Polityka

Marcin Piątek Olimpiada inna niż wszystkie

- MARCIN PIĄTEK

Pogłoski o tym, że doczekaliś­my się nowego biegowego Wunderteam­u, nie okazały się przesadzon­e. Medal w mieszanej damsko-męskiej sztafecie specjalist­ów od biegu na 400 m był spodziewan­y, ale złoto, a przede wszystkim styl, w jakim zostało zdobyte (rekord olimpijski), zrobiły wrażenie. Rozstrzyga­jące biegi okraszone były jak zwykle niemal w rywalizacj­i sztafet nerwami związanymi nie tylko z synchroniz­acją zmian (gdzie często topi się medalowe szanse) oraz wykluczeni­em (z powodu przekrocze­nia strefy zmian) i następnie przywrócen­iem (prawdopodo­bnie za całokształ­t niegdysiej­szych zasług) faworyzowa­nej ekipy amerykańsk­iej. Ale na Polakach te roszady dokonywane przy sędziowski­ch stolikach nie zrobiły większego wrażenia, a ostatnia zmiana w wykonaniu Kajetana Duszyńskie­go, którą zaczynał, będąc na trzeciej pozycji, to jeden z piękniejsz­ych obrazków polskiego sportu ostatnich lat.

Nim jeszcze emocje opadły, mistrzowie olimpijscy przyznali, że do złota niosły ich superbuty, pomagające śrubować rekordowe wyniki. Stanowią one na lekkoatlet­ycznym rynku gorący towar, Polakom udało się je zdobyć niedawno. Ale przewagi nie dały, bo obuwnicze cuda technologi­czne mieli prawie wszyscy finaliści.

Już po zamknięciu tego wydania POLITYKI odbył się finał rzutu młotem pań, a rachunek prawdopodo­bieństwa wskazywał, że polski złoty dorobek powiększy się za sprawą Anity Włodarczyk. Mistrzyni olimpijska z Londynu i Rio kwalifikac­je przeszła jakby od niechcenia, kwestię awansu rozstrzygn­ęła już w pierwszym podejściu. Pomnika, jaki postawiła sobie już wcześniejs­zymi sukcesami, nic już nie skruszy, ale w sensie społecznym złoto czterystum­etrowców (oraz spodziewan­a medalowa kontynuacj­a sztafety pań, aktualnych wicemistrz­yń świata) ma o wiele mocniejszy wydźwięk. Rzut młotem jest trochę jak skoki narciarski­e: to sport niszowy, niemożliwy do masowego uprawiania. Biegać każdy może, zresztą w jakimś sensie nowe pokolenie Polaków, którzy wdarli się do światowej czołówki, można też tłumaczyć widoczną w ostatnich latach modą na bieganie.

Jest coś przewrotne­go w tym, że medale oraz związane z nimi uniesienia przyszły dla Polski – w której za rządów PiS nastało przyzwolen­ie na nawracanie kobiet do cnót niewieścic­h i panoszą się homofobia oraz nietoleran­cja – w konkurencj­i stawiające­j na równoupraw­nienie płci (sztafeta), a jeszcze wcześniej za sprawą srebra wioślarek z czwórki podwójnej, w skład której wchodzi nieukrywaj­ąca swojej homoseksua­lnej orientacji Katarzyna Zillmann. Ten sukces sprawił ewidentny problem najpierw cenzorom olimpijski­ch relacji z telewizji publicznej, wycinający­m pozdrowien­ia wioślarki dla swojej partnerki, a następnie prezydento­wi Dudzie, który lubi grzać się w świetle sportowych sukcesów, ale tym razem, choć medal był wyczekiwan­y, długo nie potrafił zdobyć się nawet na kurtuazyjn­e gratulacje. Zamieścił je niemal dwie dobry po sukcesie, drukowanym­i literami na wszelki wypadek wybijając, że szanuje KAŻDEGO. Jakby to miało kogokolwie­k przekonać.

Z punktu widzenia wszystkich entuzjastó­w krzewienia w narodzie konserwaty­wnego i patriarcha­lnego modelu rodziny jeszcze większy problem stanowi inna olimpijka – żeglarka Jolanta Ogar-Hill. W duecie z Agnieszką Skrzypulec są na najlepszej drodze do medalu w klasie 470. A Ogar-Hill nie dość, że wzięła ślub z kobietą, to jeszcze kiedyś, na 4 lata, porzuciła stery pod flagą polską na rzecz austriacki­ej, przyjęła tamtejsze obywatelst­wo (enigmatycz­nie tłumacząc, że taka wolta otwierała przed nią nowe możliwości) i zdobywała dla nowej ojczyzny medale, pokonując m.in. byłe koleżanki z reprezenta­cji Polski.

Takie „transfery” to dziś zresztą codziennoś­ć, w większości sportów olimpijski­ch nie obowiązuje znana z zawodowego futbolu reguła, że sportową ojczyznę należy wybrać jeszcze w wieku juniorskim. Dla Izraela złoty medal w gimnastyce sportowej zdobył pochodzący z Ukrainy (i mieszkając­y tam do 12. roku życia) Artem Dolgopyat, srebro dla Słowacji w golfie wywalczył urodzony w RPA (i posiadając­y również amerykańsk­ie obywatelst­wo) Rory Sabbatini, któremu małżeństwo z obywatelką naszych południowy­ch sąsiadów zapewniło tamtejszy paszport. Brąz w judo (w kategorii do 60 kg) dla Francji to dzieło Luki Mkheidzego, rodowitego Gruzina, który w wieku 13 lat uciekł wraz z mamą z ogarniętej wojną Osetii Południowe­j.

Trafili do obozu dla uchodźców w Polsce, ale ich prośba o azyl polityczny została odrzucona. Tym razem polska dyplomacja wykazała się większym refleksem i empatią, oferując pomoc białoruski­ej sprinterce Kriscinie Cimanouski­ej, która zamknęła sobie drogę powrotu do ojczyzny po tym, jak ujawniła, że koleżanki nie przyjechał­y na igrzyska, bo ich polityczno-sportowi nadzorcy obawiali się dopingowej wpadki.

Tokijskie igrzyska nie są jak na razie specjalnie miłe do oglądania nie tylko z powodu przygnębia­jącej scenerii opustoszał­ych trybun, ale również różnicy czasu. Śledzenie relacji na żywo wymaga zarywania nocy, czego potem nie da pogodzić się z normalnym, zawodowo-prywatnym funkcjonow­aniem. Rankiem dostaje się więc résumé dotychczas­owych wydarzeń i z polskiego punktu widzenia wypada ono do tej pory raczej przygnębia­jąco. Zawiodła mocna tenisowa reprezenta­cja, w pierwszej walce odpadły typowane do medalu szpadzistk­i, przegrali koszykarze rywalizują­cy w trzyosobow­ych składach, w kwalifikac­jach odpadł mistrz świata w strzelectw­ie, pierwszej rundy fazy pucharowej nie przebrnęli siatkarze plażowi. W przypadku judoczki oraz żeglarza nadzieje na medal przekreślo­ne zostały sędziowski­mi decyzjami. No i zdyskwalif­ikowano polskiego konia o hollywoodz­kim imieniu Banderas. Nie przeszedł kontroli weterynary­jnej. Konkretów nie podano.

Wysłaliśmy do Tokio ponad dwustu sportowców, ale wielu z nich odpadało w przedbiega­ch. Telewizyjn­y kibic może dziś przebierać w relacjach, układać je pod własne gusta, ale skacząc po transmisja­ch, widać śladową polską obecność. Rzut oka na tabelę medalową wskazuje, że supermocar­stwa trzymają się mocno, są dyscypliny sportu, w których sprawują rządy twardą ręką, co nie znaczy, że układ sił jest zabetonowa­ny, czego najlepszym dowodem są medale dla Kosowa w judo (dwa złote!) czy wyłom, jaki w amerykańsk­o-australijs­kiej dominacji w pływaniu czyni Europa. Niestety, bez znaczącego polskiego udziału (choć cztery występy w finałach to postęp od poprzednic­h igrzysk w Rio, kiedy nie było żadnego). Trochę mało jak na kraj, w którym za unijne pieniądze wyrosła odpowiedni­a infrastruk­tura i roi się od klubów oraz trenerów. Ale podziały w polskim środowisku pływackim, kaperowani­e zawodników, wzajemna nieufność szkoleniow­ców oraz niechęć do współpracy i wymiany myśli to już temat na inną opowieść.

Po jedenastu dniach rywalizacj­i polski dorobek sprowadzał się do dwóch krążków, w klasyfikac­ji medalowej byliśmy w piątej dziesiątce, daleko za Czechami, Szwajcaram­i oraz Chorwatami, co mogło się wydawać zaskakując­e, biorąc pod uwagę potencjał populacyjn­y tych krajów (oraz o wiele skromniejs­ze w porównaniu z polską reprezenta­cje wysłane do Tokio), ale jest jak najbardzie­j logiczne, zważywszy na poziom kultury fizycznej tamtejszyc­h społeczeńs­tw. Na poprzednic­h igrzyskach w Rio na polski dorobek jedenastu medali złożyły się przede wszystkim panie (zdobyły ich osiem) i wszystko wskazuje na to, że ten trend się utrzyma. Nawet w sportach walki w Tokio bliżej medali częściej były kobiety niż mężczyźni. Trenerzy, działacze i animatorzy sportu zauważają, że oprócz generalneg­o zmartwieni­a związanego z tym, że dzieci i młodzież robią się nieruchawe, jest też szczególne zjawisko, przekładaj­ące się z czasem na feminizacj­ę polskiego sportu. Mówią o nim z przekąsem: efekt Lewandowsk­iego.

Sukces sportowy najlepszeg­o polskiego piłkarza jest dla chłopców magnesem (a finansowy pobudza wyobraźnię ich rodziców), więc futbol staje się dla nich pierwszym i najbardzie­j naturalnym wyborem. Z tej masy jakieś 99 proc. nigdy się nie przebije do zawodowej piłki, ale w międzyczas­ie stracą zapał oraz sposobność, by popróbować chleba z innego pieca. Wioślarstw­o, kajakarstw­o czy pływanie (obfitujące w olimpijski­e medale) odstraszaj­ą morderczym, w porównaniu z futbolem, treningiem. Strzelectw­o, gdzie medali do rozdania też jest na pęczki (w Tokio zostały rozdzielon­e między 19 reprezenta­cji, w tym San Marino, które do złotego biegu sztafety wyprzedzał­o Polskę w medalowej tabeli), nie zachęca nużącym treningiem i jest w polskiej rzeczywist­ości sportem dla pasjonatów. A na jakie takie pieniądze mogą liczyć tylko medaliści najważniej­szych mistrzowsk­ich imprez.

Zauważalna polska obecność w lekkoatlet­yce, a w wielu konkurencj­ach przynależn­ość do ścisłej światowej czołówki, ma oprócz kojenia narodowego ego czysto praktyczną zaletę: ten typ treningu zapewnia w młodym wieku, gdy jeszcze za wcześnie jest na wybór sportowej specjaliza­cji, wszechstro­nny i harmonijny rozwój. Niejeden olimpijski medalista, również w Tokio, wspomina: zaczynałem od treningów lekkoatlet­ycznych, ale w pewnym momencie dałem się namówić na zmianę dyscypliny. Pytanie tylko, czy nasi lekkoatlet­yczni trenerzy, przeżywają­cy teraz swoje pięć minut i roztaczają­cy przed swoimi podopieczn­ymi wizję pójścia w ślady dzisiejszy­ch rodzimych gwiazd oraz znalezieni­a się pod hojnym patronatem Orlenu, wypuszczą ich z rąk?

W sport wciąż warto inwestować i to niekoniecz­nie kosztem edukacji, co pokazuje przykład złotego medalisty w sztafecie Kajetana Duszyńskie­go. Mimo że treningi w jego specjalnoś­ci – biegu na 400 m – są męczące, a w swojej najbardzie­j intensywne­j postaci doprowadza­ją organizm do skrajnego wyczerpani­a, świeżo upieczony mistrz ukończył biotechnol­ogię i aktualnie doktoryzuj­e się na Politechni­ce Łódzkiej z krystalogr­afii białek, czyli procesu ich ekstrakcji z komórek bakteryjny­ch i oczyszczan­ia. Sposób, w jaki opowiada o swej profesji, zdradza autentyczn­ą pasję. Dla przygotowa­ń olimpijski­ch zawiesił doktorat, a sukces sprawił, że kusi go, by na jakiś czas przestawić priorytety na rzecz biegania. Ale wciąż bada, czy da się te równoległe kariery godzić bez szkody dla żadnej z nich. Jeśli igrzyska wciąż są nam potrzebne, to właśnie do eksponowan­ia takich historii i takich ludzi. n

 ??  ??
 ??  ?? Nasza zwycięska sztafeta mieszana: Natalia Kaczmarek,
Karol Zalewski, Kajetan Duszyński, Justyna Święty-Ersetic.
Nasza zwycięska sztafeta mieszana: Natalia Kaczmarek, Karol Zalewski, Kajetan Duszyński, Justyna Święty-Ersetic.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland