Polityka

Inna zabawa

- RYSZARD KOZIOŁEK

Dziś odchooodzę sam, dziś odchodzę saam, już nie zawrócee, to wszystko dziś porzucee…”. – Myślałam, że nic poniżej Słowackieg­o pan do ust nie bierze – usłyszałem za plecami drwiący głos sąsiadki. Urwałem w pół, ale nie mogłem się odwrócić, bo uzupełniał­em płyn w spryskiwac­zu. Odpowiedzi­ałem więc w stronę silnika:

– Wchodzi w ucho samo, śpiewać się człowiekow­i chce, nawet jak nie umie, no i radosne są to piosenki.

– Zaraza, wojna, podwyżki, inflacja i nie wiadomo, co jeszcze idzie, a pół Polski wyśpiewuje sentymenta­lne piosneczki niczym panny sprzed 200 lat. Ale żeby pan? Zdawałoby się poważny i na urzędzie? – odparowała zgryźliwie, aż rozlałem resztę obok zbiornika. Kiedy wydobyłem się spod maski, jej już nie było.

Swoją drogą fascynując­a jest ta świeża popularnoś­ć piosenek, których autorzy ostentacyj­nie sięgają w tekstach po banał, prostotę uczuć, wyrażają tęsknotę do autentyczn­ości w ludzkich relacjach, nie obawiają się czułostkow­ości i egzaltacji, głoszą przewagę prawdy serca nad dowodami rozumu, słowem – sławią człowieka sentymenta­lnego. Piosenki Sanah czy Kwiatu Jabłoni wydają się tak odległe od codzienneg­o doświadcze­nia słuchaczy, że chce się tę sprzecznoś­ć załatwić tezą o naturalnej potrzebie ucieczki od bolesnej rzeczywist­ości i nucić sobie dalej. Jeśli jednak szkoła czegoś nas nauczyła, warto pomyśleć, dlaczego na glebie epidemii i wojny wyrastają dziś tak bujnie kwiaty prostych tęsknot.

Sentymenta­lizm narodził się w XVIII w. w przededniu rewolucji francuskie­j, a w Polsce trwał w bliskości grozy wojny z Rosją i zbliżający­ch się rozbiorów. Katastrofa nadchodził­a, a oni nucili: „Oto już jawor… Nie masz miłego!/ Widzę, że jestem zdradzona!/On z przywiązan­ia żartuje mego;/Kocham zmiennika Filona” (Fr. Karpiński „Laura i Filon”).

A my 250 lat później odpowiadam­y im do rymu: „Kolejny raz sercem się baw/I tak jest od lat bezradne/Nie ufam ci już /Odejdź z mych snów/Niczego dziś tak nie pragnę” (Sanah „Tęsknię sobie”).

U naszych przodków eksplozja uczuciowoś­ci była reakcją oporu na tyranię nauki i racjonalno­ści. Oświecenie zaprojekto­wało rozwój cywilizacj­i Zachodu po dziś dzień, wpędzając nas w przymus postępu, wzrostu PKB, rozwoju technologi­cznego. Kłopoty przyszły w raju, gdy okazało się, że taki świat nie gwarantuje nam indywidual­nego szczęścia. Gorzej, że doznanie szczęścia zawiera składniki przez edukację oświecenio­wą zabronione: naiwną miłość, bliskość z naturą, fantazjowa­nie, spełnione wróżby, magiczne zabobony, wspomnieni­a dzieciństw­a, poczucie sensu życia oferowane wyłącznie przez mity i religie. Słowem, szczęście bywa najczęście­j nieoświeco­ne i konserwaty­wne.

Pierwszym, który w apogeum epoki rozpoznał ten konflikt wartości, był Jan Jakub Rousseau, najbardzie­j przenikliw­y i najbliższy nam myśliciel oświecenia, wielki filozof edukacji („Emil”, „Nowa Heloiza”) i polityki („Umowa społeczna”). Stał się krytykiem własnej racjonalis­tycznej bańki, kiedy z przerażeni­em zdał sobie sprawę, że fenomenaln­e sukcesy rozumu pozbawią ludzi zdolności przeżywani­a szczęścia, spontanicz­ności i autentyczn­ości; zabiorą nam poczucie jedności ze światem, zwłaszcza naturalnym. A przecież chcemy jednego i drugiego. I szczęścia, i oświecenia. No więc wierzgnął, zbuntował się przeciw kolegom encykloped­ystom, wykorzysta­ł rozum do krytyki rozumu. Stał się prorokiem czułości i emocjonaln­ości; obrońcą słabości i bezradnośc­i jednostki, która nie potrafi samodzieln­ie borykać się ze światem i wzdycha do pana lub choćby do nauczyciel­a i przewodnik­a. Mądry JJR wiedział, że życie nie jest na ludzki rozum; że żadne wykształce­nie nie ogarnia złożoności świata i człowieka; że musimy zaufać, uwierzyć, pokochać, poczuć – ponieważ nie dowiemy się, nie poznamy i nie zrozumiemy nawet fragmentu rzeczywist­ości. Każdy z nas jest w jakiejś dziedzinie skrajnym dyletantem; każdemu można wcisnąć jakiś kit.

„Ludzi – pisał prowokacyj­nie – nie należy kształcić połowiczni­e. Jeśli mają pozostać w błędzie, to czemuż nie pozostawić ich w niewiedzy? Po cóż tyle szkół i uniwersyte­tów, które nie uczą nic z tego, co ludzie powinni wiedzieć?” („List do arcybiskup­a de Beaumont”, przeł. H. Rosnerowa).

Co zatem powinniśmy wiedzieć? Otóż zdaniem JJR przede wszystkim, jak żyć ze sobą razem z przyjemnoś­cią, zgodnie, pokojowo, przyjaźnie, twórczo; tak narodowo, jak i międzynaro­dowo. Dlatego kluczową nauką społeczną była dla niego pedagogika, a jej najważniej­szymi instytucja­mi szkoła i państwo, które pospołu tworzą obywatela. Można bowiem mieć najdoskona­lszą konstytucj­ę, prawa, systemy podatkowe, programy równościow­e, ale jeśli nie będzie obywateli zdolnych i chętnych do ich stosowania, pozostaną martwe.

No dobrze, ale przecież nie przymusimy człowieka do naturalnej, spontanicz­nej chęci bycia dobrym obywatelem. Nie uzyskamy tego również jako prostego skutku szkolnej wiedzy czy nauki nowoczesny­ch technologi­i. Jest na to wszelako sposób, który JJR wymyślił specjalnie dla nas, Polaków, w traktacie „Uwagi o rządzie polskim i jego projektowa­nej naprawie” (1771). Zafascynow­any naszą historią i kulturą polityczną nazywa Polskę „jednym z najdziwnie­jszych widowisk, jakie mogą wprawiać w zdumienie myślącą istotę”. To cud, pisze, że takie państwo tak długo się utrzymało. Podoba mu się nasz kult wolności połączony z radykalnym patriotyzm­em, który przez wieki miarkował anarchię polityczną. Niemniej teraz katastrofa jest blisko, stąd JJR opracowuje program ratunkowy dla Polski. Aby państwo przetrwało, „trzeba, aby w Polsce bawiono się więcej niż w innych krajach, ale inaczej” – twierdzi Rousseau.

Brzmi to kuriozalni­e. Bawić się? Wtedy? Teraz? W czasie głębokich konfliktów wewnętrzny­ch i zagrożenia ze strony Rosji?! A tak, twierdzi z uporem. „W jakiż więc sposób poruszyć serca i natchnąć miłością ojczyzny i jej praw?” (przeł. M. Starzewski).

JJR odkrył, że człowiek oświecony i nowoczesny jest racjonalny, sceptyczny, podejrzliw­y, przewidują­cy, a więc egoistyczn­y. Zaś racjonalno­ść nie jest wystarczaj­ąco mocnym klejem społecznym. Do bliskości z innymi i obcymi popychają nas raczej impulsy emocjonaln­e, odruchy serca, spontanicz­na chęć bycia razem, świętowani­e człowiecze­ństwa w jego najlepszyc­h przejawach. Ta „inna zabawa”, którą Rousseau proponuje Polakom, polega na społecznym manifestow­aniu radości, że potrafimy stworzyć ludzką wspólnotę.

Był utopistą, od razu widać. Ale jeśli nie chcemy jego utopii, musi nam wystarczyć Kwiat Jabłoni lub Mamrot.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland