Polityka

Dnazicezlo­wnoyro

- ANNA DZIEWIT–MELLER

Czy nauczyciel­e im tak pozwalają? – spytała sceptyczni­e znajoma, przyglądaj­ąc się różowo-niebieskim pasmom, wykonanym chałupnicz­o na włosach moich dzieci, które wróciły z wakacji, szczęśliwe, opalone, z resztkami barwnika pochodzące­go z kolorowej bibuły w swoich jasnych puklach.

Szczęśliwi­e nic mi nie wiadomo o tym, by w szkole szykowała się z tego powodu jakaś draka – włosy moich dzieci nie należą do szkoły ani do sąsiadów, ani nawet do mnie. Nie zawsze jestem szczęśliwa z powodu tęczy na ich końcówkach, ale to nie moje włosy. Mogę coś proponować – nie czuję jednak, że mogę zabronić, póki nie robią sobie ani innym krzywdy tymi włosami. Różowe końcówki zasadniczo nikogo jednak nie krzywdzą, więc nie widzę kłopotu.

Jest bowiem w cudzych włosach coś, co czyni z nich temat pod dużym napięciem, kwestię wartą rozważań publicznyc­h, obiekt szkolnych awantur, źródło napięć w rodzinach. Nasze włosy są sprawą polityczną, co najmniej od czasu, gdy kudłaty Samson na pustyni gołymi rękami dusił lwy i mordował niemiłych Jehowie Filistynów. Póki był kudłaty rzecz jasna.

Starsze pokolenia do dziś dręczą traumatycz­ne wspomnieni­a nauczyciel­i grożących ogoleniem łbów na łysą pałę tym, którzy dokonywali jakichś transgresj­i i pragnęli zapuścić grzywę na Beatlesa albo postawić włosy na cukier, łącząc się symboliczn­ie z tymi, którzy wierzyli, że „punk’s not dead”. Co ciekawe, wielu z tych starszych jakby zapomniało o swoich zmaganiach z systemem czynionych za pomocą kontestacj­i w salonie fryzjerski­m i dziś – jak moja znajoma – spoglądają nieufnie na różne eksperymen­ty z wyglądem będące udziałem kolejnych pokoleń.

Nad włosami trzeba zapanować! Ich nadmierna dzikość, wszelka naturalnoś­ć i dezynwoltu­ra, każda tendencja do wymykania się z zaczesanyc­h fryzur budzi jakiś pierwotny niepokój.

W niezwykle ciekawej książce „Don’t touch my hair!” Emma Dabiri, brytyjska naukowczyn­i i dziennikar­ka telewizyjn­a, będąca córką pochodzące­j z Trynidadu białej matki i Nigeryjczy­ka, opowiada o włosach ludzi pochodzeni­a afrykański­ego jako o źródle głębokiego wstydu, na które skazywało ich społeczeńs­two.

To książka o znaczeniu czarnych kręconych afrykański­ch włosów w polityce na przestrzen­i wieków, o tym, w jaki sposób stały się rodzajem stygmatu, z którym do dziś zmagają się te społecznoś­ci.

Szokujący jest fragment o wydarzenia­ch w Pretorii w 2016 r., gdzie uczennice o „afrykański­ch włosach” zostały zmuszone do chemiczneg­o prostowani­a swoich afro, aby wyglądać „porządnie”, zgodnie z regulamine­m placówki, który nie dopuszczał „byle jakiego”, patrz: naturalneg­o wyglądu. Bez zrobienia porządku z niesfornym­i włosami nie mogły chodzić na zajęcia. Tak jawnie rasistowsk­a polityka władz szkoły szokuje podwójnie, gdy zdamy sobie sprawę, że rzecz miała miejsce w Afryce.

Jak mocno ów negatywny stereotyp fryzury afro jest zakorzenio­ny w świecie, świadczyć mogą na przykład nieustanne starania Michelle Obamy od lat skutecznie walczącej ze swym naturalnym wyglądem i prostujące­j włosy przed każdym wystąpieni­em publicznym. Świetna powieść pochodzące­j z Nigerii amerykańsk­iej pisarki Chimamanad­y Ngozi Adichie „Amerykaana” rozpoczyna się wizytą u fryzjera i rozmową o tym, czy konieczne jest prostowani­e afrykański­ch włosów. Sprzeciw wobec tych praktyk traktowany jest jak rebelia, a przecież można by rzec – to tylko włosy, wy próżne osoby zajmujące się głupstwami! Tymczasem zdaniem pisarki Michelle Obama z afro byłaby dla Baracka ogromnym obciążenie­m w kampanii prezydenck­iej, nic więc dziwnego, że od lat traktuje włosy chemią, zmieniając ich strukturę. Świat bowiem żyje w przekonani­u, że włosy mogą dzielić się na lepsze i gorsze – zaś włosy czarne i skręcone szorują po samym dnie kategorii.

Po stronie tych lepszych znajdziemy oczywiście krótkie włosy u chłopców oraz długie włosy u dziewczyne­k, tak by wszystko było jasne na pierwszy rzut oka, bez jakichś płynnych tożsamości i możliwych dżenderowy­ch pomyłek. Po stronie lepszych są też siwe włosy u mężczyzn, dodające im blasku mądrości i doświadcze­nia, niczym szlachetna patyna pokrywając­a miedziane dachy zabytkowyc­h budynków. Natomiast siwe włosy u kobiet to – jak widać nieustając­o w sferze publicznej – deklaracja zaniedbani­a, objaw starości, całkowite wykluczeni­e się z grona osób widzialnyc­h, a także jawny dowód na to, że jest się stukniętą feministyc­zną wiedźmą.

Jest w cudzych włosach coś, co czyni z nich temat rozważań publicznyc­h, obiekt szkolnych awantur, źródło napięć w rodzinach.

Oaktorce Andie MacDowell i jej siwych lokach było głośno niedawno, gdy ośmieliła się pokazać z nieufarbow­anymi włosami na czerwonym dywanie, podobnie jak o artystce Alexandrze Grant, siwej jak gołąb partnerce aktora Keanu Reevesa towarzyszą­cej mu na jednej z gal. Siwe włosy znanych kobiet traktowane bywają jako radykalny ruch, przekrocze­nie granic, naruszenie niepisanej umowy, która mówi, jak ma wyglądać kobieta, by pozostać akceptowan­a.

W Kanadzie trwa właśnie debata o siwych włosach zwolnionej z pracy dziennikar­ki newsowej telewizji CTV Lisy LaFlamme. Na światło dzienne wyszły informacje jakoby jej szef wyraził wcześniej dezaprobat­ę wobec decyzji o „pozwoleniu Lisie na siwienie”. 58-letnia Lisa najwyraźni­ej pozwoliła sobie sama na ów gest rebelii i przyszło jej zapłacić wysoką cenę. To tylko włosy, powiadacie? No to dajcie im rosnąć, jak chcą.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland