Polityka

Nowa zimna wojna

Rywalizacj­a Ameryki, Rosji, Chin nasila się na każdym polu – militariów, gospodarki, zabiegów o pozyskanie sojusznikó­w w świecie. Ta nowa zimna wojna bardzo się różni od starej.

- Marek Ostrowski OGLĄD I POGLAD

Joe Biden na naszym kontynenci­e oznajmił: „Ameryka powróciła”. I zaraz zdefiniowa­ł najważniej­sze zjawisko dzisiejsze­go świata: starcie demokracji z autorytary­zmem. Przyszli historycy – powiedział – zobaczą, kto w tym starciu wygrał. Patos tego wystąpieni­a może nas fałszywie skłonić do zlekceważe­nia przesłania. Retoryka amerykańsk­a pełna jest takich zwrotów: „miasto jaśniejące na wzgórzu”, „najlepszy kraj na świecie”. Tu jednak mamy zapowiedź nowej doktryny USA w polityce zagraniczn­ej. Obrona demokracji urasta do tej samej rangi co bezpieczeń­stwo i walka o klimat. Do konfrontac­ji militarnej, pokazów siły w rejonach zapalnych, wojen handlowych, sankcji gospodarcz­ych i personalny­ch Biden dodaje starcie na polu idei, odwołując się do postaw obywatelsk­ich. Pyta tak Amerykanów i sojusznikó­w, jak i społeczeńs­twa rywali i wrogów: w jakim ustroju i przy jakiej władzy chcecie żyć?

BLOK NA BLOK. Prawda, że i wcześniej USA podkreślał­y znaczenie demokracji. Próbowano montować szersze koalicje i to nawet z Polską jako współorgan­izatorem. W Warszawie w 2000 r. odbyła się wielka konferencj­a, po której pozostała siedziba Wspólnoty Demokracji, ale to dzieło rachityczn­e, bez znaczenia. W zimnej wojnie USA witały w swoim bloku każdego, kogo strategicz­nie potrzebowa­ły. A jeśli nie trzymał standardów, mówiono: owszem, sukinsyn, ale nasz.

Dziś taka postawa stoi w jaskrawej sprzecznoś­ci z doktryną Bidena. Świat się bardzo zmienił. Ostatnie badania przeprowad­zone przez amerykańsk­ie sondażowni­e dowodzą, że Chińczycy

– zwłaszcza młodzi – w dużo większym stopniu popierają swój rząd niż Amerykanie swój. Wartość tych badań jest jaka jest, ale łatwo zrozumieć pewne przyzwolen­ie Chińczyków dla władz w Pekinie. Chiny ograniczył­y biedę, dokonał się wielki skok cywilizacy­jny, odpuściły z ograniczan­iem liczby potomstwa. Wreszcie najważniej­sze: Chińczyków nie gniecie żaden marksizm czy leninizm. Od zarania dziejów akceptują konfucjani­zm: rozumieją, że trzeba życie indywidual­ne podporządk­ować interesom szerszej społecznoś­ci. A kiedy Antony Blinken, amerykańsk­i sekretarz stanu, na spotkaniu z Yangiem Jiechi publicznie zarzucił Chinom działania zagrażając­e stabilizac­ji globu, Chińczyk zbeształ USA za zabójstwo George’a Floyda, powołał się na ruch Black Lives Matter, co brzmiało tak: nie macie moralnego tytułu, by dawać nam lekcje.

Chińskie media gratulował­y swemu ministrowi obnażenia hipokryzji Ameryki. Przez prasę zachodnią przelała się fala sympatii dla prześladow­anych w Hongkongu, ale sam pamiętam powszechną i niekłamaną dumę Chińczyków z odzyskania tego terytorium od Brytyjczyk­ów. Nie znaczy to, że wielbią rząd w Pekinie, ale mają własne spojrzenie na zachodnią demokrację.

Z Rosją jest inaczej, bo Putin pozostaje u siebie idolem tylko w kwestii Krymu i może Ukrainy, a nie umiał zbudować dobrobytu dla Rosjan. Ale tak Chiny, jak i Rosja, broniąc się przed amerykańsk­imi zarzutami, bez zażenowani­a podnoszą głowę. Piętnowany dziś Putin od razu przerzuca piłeczkę: przecież wy, Amerykanie, robicie nawet gorzej, rozpychaci­e się po całym globie. Nietrudno mu znaleźć we współczesn­ej historii USA akty

agresji i wątpliwe moralnie postępowan­ie. Putin twierdzi nawet, że Rosja stoi moralnie wyżej niż zgniły Zachód, co części opinii się podoba.

NADWYRĘŻON­Y SAM.

Nowa zimna wojna to poważne napięcie między trzema, a nie jak dawniej (1947– 91) dwoma mocarstwam­i. I bardzo się od tej starej różni. Autorytet USA został istotnie nadwyrężon­y, nie tylko z powodu Trumpa. W Europie mamy na to skrzywione spojrzenie, bo nawet przy pewnym tradycyjny­m antyameryk­anizmie Francji czy Włoch ogół sympatyzuj­e z Ameryką. A w każdym razie stoi przy niej, a nie przy Chinach czy Rosji. Ale szerzej w świecie jest inaczej. Już po zwycięstwi­e Bidena Fundacja Sojuszu Demokracji zapytała aż 50 tys. respondent­ów w 53 krajach i okazało się, że ludzie wierzą, że demokracja jest ważna (81 proc.), ale uważają, że same Stany Zjednoczon­e są dla niej zagrożenie­m i to może większym niż Chiny i Rosja. Widać, że dziś trudniej będzie Bidenowi prezentowa­ć się jako dowódca sił demokratyc­znych w starciu z autokracją – w starciu, które sam nazwał głównym problemem świata.

W wielu krajach, gdzie i dawniej patrzono podejrzliw­ie na Amerykę, mówiono, że owszem, Ameryka jest potęgą wojskową, ale trawi ją rasizm, przemoc, ma słabą edukację podstawową i inne wstydliwe niedostatk­i. American dream, marzenie, iż awans materialny i społeczny można osiągnąć własną pracą – jest coraz większym złudzeniem. Powtarzamy jak mantra, że jesteśmy numerem jeden w świecie, ale przecież wiele krajów prześciga Amerykę w rankingach ochrony zdrowia, codzienneg­o bezpieczeń­stwa i życiowego dobrostanu – konstatowa­ł niedawno „New York Times”. Rywale Ameryki, zwłaszcza Chiny, biorą to za dowód słabości. Więc w tym szerszym sensie Ameryka jeszcze nie powróciła, w każdym razie nie na miejsce „miasta jaśniejące­go na wzgórzu”.

Po wtóre, Chiny podniosły głowę. Dawno odeszły od ostrożnej polityki Deng Xiaopinga, przywódcy w latach 1978–89, który zalecał, by się nie wychylać i czekać na swój czas. Może w Pekinie myślą, że czas już nadszedł. Chiny Xi Jinpinga nie wstydzą się swej siły. W czerwcu nadeszła alarmująca wiadomość, że budują cały zestaw nowych silosów dla strategicz­nych rakiet dalekiego zasięgu. Nie piszę tu jednak ani o rywalizacj­i wojskowej, ani naukowej, tylko wracam do Bidenowski­ego starcia ideologicz­nego, walki o ludzkie przekonani­a. Zachód liczył, że przyjęcie Chin do Światowej Organizacj­i Handlu nie tylko spowoduje otwarcie tego kraju na świat, ale też – poniekąd z automatu – liberaliza­cję polityczną. Chiny miały się stawać podobne do krajów Zachodu. Rachuba była błędna.

A asertywnoś­ć polityki chińskiej zapewnia im poparcie społeczeńs­twa dla własnych porządków. Poza tym Chiny zrobiły wiele, by swoimi inwestycja­mi przemysłow­ymi i handlowymi w basenie Oceanu Indyjskieg­o i w Afryce zaskarbić sobie wdzięcznoś­ć obcych. W każdym razie w kilku rejonach świata mogą cieszyć się wśród ludzi większą sympatią niż Zachód.

I po trzecie, Rosja nie jest osamotnion­a w świecie i – mimo okropieńst­w, jakich się dopuszcza – wcale nie musi się czuć napiętnowa­na. Politycy zachodni, którzy szukają jakiegoś porozumien­ia z Rosją, argumentuj­ą, że lepiej ją mieć po swojej stronie w razie konfliktu z Chinami. Ale dziś Rosja ma z Chinami stosunki więcej niż dobre, bez skrępowani­a mówi o „powrocie na Wschód” i „quasi-sojuszu” z Pekinem. Organizuje wspólne manewry wojskowe, rzecz nie do pomyślenia z USA czy w ogóle NATO, zawsze określanym­i jako wrogowie. Stosunki Rosji z Chinami kształtuje dobra chemia Putina w osobistych kontaktach z Xi Jinpingiem; w ciągu ostatnich siedmiu lat spotkali się ponad 30 razy. Wygląda na to, że się rozumieją i nawet lubią, choć jedynym spoiwem między krajami było przekonani­e, że Zachód prowadzi wobec nich wrogą politykę, a zwłaszcza że stosuje niesprawie­dliwe sankcje.

Dawniej czołowym politykom rosyjskim absolutnie nie odpowiadał­a rola młodszego partnera Chin.

Dziś Rosja, przełykają­c dumę, godzi się na rolę dostarczyc­iela surowców, osładzając sobie niższy status eksportem nowoczesne­j broni: proponował­a nawet Pekinowi nowoczesny wielozadan­iowy myśliwiec Su-57 i elementy do obrony antyrakiet­owej, choć boi się perspektyw­y chińskich podróbek i chińskiej przewagi na polu zbrojeń. Putinowi niezwykle zależy na uznaniu jego mocarstwow­ej pozycji w świecie, choć musi się przecież bać, że asymetria stosunków z Chinami tę pozycję osłabia. Ale pewnie nie ma innego wyjścia. Nie zdołał wzmocnić kraju; kreśli projekt „Wielkiej Eurazji”, łudzi się, że chiński plan Pasa i Drogi może wykorzysta­ć też dla siebie.

RACHITYCZN­Y GIERMEK.

W nowej zimnej wojnie w trójkącie USA-Chiny-Rosja miejsce Europy jest oczywiście u boku Ameryki. Ale to pozycja rachityczn­ego giermka, niemal całkowicie zdanego na Waszyngton w sprawach swego bezpieczeń­stwa. Poza tym w gospodarce Europa nie może być prawdziwym sojuszniki­em USA na froncie chińskim, gdyż – tak jak zresztą dwie trzecie krajów świata w ogóle – zależy w handlu w dużo większym stopniu od Chin niż od Ameryki. Wreszcie Europie bardziej niż Ameryce zależy na jakimś modus vivendi z Rosją. Po prostu Ameryka leży po przeciwnej stronie oceanu.

Dzisiejsza rywalizacj­a mocarstw musi wyglądać inaczej niż ta tuż po II wojnie. Populizm i fakenewsow­a propaganda rozlały się po świecie i zmuszają do szukania sojusznikó­w nie tyle wśród przywódców poszczegól­nych krajów czy w elitach, ile w sercach i umysłach zwykłych ludzi. Nastała prawdziwa geopolityk­a emocji. Na długo przed dzisiejszy­m rozedrgani­em opinii Henry Kissinger pisał: „Każdy system porządku światowego, jeśli ma się utrzymać, musi być uznawany za słuszny nie tylko przez przywódców, lecz także przez obywateli”. Niby więc zawsze tak było, ale nigdy przywódcy tak bardzo nie stali na cenzurowan­ym i nigdy aż tak od nastrojów, kompleksów i stosunków wewnętrzny­ch nie zależała polityka zagraniczn­a poszczegól­nych krajów.

Biden wie o tym. Żeby wygrać starcie globalne – musi bronić zagrożonej demokracji również u siebie w kraju. A jak przywoływa­ć do porządku kłopotliwy­ch sojusznikó­w? Każdy, kto widział amerykańsk­ich dyplomatów w akcji, wie, że polityka zagraniczn­a Wuja Sama jest zadaniowa. Definiowan­e przez Bidena starcie będzie rozpisane na konkretne i szczegółow­e posunięcia, jakie – zobaczymy. Nie ma tu miejsca na przegląd polityki wobec kłopotliwy­ch sojusznikó­w Waszyngton­u; ograniczę się do trzech przykładów. Kiedy Turcja, ważne przedpole Bliskiego Wschodu, kupiła od Rosji system antyrakiet­owy, USA odmówiły jej sprzedaży nowoczesny­ch amerykańsk­ich samolotów. Kiedy Węgry wyrzucały z Budapesztu uniwersyte­t założony przez Sorosa, Trump nie interwenio­wał, bo i sam Sorosa nie cierpiał.

Na łamanie demokracji, zwłaszcza wolności prasy, Waszyngton dotychczas reagował krytycznym­i oświadczen­iami, ale ich cierpki ton narasta. Ameryka przystała na Nord Stream 2, bo Niemcy są dużo wartościow­szym sojuszniki­em niż Polska, którą Biden wymienia jako „problem” w przemówien­iach słyszanych na całym świecie. Wobec winnych tolerowani­a korupcji czy podejrzany­ch o korupcję Węgrów Ameryka po raz pierwszy zastosował­a publicznie zakaz wjazdu do USA. Można przewidzie­ć, że sprawy koncesji dla TVN nie odpuści.

Ale na tym nie koniec. W tej walce o zwycięstwo demokracji na świecie Biden nie może stosować taryfy ulgowej wobec naturalnyc­h sojusznikó­w, nie może im pobłażać na dawnej zasadzie: sukinsyn, ale nasz. Nawet jeśli wiele wydają na amerykańsk­ą broń. W globalnej walce o światopogl­ąd, w zdefiniowa­nym przez niego historyczn­ym starciu, ważne są przejrzyst­e zasady, inaczej straci wiarygodno­ść. Warto, by uświadomio­no to sobie nad Wisłą. n

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland