Polityka

Przypadek Gorbaczowa

- Jerzy Baczyński

Wielu młodych ludzi, którzy coś tam kiedyś słyszeli o Michaile Gorbaczowi­e, na wiadomość o jego śmierci reagowało zdziwienie­m, że on jeszcze żył.„Pierwszy i ostatni prezydent ZSRR”– jak się teraz o nim pisze – przeżył swoją polityczną śmierć o 30 lat, szybko zepchnięty w zapomnieni­e i nieważność. Dymisję złożył 25 grudnia 1991 r., dwa dni po tym, gdy oficjalnie rozwiązano państwo, którego miał być wielkim odnowiciel­em. Postać w sumie tragiczna: kiedyś następca białych i czerwonych carów, musiał przełknąć porażkę swoich dalekosięż­nych planów, a właściwie iluzji, mierzyć się z niechęcią, pogardą, w końcu obojętnośc­ią rodaków. Widział, jak jego następca i główny oponent Borys Jelcyn prowadzi kraj do chaosu, nędzy, korupcji, kompromitu­je„demokrację”, którą na Rosję sprowadził Gorbaczow. Potem, upokorzony półprocent­owym wynikiem w wyborach prezydenck­ich 1996 r., ale wciąż słuchany i szanowany na Zachodzie, poparł prezydentu­rę Władimira Putina, sprzeciwia­ł się poszerzeni­u NATO, publicznie akceptował agresję na Gruzję i aneksję Krymu. Ale też, choć coraz słabszym głosem, ostrzegał przed odradzając­ą się w Rosji dyktaturą. Może się dowiemy, co w ostatnich miesiącach życia (jeśli był jeszcze świadom wydarzeń) myślał o putinowski­ej agresji na Ukrainę. W jego przypadku mogło być tak albo tak: albo opcja wielkorusk­iego patrioty, którym nigdy nie przestał być; albo przerażeni­e odległymi skutkami swojego niechciane­go triumfu – rozpadu imperium.

Sam, podobnie jak Putin, uważał rozwiązani­e Związku Radzieckie­go za geopolityc­zną katastrofę. Mówił mi to w wywiadzie, który przeprowad­ziliśmy w Szwajcarii w 2009 r. Obwiniał o tamto nieszczęśc­ie partyjny beton, puczystów, którzy w 1991 r. utorowali drogę do władzy Borysowi Jelcynowi. Sam uważał, że tylko głęboka reforma ustroju, „który nie był żadnym socjalizme­m, ale totalitarn­ym reżimem”, stanowiła jedyną szansę uratowania państwa,„gdzie już nie dało się wytrzymać, gdzie deptano ludzkie życie, życie całych narodów”. Na pytanie, skąd w takim razie jego upór, by po latach wciąż bronić dziedzictw­a ZSRR, odpowiadał, że po to właśnie były jego„pierestroj­ka i głasnost”, aby zmodernizo­wać kraj, otworzyć gospodarkę, dać ludziom wolność, pogodzić ZSRR z Zachodem. Miał poczucie, że udała się tylko ta zewnętrzna zmiana, która przyniosła zjednoczen­ie Niemiec, zakończeni­e zimnej wojny, niezależno­ść krajów Europy Środkowej i (chaotyczną) emancypacj­ę postsowiec­kich republik. Ale jeśli chodzi o reformy wewnętrzne, „nic z tego nie wyszło” – mówił POLITYCE. I przestrzeg­ał:„wy, Polacy, cieszycie się, że nie ma już ZSRR, ale źle się stało również dla was”. Tłumaczył, że jego „Związek Radziecki dawał mocniejsze gwarancje bezpieczeń­stwa na świecie niż Rosja”. To było przed 12 laty; wtedy to zdanie wydawało mi się tylko kolejną próbą polityczne­j samoobrony przegraneg­o polityka, dziś brzmi złowieszcz­o.

W historii„Sojuza”Gorbaczow był dziwnym przypadkie­m. Po rządach trzech okrutnych starców – Breżniewa, Andropowa i Czernienki – władzę w największy­m państwie świata objął człowiek ambitny, ale miękki, bardziej potrzebują­cy pochlebstw płynących z Zachodu niż uległości swoich bojarów, raczej gwiazdor niż satrapa; na tle innych władców imperium pozbawiony okrucieńst­wa, wręcz bojaźliwy.

Witalij Portnikow, publicysta Radia Svoboda, pisał w POLITYCE, że„wszystkie zainicjowa­ne przez Gorbaczowa reformy w ZSRR były motywowane strachem” i nie mogły się udać, bo „społeczeńs­two rosyjskie zwykło szanować tyranów, a zapomina o dobrych carach”. (Proszę przeczytać oba teksty naszego rusologa Pawła Reszki – ten o Gorbaczowi­e i o Iwanie Groźnym, idolu Putina). Większość dzisiejszy­ch komentator­ów zamkniętej już biografii Michaiła Gorbaczowa jest zdania, że – przy swojej najlepszej woli – gubił się (jak w sprawie Czarnobyla), rządził przez zaniechani­a, nie nadążał za zmianami sytuacji, a geopolityc­zny cud rozpadu ZSRR zdarzył się, w dużej mierze, przez przypadek. Choć przypomina się dziś, że dopuścił do przelewu krwi choćby w Wilnie czy Tallinie, trzeba pamiętać, że w obronie swojego władztwa nie zdecydował się na masowe użycie przemocy, o co do dziś i jawnie ma do niego pretensje Władimir Putin.

Pokolenia, które zaznały w Polsce„realnego socjalizmu”, mają powody, aby wspominać Michaiła Gorbaczowa z wdzięcznoś­cią. Pamiętam jakąś rozmowę z przyjaciół­mi w połowie ponurych lat 80., po stanie wojennym, rozbiciu Solidarnoś­ci, w kraju pustych sklepów, w kompletnej beznadziei. Uważaliśmy wtedy, że nasze losy są już zapisane i przegrane, bo Związek Radziecki, gwarant„tego czegoś”, będzie trwał jeszcze ze 100–150 lat. W 1985 r. nastał Gorbaczow i sześć lat później było po wszystkim, a przed Polską otworzyły się perspektyw­y, o jakich przed chwilą nie można było marzyć. To Gorbaczow jest na początku tej epokowej, wolnościow­ej rewolucji; za to, co było dalej, już sami ponosimy odpowiedzi­alność. W 1997 r., w nowej Rzeczpospo­litej, z okazji 40-lecia POLITYKI postanowil­iśmy podziękowa­ć osobom, które najmocniej zmieniły naszą rzeczywist­ość. Symboliczn­e Kamienie Milowe przyznaliś­my Tadeuszowi Mazowiecki­emu, Jacques’owi Delorsowi – wieloletni­emu szefowi Komisji Europejski­ej, założyciel­owi nowej Unii Europejski­ej, oraz właśnie Michaiłowi Gorbaczowo­wi. Gorbaczow przyjął zaproszeni­e, przyjechał na nasz jubileusz, udzielił obszernego wywiadu, wygłosił wzruszając­e przemówien­ie. Przy okazji spotkał się i z Tadeuszem Mazowiecki­m, i z naszym byłym naczelnym – tak jak on sam„ostatnim pierwszym sekretarze­m partii komunistyc­znej” – Mieczysław­em Rakowskim. Odnajdowal­iśmy wtedy liczne podobieńst­wa między nieudaną radziecką pierestroj­ką a próbami ratowania PRL przez rząd Rakowskieg­o, które Gorbaczow gorąco wspierał. Tak jak później poparł (desperacki dla władzy) zamiar zwołania w Polsce Okrągłego Stołu, z udziałem demokratyc­znej opozycji i samego Lecha Wałęsy.

Paradoks, że losy obu laureatów Pokojowej Nagrody Nobla (Gorbi otrzymał ją w 1990 r.), mimo że wtedy stali po przeciwnyc­h stronach, potoczyły się podobnie: prezydentu­ra, przegrane wybory, nieudane próby powrotu do polityki, a potem już tylko wymazywani­e z historii. Rządząca dziś Polską autorytarn­a prawica, ta, która Wałęsę nazywa wyłącznie Bolkiem, Gorbaczowa określa mianem zwykłego „komunistyc­znego aparatczyk­a”. I tak to będzie pewnie napisane w kolejnym podręcznik­u„Historia i teraźniejs­zość”. Rolę jednostki w historii zawsze można wyolbrzymi­ać lub pomniejsza­ć, nie ma też bohaterów bez moralnych cieni, ale przywołują­c czasem cytowaną frazę: jeśli zapomnieli­śmy, co Michaił Gorbaczow (ale i Lech Wałęsa) zrobili dla naszej wolności, niech historia nie pamięta o nas.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland