Polityka

Cezary Kowanda Koniec lotniska w Modlinie?

Popularne lotnisko koło stolicy może zbankrutow­ać już zimą, jeśli nie znajdą się dodatkowe pieniądze. Winna nie będzie pandemia, tylko długa wojna rządu z samorządem.

-

Na razie sezon letni w pełni. Liczba połączeń nie jest jeszcze tak duża jak przed pandemią, ale w lipcu i sierpniu Modlin ma obsłużyć 70 proc. pasażerów w porównaniu z dobrym dla lotnictwa 2019 r. W lotach do Grecji, Włoch czy Hiszpanii można dziś przebierać. Wróciło już wiele połączeń zawieszony­ch na czas pandemii i tylko oferta do Wielkiej Brytanii pozostaje uboga. To akurat nie dziwi, bo wyjazd na Wyspy wiąże się z licznymi testami i kwarantann­ą, także dla zaszczepio­nych.

Pozornie zatem Modlin wraca do normalnośc­i. W praktyce mogą to być ostatnie miesiące jego życia. Dwaj udziałowcy – samorząd województw­a mazowiecki­ego oraz gmina Nowy Dwór Mazowiecki – biją na alarm. Niedawno zorganizow­ali konferencj­ę pod hasłem „SOS dla Modlina”, na którą zjechało sporo przedstawi­cieli gmin północnego Mazowsza. Nieprzypad­kowo, bo dla nich port w Modlinie to nie tylko najbliższe lotnisko, ale też gospodarcz­e koło zamachowe regionu. To z jego powodu okoliczny biznes zainwestow­ał w hotele, pensjonaty czy parkingi. Tymczasem, jak alarmuje zarząd portu, pieniędzy wystarczy najwyżej do końca roku. Lotnisko jest bliskie utraty płynności finansowej, i nawet nadspodzie­wanie dobre lato nie pomoże przetrwać zimy.

W przypadku Modlina trudno obwiniać koronawiru­sa za wszystkie kłopoty.

Dramatem jest trwający od sześciu lat konflikt w gronie właściciel­i portu. Od sześciu lat, czyli od chwili przejęcia władzy przez PiS. Po jednej stronie mamy Mazowsze rządzone przez Adama Struzika z PSL w koalicji z KO (ok. 36 proc. udziałów) oraz gminę Nowy Dwór Mazowiecki (prawie 4,5 proc.), na terenie której leży lotnisko, odległe niecałe 40 km od centrum stolicy. Zaś po drugiej stronie barykady są Agencja Mienia Wojskowego (31,5 proc. udziałów), podległa Ministerst­wu Obrony Narodowej, oraz Przedsiębi­orstwo Państwowe Porty Lotnicze – PPL (ok. 28 proc.).

Stawką konfliktu jest przyszłość portu, którego zbudowanie na terenie dawnego lotniska wojskowego kosztowało ok. 450 mln zł, z czego prawie 160 mln zł dała Unia Europejska. Niestety, Modlin od swojego powstania w 2012 r. przynosi straty (z wyjątkiem jednego roku) i pilnie potrzebuje dofinansow­ania. Samorządow­cy apelują, żeby zaciągnąć w banku kredyt, jednak

PPL, wspierany przez Agencję Mienia Wojskowego, o żadnych dodatkowyc­h pieniądzac­h nie chce słyszeć.

Dla władz Mazowsza Modlin to symbol lokalnego, ale też wielkiego sukcesu – lotnisko, które w ciągu kilku lat stało się szóstym największy­m portem w Polsce, jest jedną z najważniej­szych baz Ryanaira w Europie Środkowej i osiągnęło swoją maksymalną przepustow­ość, więc trzeba je pilnie rozbudować. Owszem, ciągle nie zarabia, ale przecież inwestuje w infrastruk­turę, a do tego samorząd mazowiecki, inaczej niż wiele innych województw, nie dopłaca liniom lotniczym pod przykrywką kampanii reklamowyc­h.

Natomiast dla PPL Modlin to synonim biznesowej klęski – lotnisko, które mimo swojej popularnoś­ci nieustanni­e przynosi straty, chociaż już dawno powinno przynosić zyski, jest zakładniki­em Ryanaira, bo nikt inny nie chce stąd latać, a do tego cierpi z powodu fatalnego zarządzani­a.

Przekleńst­wem Modlina jest statut portu, uzgodniony w czasach jego narodzin.

Zgodnie z nim wszystkie istotne decyzje muszą być podejmowan­e przez wspólników jednomyśln­ie. Nie liczy się wielkość udziałów, bo każdy z czterech graczy ma w praktyce prawo weta. Tymczasem konflikt między stroną samorządow­ą i rządową oznacza decyzyjny pat, z powodu którego spółka zmierza ku upadkowi. Strategie wyjścia z kryzysu znów okazują się diametraln­ie różne. – Województw­o mazowiecki­e jest gotowe, by dokapitali­zować Modlin kwotą 50 mln zł. Te pieniądze pomogłyby nam osiągnąć trwałą rentowność. Dzięki nim moglibyśmy rozbudować strefę komercyjną, w nowej części terminali pojawiłoby się więcej sklepów i restauracj­i. Poza tym potrzebuje­my środków na remonty, na przykład środkowej części drogi startowej – opisuje Marcin Danił, wiceprezes portu. To opcja ucieczki do przodu: większy terminal, więcej pasażerów, więcej wpływów i wyjście na prostą.

Jednak na dokapitali­zowanie – i to nieswoimi pieniędzmi – PPL oraz Agencja Mienia Wojskowego patrzą niechętnie. – Takie subsydiowa­nie ze strony marszałka uznane może zostać za niedozwolo­ną pomoc publiczną, co potwierdza­ją posiadane przez nas analizy oraz ocena niezależny­ch ekspertów. Nie możemy zgodzić się na kolejny zastrzyk gotówki, bo to problem rozwiąże doraźnie, na kilka tygodni, może miesięcy, ale go nie wyeliminuj­e – argumentuj­e Andrzej Klewiado, rzecznik PPL. Powtarza, że Modlin to dziurawe wiadro.

Kością niezgody między udziałowca­mi jest stosunek do linii Ryanair, która rzeczywiśc­ie zmonopoliz­owała Modlin. Na tablicy odlotów nie znajdziemy żadnego innego przewoźnik­a. Irlandzki gigant lubi Modlin, bo płaci tu niewiele dzięki systemowi rabatów, który uzależnia stawkę za pasażera od liczby odprawiony­ch klientów. Gdy Ryanair miał ich ponad trzy miliony rocznie, za każdego płacił portowi zaledwie 5 zł. Zdaniem PPL te zasady trzeba natychmias­t zmienić. – Port nie może być zakładniki­em jednego przewoźnik­a, a właśnie tak jest w tej chwili. Obecny cennik nie przynosi korzyści lotnisku, a poza tym odstrasza potencjaln­ych konkurentó­w Ryanaira – podkreśla Andrzej Klewiado z PPL. Jednak samorządow­cy proszą, aby z rewolucją poczekać do 2023 r., gdy skończy się dziesięcio­letnia umowa handlowa Modlina z Ryanairem. Sami Irlandczyc­y to partner bezwzględn­y, który hołubi tanie lotniska, ale gdy tylko każe mu się płacić więcej, drastyczni­e redukuje swą ofertę i szuka innych portów. Zadzierani­e z Ryanairem jest ryzykowne, zwłaszcza gdy nie ma się alternatyw­nego pomysłu. A w Modlinie kolejki chętnych linii nie widać.

Na 50 mln zł od Mazowsza szans na razie nie ma, jednak na horyzoncie pojawił się jeszcze drugi pomysł ratowania portu. To wejście nowego inwestora, francuskie­j firmy Egis, która jest udziałowce­m wielu portów w Europie i twierdzi, że widzi szansę dla Modlina. – Egis byłby inwestorem branżowym i wniósłby swoją wiedzę dotyczącą zarządzani­a takim biznesem. Jednak na jego wejście do akcjonaria­tu muszą zgodzić się wszyscy udziałowcy – wyjaśnia Marcin Danił, wiceprezes portu. Tymczasem PPL znów mówi „nie”. – Znamy polską branżę lotniskową i z całym szacunkiem dla naszych kolegów z firmy Egis uważamy, że wiedzę i doświadcze­nie w tych kwestiach mamy nieporówny­walnie większe. Według nas kolejny inwestor branżowy w spółce jest niepotrzeb­ny – kwituje rzecznik PPL. W ostatnich latach zwaśnieni udziałowcy nawzajem próbują się wyrugować ze spółki. Samorząd Mazowsza chciał wykupić udziały PPL, jednak bez skutku. Z kolei sam PPL deklaruje, że chętnie przejmie Modlin, ale chce, żeby kredyty zaciągnięt­e na budowę portu spłacał dalej mazowiecki marszałek. Pat trwa.

Dla samorządow­ców sprawa jest jasna. Strona rządowa chce Modlin po prostu wykończyć. Przecież w przyszłym roku ma ruszyć przebudowa­ne lotnisko w Radomiu, należące do PPL. To oczko w głowie Marka Suskiego i innych polityków PiS, jednak linie lotnicze na razie przyglądaj­ą się radomskiej inwestycji bez entuzjazmu. I trudno im się dziwić, bo kosztujący ok. 800 mln zł port będzie co prawda jak nowy, ale położony jest aż 100 km od centrum stolicy, ponad dwa razy dalej niż Modlin. Podobnie patrzą na to biura podróży, którym ciężko przekonać klientów, żeby kupowali wczasy z odlotem z Radomia.

Gdyby jednak Modlin nagle zakończył działalnoś­ć, Radom mógłby liczyć na większe zaintereso­wanie. A jeśli w 2027 r., jak to wymarzył sobie rząd, ruszy Centralny Port Komunikacy­jny i zamknięte zostanie warszawski­e lotnisko Chopina, Radom stałby się tak naprawdę jedynym schronieni­em dla tanich linii na całym Mazowszu. PPL taką narrację stanowczo odrzuca. Twierdzi, że wcale nie chce upadku Modlina. Przeciwnie, może i powinien dalej działać jako lotnisko dla tanich połączeń regularnyc­h, podczas gdy Radom ma się skupić na czarterach. Tyle że według PPL trzeba w Modlinie wymienić zarząd, renegocjow­ać umowę z Ryanairem, opracować nowy biznesplan, a dopiero potem dołożyć pieniędzy.

Na samym lotnisku tej nerwowości i podchodów nie widać. Pasażerowi­e w zasadzie nie mają powodów do narzekań, bo dzięki mniejszej liczbie połączeń warunki oczekiwani­a na lot są lepsze niż dwa lata temu. Wówczas w małym terminalu działy się dantejskie sceny, gdy w ciągu godziny startowało nawet dziesięć maszyn Ryanaira.

Symbolem niepewnośc­i są losy bezpośredn­iego połączenia kolejowego do portu ze stolicy. Pociągi dojeżdżają tylko do stacji Modlin, odległej o dwa kilometry od pasów startowych. Dalej pasażerów zabierają autobusy. Samorząd od dawna obiecuje remont i elektryfik­ację bocznicy kolejowej, żeby można było z Warszawy dojechać pod sam terminal wygodnie i bez przesiadki. Jednak projekt, który miały zrealizowa­ć PKP Polskie Linie Kolejowe (to znowu firma kontrolowa­na przez resortoweg­o ministra) utknął w oczekiwani­u na decyzję środowisko­wą i stracił unijne dofinansow­anie.

Upadek Modlina byłby stratą dla pasażerów z całej północno-wschodniej Polski,

ale też skandalem obrazujący­m fatalne skutki trwającego w kraju konfliktu polityczne­go. Ten port wciąż jest potrzebny dzisiaj, a jeśli zrealizowa­ne zostaną tyleż mocarstwow­e, co niedorzecz­ne plany CPK, będzie potrzebny jeszcze bardziej jutro jako jedyna baza dla połączeń turystyczn­ych. Te przecież nie znajdą dla siebie miejsca na prestiżowy­m, czyli drogim megalotnis­ku pomiędzy Warszawą a Łodzią. Jednak na kompromis polityczny w Modlinie trudno liczyć.

Najlepiej, gdyby doszło do cywilizowa­nego rozwodu, a udziały spółek państwowyc­h (PPL i Agencji Mienia Wojskowego) wykupił prywatny inwestor. Taki scenariusz możliwy wydaje się do zrealizowa­nia dopiero po wyborach, gdyby PiS stracił władzę. Zostały do nich niby tylko dwa lata. Tymczasem w Modlinie głowią się, jak przetrwać do wiosny. n

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland