W 1657 r. w Żarnowej usypano kopiec z kapliczką nad mogiłą mieszczan z pobliskiego Strzyżowa, uprowadzonych i tu zamordowanych przez wojska Jerzego Rakoczego II. Kopiec z 5-metrową kolumną i komorą grobową rodziny Żeleńskich (zwany też kopcem Arian bądź Lutrów) stanął w 1787 r. na cmentarzu kalwińskim w Łuczanowicach (dziś w granicach Krakowa). Mamy też ok. 10 kopców, których nazwy nawiązują do najazdów Tatarów (m.in. w Przemyślu, Przeworsku, Ropczycach i w Iłży). Niektóre to rzekome miejsca pochówku poległych chanów, inne usypano w podzięce za odparcie Tatarów.
Po utracie przez Polskę niepodległości pamięć o zasługach konfederatów barskich, uczestników insurekcji kościuszkowskiej, legionistów Dąbrowskiego, Polaków walczących w kolejnych powstaniach, utrwalano wierszem i prozą, pędzlem, a także sypiąc kopce. Najłatwiej było to zrobić w Rzeczpospolitej Krakowskiej, która do 1846 r. (z ograniczeniami) była wolnym skrawkiem polskiej ziemi. I to tu, wzorując się na kopcach Kraka i Wandy, w latach 1820–23 usypano imponujący kopiec Kościuszki, który razem z grobowcem Naczelnika w Katedrze Wawelskiej stał się miejscem kultu dla Polaków z wszystkich zaborów. Był też inspiracją do budowy kolejnych kopców wzmacniających kościuszkowską legendę. Stanęło ich ponad 30, m.in. w Janowiczkach koło Racławic, w Połańcu, Maciejowicach, Busku-Zdroju i Bełżycach.
W zaborze pruskim uzyskanie zgody na usypanie kopca z patriotycznym przesłaniem było nie do pomyślenia. Dlatego nie stanął kopiec Piasta w Kruszwicy nad Gopłem. W pierwszą rocznicę śmierci Kościuszki kopiec usypano w Objezierzu koło Obornik, ale w parku rodziny Turno, a nie w miejscu publicznym. Pamięć 300 powstańców wielkopolskich z 1848 r., poległych w bitwie pod Sokołowem koło Wrześni, czci obelisk wykonany według wskazówek Cypriana Kamila Norwida. Pisał on: „Niech na pomniku dla poległych będzie lemiesz i szabla w krzyż złożone, a nad niemi drugi krzyż. A ten pomnik niech będzie na usypanej wpierw mogiłce, bo mogiła rzecz ważna w symbolice słowiańskiej”. Idea poety spełniła się dopiero w 1961 r., kiedy rozebrany przez Niemców obelisk, po rekonstrukcji postawiono na 8-metrowym kopcu-mogile.
W zaborze rosyjskim z inspiracji Juliana Ursyna Niemcewicza stanął pomnik (kopiec 114 lat później) na polu bitwy pod Płowcami, bo Łokietek bił się tam nie z rosyjskim, a z teutońskim najeźdźcą. Kilka kopców usypanych w 1861 r. w okresie odwilży przed powstaniem styczniowym, po jego upadku Rosjanie zniszczyli. Był to kopiec Unii Horodelskiej w Horodle nad Bugiem oraz kopce Kościuszki w Olkuszu i Uchańce, nieopodal pola bitwy pod Dubienką. W rozkopanym kopcu w Olkuszu Rosjanie znaleźli dokument fundacyjny z nazwiskami pomysłodawców i wykonawców. Zesłali ich na Sybir. W 1909 r., w stulecie śmierci, carskie władze pozwoliły usypać kopiec pod Kockiem na mogile płk. Berka Joselewicza. Podczas insurekcji kościuszkowskiej współorganizował on Pułk Lekkokonny Starozakonny, potem walczył w legionach Jana H. Dąbrowskiego i w armii Księstwa Warszawskiego. Zginął w 1809 r. pod Kockiem w wojnie z Austrią. Jak głosi legenda, pochówku Żyda – polskiego patrioty na cmentarzu rzymskokatolickim nie chcieli Polacy, a na żydowskim – Żydzi. Kawalera orderów Virtuti Militari i Legii Honorowej pogrzebano przy drodze z Kocka do Białobrzegów. Na tablicy kopca usypanego po stu latach wykuto m.in. słowa: „Nie szacherką nie kwaterką lecz się krwią dorobił sławy”.
Odmienna sytuacja była w zaborze austriackim. Z Kopca Rzeczypospolitej Krakowskiej na Plantach Austriacy nakazali usunąć herb Wolnego Miasta Krakowa i słup w barwach miasta, ale gdy w 1860 r. nadali Galicji autonomię, mieszkańcy szeroko z niej korzystali. Wtedy usypano m.in. kopce Unii Lubelskiej we Lwowie, Mickiewicza w Sanoku, Powstańców Krakowskich 1846 r. w Gdowie i gen. Jana H. Dąbrowskiego w Pierzchowie. W Galicji żywo reagowano na wydarzenia w pozostałych zaborach i w 1902 r. mieszkańcy Niepołomic usypali 2-metrowy kopczyk z krzyżem, poświęcony dzieciom ze szkoły we Wrześni strajkującym w obronie języka polskiego.
Kopiec ten rozmyły deszcze i na jego miejscu niepołomiczanie w 1910 r. usypali 14-metrowy kopiec Grunwaldzki. Był to rok obchodów 500-lecia zwycięskiej bitwy. Kopce grunwaldzkie
bądź króla Jagiełły usypano m.in. w Czarkowach koło Buska, w Padwi Narodowej i w Tarnowcu koło Jasła.
Wznoszenie i burzenie
Kopcowanie pamięci wzmogło się po odzyskaniu niepodległości. Sypano kopce, na które wcześniej nie było zgody, i odbudowywano zniszczone przez zaborców. Sypano też nowe. Budowę kopca Zmartwychwstania w Poznaniu ku czci powstańców wielkopolskich (później nazwanego kopcem Wolności) rozpoczęto już w 1919 r. Kopiec Wyzwolenia w podzięce dla powstańców śląskich stanął w Piekarach. Kopiec Wolności w Chełmie usypano na miejscu rozebranej prawosławnej cerkwi. Najwięcej usypano ich ku czci Józefa Piłsudskiego i jego legionistów. Niektóre, w tym największy w Polsce kopiec Józefa Piłsudskiego w Krakowie, zaczęto sypać za życia Marszałka. Decyzja krakowskich radnych w sprawie jego budowy nie zapadła jednomyślnie. Poparło ją 46 radnych, 1 się wstrzymał, 10 było przeciw (z klubu PPS i radny z Polskiego Bloku Obrony Chrześcijańskiego Krakowa). Budowa kopca, zwłaszcza już po śmierci Piłsudskiego, budziła niebywały społeczny entuzjazm. Każdego dnia do Krakowa przyjeżdżały specjalne pociągi z – jak mówiono – pielgrzymami. Wędrowali oni wpierw do grobu Marszałka w katedrze, a potem na Sowiniec, by do budowanego kopca dorzucić przywiezioną ziemię z własnej miejscowości, z pól bitew i grobów zasłużonych rodaków.
Święcenia nowych kopców były okazją do patriotyczno-religijnych uroczystości, podczas których lansowali się ówcześni politycy. Tak było i podczas poświęcenia w 1936 r. kopca w Nowosielcach koło Przeworska, usypanego ku czci wójta Michała Pyrza (w 1624 r. z chłopami obronił wieś przed Tatarami). Otoczenie Rydza Śmigłego zamierzało tę okazję wykorzystać do ugruntowania „wśród najbardziej wyrobionego politycznie chłopstwa idei Wodza Naczelnego, oraz autorytetu Generalnego Inspektora”. Chłopi mogli pokazać swoją siłę. Zjechało ich tu 150 tys. Rydza Śmigłego podjęto godnie, ale po mszy i wojskowej defiladzie, podczas przemarszu chłopów, część z nich wznosiła antysanacyjne hasła i domagała się powrotu Witosa z politycznej emigracji. Rydzowi wręczono rezolucję z radykalnymi hasłami, co miało być powodem jego rezygnacji z wygłoszenia przemówienia i opuszczenia trybuny. Jednym z tych, co krzyczeli najgłośniej, był Wacław Krzeptowski, prezes nowotarskiego oddziału Stronnictwa Ludowego. Trzy lata później to on w imieniu górali wręczał na Wawelu gubernatorowi Hansowi Frankowi złotą ciupagę.
Podczas II wojny światowej wiele kopców – pomników polskości – zniszczyli Niemcy, m.in. kopiec Wolności w Poznaniu i Łokietka pod Płowcami. Kopce na Chełmszczyźnie i nad Sanem burzyli ukraińscy nacjonaliści, wznosząc w zamian kopce „pogrzebanej Polski”, z zasypanymi w nich polskim godłem i flagą. Większość z nich, kiedy od wschodu nad Bug i San
dotarły oddziały I i II Armii Wojska Polskiego, Ukraińcy musieli rozebrać, niekiedy gołymi rękami.
Z gruzów i szczątków
Jesienią 1945 r. wezwano obywateli do upamiętniania miejsc zbrodni niemieckich i wznoszenia tam „pomników tymczasowych (…) w postaci krzyży drewnianych z koroną cierniową z drutu kolczastego”. Budowę pomników trwałych należało uzgadniać z Ministerstwem Kultury. Stało się jasne, że nowe władze chcą, by pamiętano jedynie o zbrodniach jednego okupanta. Chrześcijańska symbolika tymczasowych upamiętnień pomijała polskich Żydów, połowę z 6 mln polskich ofiar wojny. Wskazano, że to państwo ma mieć monopol na kopcowanie pamięci.
Jednym z pierwszych upamiętnień martyrologii Żydów był kopiec na warszawskim Muranowie, usypany w 1946 r. ku czci przywódcy powstania w getcie Mordechaja Anielewicza i poległych z nim w bunkrze przy ul. Miłej ponad stu członków Żydowskiej Organizacji Bojowej. Po wojnie nie przeprowadzono tu ekshumacji, a nad bunkrem usypano kopiec z gruzów pobliskich domów. Napis na obelisku głosi: „Tu spoczywają w miejscu swojej śmierci na znak, że cała ziemia jest ich grobem”.
Na Majdanku w 1947 r. usypano 7-metrowy kopiec z ziemi zmieszanej z prochami ofiar, używanej wcześniej jako nawóz w obozowym gospodarstwie. Stało się to m.in. po interwencji ks. Stefana Wyszyńskiego, ówczesnego biskupa lubelskiego. W 1969 r. odsłonięto pomnik Walki i Męczeństwa, którego częścią jest Mauzoleum nawiązujące kształtem do prasłowiańskiej urny prochowej. To do niej przesypano ziemię z prochami ofiar z kopca z 1947 r.
W obozie zagłady Treblinka II pamięć zamordowanych w nim Żydów i Romów uczczono budową wielkiego mauzoleum, a kopiec usypano na terenie karnego obozu pracy Treblinka I, w którym ginęli Polacy i Żydzi. W 1947 r. zrobiły to dzieci ze szkoły w Prostyni, przyprowadzone przez nauczyciela Feliksa Szturo. Uczniowie z domów przynieśli kosze i krótkie łopaty. Z rozrzuconych po lesie i z wykopanych ludzkich kości usypano kopiec. Stoi on do dziś. W latach 60. w obozie zagłady w Sobiborze też usypano kopiec. Przez oszklony otwór w jego obudowie można było zobaczyć szczątki ofiar. Dziś otwór jest zamurowany.
Na pamiątkowe kopce adaptowano wysypiska gruzu ze zburzonej Warszawy i Wrocławia. Jedno z nich, jako „kopiec Kucejki”, przez lata było poligonem dla studentów ze Studium Wojskowego Uniwersytetu Warszawskiego, a dziś, z wielką kotwicą Polski Walczącej na szczycie, jest kopcem Powstania Warszawskiego. We Wrocławiu na kopcu z gruzu wybudowano cmentarz Żołnierzy Polskich, a w Gdańsku na Westerplatte, na kopcu z ziemi z poszerzanego i pogłębianego kanału portowego, stanął pomnik Obrońców Wybrzeża.
Kopce mają też całkiem współczesne dzieje. Po 2000 r. usypano m.in.: kopiec Pamięci Podlasia w Drohiczynie, kopiec Kaszubów na krańcu Półwyspu Helskiego (z kamiennych bloków, bo ziemny morze by rozmyło) i kopiec Pamięci w Parku Ocalałych (byłych mieszkańców getta) w Łodzi. We
wrześniu na Świętym Krzyżu ma zostać odsłonięty, odbudowany po 156 latach, kopiec księcia Adama Jerzego Czartoryskiego.
Niech się kopce pną do góry
Czy kopce należy dalej stawiać? „Gdyby mnie ktoś zapytał, (…) powiedziałbym »nie«. Bo obecnie nie ma takiej techniki, sposobu, technologii wznoszenia kopców, które byłyby stabilne dłużej niż kilka lat na takim gruncie, jaki jest przeciętnie w naszym kraju” – mówił na łamach „Dziennika Polskiego” Grzegorz Gill, z zawodu geolog i autor publikacji o polskich kopcach. Ale ta opinia fachowca nie ma wpływu na pomysłodawców nowych upamiętnień.
Aż trzy pomysły ma Andrzej Melak, przewodniczący Kręgu Pamięci Narodowej. Jeszcze jako poseł PiS domagał się sprowadzenia szczątków oficerów zamordowanych w Katyniu i postulował „zbudowanie nad nimi kopca”. Na polu bitwy pod Olszynką Grochowską chce usypać 50-metrowy kopiec Obrońców Warszawy, „który przykryje symbol sowieckiej władzy, jakim do dzisiejszego dnia jest Pałac Kultury”. Z gronem działaczy Stowarzyszenia RKW apeluje o usypanie kopca Zwycięstwa na polu Bitwy Warszawskiej w Ossowie. Działacz Związku Piłsudczyków Okręgu Ziemi Łódzkiej w nowym Geodezyjnym Sercu Polski w Nowej Wsi koło Kutna widzi kopiec 100-metrowy. Podobną wysokość może mieć kopiec Solidarności, w który Andrzej Rozpłochowski, działacz śląskiej „S”, chce przekształcić 92-metrową hałdę odpadów z kopalni Bolesław Śmiały w Łaziskach Górnych. Na szczycie ma stanąć pawilon muzealny, kaplica i widoczny z daleka krzyż z napisami „Solidarność” i „17 września 1980” (data rejestracji związku). Entuzjaści kopców chcieli budować kopiec Jana Pawła II na terenie dawnych krakowskich Zakładów Sodowych Solvay, ale nie wsparła ich nawet krakowska kuria.
Pojawiają się pomysły na kopce, z nie do końca jasną intencją budowy, jak kopiec Macierz Polonii, który w Woli Więcławskiej zamierza postawić krakowski przedsiębiorca Marek Patecki. Hałda zwożonej ziemi, gruzu i różnych odpadów ma już 20 m. Ekolodzy uważają, że pod pretekstem budowy kopca powstało wysypisko odpadów, a Patecki zapewnia, że to tymczasowe składowisko materiałów, z których kopiec dopiero powstanie. W marcu nadzór budowlany uznał składowisko za nielegalną budowę i nakazał hałdę rozebrać.
W większości przypadków pomysłodawcy przeceniają własne możliwości. Liczą na sponsorów i pomoc państwa. A mogliby spróbować usypać kopiec na miarę własnych możliwości. Tak zrobił Jan Kowalewicz spod wielkopolskich Włoszakowic. Niedaleko jeziora Maszynek, sam, przez 20 lat (1918–38) usypał parometrowy kopiec Wilsona, oddając cześć amerykańskiemu prezydentowi zasłużonemu dla odzyskania niepodległości przez Polskę. Kowalewicz pochodził z chłopskiej rodziny. Jako samouk poznał języki, prenumerował gazety i pisał kronikę. Żył samotnie niczym pustelnik. Kopiec Wilsona stoi przy przyrodniczo-edukacyjnej leśnej ścieżce „Śladami Bartka z Piekła”, bo tak miejscowi nazywali Kowalewicza.
Naczelny lewicowego „Przeglądu” Jerzy Domański bezlitosny wobec szefów Nowej Lewicy: „Elastyczność poza granice przyzwoitości i gumowe kręgosłupy polityków Lewicy to nie jest oferta dla wyborców. (…) Biedroń po cynicznym wykorzystaniu naiwności wyborców ulokował się w eurodajnej Brukseli. I dalej jest jedną z głównych twarzy lewej strony sceny politycznej. A Wiosna, którą trwale zmarginalizował, ma być połową Nowej Lewicy. Czy ktoś niebędący ofiarą upałów może kupić taki hucpiarski numer? Problem z Biedroniem i jeszcze większy z Czarzastym. Dwie kulawe kaczki na czele Lewicy. Oni i podobne ubożuchne pomysły zatrzaskują przed lewicowymi wyborcami drzwi”. A Zandberg nawet na krytykę się nie załapał.
Szef „Do Rzeczy” Paweł Lisicki zamartwia się na całego: „Wiele elementów Polskiego Ładu robi wrażenie, jakby zostały napisane przez biurokratów, którzy w ogóle nie stykają się z rzeczywistością. To tym bardziej zaskakujące, że do tej pory PiS doskonale wyczuwał nastroje społeczne. (…) Dlaczego zatem PiS nie mówi o tym, że dzięki jego rządom wszyscy mogą się bogacić, a najubożsi otrzymali wsparcie? Nie wiem. Nie wiem też, dlaczego zamiast systemu prostego i przejrzystego pojawiają się pomysły kolejnych ulg i zwolnień, co spowoduje rozrost szarej strefy. W efekcie Zjednoczona Prawica zamiast zyskiwać nowy elektorat, zaczyna tracić część starego. Naprawdę, jak to można pojąć?”. A jak można nie pojmować, że dzięki takim rządom bogacić się mogą tylko rządzący i ich rodziny.
W„Angorze” Michał Ogórek wychwytuje paradoksy pisowskiej propagandy: „Wygarniana codziennie [przez TVP Info] »niemieckość« Tuska może zarówno go obrzydzać, jak i ludziom imponować. On przynajmniej znalazł się już w Niemczech, do których my wszyscy dopiero aspirujemy: z prezesem Kaczyńskim mamy do nich doszlusować w ciągu dziesięciu lat, tzn. kiedy go już u władzy nie będzie, co obiecał na ostatnim kongresie, na którym z całej partii przemawiał tylko on sam”. Zgodnie z hasłem z dawnych czasów: „Głos partii głosem ludu”.
Piotr Zaremba w magazynie „Plus Minus” ujawnił swoją zadawnioną niechęć do Donalda Tuska. Mała próbka: „Jeśli z kolei zestawić mowy Tuska i Kaczyńskiego z zeszłej soboty [spotkań PiS i PO], wrażenie jest nieco inne. Ciąg dowcipasów nowego lidera PO to przeniesienie do polityki już w skali jeden do jednego poetyki memów, postów Soku z Buraka. Wystąpienie Kaczyńskiego, acz pełne starych mitów i uproszczeń o złych elitach blokujących prospołeczną zmianę, było bardziej serio. Stanowiło nadal ofertę programową wykraczającą poza doraźność. Było solenne, nieco nudne, pełne wiary w słowa zmieniające rzeczywistość – nie tylko sondażowo-medialną, ale i społeczną. Zaryzykowałbym tezę, że bardziej obywatelskie. [Teraz, z Tuskiem] Będzie jeszcze mniej obywatelsko, za to bardziej niemądrze”. Wzruszająco naiwny symetrysta w całej krasie.
W„Newsweeku” Manuela Gretkowska, założycielka Partii Kobiet, wytyka Tuskowi jego stosunek do Kościoła: „[jest] Najwybitniejszym naszym politykiem, co wcale nie świadczy o tej polityce najlepiej. Ceni wolność, nowoczesność, nie umiejąc zerwać z umiłowanym wrogiem demokracji – Kościołem. Ślub kościelny Tuskowie brali w czasach, gdy pedokler już nie ciumkał, ale jeszcze nie gwałcił, przynajmniej oficjalnie. W roku 2021 oświadczenie przewodniczącego PO: »Jestem katolikiem, mogę krytykować Kościół«, brzmi jak: »Jestem cukrzykiem, ćpam cukier, ale się leczę«. Mam pod kontrolą nieuleczalną chorobę razem z uzależnieniem. Chroniczną polską przypadłość oddawania kasy i hołdu uświęconej patologii”. Cóż, nie są to poglądy politycznego centrum.
Adam Bielan, szef nowej partii kanapowej, w całej rozmowie z niepokornymi braćmi Karnowskimi („Sieci”) usiłuje przekonać, że Tusk nie ma szans, ale kończy wywiad słowami, które brzmią dziwnie defensywnie: „Kolejne zwycięstwa są całkowicie możliwe. Wszystko zależy od naszego obozu, jego jedności, uznawania przywództwa w Zjednoczonej Prawicy Jarosława Kaczyńskiego, pokory, pracowitości. A nie znam innego człowieka, który by nas tak mocno mobilizował, jak Donald Tusk”. To chyba wyraz pokory samego Bielana.
Rafał A. Ziemkiewicz („Do Rzeczy”) też musiał coś napisać o powrocie byłego premiera. Traktuje go jako pionka rozgrywanego przez tajemne siły „gdzieś w Berlinie lub Brukseli” i „jawnie lekceważącego” go Kaczyńskiego, niemniej na koniec pisze asekurancko: „Mówiąc krótko: z powrotu Tuska cieszą się zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwnicy. Jedni i drudzy uważają, że dzięki niemu wygrają. Jedna strona musi się oczywiście głęboko mylić – ale która, w tej chwili możemy się tylko zakładać”. Zawsze będzie mógł powiedzieć: a nie mówiłem, że nie da się powiedzieć?
Odważniejsi w przewidywaniu przyszłości są komentatorzy „Tygodnika Solidarność”. Jakub Pacan twierdzi: „Tusk długo pewnie zostanie p.o. szefa PO, bo obawia się bezpośredniego starcia w wyborach wewnętrznych. (…) Jedno jest pewne, na pewno dojdzie do starcia obu panów T. [Tuska i Trzaskowskiego]”. Marcin Krzeszowiec przekonuje z kolei: „Wydaje się, że obecny prezydent stolicy nie ma tak silnej pozycji w partii, by konkurować z byłym premierem. Jest zatem prawdopodobne, że dojdzie do podziału ról, w którym to Rafał Trzaskowski skupi się na swojej inicjatywie »Campus Polska Przyszłości«, żeby pozyskać młodych wyborców, a Donald Tusk będzie utwardzał antypisowski elektorat, przy okazji odbierając kilka procent w sondażach Szymonowi Hołowni”.
Prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista, dla portalu wiadomo.co kurtuazyjnie wypowiada się o prof. Wiącku, następcy Adam Bodnara: „To, że ktoś głośno nie protestował [w obronie sądów], nie jest jeszcze podstawą do oceny. Niektórzy protestowali głośno, inni ciszej. Nie każdy musiał iść ze świeczką przed Sąd Najwyższy. Na stanowisku RPO także mieliśmy osoby o różnych charakterach. Niektórzy rzecznicy byli bardziej konfliktowi, inni bardziej spolegliwi”. Przypominamy uprzejmie, że spolegliwy to ten, na którym można polegać, nie ten, który jest skłonny do uległości.