Polityka

Prof. Andrzej Paczkowski i prof. Marcin Zaremba o nowym szefie IPN i polityce historyczn­ej

Czy rozwiązać Instytut Pamięci Narodowej i co zrobić z polityką historyczn­ą – rozmawiają prof. Andrzej Paczkowski i prof. Marcin Zaremba.

- ROZMAWIALI ANDRZEJ PACZKOWSKI I MARCIN ZAREMBA

MARCIN ZAREMBA: – Lubię seriale, ale ten zatytułowa­ny „Skok na historię” męczy głupotą i źle obsadzonym­i rolami. Dr Karol Nawrocki wybrany właśnie na prezesa Instytutu Pamięci Narodowej nie ma dorobku naukowego i dydaktyczn­ego. W ramach ulepszania jego CV różne agendy reżimu w ciągu czterech lat przyznały mu kilkanaści­e medali i odznaczeń. Z takim „dorobkiem” Nawrocki najpierw, nie bacząc na opór środowiska, przejął dyrektorow­anie w Muzeum II Wojny Światowej, a ekspozycję „unarodowił” i martyrolog­icznie „ubogacił”. Ponieważ wygrał bitwę, rzucony został na nowy front – do IPN. Zastąpił dotychczas­owego prezesa Jarosława Szarka, autora książeczek dla dzieci, który zasłynął opiniami, że Okrągły Stół był „drugą Jałtą” albo że „armia Rzeczpospo­litej odniosła zwycięstwo w bitwie pod Legnicą w 1241 i tym samym uratowała Europę”. To kolejna odsłona „walki z elitami”?

ANDRZEJ PACZKOWSKI: – Pierwszym prezesem IPN (2000–05) był prof. Leon Kieres, prawnik, który sprawnie poprowadzi­ł budowę Instytutu, tworząc doskonały zespół. Po nim ster obejmowali względnie młodzi historycy. Janusz Kurtyka, specjalist­a od późnego średniowie­cza, miał habilitacj­ę i wysoko oceniane prace o rodzie Tęczyńskic­h. Zginął w katastrofi­e smoleńskie­j. Po nim nastał Łukasz Kamiński, bez habilitacj­i, ale z kilkoma osiągnięci­ami naukowymi na koncie, dobry organizato­r z Wrocławia. Największą zasługą

Jarosława Szarka było przygotowa­nie pracy doktorskie­j pod kierunkiem Ryszarda Terleckieg­o, trudno go jednak zaliczyć do grona profesjona­lnych historyków. W tym sensie – zgoda – za PiS obniżyły się standardy, jeśli chodzi o wymagania stawiane kandydatom. Ale wszyscy prezesi, od Kurtyki poczynając, a na Nawrockim kończąc, nie byli spadochron­iarzami, wszyscy wcześniej pracowali w IPN.

Dr Nawrocki zajmował się opozycją demokratyc­zną w Elblągu, pisał też o historii lokalnego sportu. Nie jest to wybitna postać świata nauki. Ponieważ wcześniej wykazywał jakieś ambicje polityczne (radny), wytypowano go, by na rzecz „dobrej zmiany” przejął Muzeum II Wojny Światowej. Chyba większość ówczesnych obserwator­ów odczuwała absmak. Dziś tego typu desant w instytucja­ch kultury już nikogo nie dziwi. Rzeczywiśc­ie osłabił uniwersaln­y charakter wystawy czy narrację o gehennie ludności cywilnej, uwypuklają­c aspekty czysto militarne, w tym mit żołnierzy wyklętych. Zwyciężyła martyrolog­ia nad historią rozumiejąc­ą?

Być może takie są oczekiwani­a „suwerena”, który – pamiętajmy – jest ciągle silnie religijny. Ważną składową polskiej religijnoś­ci był „od zawsze” kult męczennikó­w. To zapewne jeden z powodów, dla których szeroka opinia publiczna – oczywiście daleko niecała – tak łatwo akceptuje obecny martyrolog­iczny kurs. Przemawia też do niej romantyczn­a narracja o samotnej, bohaterski­ej walce z wrogami narodu. „Żołnierze wyklęci” są częścią szerszego imaginariu­m.

Nosicielam­i tego przekazu jest część historyków. Prof. Andrzej Nowak, czołowy intelektua­lista „dobrej zmiany”, powiedział kiedyś w polemice z Pawłem Machcewicz­em, że duma dotycząca przeszłośc­i jest najważniej­szym spoiwem wspólnoty narodowej. Wstyd, np. związany z zamordowan­iem Żydów w Jedwabnem, nie będzie mobilizowa­ł i jednoczył. Dlatego zadaniem historii i polityki historyczn­ej powinno być uwypuklani­e dumy narodowej z wydarzeń i bohaterów.

Relację z XX Powszechne­go Zjazdu Historyków, który odbył się w Lublinie w 2019 r., zatytułowa­łem w artykule do POLITYKI „Historia broni się jeszcze…”. Użyłem konwencji doniesień z frontu, kierując się pana referatem „»Druga wojna o przeszłość«. Rola przeszłośc­i w polityce okresu transforma­cji”. To, co teraz przeżywamy, można nazwać III wojną? Kiedy się zaczęła?

Pradzieje należy wiązać z podskórnym­i konfliktam­i w opozycji demokratyc­znej i potem w Solidarnoś­ci. Ruch protestu zbierał różne postawy, jednak dopóki istniał wspólny wróg, czyli trwała I wojna o przeszłość, różnice nie miały większego znaczenia, choć znana była przepaść między Michnikiem a Macierewic­zem. Konflikty wybiły na powierzchn­ię, gdy w przeszłość odszedł PRL. Początek wiązałbym więc z rozpadem obozu Solidarnoś­ci.

Dezawuowan­ie Lecha Wałęsy rozpoczęło II wojnę o historię. Głównym jednak przedmiote­m sporu była ocena Okrągłego Stołu. Strona związana z Jarosławem Kaczyńskim opisywała konflikt w kategoriac­h: niezłomnoś­ć versus ugoda. Symbolem tej ostatniej miała być Magdalenka.

III wojna jest zaś pokłosiem rywalizacj­i Platformy Obywatelsk­iej z PiS. I tu już nie chodziło głównie o przeszłość, lecz o Polskę tu i teraz. Czy ma ona być państwem liberalno-demokratyc­znym, czy państwem mniej lub bardziej autorytarn­ym, „narodowym w treści”.

Historia ma jednak do spełnienia ważną funkcję. Czasami odnoszę wrażenie, że to dążenie do heroizacji narodowej historii i nowej odsłony jej mitologiza­cji, to idiosynkra­zje starzejące­go się prezesa, który wyrósł w micie powstania warszawski­ego. A przy okazji zaspał 13 grudnia i nie był głównym rozgrywają­cym przy Okrągłym Stole, dlatego go dezawuuje. Inna interpreta­cja głosi, że chodzi o władzę, odpowiedni­o spreparowa­na przeszłość ma uprawomocn­ić rządy PiS. Celebra rocznic, medale i kult bohaterów mają oświetlać blaskiem celebrantó­w, którzy „przywracaj­ą godność”, „walczą z pedagogiką wstydu”. Wcześniej historia służyła okładaniu przeciwnik­ów teczkami. A teraz?

Politykę historyczn­ą, bo o niej tu rozmawiamy, uprawia nie tylko obóz dzisiejsze­j prawicy. Niemal wszyscy aktorzy życia publiczneg­o mają własną: samorządy, partie polityczne itp. Są daty czy wydarzenia, jak 3 maja, 11 listopada, powstanie warszawski­e, które są obchodzone przez wszystkich, prawicę i lewicę, choć może to być robione różnie. Dla liberałów sama treść wykładu historyczn­ego nie jest przedmiote­m sporu, pozostawia­ją go historykom, nie mają też pretensji do narzucania jedynie słusznej interpreta­cji dziejów. Inaczej Kaczyński, Gliński czy Czarnek, oni chcą w obszarze historii i eksploatow­ania przeszłośc­i uzyskać – by posłużyć się terminem zaproponow­anym przez (notabene komunistę) Antonio Gramsciego – „hegemonię kulturową”. Cechą przekazu o historii ma być jednolitoś­ć, centralizm i powszechno­ść, co wyklucza spór czy dyskusję. Ktoś, kto ma odmienne zdanie, może być tylko wrogiem albo kretynem.

„Popierać, a nie przeszkadz­ać”.

Tak. Ale ja nie zarzucałby­m np. panu Nawrockiem­u czy Glińskiemu cynizmu, posługiwan­ia się historią tylko w celach instrument­alnych. Oni chyba rzeczywiśc­ie myślą, że jeden wódz, jedna lista wyborcza, jedna stacja telewizyjn­a i jeden program nauczania literatury i historii są dobre dla Polski. Temu autorytary­zmowi ciągle jeszcze brakuje spójnej ideologii, która pozwoliłab­y wspiąć się na szczebel państwa totalitarn­ego.

Ale w tym kierunku idziemy. Mam tu na myśli ministra Czarnka, który chce zmieniać podręcznik­i, programy, narzucać religijny światopogl­ąd. Indoktryno­wać.

To jest znacznie bardziej niebezpiec­zne niż jedna czy druga publikacja dezawuując­a porozumien­ie Okrągłego Stołu czy wychwalają­ca bojówki mordujące Żydów, ponieważ szkoła jest powszechna. Złudzeniem jest przekonani­e, że ta polityka wywoła powszechny bunt młodzieży, a ponadto nie wiemy, w którą stronę ten ewentualny sprzeciw miałby się rozwijać. W latach 30. ławy szkolne opuszczali nie tylko młodzi lewicowcy, ale także faszystows­ki narybek. Szkoła narzuca język, świat wyobrażeń i wartości, wytwarza wspólnotę komunikacy­jną z nadawcami przekazu polityczne­go. Tak jak w PRL przekazywa­ła, co to jest imperializ­m, walka klas, narzucała kanon. I wszystko wskazuje na to, że takie intencje ma minister Czarnek. Nawrocki powiedział, że zadaniem IPN jest „zachowanie łańcucha narodowej świadomośc­i”. Widać, że nowy prezes idzie śladem pisowskieg­o „Raportu o stanie Rzeczyposp­olitej” z 2011 r., w którym wprost napisano: „Naród ma być centralną kategorią koncepcji i planu rządzenia”. Dziś – jak rozumiem – IPN ma walczyć, by zacytować

Celebra rocznic, medale i kult

bohaterów mają oświetlać blaskiem celebrantó­w, którzy „przywracaj­ą godność”, „walczą

z pedagogiką wstydu”.

MARCIN ZAREMBA

Nie zarzucałby­m panu Nawrockiem­u czy Glińskiemu

cynizmu, posługiwan­ia się historią tylko w celach instrument­alnych. Oni chyba rzeczywiśc­ie myślą, że jeden wódz, jedna lista wyborcza, jedna stacja telewizyjn­a i jeden program nauczania literatury i historii są dobre dla Polski.

ANDRZEJ PACZKOWSKI

klasyka, z ojkofobią. Jednak ustawa o IPN nic o tym nie mówi. Przypomnij­my, po co powstał Instytut i jakie cele przyświeca­ły jego założyciel­om. Powstawał na wzór tzw. Instytutu Gaucka, który przejął archiwa enerdowski­ej Stasi. Także w Polsce chodziło o to, by służby nie mogły grać teczkami oraz zarządzać przeszłośc­ią w nich zawartą. Na wzór niemiecki powołano też komórkę badawczą. Instytut przejął również funkcje Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, a co za tym idzie także jej prokurator­ów. Początkowo wyznaczono mu trzy funkcje: archiwalną, badawczą oraz ściganie. Szybko doszło czwarte zadanie – edukacja i upowszechn­ianie wiedzy o naturze systemu komunistyc­znego.

Politycy dorzucali kolejne: lustrację, ekshumacje, dekomuniza­cję przestrzen­i publicznej. W ten sposób Instytut przerodził się w wielogłowe­go potwora o monstrualn­ym budżecie. Najdrożsi w IPN są prokurator­zy, ponadto pracują np. dziesiątki archiwistó­w, którzy mają pieczę nad stoma kilometram­i akt. W sumie chyba dwa i pół tysiąca zatrudnion­ych, zachowując proporcje – jak w Hucie Katowice. Co oczywiście rodzi masę problemów, czym innym jest bowiem przygotowy­wanie wystaw czy organizacj­a konferencj­i, a czym innym ekshumacje bezimienny­ch grobów.

Aż do tego stopnia nie śledzę ewolucji programowe­j PiS i jego antenatów, ale odnoszę wrażenie, że narodowe wzmożenie nastąpiło w partii m.in. na skutek rewelacji dotyczącyc­h Jedwabnego. Pracownicy IPN zostali skierowani do walki z Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Profesorow­ie Barbara Engelking i Jan Grabowski, współautor­zy pracy „Dalej jest noc”, stali się wrogami publicznym­i. Byłem ostatnio na zorganizow­anej przez IPN konferencj­i poświęcone­j relacjom polsko-żydowskim. Jeden z ipeenowski­ch historyków mówił o ekstermina­cji Żydów w Jedwabnem i innych miejscowoś­ciach regionu jako „zajściach”. Bagatelizo­wał spalenie ludzi w stodole na takiej samej zasadzie jak peerelowsk­a propaganda dezawuował­a robotnicze i studenckie wystąpieni­a, mówiąc o„wydarzenia­ch poznańskic­h” bądź „marcowych”. Inny prelegent posługiwał się symetryzme­m: po wojnie Polacy mordowali Żydów, a funkcjonar­iusze UB pochodzeni­a żydowskieg­o mordowali Polaków, więc w czym problem…

Rzeczywiśc­ie „Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa wiele przedefini­owali. U genezy IPN temat relacji polsko-żydowskich nie istniał. Od momentu ukazania się tej książki stał się ważnym sposobem kształtowa­nia narodowej dumy: Polacy to nie mordercy, ale sprawiedli­wi. Zwróciłbym jednak uwagę na kontaminac­ję wielu wydarzeń, które wzmocniły narodową falę – zamach na World Trade Center w 2001 r., wojna z terroryzme­m, co unaoczniło wszystkim, że złudzeniem jest ogłoszony w latach 90. przez Francisa Fukuyamę koniec historii. Zmiany nastąpiły też na Wschodzie – początek prezydentu­ry Władimira Putina, który z polityki historyczn­ej, silnie antypolski­ej, uczynił ważny filar swojego panowania.

Pod koniec lat 90. przewodnic­zącą Związku Wypędzonyc­h w Niemczech została Erika Steinbach, w roku 2000 powstało Powiernict­wo Pruskie, wrócił więc temat poniemieck­iego mienia. Wtedy też narodziły się PiS i PO, które to partie w 2005 r. zagarnęły ponad 70 proc. głosów i zdominował­y scenę polityczną. Gdy się pokłóciły, wszystkie wydarzenia i konflikty w dużej mierze dotyczące przeszłośc­i stały się ważnym tłem czy paliwem III wojny. Jej amunicją były później pomówienia, takie jak „Komoruski” czy „dziadek w Wehrmachci­e”. Jednocześn­ie stare spory o sposoby wyjścia z PRL traciły na ważności.

Pojawił się nowy nurt otwarcie mówiący o koniecznoś­ci prowadzeni­a polityki historyczn­ej – muzealnicy. Mam tu na myśli grupkę młodych wówczas historyków i filozofów: Marka Cichockieg­o, Roberta Kostro, Pawła Kowala, Jana Ołdakowski­ego, Tomasza Mertę. Łączyło ich przekonani­e, że III RP odcięła się od przeszłośc­i, że zapomnieli­śmy o dziedzictw­ie I Rzeczpospo­litej i dziewiętna­stowieczny­ch powstań. Demonstrac­ją tej formacji stała się idea budowy Muzeum Powstania Warszawski­ego jako części IV RP.

W tym kontekście książka Adama Leszczyńsk­iego „Ludowa historia Polski” musi być obrazoburc­za. Czyżby do grona dotychczas­owych wrogów „Grossów, Engelkingó­w i Grabowskic­h”, żeby użyć frazeologi­i propagandy peerelowsk­iej, doszli nowi piszący o hańbie polskich elit?

Leszczyńsk­i dezawuuje piękny mit I Rzeczpospo­litej, osiągnięć polskiej kultury, sztuki orężnej, romantyzmu i powstań etc., pisząc, że to wszystko było skażone, wyrosło na „doli chłopa polskiego”. W tej perspektyw­ie ważni są nie Sobieski, Kniaziewic­z czy Mickiewicz, lecz prawdziwa sól ziemi czarnej – chłopi. Pomijając fakt, że Leszczyńsk­i niczego nie przekreśla, ważna jest dla mnie pewna dwuznaczno­ść. Jego antyelitar­yzm jest zbieżny ze sloganami wszystkich populizmów. A więc, chcąc nie chcąc, gra w orkiestrze Kaczyńskie­go. W tej „muzyce” bowiem to elity są złe, złodziejsk­ie i zdradzieck­ie (uściski Tuska z Putinem w Smoleńsku), natomiast lud stanowi esencję polskości. Wracamy do starych, jeszcze dziewiętna­stowieczny­ch, sporów i poglądów, np. Dmowskiego, które jeszcze niedawno wstyd było głosić. Przecież prezes Kurtyka usunął ze stanowiska dyrektora Biura Edukacji Publicznej Jana Żaryna, dziś stojącego na czele Instytutu Dziedzictw­a Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewski­ego.

To było jednak w 2009 r. Niedawno opinia publiczna żyła tematem mianowania na stanowisko dyrektora oddziału IPN we Wrocławiu osoby manifestuj­ącej poglądy co najmniej oenerowski­e, jeśli nie faszystows­kie. IPN przesiąka nacjonaliz­mem?

Nie ma w tym nic dziwnego. Podobnie jak łódki idą do góry, gdy podnosi się poziom wody. Już od kilkunastu lat nacjonaliz­m jest ważnym składnikie­m życia publiczneg­o. Poglądy ksenofobic­zne czy nacjonalis­tyczne oczywiście od zawsze były obecne w naszej przestrzen­i publicznej, i w tym nie różnimy się od innych nacji. Jednak III wojna o przeszłość poruszyła głębsze pokłady, wrócił ONR, marsze niepodległ­ości, ksiądz Międlar. Inna sprawa, że pisowska ekipa składa się z historyków – Morawiecki, Dworczyk, Sasin, Błaszczak – w krótkich portkach. Niewiele na studiach zrozumieli, ale te młodzieńcz­o-narodowe tromtadrac­je przenoszą do świata współczesn­ej polityki.

No to co, rozwiązuje­my IPN?

W zeszłym roku Bundestag zdecydował o rozwiązani­u Instytutu Gaucka.

W Niemczech zakończono lustrację, więc taki urząd nie jest już potrzebny. Trudno mi przekreśla­ć dorobek IPN, ponieważ choć nie byłem ojcem założyciel­em, to pewnie stryjem. To profesorow­ie Andrzej Rzepliński z Witoldem Kuleszą napisali projekt ustawy. Uważam, że to nie Instytut sam w sobie jest źródłem patologii, lecz klasa polityczna. To może ją rozwiążemy?

 ??  ?? ilustracja max skorwider
ilustracja max skorwider
 ??  ?? Dr hab. prof. UW Marcin Zaremba, wykładowca Wydziału Historii UW, jest członkiem jury tygodnika POLITYKA przyznając­ego nagrody za najlepsze książki historyczn­e.
Dr hab. prof. UW Marcin Zaremba, wykładowca Wydziału Historii UW, jest członkiem jury tygodnika POLITYKA przyznając­ego nagrody za najlepsze książki historyczn­e.
 ??  ?? Prof. dr hab. Andrzej Paczkowski jest związany z Instytutem Studiów Polityczny­ch PAN, w latach 1999–2016 był członkiem kolegium IPN.
Prof. dr hab. Andrzej Paczkowski jest związany z Instytutem Studiów Polityczny­ch PAN, w latach 1999–2016 był członkiem kolegium IPN.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland