In vitro i naprotechnologia
Co 20. dziecko, które rodzi się w Unii Europejskiej, zostało poczęte in vitro (z łac. w szkle), w Hiszpanii co 12., a w Izraelu co dziesiąte. W Polsce z in vitro urodziło się już łącznie co najmniej 90 tys. dzieci, obecnie stanowią ok. 2 proc. urodzeń. Skuteczność i bezpieczeństwo tej metody opisano w ponad 40 tys. publikacji naukowych, ale u nas jest często przeciwstawiane naprotechnologii (z ang. natural procreative technology: technologia naturalnej prokreacji), o której powstało tylko kilkanaście „publikacji” (niezależni eksperci wątpią w ich naukową wartość), większość sprzed 10 lat. Na świecie naprotechnologię traktuje się głównie jako metodę podstawowej diagnostyki i wstępnego leczenia, w Polsce konkretne jej procedury są w katalogu finansowanych przez NFZ. – Z przyczyn wyłącznie ideologicznych naprotechnologia odrzuca uznane metody leczenia niepłodności, takie jak inseminacja czy zapłodnienie pozaustrojowe. Gdy jest stosowana jako alternatywa do in vitro – czyli tam, gdzie nie ma dla niej żadnych wskazań – ma ekstremalnie niską skuteczność i nie ma żadnej wartości klinicznej – podkreśla prof. Rafał Kurzawa, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii oraz dyrektor medyczny klinik TFP Fertility w Polsce. W wyniku realizowanego przez obecną ekipę rządową„Programu kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce” doszło do zaledwie 209 poczęć (dane za 2021 i I kw. 2022 r.). W odpowiedzi na pytanie senatora Krzysztofa Brejzy Ministerstwo Zdrowia zaznaczyło, że początkowo finansowana była tylko diagnostyka niepłodności, na przeszkodzie stanęła też pandemia, ale projekt kosztował już 40 mln zł. Prof. Marian Szamatowicz, pionier in vitro w Polsce: – Obecny rząd wygasił finansowanie programu in vitro, stawiając na naprotechnologię, która jest zgodna z kościelną doktryną, ale w wielu sytuacjach nie jest w stanie pomóc. Taka polityka państwa uderza we wszystkie pary z niepłodnością, ale głównie w niezamożnych, bo bogatych stać na terapię nawet za granicą.