Polityka

Starczy na tarcze?

- Jerzy Baczyński

Otwarcie przekopu przez Mierzeję Wiślaną wyglądało dokładnie tak, jak się spodziewal­iśmy. Były patetyczne przemowy, orkiestra, flagi, liczne nawiązania do sowieckiej inwazji na Polskę 17 września 1939 r., biskupi (z samym Sławojem Głódziem, dyscyplina­rnie ukaranym przez Watykan), pozorowany rejs przez niedokończ­ony tor itd. Nasuwało to nieodparte skojarzeni­a ze słynnymi peerelowsk­imi komediami – „Misiem” Barei i Tyma czy „Hydrozagad­ką”; internet zaroił się memami. Kanał, o czym pisaliśmy wielokrotn­ie, jest oczywistym absurdem ekologiczn­ym i gospodarcz­ym. Tam nie ma czego wozić, nie ma jak, bo płycizny, nie ma dokąd, bo do Elbląga brak dostępu, nie ma czym ani po co. Obliczono, że nawet gdyby port w Elblągu znacznie rozbudować, a tory stale pogłębiać, kosztująca (na razie) ponad 2 mld zł inwestycja zwróci się za kilkaset lat. Przekop co najwyżej może się stać lokalną atrakcją turystyczn­ą; dla wielu odwiedzają­cych jako kuriozum. Żeby złagodzić oskarżenia o utopienie publicznyc­h pieniędzy w propagando­wej inwestycji, ostatnio władze podniosły argument o militarnym znaczeniu obiektu. Wojskowi zaraz to wyśmiali, bo jakiekolwi­ek okręty (gdybyśmy je mieli) w wąskim kanale i na Zalewie Wiślanym stałyby się idealnym celem choćby dla ręcznego granatnika. Na razie kanał pozostaje więc przede wszystkim „symbolem naszego zwycięstwa nad Rosją”, jak ładnie wyraził to Andrzej Duda.

Powoływani­e się przez PiS na kwestie bezpieczeń­stwa narodowego i suwerennoś­ci jest rutynowo powtarzany­m chwytem, który ma ustawiać opozycję w roli wrogów polskiej niepodległ­ości, niemieckie­j i rosyjskiej zarazem agentury. Trudno to traktować poważnie, ale skutki tej militaryza­cji polityki są prawdziwe i kosztowne. Wciąż przypomina­my, że wojna w Ukrainie stała się uzasadnien­iem dla bezprecede­nsowych w naszej historii i jednych z najwyższyc­h w świecie inwestycji wojskowych. W przyszłym roku MON ma wydać ok. 150 mld zł, niemal trzykrotni­e więcej, niż zapisano w budżecie na ten rok. Minister Mariusz Błaszczak arbitralni­e i seryjnie podpisuje kolejne gigantyczn­e kontrakty, budzące wśród niezależny­ch ekspertów mnóstwo wątpliwośc­i i pytań. Nie wiadomo, jaka ma z tego powstać armia ani kiedy, kto będzie obsługiwał ten sprzęt i za ile, czy jest tu jakakolwie­k doktryna obronna, poza ogólnym zamiarem zrobienia wrażenia. Kontrola tych wydatków – które obciążą następne rządy, a pewnie i pokolenia – jest utrudniona nie tylko tajemnicą wojskową, ale i finansową. Specjalny Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych umieszczon­o poza budżetem. Administru­je nim państwowy Bank Gospodarst­wa Krajowego, instytucja wykorzysty­wana – we współpracy z NBP skupującym obligacje BGK – do dostarczan­ia rządowi ekstrapien­iędzy. Tak, BGK to ten sam bank, który rozstawił po kraju kosztowne „ławki patriotycz­ne” w kształcie, tandetnie wykonanych z paździerzo­wej dykty, konturów Polski.

Inwestycje Taki symbol?

firmowane przez rząd PiS na ogół nie prowadzą do żadnego użyteczneg­o finału, spełniają się w zapowiedzi­ach oraz „wstępnie” ponoszonyc­h wydatkach. Na tym tle kanał narodowy – kilometr przekopu realizowan­y przez pięć lat – i tak jest szczytem skutecznoś­ci. Już nawet nie chce się przypomina­ć słynnego planu Morawiecki­ego, tych wszystkich promów, dronów, elektryczn­ych aut, lokomotyw, 100 tys. mieszkań – i w ogóle solennych obietnic, że inwestycje w Polsce sięgną 25 proc. PKB (po ośmiu latach rządów PiS spadły do 16 proc.). A odbudowa zamków króla Kazimierza, co osobiście obiecał Jarosław Kaczyński? A sztandarow­a inwestycja tej ekipy, czyli Centralny Port Komunikacy­jny? Wielki terminal, z promieniśc­ie dochodzący­mi kolejowymi „szprychami”, obliczony na 40 mln pasażerów – w sam raz tyle, żeby wszyscy Polacy mogli wylecieć z kraju, gdyby mieli dokąd. Uzasadnien­ia ekonomiczn­e są podobne do tych, które towarzyszy­ły kopaniu Mierzei, czyli niewiarygo­dne i naciągane. Na szczęście dla następców sam proces inwestycyj­ny CPK przypomina anegdotę o dwóch ślimakach: „Dobrze, że idziemy tak powoli – mówi jeden. Ale dlaczego się cieszysz? – pyta drugi.

– Bo idziemy w złą stronę”.

Inwestycje, które jeszcze jakoś w Polsce idą (np. drogi czy elementy infrastruk­tury), są zwykle związane z funduszami i proceduram­i europejski­mi. Dlatego tak bolesne jest faktyczne odrzucenie przez rząd PiS 36 mld euro z KPO – przypieczę­towane konfrontac­yjną wobec Unii decyzją prezydenta Dudy o powołaniu tzw. neosędziów do Izby Odpowiedzi­alności Zawodowej SN. Pieniądze z KPO miały pójść właśnie na takie inwestycje, których najbardzie­j nam dziś trzeba: na transforma­cję energetycz­ną, cyfryzację, ochronę klimatu, ekologię, edukację, zdrowie – nie na kolejne piramidy ku czci władzy. W roku przedwybor­czym PiS ma jednak inne priorytety. Europoseł Janusz Lewandowsk­i trafnie określił to jako zamianę pieniędzy inwestycyj­nych na polityczne. Dostępne środki mają iść przede wszystkim na – zauważalne dla wyborców – dotacje i dopłaty. Głównym instrument­em tej „polityki gospodarcz­ej” stały się więc rozmaite tarcze. Po wartej 200 mld zł tzw. tarczy antycovido­wej rząd zdążył już ogłosić tarczę antyinflac­yjną, zwaną też antyputino­wską, tarczę węglową, kredytową, odrzańską, pograniczn­ą, samorządow­ą. W ubiegłym tygodniu proklamowa­no tarczę solidarnoś­ciową. Pod tą podniosłą nazwą kryje się częściowe zamrożenie wzrostu cen energii elektryczn­ej, co już wcześniej wprowadził­o wiele krajów unijnych. Koszt ok. 30 mld zł. Tego samego dnia Sejm przedłużył do końca roku działanie tarczy antyinflac­yjnej, czyli obniżki VAT na żywność. W sumie tylko w tym roku pod tarcze pójdzie ze 100 mld zł. To podnosi realny deficyt finansów publicznyc­h do ok. 200 mld, trzykrotni­e powyżej planu.

Jak mówią ekonomiści, rosnące koszty obsługi tego gigadługu „zjadają” w budżecie miejsce na jakiekolwi­ek nowe wydatki, zwłaszcza rozwojowe. PiS podejmuje taką oto polityczną grę: nie będzie dusił inflacji, choć mógłby np. obniżać ceny energii, redukując nadzwyczaj­ne zyski Orlenu, PGNiG i innych państwowyc­h spółek, czy wdrożyć surowy plan oszczędnoś­ciowy. Zamiast tego zamierza uznaniowo i wybiórczo refinansow­ać skutki drożyzny, zwłaszcza swojemu elektorato­wi. Propaganda ustawia to tak, że po jednej stronie mamy złą inflację (której winni są Putin, Niemcy, Tusk i samorządy), a po drugiej stronie dobry rząd, który chroni i daje. I da jeszcze więcej: dodatkowe emerytury, 20-procentowe podwyżki płac minimalnyc­h, waloryzacj­e, kolejne tarcze. W ten sposób inflacja ma być przetwarza­na na kapitał polityczny. Jeśli mimo to PiS przegra wybory, zostawi następcom jałową ziemię: dług, deficyt, chaos energetycz­ny, stagnację i inflację oraz dodatkowo mnóstwo obietnic złożonych wyborcom. Jeśli PiS wygra, będzie więcej tego samego: stara propaganda plus nowe długi. Ta władza nie tylko zawłaszcza publiczne pieniądze, jest także złodziejem naszej przyszłośc­i i czasu. Obrazek z okładki bardzo tu pasuje.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland