Biała syrenka
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żył sobie duński mężczyzna, z twarzy trochę jakby podobny do Chopina, tyczkowaty z postury i o wejrzeniu melancholijnym. Syn szewca i niepiśmiennej praczki, odumarty szybko przez tego pierwszego, wychowany przez babkę, pracującą w ogrodzie przytułku dla chłopców, którego mieszkańcy dzielili się z nowym kolegą opowieściami ze swego smutnego życia. Czy to któryś z nich tchnął w młodzieńca wizję dziewczyny o rybim ogonie, co oddaje najpierw głos, a potem życie za miłość? Któż to wie. Ponoć inspiracja do stworzenia „Małej Syrenki” przyszła do Hansa Christiana Andersena z romansu Friedricha de la Motte Fougue „Undine” oraz „ Cudownej historii Meluzyny” Ludwiga Tiecka, ale – o czym pisze Joanna Wawryk w pracy „Rany ciała i duszy. O Andersenowskiej Małej Syrence i jej reinterpretacjach we współczesnych powieściach dla młodzieży” – to właśnie skonstruowana przez Hansa Christiana Andersena baśń na zawsze zmieniła obraz tego, jak postrzegana była w kulturze postać syreny. Do tej pory wszak bywała ona raczej stworzeniem groźnym i przerażającym, wyrastającym swym ogonem wprost z Odysei, gdzie jak pisał badacz symboli Eduardo Cirlot, jest „symbolem spaczonej i pociąganej przez cele niższe, przez najpierwotniejsze warstwy bytu”. Andersen poodwracał wektory – to nie syrena przeraża i zadaje cierpienie, lecz cierpi sama i to nie tyle w imię miłości, co pragnienia posiadania nieśmiertelnej duszy, której to obietnicę zresztą ostatecznie ofiaruje sam dobry Bóg, zmieniając ją w jedną z cór powietrza w zakończeniu smutnej baśni.
No a potem przyszedł Disney i zabrał sobie syrenkę do krainy interpretacji, z której – jak zaraz zobaczymy – wyjść trudniej, niż wyjść za mąż za jakiegokolwiek księcia. Dziś każde dziecko dobrze wie, i jest to wiedza mocno ugruntowana, że syrenka nazywa się Ariel, jest wesołą trzpiotką o pięknym jasnym głosie, ma rude falowane włosy, niebieskie oczy wielkie jak jelonek Bambi, nosi fikuśny biustonosz, ma przyjaciela kraba o imieniu Sebastian i wcale nie zamienia się w morską pianę, tylko żyje długo i szczęśliwie z ukochanym księciem, choć na jej dobro i szczęście dybie Urszula – pół kobieta, pół ośmiornica, postać naprawdę odrażająca w kontraście do subtelnej syrenki o złotym serduszku. Jest to jasne jak słońce, białe jak śnieg, nie będziemy o tym dyskutować, bo po co, skoro każdy wie, jak wygląda Mała Syrenka.
Tymczasem bastion dobrze ugruntowanych przekonań na temat wyglądu syren właśnie zadrżał w posadach – oto bowiem Disney wypuścił zwiastun nowej wersji baśni, gdzie w główną rolę wciela się czarna aktorka Halle Bailey. Świat oszalał – w ciągu kilku dni filmik otrzymał ponad 1,5 mln negatywnych reakcji. Jak to bowiem możliwe – grzmią oburzeni – że Mała Syrenka nie jest już białą rudowłosą panienką w staniczku! Przecież to skandal i pogwałcenie odwiecznych zasad kinematografii dla najmłodszych, które mówią, że osoby z rybim ogonem są białe i rude oraz seksowne. Pojawili się już chętni użytkownicy Twittera, którzy rozpoczęli pracę nad „wybielaniem” syrenki, tak że we wrzuconym do sieci poprawionym fragmencie, zamiast czarnej Halle Bailey, widać seksi kociaka z rudą burzą loków. Syrenka została naprawiona! Cywilizacja uratowana!
Zostawmy jednak na chwilę tych boleśnie poturbowanych przez popkulturę ludzi, którym zawalił się świat wyobrażeń o istotach z głębi morskiej piany i przyjrzyjmy się temu, co postać czarnej Małej Syrenki zmienia na innych polach. TikTok i Instagram bowiem dosłownie zostały zalane filmikami, na których małe czarne dziewczynki przeżywają głęboki pełen szczęścia i niedowierzania wstrząs na widok czarnej dziewczynki z rybim ogonem na ekranie. „Mamo! ona jest taka jak ja!”, „Mała syrenka ma moje włosy!”, „Wow, ma taką skórę jak ja!” – wołają dzieci. Jedna z mam, która uchwyciła ten moment, powiedziała dziennikarzom „New York Timesa”: „Widząc wiarygodne przedstawienie tego, co kochasz i co jest dla ciebie ważne, czujesz się w końcu włączona w całość”, a jedenastoletnia Madison dodała: „Myślę, że to jest naprawdę cool, nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego”. Dzieciaki były zdumione i szczęśliwe, aż zatykały sobie usta rękami, nie dowierzając temu, co widzą.
O święta Potęgo Kulturowej Reprezentacji! Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, co cię nigdy nie miał! Albo miał cię nie za dużo, tak w homeopatycznych dawkach. Jako mieszkanka kraju, w którym ulicę wciąż chętniej nazwie się Kwiatową albo Waflową, albo Kubusia Puchatka, a nie imieniem jakiejś kobiecej postaci, lokalnej działaczki, miejscowej bohaterki – też tęsknię po tobie i doskonale rozumiem tę emocję – ona jest taka jak ja!
A baśnie, choć domagają się coraz to nowych interpretacji, to ich pierwotne, symboliczne znaczenia w nowych dekoracjach nadal niosą te same stare sensy, każąc nam oswajać się z Erosem i Tanatosem, z wszystkimi wyrazami naszej zbiorowej nieświadomości. I żaden obrońca staniczka na białej piersi syrenki nic na to nie poradzi.
Skonstruowana przez Andersena baśń na zawsze zmieniła obraz tego, jak postrzegana była w kulturze postać syreny.