Śladem pryszczy 5/6
Edward Dwurnik. Polska, CSW Znaki Czasu w Toruniu, do 19 września
Wśród współczesnych polskich malarzy Edward Dwurnik był chyba rekordzistą; pozostawił po sobie 5 tys. obrazów (niektórzy szacują, że siedem) oraz 20 tys. rysunków i grafik. Stosownie do tego bogactwa kurator wystawy Krzysztof Stanisławski postanowił też przygotować rekordową ekspozycję, a ogromne przestrzenie toruńskiej galerii zdecydowanie temu sprzyjają. Pokazano więc 450 prac, wypożyczonych z szesnastu kolekcji muzealnych i dwunastu prywatnych. Z pozyskiwaniem obrazów raczej nie było kłopotów. Jeszcze na dzień przed otwarciem ekspozycji dzwonili kolekcjonerzy gotowi udostępnić posiadane prace! Problem był z ich selekcją. Tym bardziej że artysta miewał w swej twórczości okresy przeróżne, a jego obrazy (a właściwie poszczególne ich cykle) osadzić można w różnych punktach na kontinuum prowadzącym od geniuszu po chałturę. Jest na wystawie trochę ciekawostek, typu prace licealne czy studenckie, tzw. towarzyskie portrety. Ale – na szczęście – najwięcej jest dzieł przypominających Dwurnika mistrza, przenikliwego, a często też złośliwego obserwatora może nie tyle tytułowej Polski, co Polaków. Portretowanych często w sposób, który obecnych demiurgów polityki historycznej i wstawania narodu z kolan musi mocno uwierać. Wystawa przypomina artystę, który bywał liryczny, dramatyczny, patetyczny, nostalgiczny czy dowcipny. Ale przede wszystkim pozostawał bezkompromisowy w zapędzaniu nas do gabinetu krzywych zwierciadeł, dzięki którym możemy dostrzec najmniejszy nawet pryszcz na własnym nosie.