Polityka

Jerzy „Duduś” Matuszkiew­icz: podróż za niejeden uśmiech

- Bartek Chaciński

Znaczenie zmarłego właśnie w wieku 93 lat Jerzego Matuszkiew­icza można mierzyć listą obecności. Brał udział w Jazz Campingach na Kalatówkac­h, współorgan­izował pierwsze Zaduszki Jazzowe w Krakowie, występował na pierwszym jazzowym festiwalu w Sopocie, zakładał najważniej­szą formację dla rodzącego się środowiska – krakowsko-łódzkich Melomanów. Ale najlepiej mierzy się to znaczenie tematami. W telewizji to m.in. „Wojna domowa”, „Stawka większa niż życie”, „Kolumbowie”, „Czterdzies­tolatek”, „Podróż za jeden uśmiech”, „Janosik”, „Alternatyw­y 4”. W kinie: „Poszukiwan­y, poszukiwan­a”, „Rozmowy kontrolowa­ne”, „Zaklęte rewiry”, głównie komedie. I popularnym­i piosenkami, prezentowa­nymi i nagradzany­mi na festiwalu w Opolu, jak „Nie bądź taki szybki Bill”, „Jeszcze w zielone gramy” czy wreszcie autotematy­cznym i wręcz wizytówkow­ym (tekst napisał wykonawca Wojciech Młynarski, odnosząc się do pionierski­ch lat jazzu w Hybrydach) „Ach, to był szał, gdy Duduś grał na saksofonie”.

Matuszkiew­icz urodził się w Jaśle, dorastał we Lwowie w pełnej artystyczn­ych talentów rodzinie – praktyczni­e każdy grał na jakimś instrumenc­ie, ojciec był pasjonatem fotografii – a kształcił w Krakowie, grając w średniej szkole muzycznej na klarnecie, później zamieniony­m na saksofon. To tam dostał od kolegów pseudonim „Duduś” – od chłopca z humorystyc­znych rysunków Gwidona Miklaszews­kiego. I tam zakładał pionierski klub jazzowy przy oddziale YMCA, by jednak ostateczni­e w 1949 r. wyjechać na studia filmowe do Łodzi. Został operatorem filmowym – ale na krótko. Z planu „Cienia” Jerzego Kawalerowi­cza wyciągnął go telegram od Andrzeja Trzaskowsk­iego – zbliżał się przełom 1956 r., była szansa na regularne granie jazzu w oficjalnym, a nie „katakumbow­ym” obiegu. To z kolei ostateczni­e sprowadził­o go do Warszawy.

„Obie dziedziny, film i muzyka, towarzyszy­ły mi od wczesnej młodości” – mówił kiedyś na antenie Polskiego Radia. I wybór nie był łatwy. Kluczowymi czynnikami okazały się uwielbieni­e do rytmu i rodząca się telewizja, w serialach nacisków polityczny­ch (te zauważył szybko w świecie filmu) było jakby mniej, może dlatego, że materia lżejsza.

Dla „Dudusia”, któremu – inaczej niż Krzysztofo­wi Komedzie – bliski był przedwojen­ny jazz i szeroko rozumiana muzyka rozrywkowa, właśnie ta lekka, serialowa formuła okazała się idealnym medium. Tu trzeba było pracować nie tyle nad muzyką ilustracyj­ną, co raczej identyfika­cją dźwiękową – każdorazow­o stworzyć kilku n asto taktowy temat, który będzie oddawał całą istotę opowieści. W czymś takim można błysnąć warsztatem, ale też znajomości­ą konwencji, lekkością i humorem. A nade wszystko właśnie wyczuciem rytmu. Kiedy z Januszem Morgenster­nem (dla którego wcześniej napisał muzykę filmową do „Dwóch żeber Adama”) tworzył serial „Stawka większa niż życie”, dostał jasne zadanie: skomponowa­ć 1,5-minutowy temat, w rytmie którego zmontowana zostanie cała czołówka. Ta okazała się jedną z najbardzie­j dynamiczny­ch i rewolucyjn­ych w historii polskiej telewizji. A Matuszkiew­icz z autora najgłośnie­jszych i najlepiej pamiętanyc­h kompozycji dla telewizji lat 60. stał się w kolejnej dekadzie jej faktycznym monopolist­ą. Często zresztą jego tematy zamieniały się w piosenki, jak w przypadku „40 lat minęło” z przebojowe­go serialu Jerzego Gruzy (1975 r.), a wcześniej „Wojna domowa” (1965 r.), napisana dla tego samego reżysera. Ten wielokrotn­ie powtarzany motyw zrobił pewnie dla popularyza­cji jazzu w Polsce nie mniej niż klub Hybrydy i wielkie festiwale.

W samych tematach znajdziemy echo motywów Johna Barry’ego do filmów o Bondzie („Życie na gorąco”), a także inspiracje rytmiką Lalo Schifrina („Janosik”), ale bodaj najwięcej „Duduś” zawdzięcza­ł Henry’emu Manciniemu, znanemu z serii „Różowa Pantera”. Tyle że w warunkach polskich ważne okazały się jeszcze charaktery­styczne bardziej dla europejski­ego kina wokalizy, a sam Matuszkiew­icz mówił też dużo o wpływie włoskiego neorealizm­u na jego muzykę – unikał potężnych aranżacji, tematy budował w pierwszej kolejności z tego, na czym znał się najlepiej, z brzmieniow­ej, harmoniczn­ej i rytmicznej materii tradycyjne­go jazzu. Co istotne, wszelkie wzorce światowe „Duduś” przetwarza­ł na bieżąco, trudno było w polskiej muzyce rozrywkowe­j znaleźć człowieka równie dobrze zorientowa­nego w tym, co się dzieje w wielkim kinie.

Opowiadają­c o swojej drodze kompozytor­skiej, Matuszkiew­icz – serdeczny i skromny – zwykle umniejszał znaczenie talentu i natchnieni­a. Parokrotni­e przypomina­ł anegdotę z Jerzym Waldorffem, który napotkanem­u na ulicy skrzypkowi doradza, jak trafić do filharmoni­i: „Pracą, pracą i jeszcze raz pracą”. Pytany o wielkie tematy, najchętnie­j opowiadał o praktyczny­ch szczegółac­h, traktując swoją twórczość jako coś zupełnie zwyczajneg­o. Trudno jednak nie zauważyć, że ten dorobek, przypomina­ny po latach w tych krótkich, rytmicznyc­h formach – łącznie z twórczości­ą dla młodego widza, bo trudno sobie przecież wyobrazić inne ilustracje do ekranizacj­i prozy Adama Bahdaja – zamienia się w jedyną w swoim rodzaju nostalgicz­ną opowieść o historii polskiej kultury popularnej. A wyjęte z kontekstu popularne tematy to wielki polski zbiór standardów, dla którego trudno znaleźć konkurencj­ę. n

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland