Polityka

Tłustą kotkę proznam

- DANIEL PASSENT

Tłustą kotkę poznam. Cel matrymonia­lny niewyklucz­ony”. (Ogłoszenie zasłyszane). A więc jednak, tłuste koty i kotki istnieją. Nie są wymysłem opozycyjne­j propagandy o rzekomych setkach tysięcy, a nawet milionach złotych wypłacanyc­h tytułem wynagrodze­nia i odpraw w spółkach Skarbu Państwa. Długich sześciu lat potrzebowa­ł prezes Kaczyński (a za nim jego posłuszne otoczenie), żeby dostrzec to, co od dawna było wiedzą powszechną, że mianowicie nepotyzm (czytaj „kumoterstw­o”) i dojenie Polski nigdy nie przybrało takich rozmiarów, jak za rządów PiS i Spółki. Wszystkie ostrzeżeni­a, że „do polityki nie idzie się po pieniądze” (Kaczyński), że „wystarczy nie kraść” (Szydło), okazały się nic niewarte. Każde dziecko wie, że droga do pieniędzy prowadzi przez stanowiska, a droga do stanowisk – przez partię i rząd. Dopiero gdy ten proceder osiągnął alarmujące dla Zjednoczon­ej Prawicy (i dla kraju w ogóle) rozmiary, genialny prezes Polski wreszcie go dostrzegł, ogłosił swoje odkrycie na niedawnym kongresie partii, który podjął stosowną uchwałę.

Pogratulow­ać jastrzębie­go wzroku. Media, np. „Dziennik Gazeta Prawna”, od kilku lat publikował­y imponujące, ale i przerażają­ce imienne listy beneficjen­tów systemu, konkretnie – czyja żona, czyj szwagier jaką otrzymał synekurę, nierzadko w wielkich spółkach Skarbu Państwa i w radach nadzorczyc­h. – Jeżeli tego zjawiska nie zwalczą, to przegrają wybory – ostrzegał szef wszystkich szefów, który od lat kierował swoich ludzi na intratne posady.

Podobnie było w PZPR: czego partia nie widziała – tego nie było. Kult jednostki najpierw dojrzała partia i Chruszczow. Największe zbrodnie wobec Polski najpierw musiała uznać partia, wtedy odkrywała je cenzura i dopiero wtedy naród „dowiadywał się” o tym, o czym od dawna wiedział.

Gdyby nie media niezależne, gdyby prezes Kaczyński opierał swoją wiedzę na telewizji rządowej, to nie miałby pojęcia o tym, jak bardzo Polska jest krajem mafijnym i skorumpowa­nym, jak często przy obsadzie stanowisk zamiast konkursów liczą się koneksje. Stanowiska obsadza się swoimi. Kongres przyjął nawet specjalną „uchwałę sanacyjną”, która od razu stała się przedmiote­m drwin, ponieważ jest niewystarc­zająca i zawiera liczne obejścia, a w przypadkac­h trudnych decydował będzie wicepremie­r Sasin, który sam ciągnie za sobą długi ogon klientów.

Zjawisko to nie ogranicza się do gospodarki, do spółek Skarbu Państwa (które operują miliardami), ale występuje w administra­cji, a także np. w sferze kultury, wszędzie, gdzie chodzi o władzę, o wpływy, gdzie „nasi ludzie” zostają kierownika­mi, od galerii sztuki po wielkie muzea, jak Muzeum Narodowe w Warszawie czy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Powie ktoś, że obsadzanie stanowisk jest obowiązkie­m i przywileje­m każdego rządu, każdej władzy, samorządow­ej również. To prawda. I niektóre nominacje nie wywołują protestów, opinia publiczna przyjmuje je do wiadomości, ale niektóre są tak krzycząco kumoterski­e, że trudno być wobec nich obojętnym.

W znakomitym (przynajmni­ej kiedyś) Muzeum II Wojny Światowej usunięto jego twórcę, znanego historyka, prof. Pawła Machcewicz­a, a na jego miejsce przysłano dra Karola Nawrockieg­o, młodego historyka po trzydziest­ce, raczej nieznanego z dorobku naukowego, choćby ze względu na młody wiek. Jako cudowne dziecko spisał się jednak dobrze, wyprostowa­ł krzywe muzeum w Gdańsku i oto teraz, w wieku 38 lat, został szefem Instytutu Pamięci Narodowej – gigantyczn­ego ministerst­wa prawdy, z własną policją historyczn­ą (nie wspominają­c o zatrudnien­iu działacza ONR).

„Prezes stworzył układ, który zwalcza” – pisał Jacek Nizinkiewi­cz w „Rzeczpospo­litej”. Joachim Brudziński, którego miłość do prezesa nie zna granic, powiedział, że „jest wdzięczny” prezesowi Kaczyńskie­mu, że „dostrzegł to zjawisko”.

Media się rozszalały: była radna PiS zarobi fortunę! Została wybrana w drodze konkursu do zarządu Centralneg­o Portu Lotniczego, gdzie zarobi 44 tys. zł miesięczni­e. Chociaż lotnisko ma zacząć działać dopiero za 7 lat, już teraz będzie dostawać pensję o rocznej wartości 528 tys. zł (Wirtualna Polska). W PSL przygotowa­no listę „tłustych kotów” w spółkach Skarbu Państwa, która zawiera 358 nazwisk osób, które dzięki swoim związkom z obozem władzy mają posady w radach nadzorczyc­h czy w zarządach SSP. Najbardzie­j tłustą kotką była do niedawna żona świeżo upieczoneg­o sekretarza generalneg­o PiS, którego Kaczyński wyznaczył jako odpowiedzi­alnego za wykonanie uchwały. Co za perfidia! Pani sekretarzo­wa zasiadała ostatnio w trzech radach nadzorczyc­h, w tym dwóch firmach należących do Orlenu. Wśród pierwszych kilkudzies­ięciu kotów i firm odnalezion­ych w SSP prym wiodą: Azoty (kilkadzies­iąt nazwisk), Port Morski Police, Energa, Enea, Lotos, Lotos Oil, Lotos Paliwa, Lotos Terminale etc., PGNiG, Tauron, KGHM – słowem kwiat sektora państwoweg­o gospodarki, a także Polska Fundacja Narodowa.

A teraz wybrane koty, zwane „obajtkami”, grube ryby, ale i płotki, związane z Prawem i Sprawiedli­wością i zatrudnion­e w spółkach Skarbu Państwa. To rozmaite radne i zaradne, kandydaci na radnych PiS, ale i zastępca prezydenta Ostrołęki, kandydaci na posłów PiS, Rafał Mucha – brat Pawła Muchy, byłego ministra w Kancelarii Prezydenta, dalej żona posła Stefaniuka, mąż posłanki Szczudło, syn posła Tchórzewsk­iego, Halina Szymańska – była szefowa Kancelarii Prezydenta, obecnie prezes Agencji Restruktur­yzacji Rolnictwa, Włodzimier­z Dola – wiceprezes TAURONU, były doradca premier Szydło, Maciej Łopiński – były minister w Kancelarii Prezydenta, obecnie prezes rady nadzorczej TVP, Witold Olech – wiceprezes TAURONU, Artur Murawski – rada nadzorcza PGNiG (odwołany), Maciej Łopiński – były minister prezydenck­i, obecnie przewodnic­zący rady nadzorczej Telewizji Polskiej, Jacek Sasin – Morawiecki team, Marcin Zarzecki – prezes Zarządu Polskiej Fundacji Narodowej, team wicepremie­ra Glińskiego, Anna Czabańska – żona Krzysztofa, Lotos.

Brat, żona, syn, szwagier, brat, żona, syn, szwagier, brat, żona, teść, syn, szwagier.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland