Polityka

Marcin Zwierzchow­ski „Zielony rycerz. Green Knight”: filmowy powrót do mitycznej Brytanii

W filmie Króla Artura i jego rycerzy Okrągłego StołuD.aZvnidoawL­uo. wCoertyak’eigeog ogtkląwdia­my „Zielony rycerz. Green Knight” w legendach arturiańsk­ich, że współczesn­a kultura regularnie do nich wraca?

- MARCIN ZWIERZCHOW­SKI

Kto czytał legendy arturiańsk­ie? „Śmierć Artura” autorstwa XV-wiecznego pisarza Thomasa Mallory’ego to lektura znana głównie mediewisto­m. To zresztą nie jest oryginał, a coś w rodzaju kompilacji tego, co o Arturze pisano przez wcześniejs­zych dziesięć wieków naszej ery. Pierwsze wzmianki o królu pojawiły się w celtyckiej poezji z V w., pierwszą wersją jego historii była ta zawarta w „Historia Brittonum” Nenniusa z IX w.

A jednak większość z nas doskonale wie, kim był Artur, kim dla niego była Ginewra, zna imię królewskie­go miecza Excalibura, a także artefakt, którego poszukiwał król: Święty Graal. Imiona rycerzy Okrągłego Stołu mogą nam sprawić pewien problem, ale – jak w przypadku reniferów Świętego Mikołaja – każdy jest w stanie wymienić przynajmni­ej kilku najpopular­niejszych: Lancelot, Galahad, Tristan, Gawen.

Profesor Dorsey Armstrong z uniwersyte­tu w Purdue, specjalizu­jąca się w literaturz­e średniowie­cznej, porównuje Króla Artura do Jezusa. Według niej tylko opowieść leżąca u fundamentó­w chrześcija­ństwa może równać się z historią legendarne­go

władcy Brytanii pod względem żywotności i nieustając­ej rozpoznawa­lności wśród kolejnych pokoleń. Król i towarzyszą­cy mu rycerze nieustanni­e powracają w nowych iteracjach. 1500 lat opowieści.

Mówiąc o Królu Arturze, powinniśmy mówić o legendach arturiańsk­ich, a więc całym zbiorze tekstów, dotyczącym nie tylko samego władcy, ale i przygód jego towarzyszy. Taką fabułą będzie „Tristan i Izolda” o tragicznej w skutkach miłości jednego z rycerzy Okrągłego Stołu. Albo poemat „Pan Gawen i Zielony Rycerz” (wersja obecnie dostępna w Polsce bazuje na przekładzi­e J.R.R. Tolkiena), w którym inny z rycerzy Artura musi podjąć wyzwanie rzucone przez nieśmierte­lnego przeciwnik­a – to z tego tekstu czerpał David Lowery, tworząc swój nowy, właśnie wchodzący na ekrany kin film. Sama historia Artura ma zresztą mnóstwo wersji, a wiele z tego, co uznajemy za absolutnie nieodzowne w tej opowieści, jak zamek Camelot, czarodziej Merlin czy magiczny miecz, to elementy dodawane stopniowo przez kolejnych twórców na przestrzen­i stuleci.

Co więc jest esencją opowieści o Królu Arturze? Artur, choć jest sukcesorem linii królewskie­j, synem Uthera Pendragona, władcą Brytanii zostaje, gdy dobywa miecza Excalibura, który tkwił w kamieniu (w innych wersjach Artur otrzymuje miecz od Pani Jeziora, zwanej również Nimue). Królewską siedzibą jest zamek Camelot, gdzie obok króla na tronie zasiada jego żona Ginewra, a za plecami władcy stoi jego doradca mag Merlin. Króla otacza kwiat rycerstwa, pospołu zasiadają przy Okrągłym Stole, symbolizuj­ącym równość wszystkich rozmówców. Najbliżej Artura jest Lancelot z Jeziora, najznamien­itszy spośród królewskic­h wojowników, który jednak zdradza swojego władcę, wdając się w romans z Ginewrą. Waśń między przyjaciół­mi doprowadza Camelot na skraj upadku, co wykorzystu­ją wrogowie Artura, czyli władająca niezwykłym­i mocami Morgana Le Fay, przyrodnia siostra króla, oraz ich narodzony z kazirodcze­go związku syn Mordred. Los Króla Artura dopełnia się w bitwie pod Camlann, gdzie zostaje śmiertelni­e raniony przez swojego syna/siostrzeńc­a, a następnie zabrany na skrytą za mgłami wyspę Avalon, czyli do celtyckiej krainy zmarłych.

Między Twainem a Sapkowskim

Jak zostało wspomniane, wersji opowieści o Królu Arturze jest wiele. A kultura popularna co rusz dokłada kolejne. O sile arturiańsk­ich historii najlepiej świadczy nie tylko to, ile razy twórcy i twórczynie opowiadali je wciąż na nowo, ale też to, że jakiekolwi­ek zaskakując­e formy remiksowan­a opowieść by przybierał­a, wciąż pozostaje rozpoznawa­lna.

Mark Twain np. w wydanej w 1889 r. powieści „Jankes na dworze Króla Artura” zabawił się w satyrę, przenosząc do Camelot Amerykanin­a z końcówki XIX w. Wspominana na początku profesor Armstrong za najlepszą adaptację legendy arturiańsk­iej uznaje… film „Monty Python i Święty Graal” (1975), gdzie Artur na poszukiwan­ie tytułowego artefaktu wybiera się bez konia, ale za to ze sługą, który z pomocą łupin kokosa naśladuje dźwięki stąpania końskich kopyt. W „Shreku Trzecim” (2007) poznajemy nie Artura, ale Artiego, czyli chłopca wyśmiewane­go przez rówieśnikó­w, którego tytułowy sympatyczn­y ogr chce wrobić w rządzenie królestwem, bo sam ma ochotę wrócić na swoje bagniste odludzie.

Jeżeli jako kryterium w tej selekcji wyznaczymy nie bezpośredn­ie czerpanie z historii Artura, ale oczywiste inspiracje, na taką listę trafi absolutna klasyka. Od „Władcy pierścieni” J.R.R. Tolkiena (Kogo przypomina nam Gandalf? A Aragorn, powracając­y król, którego los nieodzowni­e związany jest z potężnym mieczem Andúrilem?), przez „Gwiezdne wojny” (znowu Merlin, tym razem przebrany za Obi-Wana Kenobiego, no i droga protagonis­ty związana jest też z niezwykłym mieczem, tyle że świetlnym, a do tego dorzucamy oparcie głównego konfliktu na linii ojciec–syn, tu po prostu odwróconej), aż po rodzimego „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskie­go (ostatni tom pięcioksię­gu powieściow­ego nosi tytuł „Pani Jeziora”, w samej postaci Geralta widziano zaś inspiracje Galahadem czy Percevalem, w opowiadani­u „Coś się kończy, coś się zaczyna”, czyli wiedźmińsk­im apokryfie, Sapkowski już wprost splata te dwie historie).

Niekończąc­a się opowieść

Legenda wciąż powraca, i to z rosnącą intensywno­ścią. Od połowy poprzednie­go stulecia nie było dekady bez kolejnej przełomowe­j, kultowej czy po prostu popularnej wariacji na temat tych historii. W 1938 r. T.H. White opublikowa­ł historię „Miecz dla króla”, która wraz z kolejnymi częściami złożyła się na dzieło „Był sobie raz na zawsze król” (1958 r.), do dziś uważaną za – nomen omen – Święty Graal wśród retellingó­w historii Króla Artura. W pięć lat po publikacji książki do kin trafiła bazująca na niej animacja Disneya „Miecz w kamieniu”, która utrwaliła bajkowe wizerunki młodego Artura oraz czarodziej­a Merlina. W połowie lat 70. grupa Monty Python dała nam wspomnianą już kultową historię poszukiwan­ia Graala. Kolejna dekada to z jednej strony głośny film „Excalibur” w reżyserii Johna Boormana, z drugiej natomiast powieść „Mgły Avalonu” Marion Zimmer Bradley, czyli feministyc­zna wersja tej historii, tym razem opowiadane­j z perspektyw­y Morgany. Potem, w latach 90., było już tylko intensywni­ej: „Rycerz Króla Artura” z Seanem Connerym jako Arturem i Richardem Gere’em w roli Lancelota, popularne serie książkowe T.A. Barrona („Merlin”) i Bernarda Cornwella („Trylogia arturiańsk­a”), a w Polsce „Prawdziwa historia Morgan Le Fay i Rycerzy Okrągłego Stołu” Krystyny Kwiatkowsk­iej oraz „Maladie” Andrzeja Sapkowskie­go, w której autor „Wiedźmina” wziął na warsztat opowieść o Tristanie i Izoldzie.

W XXI w. z kolei Artur był już Rzymianine­m (quasi-historyczn­y „Król Artur” z 2004 r. z Clive’em Owenem), zabijał wiedźmy, z którymi potem walczył jego potomek Hellboy (film „Hellboy” z 2019 r., inspirowan­y komiksem Mike’a Mignoli), angażował się pośrednio w potyczki wielkich robotów z kosmosu („Transforme­rs. Ostatni rycerz”, 2017), był królem złodziei w filmie „gangstersk­im” Guya Ritchiego („Król Artur: Legenda miecza”, 2017 r.), a także doczekał się kolejnego feministyc­znego retellingu, serialu „Przeklęta” (2020 r.), gdzie główną bohaterką była nastoletni­a czarownica Nimue – Pani Jeziora, a sam przyszły król – niegodnym honoru rycerskieg­o obdartusem, na początku swojej drogi do odkupienia. W „Dzieciaku, który został królem” (2019 r.) jego miecz trafił natomiast w ręce młodego Alexa, który wraz z przyjaciół­mi nauczył się radzić sobie z oprychami, a przy okazji ocalił świat.

Skrzynka z gadżetami

Dlaczego jednak Artur? Dlaczego to właśnie ten na wpół legendarny władca musiał pojawić się w kolejnej odsłonie blockbuste­ra o Transforme­rsach? Albo wpaść w ręce Guya Ritchiego, który przerobił go na swoją modłę, czyniąc prawie niemożliwy­m do rozpoznani­a? Podobnie zresztą jest w przypadku „Przeklętej”, produkcji Netflixa, gdzie poza imionami i obecnością Excalibura niewiele więcej z kanonu legend arturiańsk­ich się pojawia. Po co brać coś, co wszyscy tak dobrze znamy, skoro celem jest wywrócenie tego na nice?

Legendy arturiańsk­ie to bogate repozytori­um historii zdolnych dostosować się do każdej mody, czy będzie to kino historyczn­e („Król Artur”, 2004 r.), czy tragiczny romans („Tristan i Izolda”, 2007 r.), czy serial przygodowy („Merlin”, 2008 r.), czy obraz odwołujący się klimatów dawnej, mitycznej Brytanii („Zielony rycerz. Green Knight”).

Te opowieści to fundament tropów fabularnyc­h, na których wciąż się buduje nowe historie: od zera do bohatera, mędrzec prowadzący przyszłego bohatera, poszukiwan­ie niezwykłeg­o artefaktu, magiczny miecz jako symbol władzy, tragiczny trójkąt miłosny, upadek i śmierć z ręki syna.

Jednocześn­ie współczesn­e produkty kultury popularnej często buduje się nie na fabułach, tylko postaciach. Na doskonale rozpoznawa­lnych, popularnyc­h bohaterach, którzy przerastaj­ą oryginalne historie i mogą powracać i powracać, w niekończąc­ym się cyklu sequeli, prequeli, spin-offów i remake’ów. W tym względzie Król Artur i jego otoczenie to władcy nie tylko Camelotu, ale też Hollywoodu i okolic.

Twórca „Przeklętej” Thomas Wheeler przepisał opowieść o legendarny­m władcy tak, by na pierwszym planie postawić postać kobiecą, bo chciał zaintereso­wać tymi historiami swoją nastoletni­ą córkę. Aktualizow­ał więc starą opowieść pod nowych odbiorców. A przy okazji wysyłał pewną wiadomość, dotyczącą udziału dziewczyne­k i kobiet w kulturze popularnej. Przepisywa­nie kultowych fabuł tak, by było w nich więcej miejsca dla postaci kobiecych, to obecnie mocny trend, a opowieść o Królu Arturze ze względu na swoją siłę i rozpoznawa­lność to dla takiej kampanii oczywisty fundament.

Ale są też tacy, którzy sięgają do tych historii niczym do skrzynki z gadżetami posiadając­ymi magiczną moc automatycz­nego pogłębiani­a opowiadane­j historii. Czy Transforme­rsy mogły w V w. spotkać się z jakimiś innymi rycerzami? Jasne, ale zetknięcie z Arturem daje fabule podstawę, której filmowcy nawet nie muszą dopowiadać – ona tkwi w naszej głowie. Gdy w „Hellboyu” Neil Marshall potrzebowa­ł potężnego artefaktu, który jako jedyny mógł zabić wiedźmę Nimue, Excalibur był do tego idealny – nie trzeba objaśniać widowni, co ten miecz daje bohaterowi, skąd się wziął i jakie są zasady jego „użytkowani­a”.

Powrót do korzeni

Podobnie w „Zielonym rycerzu. Green Knight” David Lowery całą motywację młodego Gawena, by podjąć niebezpiec­zne wyzwanie, zawarł w krótkiej jak mgnienie oka scenie, w której stary Artur pyta siostrzeńc­a, kogo widzi zasiadając­ego przy Okrągłym Stole? Gawen odpowiada, że widzi legendy. I widz już wie, że chłopak dorastając­y w cieniu potężnych poprzednik­ów, na czele z wujem Królem Arturem, nie może się zadowolić niczym poniżej wielkości. Gdy Gawen na chwilę bierze w swoje ręce Excalibur, choć nazwa miecza nie pada, podobnie jak on czujemy w tym momencie niezwykłą potęgę artefaktu. O tym opowiada Lowery – o honorze jako motywacji, ale również – co stanowi najważniej­szy nowy wkład w tę znaną opowieść – o przekleńst­wie.

Wraz z młodym Gawenem wyruszamy w podróż przez Brytanię, krainę pulsującą od magii, pełną niezwykłyc­h istot, ale równocześn­ie mającą w sobie wiele mroku i smutku. Bohater to jeszcze nie jeden z rycerzy wielkiego władcy, ale młodzienie­c pełen strachu i niepewnośc­i, przytłoczo­ny ciężarem oczekiwań wynikający­ch z jego płci i statusu społeczneg­o. Lowery, adaptując średniowie­czny poemat, wpisuje go w dyskusję o społecznym definiowan­iu „męskości” poprzez pojęcia niezachwia­nej siły i niezmącone­go dylematami honoru (nawet jeżeli pcha on ku zagładzie). Miłość i rodzina w tej perspektyw­ie występują jako w najgorszym przypadku rozpraszac­ze, a w najlepszym – dodatki do wizerunku mężczyzny. Grany przez Deva Patela Gawen (Gawain) to postać tragiczna, bo w dążeniu do sprostania zadaniu, wypełnieni­a powierzone­j misji i okrycia się chwałą – traci siebie. Staje się pustą skorupą, którą inni napełniają własnymi wizjami. Zostaje Bohaterem, a potem Królem. I nikim więcej.

David Lowery w tym właśnie szukał oryginalno­ści swojego filmu – w powrocie do korzeni legend arturiańsk­ich. Po dekadach oglądania Artura w najróżniej­szych iteracjach, od historyczn­ego realizmu po satyry i efekciarsk­ie spektakle fantastycz­ne, „Zielony rycerz. Green Knight” wyróżnia się tym, że świadomie stawia na mit, którego nie przerabia, tylko chce się w nim zanurzyć, żeby zmierzyć się z jego konsekwenc­jami. Film ma posmak legendy. Doskonale widać to w – godnych przynajmni­ej nominacji do Oscara – kostiumach autorstwa Małgosi Turzańskie­j, które z jednej strony sprawiają wrażenie strojów pasujących do gości gali MET, ale z drugiej są silnie inspirowan­e średniowie­cznymi ikonami świętych, co w połączeniu z odpowiedni­ą scenografi­ą i klimatyczn­ymi ujęciami zanurzonyc­h we mgle górskich szczytów przenosi nas wprost do czasów legend, do Brytanii Króla Artura.

Czyli zaczynamy od początku. Znowu.

 ??  ??
 ??  ?? Od lewej: kadr z filmu „Monty Python i Święty Graal” (1975 r.). Seriale Netflixa: Henry Cavill jako tytułowy Wiedźmin (2019 r.) i Katherine Langford jako Nimue w „Przeklętej” (2020 r.).
Od lewej: kadr z filmu „Monty Python i Święty Graal” (1975 r.). Seriale Netflixa: Henry Cavill jako tytułowy Wiedźmin (2019 r.) i Katherine Langford jako Nimue w „Przeklętej” (2020 r.).
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland