Western i gender 4/6
WAnna North, Banitka, przeł. Olga Dziedzic, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2022, s. 272
Stanach Zjednoczonych pączkuje od paru lat trend umieszczania kobiet w samym centrum westernu, a nie, jak to do niedawna zazwyczaj wyglądało, w drugoplanowych rolach rekwizytów, dam w opałach albo wybranek serca. Ale sama rzeczywistość tradycyjnie rzadko im sprzyja. Rolą kobiet w Fairchild z powieści Anny North jest wić potomstwo. Ada, córka miejscowej położnej, mimo dobrych chęci i starań, nie może zajść w ciążę. Ani cudzołóstwo nie pomaga, ani wstawiennictwo Dzieciątka Jezus. Bohaterka asystowała przy porodach i ma je w małym palcu, ale przyczyny niepłodności to dla niej nadal wielka zagadka. A bezdzietnym, które wini się za wszelkie nieszczęścia z poronieniami i epidemią różyczki włącznie, grozi infamia i stos. Ada wybiera pozornie tylko lżejszy los banitki, ale zanim dołączy do słynnej bandy rozbójników i podobnych sobie wyrzutków z Hole-in-the-Wall, trafia jeszcze do klasztoru (trudno odegnać skojarzenia ze znakomitą „Wyspą kobiet” Lauren Groff). Wspaniała jest tu zwłaszcza rezolutność kobiet. Gdyby „Opowieść podręcznej” działa się dwa wieki wcześniej, pewnie tak by właśnie wyglądała, choć nastrój u Anny North jest inny, przygodowy, dowcipny, czerpie w końcu z westernu. A tak odmalowany Dziki Zachód jest pełniejszy, bo są w nim brakujące ogniwa. Nie tylko kobiety, także czarni, w klasycznych westernach też zwykle usuwani w cień. I osoby niebinarne. Jak widać, nowa fala amerykańskich powieści nie tylko rozbraja klasyczny gatunek, przy okazji go nieco ośmieszając, ale i tworzy go dla siebie od zera. A już Anna North szczególnie, bo bawi się przy okazji wyobrażeniami o płci i genderze. I, o zgrozo, robi to bez nabzdyczenia.