Puste pułapki
Spotkanie liderów opozycji przy okazji rocznicy rozpoczęcia rozmów akcesyjnych do NATO stało się dużym wydarzeniem, któremu poświęcono sążniste artykuły prasowe, a dziennikarze prowadzili bieżące relacje na Twitterze. To dziwne, ponieważ wydawałoby się, że takie kontakty szefów partii, które chcą za rok zdobyć władzę, powinny być oczywistą rutyną.
Ale to jest niemalże sensacja, gdyż od wielu miesięcy nikt szefów antyPiSu razem w jednym miejscu nie widział.
Niedługo zabraknie dość mocno zresztą naciąganych rocznic natowskich i unijnych, aby doszło do kontaktu ludzi, którzy na jesieni 2023 r. mają stworzyć rząd, który jak jeden taran ma zmiatać system zaprowadzony przez Zjednoczoną Prawicę. Na razie nie uzgodniono nawet zarysu paktu senackiego, o sejmowym nie wspominając. Aby przypadkiem nikt sobie czegoś nie pomyślał, Szymon Hołownia, przy okazji wspomnianej konferencji, stwierdził: „Żadne decyzje nie zapadły. Wszystko zależy od okoliczności, w czasie których będziemy je podejmować”. To nawet jeszcze mniej niż słynna fraza premiera Jana Olszewskiego z okresu, kiedy w 1992 r. próbował rozszerzyć polityczne zaplecze swojego rządu:„poczyniliśmy pewne ustalenia, które wymagają dalszych uzgodnień”. Z tamtego„rozszerzenia”nic nie wyszło.
Wydaje się, że zainteresowanie kwestią, w ilu, i w jakich blokach opozycja pójdzie do wyborów, mocno zmalało, bo ten spektakl trwa już za długo, a akcja nie posuwa się naprzód. Rośnie za to oczekiwanie na to, że antypisowscy politycy, po pierwsze, zdeklarują wreszcie wyraźnie, a nawet formalnie, że stworzą rząd, i po drugie, że będzie jasne, iż spotykają się na bieżąco, roboczo, a nie od rocznicowego święta, na zaproszenie byłych prezydentów. Wyborcy chcieliby mieć pewność, że trwa bliska współpraca, która spowoduje, że w którymś momencie będzie podjęta uzgodniona decyzja, w jakiej najlepiej konfiguracji przystąpić do wyborów, i wówczas jedynym kryterium będzie optymalny układ dla pokonania PiS, a nie chęć podbierania sobie elektoratu.
Oczekują też jakiejś choć minimalnej gwarancji, że po wyborach nie zacznie się polityczny cyrk, trzaskanie drzwiami, szukanie „tożsamości” i sprzeciw wobec łamania „konserwatywnych sumień”, kiedy PiS będzie zajadał popcorn i wypatrywał wywrócenia rządu. Oczekiwania zwolenników opozycji są w sumie bardzo niewygórowane, a ich cierpliwość wręcz anielska (więcej o postawach wyborców antyPiSu s. 21).
APiS nie próżnuje. Wobec braku osiągnięć w sferze gospodarczej rozpoczęła się ideologiczna ofensywa władzy, kiedy można razić wrogów bez wydawania pieniędzy z budżetu na nie swój elektorat. Nastąpił czas dziwnych opowieści. Rozpoczął prezes Kaczyński swoją kulturową „obcością” podczas krótkiego pobytu w Wiedniu sprzed dekad – tej frazy roku nie powinno się łatwo zapomnieć. To może pierwsze tak szczere wyznanie lidera obozu władzy, pokazujące, że jego niechęć do Unii Europejskiej nie jest kwestią sporu o praworządność czy o cokolwiek innego, ale coś znacznie głębszego, to prawdziwa deklaracja wschodniości. Na mentalności jednego polityka zawisły interesy całego społeczeństwa.
Nie może zatem już dziwić taki drobiazg, jak stwierdzenie premiera Morawieckiego, że jego rząd wraca do współpracy z Węgrami, bo„łączą nas wartości i interesy”, jak należy rozumieć, tak silne, że alians Orbána z Putinem jest tu nieistotną okolicznością, nawet wobec wojny w Ukrainie. Zapewne główna wartość łącząca to ta„obcość” wobec zachodniego modelu demokracji. Morawiecki zdeklarował polityczne wsparcie dla Węgier, choć Orbán właśnie zaapelował o zniesienie sankcji na Rosję.
Nasilają się zarazem napaści na opozycję już największego kalibru. Morawiecki powiedział:„do tej pory byłem przekonany, że nasi przeciwnicy polityczni to platforma interesów wąskich grup. Ale dzisiaj myślę, że to platforma obcych interesów”. Premier zamieścił na swoim Facebooku filmik wymierzony w Donalda Tuska, jakby wymyślony w skrzynce Dworczyka, która na pewno, już lepiej zabezpieczona, wciąż działa (o cieknących mailach więcej na s. 12). Szef rządu to jednak urzędnik najwyższego szczebla odpowiadający za całe państwo, powinien przynajmniej sprawiać pozory, że reprezentuje wszystkich obywateli, skoro podlegają oni jego władzy. Zabawa z filmikiem to jeszcze jeden dowód, że Morawiecki z tej roli abdykował. Może także dlatego, że jego pozycja w obozie władzy dramatycznie słabnie i próbuje się uwiarygodnić w oczach Kaczyńskiego. Jego własna formacja zmaltretowała go, politycznie ubezwłasnowolniła, nawet w badaniach CBOS wypada ostatnio fatalnie. O potrzebie jego zdymisjonowania mówią już otwarcie jego formalni podwładni w rządzie.
Prezes Kaczyński jest jeszcze bardziej dosłowny:„Tusk i jego towarzystwo chce podporządkować Polskę Niemcom”, „Platforma Obywatelska to stronnictwo niemieckie”. Kaczyński powiedział też w Sejmie, że nie spodziewał się, iż na sali jest tyle rosyjskiej agentury. A prezydent Duda, tak fetowany ostatnio przez część niepisowskich środowisk za swoją„odrębność”, jeszcze raz udowodnił, że jest nieodłącznym elementem układu rządzącego, i uhonorował Antoniego Macierewicza Orderem Orła Białego. To także element tej ideologicznej ofensywy zastępczej, sygnał, że PiS nie zamierza się cofać o krok i stać tę partię na lansowanie nawet kogoś, kogo z reguły przed wyborami głęboko chowała. Znaczy: wciąż czujemy się mocni i warto się nas bać.
Władza szuka ucieczki przed feralną zimą, łapiąc się wszystkiego, co odwróci uwagę od węgla, gazu, inflacji (nadal rosnącej), cen i stóp procentowych (znowu podniesionych). Będzie grać na„prawdziwe wartości”, tropić winnych zdrady, zarzucać„folksdojczom” i „ruskim onucom” brak patriotyzmu, wprowadzać ogólny zamęt i zasadę: to nie my, to wy. Sporo wskazuje na to, że po raz pierwszy od dawna może się to rządzącym nie udać. Pułapki zakładane przez PiS, dotąd skuteczne, teraz coraz częściej zatrzaskują się na pusto, tak było ostatnio z reparacjami czy przekopem Mierzei. Widać zmiany w zbiorowej świadomości, rosnący prymat konkretów nad nadbudową, ekonomicznych realiów nad ideologią, prozy nad pisowskim zaśpiewem. Walka nie jest jeszcze rozstrzygnięta, ale opozycja po raz pierwszy od 2015 r. ma szansę na zwycięstwo. Musi jednak stale uważać, bo PiS to najżywotniejsza polska partia po 1989 r. i będzie groźna do samego dnia wyborów. I później też.