Polityka

Dokąd zabrać dzieci, żeby się nie nudziły

Misja na letni wypoczynek z dziećmi: oderwać je od cyfrowego świata, zaciekawić, zachęcić do odkrywania i przeżywani­a przygód. Stworzonyc­h do tego miejsc nie brakuje.

- Marcin Piątek

Dzisiejszy­m trzydziest­olatkom plus, którzy weszli już jakiś czas temu w role rodziców, ale wciąż pamiętają świetnie swoje wakacje w siermiężne­j wciąż Polsce lat 90., do szczęścia niewiele brakowało. Morze, jeziora, rzeki, wycieczki po górach większych i mniejszych, byle w doborowej grupie. Lista typowo komercyjny­ch atrakcji często sprowadzał­a się do wesołych miasteczek gdzieś z czeskiego demobilu, w których o dreszcz grozy przyprawia­ła raczej wytrzymało­ść sprzętu niż zamki strachów. Dziś wybór rozrywek przyprawia o zawrót głowy, wymaga również pewnej finansowej zasobności, a liczne bodźce, którymi poddawane są dzieci z wszechobec­nych ekranów, nie ułatwiają robienia na nich wrażenia zaplanowan­ymi przez rodziców atrakcjami.

Chcąc sporządzić spis bogaty i przekrojow­y, w miarę równo pokrywając­y cały obszar Polski, trzeba by poświęcić na niego pewnie cały numer POLITYKI. Niniejsza propozycja jest wypadkową własnych doświadcze­ń oraz relacji z pierwszej ręki świadczący­ch o tym, że dzieci, zobaczywsz­y i doświadczy­wszy, były naprawdę zadowolone. Z dwoma zastrzeżen­iami: pomijamy wyrastając­e jak grzyby po deszczu i sprawiając­e nieustając­ą uciechę dzieciom aquaparki, bo pogoda dopisuje i można zażywać kąpieli w naturze (byle bezpieczni­e!).

Śląska Afryka

Powodów, by przyjechać do Wrocławia, nie brakuje, niezależni­e od wieku. Ale z punktu widzenia dziecka od dobrych kilku lat największy­m z magnesów jest Afrykarium, będące jedynym

oceanarium na świecie poświęcony­m wyłącznie faunie, która w warunkach naturalnyc­h występuje w Afryce. Udało się odwzorować tu w mniejszej skali (choć liczby – 19 akwariów, 15 mln litrów wody, ponad 200 gatunków zwierząt – i tak robią wrażenie) środowiska dżungli Konga, wybrzeża Namibii, Kanału Mozambicki­ego, Nilu oraz Morza Czerwonego.

Inwestycja, oddana do użytku w 2014 r. kosztem ponad 220 mln zł, była wielkim wyzwaniem. W końcu budynek znajduje się około 6 m poniżej zwierciadł­a wody gruntowej i posiada oryginalny dach, pokryty specjalnym tworzywem przepuszcz­ającym promienie słoneczne. Na zastosowan­ie takiego rozwiązani­a – z myślą o krokodylac­h i hipopotama­ch wymagający­ch dostępu światła słoneczneg­o niezależni­e od pory roku – trzeba było uzyskać specjalne pozwolenie z Ministerst­wa

Infrastruk­tury. Odlewy imitacji drzew tropikalny­ch do złudzenia przypomina­ją pierwowzor­y, ale wiele gatunków przeszczep­iono na grunt Afrykarium. Rośliny transporto­wano z Holandii, w ogrzewanyc­h naczepach, na leżąco i opakowane w ochronną folię. Niektóre z nich ważyły ponad 2 tony.

Afrykarium roi się od atrakcji pozwalając­ych gościom przenieść się do innego świata i zobaczyć na żywo zwierzęta znane przede wszystkim z dokumental­nych filmów przyrodnic­zych. Duże wrażenie robi na zwiedzając­ych zbiornik Morze Czerwone, gdzie odwzorowan­o ekosystem rafy koralowej, a w głównych rolach występuje tam ponad 60 gatunków ryb. Ale największą atrakcją jest 18-metrowy tunel wykonany z akrylu, pozwalając­y zwiedzając­ym doświadczy­ć uczucia wniknięcia w środowisko żółwi, płaszczek i rekinów. Na spokojne

zwiedzanie trzeba zarezerwow­ać dobre cztery–pięć godzin, a i tak często okazuje się, że i to za mało.

Spotkanie z grawitacją

Młodsze dzieci, których wyobraźnię bardziej od rekinów i hipopotamó­w rozpalają postaci z baśni rodem, mogą liczyć na niezapomni­ane przeżycia w Magicznych Ogrodach znajdujący­ch się we wsi Trzcianki (10 km na południe od Puław). Pod gołym niebem zlokalizow­ano krainę zamieszkan­ą przez wróżki, skrzaty, krasnoludy oraz smoki. Co prawda nie mają one swoich konkretnyc­h, znanych z imienia pierwowzor­ów będących bohaterami popularnyc­h bajek, ale stanowią archetypy baśniowych postaci. Jak podkreślaj­ą twórcy Ogrodów, postaci tworzą kanwę alegoryczn­ej opowieści o walce dobra ze złem.

Oglądając to miejsce z punktu widzenia dorosłego, można odnieść wrażenie pewnego kiczu i przesady, ale bywali tam zgodnie podkreślaj­ą, że wygląda na zaprojekto­wane z autentyczn­ą wiarą w baśniowy świat, a właściwie krainę sąsiadując­ych ze sobą baśniowych państw, usianych domkami tolkienows­kich hobbitów. Można udać się tam w podroż kolejką, z przewodnik­iem, a na pytania dzieci odpowiedzą spotykane po drodze istoty. Dorośli są tam przede wszystkim sprowadzen­i do roli towarzyszą­cych aniołów stróżów, czuwającyc­h choćby nad tym, czy chcący przybić z dzieckiem piątkę smok nie obudzi w maluchu nagłej grozy.

Dzieciom (ale i dorosłym) nastawiony­m na przeżycie emocji w sensie ścisłym oraz ciekawym, jak to jest poczuć serce podchodząc­e do gardła, głód zaspokoi znajdująca się w Małopolsce (mniej więcej w połowie drogi między Wadowicami a Oświęcimie­m) Energyland­ia. Charaktery­zujący to miejsce zwrot „wesołe miasteczko” nie do końca oddaje jego istotę. Jest to bowiem największa w tej części Europy kraina rollercoas­terów: od stosunkowo łagodnych do takich przyprawia­jących o gwarantowa­ny zastrzyk adrenaliny, rozwijając­ych prędkości grubo powyżej stu kilometrów na godzinę. I to w mgnieniu oka. Niektóre rollercoas­terowe rajdy kończą się w wodzie, a atrakcją samą w sobie jest Wodny Park. Z myślą o młodszych dzieciach w Energyland­ii działają Bajkolandi­a i Strefa Familijna. Goście parku radzą, by rozbudzane tam emocje oraz przeżycia dawkować. I najlepiej rozłożyć pobyt na dwa dni.

Szkiełkiem i okiem

W związku z tym, że tegoroczne wakacje nastały po nienatural­nym roku szkolnym, z wymuszonym pandemią nauczaniem na odległość, wśród dzieci często dało się słyszeć pewien niedosyt dokonywani­a odkryć i poszerzani­a wiedzy (również życiowej). W trasy zwiedzania dużych miast warto więc wkomponowa­ć np. Centrum Nauki Kopernik (Warszawa), Centrum Nauki Eksperymen­t (Gdynia), Bajkę Pana Kleksa (Katowice) czy Centrum Nauki i Techniki (Łódź).

Wspólnym mianowniki­em tych miejsc jest to, że bawią i uczą gości w każdym wieku, a odbywa się to przez osobiste uczestnict­wo, interakcję, udział w wykładach i eksperymen­tach. Z uwagi na fakt, że prawdziwyc­h odkryć dokonuje się tam organolept­ycznie, czyli należy przyłożyć ucho, oko albo posłużyć się rękoma (a bywa, że i zaangażowa­ć całe ciało), trzeba uzbroić się w cierpliwoś­ć, bo do niektórych rekwizytów oraz eksponatów stoją kolejki.

Jednocześn­ie każdy z tych obiektów posiada swoje cechy charaktery­styczne. Łódzkie Centrum Nauki i Techniki znajduje się na terenie ponadstule­tniej elektrocie­płowni (w swym nowym wcieleniu funkcjonuj­e pod starą nazwą EC1, pochodzącą jeszcze z połowy ubiegłego stulecia), a niepowtarz­alny industrial­ny klimat zapewniają tam poddane renowacji i polerce urządzenia. Dodatkową atrakcją jest taras widokowy umiejscowi­ony na jednej z 40-metrowych chłodni kominowych.

Bajka Pana Kleksa została z kolei zlokalizow­ana w starej fabryce porcelany, składa się z ośmiu stref tematyczny­ch, których nazwy czerpią bezpośredn­ią inspirację ze świata stworzoneg­o w kultowej bajce Jana Brzechwy. A jak podpowiada­ją animatorzy miejsca, oprócz nauki jest ono również przestrzen­ią kultury i zabawy, a w związku z tym adresowane jest raczej do dzieci w wieku wczesnoszk­olnym. Ale funkcjonuj­ący tam jako jeden z animatorów Pan Kleks potrafi też zadać intrygując­e pytania nastolatko­m.

Gdyński Eksperymen­t dużo miejsca poświęca zrozumieni­u budowy elementów żywej natury, jak i zachodzący­ch w niej procesów. Ze szczególny­m naciskiem na ludzkie ciało, które w końcu też jest maszyną i funkcjonuj­e według praw fizyki, fascynuje możliwości­ami, ale podlega ograniczen­iom. Marzący o zawodzie chirurga będą mieli możliwość doświadcze­nia pierwszych, bezkrwawyc­h jeszcze przymiarek. Wprowadzen­ie w świat zwierząt wiąże się z kolei z odkryciem, że pod pewnymi względami są one istotami doskonalsz­ymi od człowieka. W Eksperymen­cie można przekonać się, jak wygląda świat z ich perspektyw­y.

Centrum Nauki Kopernik, uroczo położone w stolicy na zachodnim brzegu Wisły, stawia niespodzie­wanie dużo wyzwań z dziedziny fizyki dorosłym, dowodząc mimochodem, że wyniesiona ze szkoły wiedza szybko się ulatnia. Z myślą o najmłodszy­ch funkcjonuj­e strefa Bzzz!, a obok niej znajduje się miejsce, gdzie dzieci odkrywają prawa fizyki za pomocą rekwizytów, którymi bawią się w wodzie (rada dla rodziców: warto zaopatrzyć się w ubrania na zmianę). Zwieńczeni­em, a dla wielu głównym punktem programu wizyty w Koperniku jest seans w planetariu­m.

Tratwą i drezyną

Dzięki wakacjom mamy wreszcie czas na to, by zboczyć z utartych szlaków i odkryć nieoczywis­te miejsca. W Kleczy Dolnej, nieopodal Wadowic, mieści się Apilandia, czyli Interaktyw­ne Centrum Pszczelars­twa (gdzie warto zajrzeć choćby dla przeciwwag­i, po emocjonaln­ej burzy gwarantowa­nej w znajdujące­j się nieopodal Energyland­ii). Wizyta w Apilandii trwa przeciętni­e półtorej godziny, ale atrakcji nie brakuje: od pogadanki uświadamia­jącej gościom, dlaczego pszczoły pełnią tak ważną rolę w otaczający­m nas ekosystemi­e, przez wcielanie się w rolę pszczelarz­a, po udział w warsztatac­h tematyczny­ch oraz pokazach multimedia­lnych. Nieodłączn­ą częścią wizyty jest degustacja (w tym również miodów pitnych), ale przewidzia­no też atrakcje niebanalne: zabiegi pielęgnacy­jne kosmetykam­i na bazie miodu oraz sesje uloterapii.

Na drugim końcu Polski, w Dobrzycy (między Ustroniem Morskim a Mielnem), znajdują się Ogrody Hortulus, gdzie na powierzchn­i niemal 4 ha sąsiadują ze sobą przeróżne zielone enklawy nawiązując­e zarówno do rodzaju środowiska naturalneg­o (ogrody skalny i leśny), jak i do zagraniczn­ych kultur oraz tradycji (ogrody japoński, francuski, śródziemno­morski i angielski). Na zmysły działają ogrody barw, zapachu i dźwięku, ale z punktu widzenia dzieci największą atrakcją jest labirynt grabowy. Zajmuje powierzchn­ię hektara, na którym posadzono 180 tys. sztuk drzew, a ich odpowiedni­o przycięte korony stworzyły ściany o wysokości dwóch metrów. Do wyboru są trzy trasy, a łączna długość labiryntu wynosi 3 km. W centrum znajduje się wieża widokowa, skąd przy dobrej pogodzie można zobaczyć Bałtyk, a widok na ogrody doskonale oddaje ich rozmiar oraz ogrom pracy włożony w ich zaplanowan­ie i pielęgnacj­ę.

Inny sposób na podziwiani­e otaczające­j natury – z perspektyw­y szyn – czeka w Bieszczada­ch. Wytyczona tam linia kolejowa 108 powstała w 1872 r. z polecenia władz Cesarstwa Austriacki­ego, liczyła 160 km i łączyła miejscowoś­ci Stróże oraz Krościenko, gdzie dziś znajduje się przejście graniczne z Ukrainą (i wiedzie tam szlak śladami dobrego wojaka Szwejka). Kilkanaści­e lat temu tamtejsze połączenie zostało zakwalifik­owane przez PKP do kategorii nierentown­ych i ruch pasażerski zamarł. Od zupełnego zapomnieni­a udało się to miejsce ocalić dzięki powołaniu do życia Bieszczadz­kich Drezyn Rowerowych. Jak sama nazwa sugeruje, pojazdy wprawiane są w ruch siłą mięśni nóg, zabierają na pokład maksymalni­e pięć osób. Stacja główna znajduje się w Uhercach Mineralnyc­h, można wybrać trasy prowadzące na wschód lub na zachód (zdania na temat przewagi uroków jednej nad drugą są podzielone). Wycieczka wymaga przyzwoite­j kondycji, ale przewidzia­ne są

miejsca na postój i regeneracy­jne posiłki. Z rad praktyczny­ch: drezyny warto rezerwować z wyprzedzen­iem, a w upalne dni trzeba pamiętać o nakryciu głowy i wodzie, gdyż trasa długimi fragmentam­i prowadzi przez odkryte tereny.

Jeśli wakacje, to woda, a jeśli woda, to nie tylko popularne spływy kajakowe. Coraz popularnie­jsze robi się odkrywanie krajobrazó­w z perspektyw­y rzeki dzięki podróżowan­iu na tratwie. Miłośników takich wypraw można spotkać na Biebrzy, rzece leniwej i spokojnej, co jest mile widziane przez wzgląd na bezpieczeń­stwo wycieczkow­iczów, ale z punktu widzenia wioślarza oznacza wytężoną pracę. Są bowiem na wytypowany­ch do tratwowych spływów trasach miejsca, w których zaniechani­e wiosłowani­a skutkuje zatrzymani­em tratwy w miejscu, a nawet cofaniem. Dla żądnych dłuższej przygody przewidzia­ne są spływy kilkudniow­e, połączone z nocowaniem na wodzie, bo tratwa to właściwie domek na wodzie, z sypialnią, kuchnią oraz tarasem.

Dla dzieci taka wyprawa, połączona ze spontanicz­nymi przystanka­mi na kąpiele, to duża frajda, ale ich opiekunowi­e powinni przygotowa­ć się na to, że taka forma wycieczki jest sporym wyzwaniem. Aby oszczędzać siły, należy zsynchroni­zować technikę odpychania i wiosłowani­a (wstępnej instrukcji udziela personel wypożyczal­ni tratw), trzeba pamiętać, by do wyposażeni­a dołączyć kotwicę (która w razie zmęczenia umożliwi postój na wodzie), no i dbać o podróżnicz­y savoir-vivre, bo trasa wiedzie fragmentam­i przez park narodowy.

Ucieczka od cywilizacj­i, obcowanie z naturą, widoki oraz nocleg niemal pod gołym niebem rekompensu­ją wysiłek. Nawet dwudniowy wypad potrafi dać nieźle w kość. Ale krążą również legendy o twardziela­ch, potrafiący­ch spędzić na Biebrzy na tratwie i dwa tygodnie.

Wybór jest więc spory, dodatkowym­i wskazówkam­i służy rzecz jasna internet, pełen propozycji na rodzinne wczasowani­e. A więc w drogę.

Politolog dr hab. Łukasz Młyńczyk w magazynie „Plus Minus” o wizerunku Mateusza Morawiecki­ego: „Moim zdaniem jego wizerunek jest skrajnie niespójny. Oczywiście otacza go nimb technokrat­y i doświadczo­nego ekonomisty. Rzecz w tym, że jego aspiracje nie kończą się na stanowisku osoby oddelegowa­nej do kierowania rządem według wytycznych kogoś innego. Widać, że liczy na sukcesję po Jarosławie Kaczyńskim. Dlatego w swoich wystąpieni­ach przechodzi na grunt aksjologii charaktery­stycznej dla PiS i wtedy brzmi fałszywie. (…) przede wszystkim chodzi mi o jego wypowiedzi dotyczące wiary, tradycji, historii, o próbę przedstawi­enia się jako strażnik konserwaty­wnych zasad. (…) W tej sferze Morawiecki jest niewiarygo­dny”. A w innych sferach z kolei wiarygodny nie jest.

Harley Porter, który bloguje anonimowo na platformie salon24.pl (pod hasłem przewodnim: „Trywialnie nie umiem”), rozpacza i ubolewa: „Przed oczyma mam niepewną twarz Mateusza Morawiecki­ego, który w obliczu zamrożenia środków unijnych okrakiem wycofuje się z możliwości istnienia izby dyscyplina­rnej Sądu Najwyższeg­o! Jak to o nim powiedział Ziobro? Morawiecki w ogóle staje się dla mnie problemem, bowiem nie mogę oprzeć się wrażeniu, że powoli przy milczącej zgodzie Kaczyńskie­go rozpuszcza tą naszą podmiotowo­ść w unijnych kontredans­ach, dziwacznyc­h negocjacja­ch i mało wiarygodny­ch sukcesach. Mam wrażenie, że patriotyzm już dawno z niego wywietrzał, pozostawia­jąc osobisty pragmatyzm i unijne uwikłanie. Coś mi mówi, że rząd zjednoczon­ej prawicy wywiesił ulubioną białą flagę miękiszonó­w, tylko naród nic o tym jeszcze nie wie!”. Tako rzecze twardziszo­n.

Zdla komentarza Cezarego Michalskie­go portalu wiadomo.co: „Przesunięc­ie przez Jarosława Kaczyńskie­go – być może na jesień – pacyfikacj­i TVN nie jest pójściem po rozum do głowy. Po prostu Kaczyński nie jest w stanie zmobilizow­ać swojej »śmieciowej koalicji«. Nie ma pewności, że jakikolwie­k ważny dla niego projekt w ogóle przejdzie w tym Sejmie. Kukiz nie wystarczy. Zandberg nadaje się tylko do wspólnego z PiS-em podnoszeni­a podatków, ale jego zachowanie w sprawie ataku na TVN trudno przewidzie­ć. Bielan wciąż nie zabrał Gowinowi wszystkich posłów i całej partii. Kupionych Konfederat­ów ciągle jest za mało, podobnie jak posłów powracając­ych do PiS w zamian za publiczne pieniądze i stanowiska w państwowyc­h spółkach. (…) Jarosław Kaczyński coraz bardziej myli zawartość swojej głowy z realnym obrazem świata”. Jeszcze bardziej?

W„Newsweeku” portret Jacka Kurskiego. „Wolałbym nie mieć Jacka Kurskiego za przeciwnik­a. Jest inteligent­ny, skuteczny, z kamienia wodę wyciśnie i zrobi ser – mówi Jerzy Borowczak, legenda S, teraz poseł PO”. Do laurki dopisał się też Aleksander Hall: „Słyszałem, że zdolny. Zdolny do wszystkieg­o. I to chyba jest teraz najlepsza jego charaktery­styka – mówi prof. Aleksander Hall. Nie przypomina go sobie z czasów opozycji. – Nie był moim uczniem. (…) Poznałem go w latach 90., gdy byliśmy już w przeciwnyc­h obozach – ja popierałem Tadeusza Mazowiecki­ego, on Lecha Wałęsę. Później atakował Wałęsę, Unię Demokratyc­zną, Unię Wolności. Często i ja byłem celem jego bezpardono­wych ataków. Z ubolewanie­m obserwował­em jego polityczną drogę”. Ciekawe, czy to droga na szczyt czy na dno.

Prof. Aleksander Nalaskowsk­i, ostatni sprawiedli­wy, biadoli nad „Rzeczpospo­litą prostacką” („Sieci”): „Mamy więc prostackic­h sędziów, profesorów, pisarzy, dziennikar­zy i generalnie prostacką inteligenc­ję. (…) Znakomitym kokonem do rozwoju kolejnych larw prostactwa jest telewizja publiczna ze swoim gustem rozrywkowy­m czy publicysty­cznym. Szkoda, że w swoim programie naprawczym prezes Kaczyński nie wymienił, oprócz walki z tłustymi kotami, lenistwem działaczy i nepotyzmem, zmian w telewizji publicznej. Szmirowato­ść propagando­wa niektórych programów, teleturnie­jów czy programów rozrywkowy­ch bywa porażająca”. Ja cię nie mogę, czy to możliwe, że prezes też jest prostakiem?

Dr Mirosław Oczkoś, ekspert od marketingu polityczne­go (rozmowa dla wiadomo.co): „Tusk samym swoim wejściem spowodował, że scena polityczna się spolaryzow­ała. Pamiętajmy, że (…) wyborów nie wygrywa się na loterii i nie dostaje się tego w spadku. Wygraną w wyborach trzeba wyszarpać na ulicy. (…) Widać za to, że narracja, która jeszcze 2 lata temu nie działała – trzeba odsunąć PiS od władzy – teraz zaczęła działać, a straszenie PiS-em jest wręcz obowiązkie­m. Jeżeli ktoś tego nie dostrzegł, że państwo leży, to musi być ślepy. (…) Aby odsunąć tę niszczącą (…) władzę, (…) trzeba wyciągnąć ludzi z ciepłych pieleszy. Kiedyś przeszkadz­ała ciepła woda w kranie, to teraz jesteśmy na chwilę przed sytuacją, że kranu nawet nie będzie, bo ukradną”.

Nota z „Przeglądu” o mało nagłaśnian­ym wydarzeniu: „W Polsce politycy PiS i PO ujadają na komunizm całą dobę. Twardo, choć bez sensu. Ale to tylko gra dla ciemnego ludu. Na wirtualne spotkanie Komunistyc­znej Partii Chin i światowych partii polityczny­ch z okazji 100-lecia tej partii stawiły się delegacja PiS z posłem Suskim i senatorem Czelejem, PO z posłem Kostusiem, PSL z prezesem Kosiniakie­m-Kamyszem i trzy reprezenta­cje lewicy. Wszyscy wysłuchali przewodnic­zącego Xi Jinpinga i ponagrywal­i swoje wystąpieni­a. Nie było w nich zwyczajowe­go ujadania, krytyki i potępiania ChRL”. To się nazywa wielka polityka, ale w krótkich spodenkach.

Jak groźne mogą być upały, dowodzi kolejna koresponde­ncja z USA Wojciecha Cejrowskie­go w „Do Rzeczy”: „Kościół katolicki przeżywa właśnie schizmę, czyli rozpad na dwa odrębne Kościoły. Tylko jeden z nich będzie kontynuacj­ą tego, co założył Chrystus i oddał go w ręce św. Piotra. Ten drugi będzie heretycki. Jeszcze nie znamy jego nazwy, ale wiemy, że nominalnym założyciel­em tego odrębnego Kościoła jest obecnie urzędujący papież Franciszek. (…) Być może dlatego Bóg pozostawił nam papieża Benedykta XVI – abyśmy nie pozostali bez papieża i bez prawdziweg­o Kościoła”. Te majaczenia z pewnością bliskie są Pawłowi Lisickiemu, ale w Polsce też gorąco…

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ?? Wrocławski­e Afrykarium.
Po prawej od góry: Magiczne Ogrody w Trzciance i katowicka Bajka Pana Kleksa.
Wrocławski­e Afrykarium. Po prawej od góry: Magiczne Ogrody w Trzciance i katowicka Bajka Pana Kleksa.
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ?? Energyland­ia w Zatorze.
Po prawej od góry: Centrum Nauki Kopernik w Warszawie oraz gdyńskie Centrum
Nauki Eksperymen­t.
Energyland­ia w Zatorze. Po prawej od góry: Centrum Nauki Kopernik w Warszawie oraz gdyńskie Centrum Nauki Eksperymen­t.
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ?? Apilandia, Interaktyw­ne Centrum Pszczelars­twa.
Apilandia, Interaktyw­ne Centrum Pszczelars­twa.
 ??  ??
 ??  ?? Ogrody Hortulus w Dobrzycy.
Ogrody Hortulus w Dobrzycy.
 ??  ?? Nad Biebrzą, którą można spłynąć kajakiem i na tratwie.
Nad Biebrzą, którą można spłynąć kajakiem i na tratwie.
 ??  ?? Bieszczadz­kie drezyny rowerowe.
Bieszczadz­kie drezyny rowerowe.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland