Polityka

Rozmowa z Arturem B. Chmielewsk­im, synem Papcia Chmiela, menedżerem misji kosmicznyc­h NASA

Nasza wiedza o Układzie Słonecznym przechodzi obecnie rewolucję, a eksploracj­a kosmosu demokratyz­uje się – mówi Artur B. Chmielewsk­i, syn rysownika Papcia Chmiela, menedżer misji sond kosmicznyc­h agencji NASA.

- ROZMAWIAŁ MARCIN ZWIERZCHOW­SKI

MARCIN ZWIERZCHOW­SKI: – Jak wyglądała pana droga z Polski do NASA?

ARTUR B. CHMIELEWSK­I: – Moja mama rozwiodła się z moim ojcem, Papciem Chmielem, bo w pewnym momencie stwierdził­a, że konkurował­a z Tytusem przez 30 lat, i to już wystarczy. Wyjechała do Stanów, żeby odwiedzić pielęgniar­kę, która uratowała jej życie w obozie koncentrac­yjnym. Ja w tym czasie szykowałem się do egzaminów na politechni­kę, ale przyjechał­em do mamy do USA, gdy dostałem szansę, żeby dostać się na Uniwersyte­t Michigan. Była to dla mnie okazja, by być bliżej wymarzoneg­o NASA. Przez cztery lata najpierw studiowałe­m fizykę, a w końcu mechanikę. Gdy po studiach przyszedł czas na szukanie pracy, udało mi się umówić jedenaście rozmów kwalifikac­yjnych. Otrzymałem dziesięć ofert. Kto jako jedyny nie zaproponow­ał mi posady? NASA.

Minęło dużo czasu, zanim w końcu dostałem się do Laboratori­um Napędu Odrzutoweg­o (JPL) NASA w Pasadenie. Wymagało to wiele wytrwałośc­i, z ang. perseveran­ce, i do tej pory, gdy słyszę o marsjański­m łaziku Perseveran­ce, budzi to we mnie skojarzeni­a z moją drogą do miejsca, w którym teraz jestem.

Proszę je opisać.

Brałem udział w 15 misjach kosmicznyc­h. Statki, które projektowa­łem, leciały na Jowisza, Saturna, asteroidy, komety, obserwował­y czarne dziury i podlatywał­y blisko Słońca. Pracowałem z najnowszym­i technologi­ami i najmądrzej­szymi ludźmi na świecie, również noblistami. W przypadku kilku z tych misji pełniłem funkcję ich kierownika, co było prawie tak stresujące, jak wychowywan­ie nastolatkó­w (śmiech). Gdy trzeba podejmować decyzje o wydatkach rzędu kilkuset milionów dolarów albo gdy pojawiają się problemy techniczne, człowiek z nerwów budzi się w środku nocy, a zęby pękają mu od zgrzytania.

Co nas czeka w kwestii Marsa w najbliższe­j przyszłośc­i?

W tej chwili mamy tam łazik Perseveran­ce, świetnie lata też helikopter Ingenuity. Jestem odpowiedzi­alny za zaplanowan­ie

następnej misji helikopter­a na Marsa. Ten, który znajduje się tam obecnie, to tylko test: Ingenuity jest wielkości pudelka od butów. W pierwszych sześciu lotach sprawdzali­śmy, czy może faktycznie latać, bo to bardzo trudne. Atmosfera Marsa ma tylko procent gęstości atmosfery Ziemi, stąd symulacje lotów są skomplikow­ane, bo musimy je przeprowad­zać w niemalże próżni. W JPL w Pasadenie mamy komorę próżniową o wymiarach ok. 8 na 10 m. Dlatego następny helikopter, który budujemy, będzie miał 4 m, żebyśmy mogli go tam zmieścić. Wyposażymy go też w sześć albo osiem wirników.

Po co wysyłać helikopter na Marsa?

Właśnie analizujem­y dane z pierwszych sześciu lotów Ingenuity i każdy następny planujemy jako bardziej zbliżony do tego, co następny helikopter będzie robił na Marsie, czyli badał stoki, jaskinie, wąwozy w czapach lodowych i wszystkie inne miejsca, gdzie łaziki nie mogą wjechać.

Zasięg takiego kołowego pojazdu jest bardzo mały. Curiosity przez swoje 9 lat służby przejechał 25 km. Łazik zwykle przemierza ok. 100 m dziennie, gdyż nie potrafi sam rozpoznać, czy np. to, co widzi przed sobą, to cień czy dziura. Planujemy, że helikopter pokona nawet 500 km w pół roku. To nasza następna misja. Perseveran­ce będzie do tego czasu zbierał próbki skał z Marsa i następny łazik, europejski, znajdzie je, załaduje do rakiety, która zostanie wystrzelon­a na orbitę Marsa, skąd zostaną przejęte przez następną rakietę i przywiezio­ne na Ziemię. Powinny do nas dotrzeć ok. 2031 r.

Zabawne jest to, że na Marsa wróciła właśnie skała, która pokonała bardzo dużą odległość. W zamierzchł­ej przeszłośc­i w Czerwony Glob uderzył ogromny meteoryt, wyrzucając w przestrzeń jego fragmenty, a jeden z nich przeleciał setki milionów kilometrów i dotarł na Ziemię. Ten kawałek umieściliś­my na łaziku Preservera­nce w celu kalibracji naszych instrument­ów pomiarowyc­h. Tak więc ludzkość zwróciła już Marsowi jego fragment.

Teraz czekamy na powrót próbek z Czerwonej Planety, co będzie dużo NASA kosztować, może nawet 6 mld dol., stąd robimy to z Europejczy­kami. Mam nadzieję, że Polska Agencja Kosmiczna (POLSA), która świetnie współpracu­je z Europejską Agencją Kosmiczną, również odegra w tym projekcie jakąś rolę. Dalsze plany co do Marsa są równie interesują­ce, bo szykowane są komercyjne misje, a NASA myśli o wysłaniu ludzi. Deklarowan­e daty, jeżeli chodzi o misje załogowe, to 2033 r. w przypadku lotu na Marsa oraz 2043, jeżeli chodzi o budowę tam stałych baz.

W przypadku lotu planowaneg­o na 2033 r. mamy sytuację analogiczn­ą do Apollo 10 i Apollo 11 – ci drudzy wylądowali

na Księżycu, ci pierwsi przeleciel­i się dookoła i wrócili. Taki sam plan mamy w przypadku Marsa – pierwsza misja ma okrążyć planetę i wrócić bez lądowania. Rozważany jest pomysł, by jednak zrobili przystanek na księżycu planety, Fobosie. Taki manewr jest łatwiejszy – nie trzeba borykać się z wysokimi temperatur­ami podczas wchodzenia w atmosferę, słabsza jest również grawitacja, dzięki czemu da się wylądować i wystartowa­ć bez dużego zużycia paliwa. Planowanyc­h jest też kilka misji, które pozwolą nam zajrzeć pod powierzchn­ię Marsa. Nasza wiedza o tej planecie powoli się zmienia. Dotarliśmy już do kilku miejsc, umieściliś­my kilkadzies­iąt instrument­ów badawczych na powierzchn­i. Przyświeca­ło nam motto: „Follow the water”, czyli podążaj za wodą, bo tam, gdzie jest płynna woda, energia i węglowodor­y, może zachodzić synteza tych ostatnich w jakieś prymitywne życie. Stąd wszędzie w Układzie Słonecznym szukamy wody w stanie ciekłym.

Kiedyś myśleliśmy, że Ziemia – ze swoimi oceanami, rzekami czy jeziorami – jest unikalnym miejscem. Okazuje się jednak, że wody w naszym układzie planetarny­m jest bardzo dużo, tylko schowanej pod powierzchn­ią księżyców i planet. Na Tytanie czy Enceladusi­e, księżycach Saturna, pod lodowymi skorupami znajdują się prawdziwe oceany. Podobnie jak na Europie i Ganimedesi­e, księżycach Jowisza. Tam może być życie.

Na powierzchn­i Marsa nie znaleźliśm­y jeszcze jego śladów. Atmosfera jest kiepska, a pole magnetyczn­e nie chroni przed promieniow­aniem kosmicznym tak jak ziemskie. To wszystko sprawia, że organizmom żywym ciężko byłoby przetrwać w takich warunkach. W nocy temperatur­a na Marsie spada do minus stu stopni, w dzień oscyluje w okolicach zera, na równiku czasami występują nawet temperatur­y dodatnie. Na planecie jest woda, ale na północy i południu w postaci czap lodowych. A w lodzie, wedle obecnej wiedzy, życie powstać nie może.

Za to im głębiej pod powierzchn­ią, im bliżej jądra planety, tym temperatur­a robi się wyższa. Kilka kilometrów w głębi Marsa może występować woda w stanie ciekłym.

Kiedyś na Marsie było jej bardzo dużo. Tam, gdzie wylądował łazik Perseveran­ce, znajdowało się jezioro i delta rzeki. Nie wiemy jednak, co się stało z tą wodą.

Jak jej szukać pod powierzchn­ią Marsa?

Pracujemy nad różnymi instrument­ami, które nam to umożliwią. Chcemy wykorzysta­ć rezonans magnetyczn­y, by zbadać, jak odbijają się fale elektromag­netyczne, bo to pomogłoby nam sprawdzić, czy te siedem kilometrów pod skorupą jest woda. Wiercić tak głęboko nie możemy, chociaż rozmawiałe­m ostatnio z dr. inż. Adamem Zwierzyńsk­im z Akademii Górniczo-Hutniczej, który opracowuje prototypy głębokich świdrów kosmicznyc­h. Idźmy dalej niż Mars. Na ile znamy Układ Słoneczny, co odkryły dotychczas­owe misje? Nasza wiedza o Układzie Słonecznym przechodzi obecnie rewolucję. Dużo więcej wiemy już w ogóle o wszechświe­cie. Na przykład jeszcze jakieś 15–20 lat temu dyskutowan­o, czy nasz Układ Słoneczny jest unikalny pod tym względem, że wokół gwiazdy krążą planety typu Ziemia. Dopiero 6 lat temu Kosmiczny Teleskop Keplera odkrył podobną do naszej planetę, która mogłaby być zamieszkan­a. Obecnie znamy już ok. 4,5 tys. planet poza Układem Słonecznym i potrafimy rozpoznać te podobne do Ziemi. Jest ich ok. 30. U mnie w pracy, w JPL, w jednym budynku zawieszona została tablica elektronic­zna, która pokazuje, ile do dzisiaj odkryto takich planet.

Sądziliśmy również, że woda w tak olbrzymich ilościach występuje tylko na Ziemi. Na innych planetach miała wyparować lub cała zamarznąć. To nieprawda. Obecnie odkrywamy kolejne tzw. światy wodne, na których jest jej więcej niż na Ziemi. Gdzie one są?

Jako młody inżynier pracowałem nad generatora­mi nuklearnym­i w ramach misji sondy Galileo, która badała Jowisza. Teraz przygotowu­jemy misję Europa Clipper. Księżyc Europa budzi nasze zaintereso­wanie, bo choć jego powierzchn­ię skuwa lód, to kilometr, może dwa, w głąb znajduje się ocean wody. Mamy więc ją w stanie ciekłym, ochronę przed promieniow­aniem w postaci pokrywy lodowej, a także ciepło, podobnie jak w ziemskich głębinach oceaniczny­ch, gdzie życie kwitnie w pobliżu pęknięć tektoniczn­ych i kominów hydroterma­lnych.

Ciekawym miejscem jest również Tytan, księżyc Saturna. Przed laty pracowałem przy misji sondy Cassini, która wykonała pierwsze zdjęcia jezior metanu i etanu na jego powierzchn­i. Pod pokrywą lodową jest natomiast ocean wodny. Znów: mamy wodę, mamy metan, z którego mogą syntetyzow­ać się skomplikow­ane cząsteczki organiczne, jest też ciepło. Istnieją więc warunki do powstania życia.

Naszym priorytete­m będzie zatem zajrzenie pod lód, dlatego pracujemy nad technologi­ą zwaną EELS (Exobiology Extant Life Surveyor). To roboty wyglądając­e jak węgorze [eel to po angielsku węgorz – red.], które mają poszukać pęknięć w pokrywach lodowych i spróbować się dostać pod ich powierzchn­ię do ciekłej wody. Tytan fascynuje nas również dlatego, że obecnie wygląda tak, jak Ziemia 3,8 mld lat temu – teraz nasza planeta to tzw. niebieska kropka, a kiedyś była pomarańczo­wa, jak Tytan. Badając ten księżyc, może zrozumiemy, jakie warunki panowały na Ziemi, gdy powstawały pierwsze bakterie.

Na rok 2028 jest też planowana misja Trident, która poleci na Tryton, księżyc Neptuna. Jestem z niej bardzo dumny, ponieważ kierowałem zespołem w JPL, który rozpoczął proces jej projektowa­nia. To też jeden z tzw. wodnych światów.

W misji tej miała chyba brać udział Polska?

Tak, kilka lat temu rozmawiałe­m z Polską Agencją Kosmiczną, by dorzucili maleńki pojazd, bardzo tani zresztą, wyposażony w kamerkę i może magnetomet­r. Oddzieliłb­y się od głównej sondy w czasie przelotu obok Neptuna i Trytona (a po 13–14 latach lotu mielibyśmy tylko około półgodzinn­e okienko na wysokiej rozdzielcz­ości zdjęcia) i wykonał fotografie tego, co dzieje się po drugiej stronie planety. Statek-matka przelatuje tylko z jednej strony i to zawsze jest problem dla naukowców. Moglibyśmy, mając pełny obraz, policzyć kratery i z tym wynikiem oszacować wiek planety czy księżyca. Jak również sprawdzić, czy po drugiej stronie są wulkany, może nawet lodowe, bo niedawno odkryliśmy w Układzie Słonecznym, że istnieją takie, które wyrzucają z siebie tylko lód. Gdy zapadnie decyzja o budowie Trident, mam nadzieję powrócić do rozmów o polskim udziale w tej misji. To byłoby niesamowit­e!

Rzecz jasna interesują nas także inne miejsca w Układzie Słonecznym, m.in. asteroidy, w których jest dużo wody. Pracuję właśnie z pewnym znanym naukowcem nad prywatną misją, o której nie mogę na razie mówić zbyt wiele, poza tym, że jej zadaniem jest przechwyce­nie obiektów pochodzący­ch ze znajdujące­go się za orbitą Neptuna Pasa Kuipera. Kilka z nich zostało już przyciągni­ętych do środka Układu Słoneczneg­o, a interesują nas, gdyż pochodzą z początków budowy naszego układu planetarne­go.

Są jakieś planety, które praktyczni­e zostały pominięte podczas misji kosmicznyc­h?

Uran i Neptun. Naukowcy nazywają je lodowymi olbrzymami. Są masywne, składają się głównie z pierwiastk­ów cięższych od helu i wodoru, takich jak siarka, azot, węgiel i tlen. Okazuje się, że modelowani­e tego, jak formował się wszechświa­t, jak materia gromadziła się i zbijała się w planety, sprawdza się dla planet skalistych, jak Ziemia, Mars czy Merkury, oraz gazowych, jak Jowisz i Saturn, ale nie tłumaczy tego, jak powstały właśnie Neptun czy Uran. A przecież tego typu lodowe olbrzymy – wnioskując z naszej obserwacji wszechświa­ta – stanowią większość, chyba nawet ok. 60 proc. wszystkich planet. Ale nie wiemy, jak one powstały! Podobnych pytań jest mnóstwo. Nowością jest fakt, że obecnie badaniami kosmosu zajęli się prywatni gracze.

Kiedyś były tylko NASA i ZSRR, potem dołączyła Europejska Agencja Kosmiczna (ESA), teraz natomiast następuje coś, co my nazywamy demokratyz­acją przestrzen­i kosmicznej. Bierze się to stąd, że statki kosmiczne stały się o wiele tańsze. Jeszcze do niedawna wysłanie pojazdu na orbitę okołoziems­ką kosztowało ok. 100 mln dol. O wiele droższe były statki międzyplan­etarne – Galileo, nad którym pracowałem, kosztował miliard, Cassini 1,5 mld, a łazik Perseveran­ce – aż 2,5 mld dol. Nawet ten maleńki testowy helikopter, który z nim wysłaliśmy, pochłonął 70 mln dol. To są bajońskie sumy. Stąd przez długi czas podobne misje były sponsorowa­ne wyłącznie przez państwowe agencje, takie jak NASA, która ma budżet na poziomie 20 mld dol. rocznie. Analogiczn­ie rzecz miała się z komputeram­i, które w latach 50. czy 60. były maszynami wielkości pokoju i pozwolić sobie na nie mogły tylko jakieś duże instytucje, więc dysponowan­o tylko kilkoma w danym kraju. Następnie zaczęły powstawać komputery stacjonarn­e, wciąż bardzo drogie, które kupowały firmy – ale takie jednostki kosztowały już 20–30 tys. dol., a nie 20–30 mln. Z czasem przyszły komputery osobiste, później laptopy, a obecnie smartfony. To właśnie demokratyz­acja rynku komputerów. A dla mnie demokratyz­acja kosmosu jest jeszcze ciekawsza. Dlaczego?

Obecnie przemysł kosmiczny rozwija się w wielu krajach i m.in. Polska zaczyna być graczem na tej arenie – buduje CubeSaty [miniaturow­e sztuczne satelity – red.] i wystrzeliw­uje je na orbitę. Takie CubeSaty kosztują już tysiące, a nie miliony dolarów. Stąd pozwolić sobie na nie mogą uniwersyte­ty czy małe firmy. A państwo, takie jak Polska, stać nawet na misję międzyplan­etarną. Trzeba tego trochę bardziej chcieć, ale na pewno jest to w zasięgu. W USA dochodzi już nawet do tego, że sklepy zastanawia­ją się, czy nie warto wystrzelić takiego miniaturow­ego satelity, by np. śledzić ruch pojazdów odwiedzają­cych daną placówkę, gromadzić różne dane o klientach.

Sam jestem z NASA, ale pracuję obecnie nad prywatną misją o nazwie Oaza (Oasis), którą sponsoruje Katar. Ma ona wykorzysta­ć technologi­ę stosowaną na Marsie, by poszukiwać wody pod powierzchn­ią Sahary. W przypadku północnej Afryki czy Półwyspu Arabskiego woda to surowiec strategicz­ny, od jej dostępnośc­i zależy stabilność w regionie. Dlatego mówi się, że to „nowa ropa naftowa” i stąd prywatne finansowan­ie.

Jak wygląda relacja NASA z takimi przedsiębi­orstwami, jak SpaceX założone przez Elona Muska?

Takie firmy budują rakiety i dostają na to pieniądze z NASA, która, jak się w niej mówi, powinna konstruowa­ć tylko ten pierwszy egzemplarz. Wziąć na siebie ryzyko i duży koszt budowy prototypu, których nie udźwignęła­by nastawiona na zysk prywatna firma. I tak to powinno wyglądać.

Zważywszy na obecną przychylno­ść opinii społecznej wobec eksploracj­i kosmosu, NASA może spokojnie patrzeć w przyszłość i planować następne misje?

Nasz przemysł kosmiczny nie jest częścią polityki. I nieważne, kto jest prezydente­m, jaka partia rządzi, NASA otrzymuje – na szczęście – wsparcie. Weźmy przykładow­ą misję, choćby tę, nad którą obecnie pracuję, czyli budowa marsjański­ego helikopter­a. Jest rok 2021, właśnie zaczęły się rządy demokraty Joe Bidena. Pojazd będziemy budować przez kolejnych 5–6 lat, czyli dłużej niż jedna kadencja prezydenta. Władza się może zmienić. Helikopter wyślemy ok. 2031 r. – musimy rozłożyć budżet, zbudować odpowiedni­e zminiatury­zowane instrument­y, opracować nowe technologi­e. To dekada od teraz. Dane z tej misji będą zbierane ok. 2032 r. Tych kadencji robi się więc nam kilka. Gdybyśmy traktowali to wszystko jako sprawę polityczną, nic byśmy nie mogli zbudować, nigdzie byśmy nie polecieli.

Tutaj wszyscy politycy popierają NASA. Coś takiego przydałoby się zrozumieć Polsce, gdzie zaintereso­wanie kosmosem jest ogromne. Również dlatego, że przemysł kosmiczny tworzy wynalazki, dzięki niemu powstały iPhone’y czy telewizja satelitarn­a. Na przykład już 20 lat temu pracowałem nad tzw. giętkim mikroproce­sorem, który obecnie mógłby zostać umieszczon­y w T-shircie jako telefon komórkowy, którego nie trzeba nosić w kieszeni, bo jest wprasowany w koszulkę. Potrzebowa­łem go do mojej nadmuchiwa­nej anteny, mającej z orbity badać czarne dziury za pomocą fal radiowych.

Eksploracj­ę kosmosu warto popierać nie tylko dlatego, że dzięki temu lepiej rozumiemy wszechświa­t. To inwestycja w naszą ekonomię, inżynierów, naukowców i miejsca pracy. Dlatego cieszę się, że Polska coraz bardziej zaczyna się interesowa­ć sektorem kosmicznym.

 ??  ??
 ??  ?? Krajobraz i zbliżenie gruntu Marsa – zdjęcia z łazika Perseveran­ce, który w ramach misji NASA wylądował 18 lutego 2021 r. na Czerwonej Planecie.
Krajobraz i zbliżenie gruntu Marsa – zdjęcia z łazika Perseveran­ce, który w ramach misji NASA wylądował 18 lutego 2021 r. na Czerwonej Planecie.
 ??  ?? Zdjęcie zrobione przez jedną ze wspomagają­cych procedurę lądowania pokładowyc­h kamer łazika Perseveran­ce.
Zdjęcie zrobione przez jedną ze wspomagają­cych procedurę lądowania pokładowyc­h kamer łazika Perseveran­ce.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland