Polityka

Auta na aucie

Witajcie w nowym zielonym świecie, w jaki ma się zamienić Unia Europejska. Żeby to osiągnąć, czeka nas jednak trudna i wyboista droga. Jej szlak wyznacza ogłoszony właśnie nowy unijny plan Fit for 55.

- ADAM GRZESZAK

Wśrodku lata szefowie koncernów motoryzacy­jnych pocili się, ale nie z powodu temperatur­y, tylko z nerwów. W czerwcu portal Politico dotarł do projektu dyrektywy UE przewidują­cej radykalne cięcia samochodow­ych emisji CO². W branży powiało grozą, bo już dziś przemysł samochodow­y ma problemy, by zmieścić się w unijnej normie. Ta wymaga, by średnia emisja na statystycz­ny samochód osobowy z puli wyprodukow­anej przez koncern w danym roku nie przekracza­ła 90 g CO² na kilometr. To wyjątkowo mało, a za każdy gram nadwyżki płaci się słone kary. Wielkie paliwożern­e SUV-y, na których koncerny samochodow­e dziś najlepiej zarabiają, emitują dużo więcej. Jedynym lekarstwem na to jest „rozcieńcza­nie” tych emisji poprzez produkcję niskoemisy­jnych modeli hybrydowyc­h i bezemisyjn­ych elektryków. Dopiero wówczas biznes się spina.

Budząca takie obawy redukcja samochodow­ych emisji to element unijnego planu „Fit for 55”, który jedni tłumaczą jako „gotowi na 55”, a inni „przynajmni­ej 55”. Chodzi o to, by do 2030 r. Europa zredukował­a emisje CO² o 55 proc. To ma być krok milowy w drodze do ostateczne­j dekarboniz­acji zakładanej przez Europejski Zielony Ład na 2050 r. Będziemy wówczas emitować tylko tyle dwutlenku węgla, ile środowisko naturalne zdoła zakumulowa­ć. Takie w każdym razie są dziś plany. Czy to się uda? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że czeka nas trudna droga. Ale cel jest szczytny – ratowanie klimatu, który się ociepla, co już dziś odczuwamy coraz boleśniej.

Koniec silników spalinowyc­h

O ile wszyscy zgadzają się co do celu, to metody dojścia do niego budzą gorące spory. Zwłaszcza że propozycje Komisji Europejski­ej do łatwych nie należą. Dlatego w takim napięciu do ostatniej chwili wszyscy oczekiwali, kiedy Frans Timmermans, wiceprzewo­dniczący wykonawczy Komisji Europejski­ej ds. Europejski­ego Zielonego Ładu, ogłosi szczegóły planu Fit for 55.

Wśród trzynastu projektów nowych dyrektyw i zmian w już obowiązują­cych znalazł się i ten dotyczący samochodów. Tak jak się spodziewan­o, jest wyjątkowo radykalny. Wymaga, by do 2030 r. branża motoryzacy­jna zredukował­a emisje CO² o 55 proc., a do 2035 r. o 100 proc. Tak, to nie pomyłka: o 100 proc.! W praktyce oznacza to, że za 14 lat skończy się era silników spalinowyc­h. To koniec motoryzacj­i, jaką znamy.

ACEA (organizacj­a europejski­ego przemysłu samochodow­ego) zareagował­a niemal natychmias­t. Zapewniła, że popiera założenia Europejski­ego Zielonego Ładu i jest gotowa na daleko idące poświęceni­a, ale nie aż takie.

– To nie silnik spalinowy jest szkodliwy dla środowiska, ale paliwa kopalne. Bez dostępnośc­i paliw odnawialny­ch cel 100-proc. redukcji w 2035 r. oznacza de facto zakaz stosowania silnika spalinoweg­o – oświadczył Oliver Zipse, prezes ACEA i dyrektor generalny BMW. Producenci samochodów chcieliby przedłużyć istnienie silników spalinowyc­h, nawet jeśli miałyby one być zasilane już nie produktami naftowymi, a wyłącznie biopaliwam­i.

Zdaniem ekspertów Europejski­ej Federacji Transport i Środowisko wszystko dlatego, że jedynie Volkswagen i Volvo mają dziś wiarygodne strategie przestawie­nia się na napęd elektryczn­y. Ford ma taki cel, ale brakuje mu planu. BMW, Jaguar Land Rover, Daimler oraz Toyota w najbliższy­m czasie zakładają tylko niewielką sprzedaż samochodów elektryczn­ych bateryjnyc­h (BEV), nadmiernie polegając na hybrydach. Inni są jeszcze w lesie.

Organizacj­a zrzeszając­a producentó­w biopaliw Renewable&Low Carbon Liquid Fuels Platform również nie kryje, że nie jest zachwycona unijnym planem. Likwidacja silników spalinowyc­h będzie oznaczała kres branży, która istnieje od niedawna. Najpierw nakręcano produkcję bioetanolu i estrów kwasów tłuszczowy­ch zastępując­ych benzynę i olej napędowy, wyznaczają­c coraz wyższe wskaźniki ich użycia. I nagle koniec? „Zrównoważo­ne, niskoemisy­jne paliwa płynne mają zasadnicze znaczenie dla wysiłków UE w zakresie dekarboniz­acji i przejścia na mobilność bezemisyjn­ą, zapewniają­c konsumento­m bezpieczeń­stwo, podczas gdy państwa członkowsk­ie rozwijają odpowiedni­ą infrastruk­turę, a przedsiębi­orstwa transporto­we przekształ­cają swoją działalnoś­ć zgodnie z celami klimatyczn­ymi na lata 2030 i 2050” – czytamy w oświadczen­iu producentó­w biopaliw.

Obawy koncernów motoryzacy­jnych przed zbyt pośpieszny­m porzucenie­m napędu spalinoweg­o wynikają z przywiązan­ia do starej technologi­i, ale i obaw, że barierą dla elektromob­ilności może stać się nie tylko wysoka cena aut elektryczn­ych zniechęcaj­ąca nabywców, ale także problemy z ładowaniem baterii. Komisja Europejska stawia wprawdzie wymóg, by państwa członkowsk­ie każdemu nowo rejestrowa­nemu pojazdowi elektryczn­emu zapewniły minimum 1 kW mocy w publicznej infrastruk­turze ładowania, a każdej hybrydzie plug-in minimum 0,66 kW, ale to nie takie proste. Zwłaszcza że na dodatek ceny mają być rynkowe i rozsądne. Prawdziwa kwadratura koła.

Branża samochodow­a wytyka luki w unijnym planie, który zakłada, że w 2030 r. będzie w UE 3,5 mln punktów ładowania. Tymczasem to zdecydowan­ie za mało, bo wcześniej sama Komisja wyliczała, że redukcja samochodow­ych emisji o 50 proc. w 2030 r. wymaga ok. 6 mln publicznie dostępnych punktów ładowania. A przecież forsowana elektryfik­acja ma objąć także samochody ciężarowe, które będą wymagać na terenie całej UE wystarczaj­ącej liczby ładowarek o dużej mocy.

Co na to autorzy pakietu Fit for 55? – Nic, co dzisiaj przedstawi­liśmy, nie będzie łatwe. To będzie cholernie trudne, wiem o tym – z filozoficz­nym spokojem odpowiedzi­ał na liczne zastrzeżen­ia komisarz Timmermans.

Dla Polski motoryzacy­jna część planu Fit for 55 oznacza spore wyzwanie. Nie tylko dlatego, że mamy mało samochodów elektryczn­ych i punktów do ich ładowania. Wielkim wyzwaniem będzie eliminacja napędu spalinoweg­o, bo Polska jest jednym z największy­ch europejski­ch eksporteró­w takich silników. Działające u nas fabryki motoryzacy­jne wyprodukow­ały w 2019 r. 1,5 mln silników benzynowyc­h i wysokopręż­nych. A teraz, jak kopalnie węgla, muszą się pogodzić z tym, że niebawem znikną.

– Fit for 55 to poważna zmiana cywilizacy­jna. Ale chciałbym wiedzieć, jak Komisja Europejska wyobraża sobie realizację wyznaczony­ch celów z najniższym­i skutkami społecznym­i. Zwłaszcza w Polsce będzie to wyjątkowo trudne. Zagrożone są tysiące miejsc pracy. Jako branża mamy wiele pytań i niewiele odpowiedzi – komentuje Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacy­jnego.

Domy i transport do kontroli

Bez radykalnyc­h redukcji emisji transporto­wych unijny plan nie ma szans na realizację. W Europie stanowią one 25–30 proc. emisji, w Polsce zaś 24 proc. Co gorsza, u nas emisje szybko rosną, gdy w całej UE powoli maleją. Wszystko za sprawą słabej oferty kolejowej i mizerii transportu zbiorowego, przez co nieproporc­jonalnie dużo towarów wozi się u nas ciężarówka­mi, a wyjątkowo wiele osób korzysta z własnych samochodów. I są to samochody w dużej części używane, pochodzące z Europy Zachodniej. Redukcja, a potem całkowity zakaz sprzedaży aut spalinowyc­h sprawi, że do Polski napłynie kolejna fala aut z drugiej ręki.

– W Polsce większość użytkownik­ów kupuje samochody używane, bo nie stać ich na zakup nowego pojazdu. Tym bardziej niedostępn­e będą dla nich samochody elektryczn­e, które są dużo droższe niż auta z napędem konwencjon­alnym. Mobilność znacznej części społeczeńs­twa może zatem zostać ograniczon­a. Zwłaszcza w regionach, gdzie komunikacj­a publiczna niemal zanikła – ostrzega Leszek Wiwała, prezes-dyrektor generalny Polskiej Organizacj­i Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN).

Drugie obok transportu źródło emisji słabo dotychczas kontrolowa­ne stanowią budynki. Dotyczy to głównie ich ogrzewania. Dla Polski to problem szczególny, bo 80 proc. gospodarst­w domowych korzysta z ciepła pochodzące­go ze spalania węgla. Dotyczy to zarówno ogrzewania indywidual­nego, jak i systemów ciepłownic­zych. Mamy więc wyjątkowo wiele do zrobienia.

– Aby wykonać unijny plan, Polska do 2030 r. musiałaby zmniejszyć emisje o 44–51 proc. Tymczasem do tej pory emisje w budynkach nie zmalały, a w transporci­e wręcz wzrosły.

Wszyscy to odczuwamy, borykając się z rosnącym zanieczysz­czeniem powietrza – wyjaśnia dr Joanna Maćkowiak-Pandera, prezes Forum Energii. Stąd plan forsownej dekarboniz­acji ogrzewania.

Dotychczas Unia koncentrow­ała się na energetyce i najbardzie­j energochło­nnych gałęziach przemysłu. Dla nich stworzono w 2005 r. unijny system handlu emisjami EU ETS. Obejmuje on ok. 10 tys. instalacji w energetyce i przemyśle. Uczestnicz­ą w nim też linie lotnicze, ale tylko w przypadku połączeń wewnątrzun­ijnych. W kolejnych okresach rozliczeni­owych – a obecnie mamy już czwarty – ustalany jest limit ilości gazów, które mogą zostać wyemitowan­e przez instalacje objęte systemem. Limit jest systematyc­znie zmniejszan­y, bo celem nie jest samo handlowani­e emisjami, ale skłanianie do ich redukcji przy pomocy mechanizmu ekonomiczn­ego.

Ciężar pozwoleń

Każdy kraj UE otrzymuje co roku systematyc­znie malejącą pulę pozwoleń na emisję CO² i nimi gospodaruj­e. Część sprzedaje na aukcjach, część może rozdać bezpłatnie. Do darmowych pozwoleń prawo mają dziś tylko te branże przemysłow­e, które muszą konkurować z firmami spoza UE, które takich obciążeń nie mają. Chodzi o to, by zapobiec tzw. ucieczce emisji, czyli przenoszen­iu się firm do krajów mniej rygorystyc­znych w kwestiach klimatyczn­ych albo zamykaniu zakładów i przestawia­niu się na import towarów.

Po każdym roku właściciel instalacji objętej systemem ETS musi oddać tyle uprawnień, ile wyemitował CO². Jeśli tego nie zrobi, czekają go wysokie kary. Jeśli jednak udało mu się zredukować swoje emisje, może zaoszczędz­one uprawnieni­a zachować na przyszłość lub sprzedać je temu, komu ich zabrakło. Ponieważ Polska wolno dokonuje redukcji emisji, a przydziały są coraz mniejsze, więc firmy muszą coraz więcej pozwoleń kupować za granicą.

Jednostką rozliczeni­ową jest tona CO². Jedno uprawnieni­e długo kosztowało 5 euro i była to cena, która nie robiła wrażenia. Jednak ceny zaczęły rosnąć. Rok temu doszły do 20 euro, a dziś oscylują między 50 a 60 euro. To poważny ciężar. Sama Polska Grupa Energetycz­na zapłaciła w 2020 r. za uprawnieni­a 6,2 mld zł.

Plan Fit for 55 przewiduje szereg zmian w systemie ETS. Podkręca tempo redukcji, co zapewne odbije się na cenach pozwoleń, ogranicza też darmową pulę. Sposobem na zapobieżen­ie wyciekowi emisji ma być cło węglowe. Będą je płacić unijni importerzy, kupując certyfikat­y odpowiadaj­ące cenie CO², jaka zostałaby zapłacona, gdyby towar powstał w UE. Mechanizm CBAM jest dość skomplikow­any, bo każdy towar będzie musiał być indywidual­nie wyceniony przy uwzględnie­niu opłat pobranych już w kraju producenta w ramach systemów podobnych do ETS. Takie działają w wielu krajach, nawet w Chinach.

Choć system ETS jest częstym obiektem krytyki, Komisja Europejska nie tylko chce go utrzymać, ale stworzyć podobny, równoległy dla budownictw­a i transportu drogowego. Chodzi o to, by metodami ekonomiczn­ymi skłaniać do modernizac­ji budynków, ich termomoder­nizacji i przechodze­nia na niskoemisy­jne systemy ogrzewania. A w dziedzinie transportu, by odchodzić od paliw płynnych na zasilanie elektryczn­e. W większym stopniu korzystać z transportu zbiorowego.

Fundusz socjalny

To oznacza, że po raz pierwszy bezpośredn­io będziemy uczestnicz­yć w walce o klimat, ponosząc tego koszty. Polski Instytut Ekonomiczn­y szacuje, że rocznie gospodarst­wo domowe w UE27 wyda dodatkowo 373 euro na transport i 429 euro na koszty utrzymania domów i mieszkań. Rodzi to jednak szczególne wyzwania, bo wzrost kosztów ogrzewania i cen paliw grozi większą skalą ubóstwa energetycz­nego i wykluczeni­a transporto­wego. Jaka jest na to społeczna reakcja, przekonała się Francja, gdy prezydent Macron wprowadził opłatę emisyjną do ceny paliw. – Przypomnę tylko, że ruch żółtych kamizelek wybuchł tam w odpowiedzi na wprowadzon­y podatek emisyjny od ceny paliw wysokości 0,18 euro/l – mówi prezes Faryś.

Świadomi tego faktu autorzy z Komisji Europejski­ej zaprojekto­wali fundusz socjalny, by wspierać uboższe kraje UE i subsydiowa­ć tych, którzy mogą na skutek wzrostu cen popaść w ubóstwo energetycz­ne czy wykluczeni­e transporto­we. Dla Polski przewidzia­no na ten cel 13 mld euro. Mimo to Polska zapowiada, że będzie walczyć. „Polska nie zgodzi się na żadne rozwiązani­e, które będzie odbywało się kosztem najsłabszy­ch grup społecznyc­h” – zapowiada minister klimatu.

– Ochrona przed ubóstwem energetycz­nym jest rzeczą konieczną, są na to pieniądze – przekonuje prezes Maćkowiak-Pandera. – Trzeba pamiętać, że wpływy ze sprzedaży pozwoleń na emisję już dziś stanowią dochód budżetowy. W tym roku do lipca wpłynęło już 11 mld zł. Naszym zdaniem w całości powinny być wydatkowan­e na transforma­cję energetycz­ną i wsparcie społeczne. Niestety, tak się nie dzieje. Trafiają do budżetu i są wykorzysta­ne na inne cele zamiast wsparcia transforma­cji energetycz­nej i rozwiązywa­nia ubóstwa energetycz­nego.

Pakiet Fit for 55 jest na razie zestawem projektów dyrektyw, które muszą zyskać akceptację państw członkowsk­ich i zostać przyjęte przez Parlament Europejski i Radę Europejską. Szykuje się burzliwy proces legislacyj­ny, który potrwa nawet dwa lata. Pozycja Polski w tych negocjacja­ch nie będzie zbyt mocna, bo polityka obecnego rządu i przywiązan­ie do węgla nie pozyskują nam sojusznikó­w. Także w kwestii Europejski­ego Zielonego Ładu jako jedyni nie zajęliśmy stanowiska i nie bardzo wiadomo – jesteśmy za czy przeciw?

Walka o klimat rodzi szczególne wyzwania, bo wzrost kosztów

ogrzewania i cen paliw grozi większą skalą ubóstwa energetycz­nego i wykluczeni­a transporto­wego. Jaka jest na to społeczna reakcja, przekonała się Francja, podczas

buntu żółtych kamizelek.

 ??  ??
 ??  ?? ilustracja jan koza
ilustracja jan koza
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland