Dorota Szwarcman Frederic Rzewski i Louis Andriessen, kompozytorzy z lewicowym słuchem
Wiele ich łączyło, wiele dzieliło. Rzewski urodził się w 1938 r. w Westfield w Massachusetts, w rodzinie farmaceutów o polskich korzeniach z obu stron (jego matka była z domu Buynicki), niemających nic wspólnego z muzyką. Andriessen, o rok młodszy, pochodził z Utrechtu, a kompozytorami byli jego ojciec Hendrik (dyrektor konserwatorium), stryj Willem, brat Jurriaan i siostra Caecilia (ta ostatnia pisała utwory dydaktyczne). Louis jednak zdominował swoim talentem całą rodzinę.
Dla obu pierwszym instrumentem był fortepian. Rzewski był znakomitym, cenionym pianistą; w młodości wykonywał muzykę awangardową, a w późniejszych latach grał już tylko własne utwory. Andriessen za młodu grywał w duecie z siostrą, później siadał do fortepianu okazjonalnie, we własnych zespołach.
Obaj byli również cenionymi przez swoich studentów pedagogami. Obaj przemieszczali się między Europą i Ameryką. Chętnie też odwiedzali Polskę. Festiwal Warszawska Jesień, którego bywali gośćmi, pożegnał ich w swoich mediach społecznościowych: „…wielcy, wspaniali, bardzo współcześni, przełamujący konwencje, poszerzający naszą świadomość i odbiór muzyki. Zaangażowani, nieobojętni. Kompozycje każdego z nich często nawiązywały do kwestii społecznych, do aktualnej sytuacji”. Było tak, ponieważ obaj mieli serce po lewej stronie.
People United
Utworem-emblematem w twórczości Rzewskiego stało się monumentalnie zakrojone dzieło fortepianowe „The People United Will Never Be Defeated” (Ludzie zjednoczeni nigdy nie zostaną pokonani)
– cykl 36 wariacji na temat chilijskiego protest songu Sergia Ortegi „El Pueblo Unido Jamás Será Vencido”. Jednak zanim je napisał w 1975 r., dwa lata po zamachu stanu i przejęciu władzy w Chile przez wojskową juntę pod wodzą generała Pinocheta, przeszedł parę etapów. Studiował u klasyków awangardy amerykańskiej na Harvardzie i Princeton, później – europejskiej we Włoszech. Tam uczestniczył w grupach kompozytorsko-improwizatorskich. Założycielami Gruppo di Improvvisazione Nuova Consonanza byli Franco Evangelisti, pionier włoskiej muzyki elektronicznej, i Ennio Morricone, który później poszedł w zupełnie inną stronę, stając się jednym z najbardziej rozpoznawalnych kompozytorów muzyki filmowej. Sam Rzewski z dwoma amerykańskimi kolegami, Alvinem Curranem i Richardem Teitelbaumem, założył zespół Musica Elettronica Viva. Wówczas też zdobył sławę jako solowy wykonawca najbardziej skomplikowanych dzieł Karlheinza Stockhausena czy Pierre’a Bouleza.
Z czasem jednak doszedł do wniosku, że zbyt skomplikowana muzyka staje się niezrozumiała i zbyt daleka od gustów zwykłych ludzi. Druga połowa lat 60. sprzyjała rozwojowi postaw lewicowych. Tragedia chilijska podziałała Rzewskiemu na wyobraźnię do tego stopnia, że stworzył owe wariacje. Napisał je na prośbę zaprzyjaźnionej pianistki Ursuli Oppens, która dokonała ich prawykonania, ale potem wielokrotnie grywał je sam.
Zagrał je też w Warszawie w 1980 r., wywołując swoimi marksistowskimi klimatami lekką konsternację – byliśmy wówczas zajęci naszą własną rewolucją, a marksizm kojarzył się nam jak najgorzej. Ale to nie było nasze pierwsze spotkanie z Rzewskim: kilka lat wcześniej Warsztat
Muzyczny wykonał na Warszawskiej Jesieni jego muzyczny żart „Les moutons de Panurge” (Owce Panurga, nawiązanie do „Gargantui i Pantagruela” François Rabelais’go), w którym ze stopniowo dodawanych nut powstaje długa, rytmiczna melodia, po czym nuty są znów odejmowane. Największy kłopot w tym, że grupa muzyków gra jednocześnie, a każdy może się pomylić. Choć oparty na prostej piosence, jest bardzo wymagający dla wykonawcy, a w poszczególnych wariacjach pojawiają się różne, także awangardowe style.
To z lekka szalone dzieło fascynowało od lat także innych pianistów, poszukujących nietuzinkowego repertuaru. Kanadyjski wirtuoz Marc-André Hamelin nagrał je na płytę. Usłyszał to nagranie jeden z najciekawszych pianistów średniego pokolenia Igor Levit, kiedy miał zaledwie 19 lat, zafascynował się nim i napisał do kompozytora mail z bezczelnym zapytaniem, czy nie napisałby czegoś specjalnie dla niego. Rzewski odpisał, że chętnie, jeśli znajdzie się fundator.
Tak też się stało, ale Levit zabrał się później również za wariacje „The People United Will Never Be Defeated”, nagrał je i połączył w jednym albumie z „Wariacjami Goldbergowskimi” Bacha i „Wariacjami na temat walca Diabellego” Beethovena. Nagranie otrzymało liczne nagrody, a dzieło Rzewskiego zostało nobilitowane jako klasyczne.
Workers Union
Louis Andriessen wielokrotnie wspominał, także jako gość kursów kompozytorskich Polskiego Towarzystwa Muzyki Współczesnej w Kazimierzu, że w czasach jego dzieciństwa Holandia była pod przemożnym wpływem Stanów Zjednoczonych. A jego samego ukształtowało
w równym stopniu muzykowanie rodzinne i koncerty, na które go zabierano, jak jazz słuchany przez radio. Sprawiło to, że po pierwszych próbach hołdujących awangardzie zaczął tworzyć muzykę, której jednym z najważniejszych elementów był rytm. Istotna była też harmonia – tu źródłem była fascynacja młodego kompozytora muzyką Igora Strawińskiego.
I on zwrócił się w stronę lewicowego buntu. 14 listopada 1969 r. wraz z kilkoma zaprzyjaźnionymi kompozytorami przerwał koncert symfoniczny w amsterdamskiej szacownej sali Concertgebouw, głosząc, że orkiestra to symbol panującej elity. Z czasem nabrał dystansu do tego poglądu, tłumacząc, że w gruncie rzeczy protest miał powód muzyczny: niezadowolenie z brzmienia tradycyjnej orkiestry. Przez lata pisał utwory na zespoły o nietypowych składach, zawierających saksofony czy gitary elektryczne. Będąc z usposobienia typem lidera, założył dwie formacje złożone w większości z instrumentów dętych: De Volharding (Wytrwałość) i Hoketus; grał z nimi (również osobiście, na fortepianie) własne utwory, które dla nich komponował, a także transkrypcje cudzych dzieł. Celem, jak wspominał, było włączenie się do dyskusji na temat roli muzyki w społeczeństwie. Grywali na demonstracjach politycznych, na uniwersytetach, w dzielnicach robotniczych.
Dla dowolnego kolektywu muzyków grających na głośno brzmiących instrumentach stworzył w 1975 r. utwór „Workers Union” (Związek pracowniczy), w którym określony, i to bardzo ściśle, jest tylko rytm, którego mają przestrzegać wszyscy, muszą więc współpracować i słuchać się nawzajem. W kolejnym roku odniósł sukces utworem „De Staat” na cztery głosy kobiece i nietypową orkiestrę, który elektryzował publiczność od pierwszego usłyszenia. Rytmiczny, donośny, pełen energii, oparty został na fragmentach „Państwa” Platona – tych, które mówią o muzyce. I tę kompozycję Andriessen traktował jako wkład w dyskusję na temat roli muzyki. Przyznając, że stwierdzenie Platona, iż określona skala muzyczna powinna być zakazana z powodu szkodliwego wpływu na rozwój charakteru, jest absurdalne, bo „nie ma czegoś takiego jak faszystowska dominanta septymowa”, i dodając: „W momencie jednak, gdy materiał muzyczny zostaje zorganizowany, staje się on częścią kultury, a tym samym – określonym faktem społecznym”.
Nie pisał jednak wyłącznie muzyki szybkiej i głośnej. Zupełnie inny jest powstały na przełomie lat 70. i 80. „De Tijd” (Czas) na chór żeński i orkiestrę złożoną z instrumentów dętych i perkusji: to muzyka powolna, cicha, o wyrafinowanych brzmieniach, manipulująca naszą percepcją czasu. Tu tekstem są słowa św. Augustyna.
Frontem do młodych
Rzewski podkreślał, że nigdy nie był członkiem partii komunistycznej, że jest po prostu kompozytorem, który ma własne opinie i przede wszystkim stara się pisać dobrą muzykę, jednak gdy na świecie dzieje się zło, nie można milczeć. Utwory „Coming Together” i „Attica” mówiły o buncie więźniów w Attica w stanie Nowy Jork. „De profundis” na fortepian oparty jest na treści listu Oscara Wilde’a, pisanego w więzieniu Reading, gdzie przebywał skazany za „obrazę moralności”, czyli homoseksualizm. Podczas wykonywania pianista wykrzykuje tekst, nuci i gwiżdże.
Ze względu na swoje marksistowskie poglądy Rzewski nie wszędzie był mile widziany, więc gdy otrzymał propozycję posady profesora kompozycji w konserwatorium w Liège, przyjął ją i pozostał na niej przez 20 lat. Wykładał też na uniwersytetach amerykańskich, ale wiele czasu spędzał w Europie (tu też zmarł – w Toskanii). Może nie wychował wybitnych kompozytorów, ale wielu muzyków młodszych pokoleń zachowało o nim ciepłe wspomnienia. Igor Levit napisał o Rzewskim w „Die Zeit”, że rozwinęła się między nimi „głęboka i inspirująca przyjaźń na całe życie. Przyjaźń, bez której moja droga z pewnością byłaby inna (…) dał mi narzędzia, abym mógł stać się sobą”.
Dla Andriessena pedagogika była nie mniej ważna niż twórczość. Przez ponad 30 lat wykładał kompozycję w konserwatorium w Hadze. Pod koniec lat 80. – także w Yale, gdzie miał silny wpływ na grupę młodych minimalistów, późniejszych założycieli zespołu Bang on a Can: Julię Wolfe, Michaela Gordona i Davida Langa. Teraz żegnają go oni na stronie zespołu: „Podobnie, jak czynił to dla młodych kompozytorów na całym świecie, przyjął nas, uczył, dał nam wgląd w świat, w którym kompozytor może być otwarty na radykalne innowacje, na kwestionowanie społecznego miejsca i siły muzyki, na budowanie wspólnoty kompozytorów i wykonawców, którzy troszczyli się, słuchali i pomagali sobie wzajemnie”.
W Holandii wykształcił parę pokoleń, w tym czołowych obecnie twórców tego kraju: Michela van der Aa i Martijna Paddinga. Studiowali u niego również przybysze z zagranicy, jak Brytyjczyk Steve Martland czy Polacy Hanna Kulenty, Jerzy Kornowicz i Katarzyna Głowicka.
Od lat 80. tworzył liczne dzieła sceniczne: najpierw „De Materie” z Robertem Wilsonem, potem wszedł w owocną współpracę z Peterem Greenewayem, z której powstały „Rosa, a Horse Drama”, „Writing to Vermeer” i film „M is for Man, Music, Mozart”. Był bardzo płodnym kompozytorem, a z jego dzieł buchała wręcz energia.
Koniec miał jednak smutny: na rok przed śmiercią zapadł na demencję. Nie ukończył już sam swego ostatniego dzieła „May” na chór i orkiestrę instrumentów historycznych, zamówionego przez Orkiestrę XVIII Wieku dla uczczenia pamięci jej twórcy, wybitnego flecisty i dyrygenta Fransa Brüggena (dla niego samego również swego czasu pisał). Kompozycję na podstawie notatek opracował jego dawny student Martijn Padding. Prawykonanie odbyło się w grudniu w Amsterdamie w sali Concertgebouw, tej samej, w której Andriessen niegdyś protestował. Tym razem pustej – szalała pandemia. Kompozytor przebywał już wówczas w domu opieki w Weesp. Podobno nadal miał zwyczaj improwizować na fortepianie. Niemal do końca. n