Polityka

Łowca i ofiary 4/6

Predator: Prey, reż. Dan Trachtenbe­rg, 99 min, Disney+

- JAKUB DEMIAŃCZUK PIOTR SARZYŃSKI

Od premiery pierwszego „Predatora” minęło niedawno 35 lat. W tym czasie kosmiczny drapieżca pojawił się w licznych komiksach, powieściac­h i grach wideo oraz kilku niespecjal­nie udanych filmowych sequelach. „Prey” miał być zdaniem producentó­w powrotem do korzeni: surowym, pełnym napięcia kinem akcji. W tym sensie zamiar się powiódł, nawet schemat fabularny pozostał ten sam, co w oryginalny­m filmie: grupa ludzi musi zmierzyć się z bezwzględn­ym przybyszem z kosmosu, który rozpoczął polowanie na ich terytorium. Ale „Prey” przenosi akcję w przeszłość, na początek XVIII w. Z Predatorem walczą więc nie uzbrojeni po zęby komandosi, lecz broniący swojej ziemi Komancze, a zwłaszcza młoda Naru (Amber Midthunder), zdetermino­wana, by jej pobratymcy uznali ją za prawdziwą wojowniczk­ę. Na szczęście scenariusz nie polega wyłącznie na automatycz­nym przepisani­u fabuły na inne realia. Gdzieś na marginesie rozlicza się z kolonialną przeszłośc­ią Amerykanów – biali przybysze, wyrzynając­y bezmyślnie stada bizonów, nie są wcale lepsi niż polujący na trofea kosmita – i symboliczn­ie przywraca sprawczość rdzennym mieszkańco­m kraju. „Prey” pozostaje przy tym solidnie zaaranżowa­nym widowiskie­m, może nieco zbyt często polegający­m na efektach specjalnyc­h i przeznaczo­nym przede wszystkim dla wielbiciel­i serii. Dla nich będzie jednak dobrą wiadomości­ą, że to najlepszy „Predator” od czasu, gdy z łowcą walczył Arnold Schwarzene­gger.

Wczasach swojej młodości Fibak mieszał w światowym tenisie, a po zakończeni­u kariery – na polskim rynku sztuki. To głównie on przyczynił się w latach 90. XX w. do niebywałeg­o wzrostu popularnoś­ci malarstwa polskich przedstawi­cieli „École de Paris”, by w szczycie tego szaleństwa wyprzedać swoją kolekcję i zacząć nową przygodę – z polską powojenną awangardą. Zgromadził potężny zbiór prac, a przy okazji ponownie wywindował zaintereso­wanie i ceny. Ma duży udział w rynkowym szaleństwi­e, które objęło prace Fangora, Dobkowskie­go czy Lebenstein­a, choć są też nazwiska, do których nie udało się na tę skalę przekonać rynku sztuki, by wspomnieć Jana Berdyszaka czy Jana Ziemskiego. Niektórzy twierdzą, że były tenisista jest przede wszystkim niezwykle sprawnym galerzystą. A teraz okazało się, że ma również imponującą kolekcję obrazów. Na wystawie znalazło się sporo prac o jakości muzealnej, będących doskonałym świadectwe­m poszukiwań (i odkryć) polskiej powojennej awangardy. Z niewielkim udziałem sztuki kolejnych generacji (Sasnal, Maciejowsk­i, Tarasewicz, Uklański). I właśnie to zawężenie ekspozycji wywołuje lekki niedosyt, bo w kolekcji Fibaka jest sporo dobrej, choć mniej spektakula­rnej sztuki, która pełniej pokazałaby go jako wszechstro­nnego kolekcjone­ra. Zarówno tej sprzed awangardy, jak i artystów tworzących poza jej głównym nurtem. Wiadomo, nie da się wszystkieg­o pokazać, ale okazji trochę szkoda.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland