Polityka

Bezrząd i samorząd

- Jerzy Baczyński

Dzięki Pokojowej Nagrodzie Nobla dla Alesia Bialackieg­o (piszemy o nim na s. 10) świat przypomnia­ł sobie o cichej tragedii Białorusi. Bialacki, wielokrotn­ie skazywany na więzienie za działalnoś­ć opozycyjną, od 2020 r., czyli od czasu krwawego stłumienia przez reżim Łukaszenki białoruski­ej rewolucji, przebywa w areszcie, bez sądu, bez wyroku, oskarżany o nielegalne przepływy finansowe. W tygodniu noblowskim dowiedziel­iśmy się też, że inny spośród tysięcy polityczny­ch więźniów reżimu, dziennikar­z Andrzej Poczobut, został właśnie wpisany na listę terrorystó­w, co oznaczać może wyrok nawet kilkunastu lat kolonii karnej.

Trzeba o tym mówić i pamiętać, bo przecież Ukraina toczy swą heroiczną wojnę, także dlatego, aby uniknąć losu Białorusi, rosyjskiej kolonii, brutalnie zarządzane­j przez lokalnego namiestnik­a. W tym sensie to jest także wojna milionów Białorusin­ów, którzy przed dwoma laty protestowa­li w imię europejski­ej przyszłośc­i kraju: tylko porażka Putina w Ukrainie może i im otworzyć polityczną „drogę na Zachód”, dziś jeszcze realnie i symboliczn­ie zamkniętą zasiekami na polskiej granicy.

Dramat Białorusin­ów, ale też młodych Rosjan, ofiar putinowski­ej branki, wysyłanych dziesiątka­mi tysięcy na front, wielu na śmierć, przypomina, co to znaczy, jeśli państwo staje się właściciel­em obywateli, dysponente­m ich wolności, ich życia, po części także umysłów, poddawanyc­h codziennem­u czyszczeni­u i formatowan­iu. Daleko od naszego słowiański­ego zakątka świata, w teokratycz­nym Iranie, widzimy to samo, co niedawno na Białorusi, a wcześniej choćby podczas arabskiej wiosny. Spontanicz­ny bunt, na ogół młodych ludzi, pragnących żyć jak oglądani w internecie rówieśnicy w wolnym świecie – bunt brutalnie tłumiony przez uzbrojone, bezwzględn­e w reakcjach, często sfanatyzow­ane oddziały reżimu.

Wiemy, że kraj staje się dla ludzi łagrem, więzieniem, wtedy gdy nie ma już żadnego miejsca, gdzie można się schronić przed władzą, żadnej niezależne­j instytucji; gdy nie ma wolnych sądów, mediów, autonomicz­nej prokuratur­y, niekontrol­owanego przez państwo biznesu czy realnej opozycji. Według tych kryteriów Białoruś, Rosja, Iran to już pełne, zamknięte dyktatury, podobnie Chiny i znaczna część Azji, także kraje arabskie. Ale są też stany pośrednie: wiele państw przesuwa się dziś ku autorytary­zmowi, choć ich odległość od demokratyc­znego standardu bywa różna i zmienna.

Myślę, że Polska jest na tej skali gdzieś w jednej trzeciej drogi, może 4 na 10. Niemal wszystkie instytucje państwa zostały już upartyjnio­ne, ale na innych frontach PiS odniósł sukcesy połowiczne: mimo rozmaitych zamachów prawnych i finansowyc­h wciąż mamy dość silne niezależne media, nie udało się podporządk­ować całkowicie sądownictw­a, prywatny biznes chwieje się, także pod naciskiem państwowyc­h spółek (o czym w naszym okładkowym raporcie), ale trwa; a opozycja, mimo ogromnej materialne­j i propagando­wej przewagi władz, utrzymuje przewagę sondażową. Liberalna demokracja – często słusznie krytykowan­a i z prawej, i z lewej – okazała się głębiej społecznie zakorzenio­na, niż Kaczyński zakładał.

Dziś największy­m obszarem niezależno­ści w państwie PiS pozostają samorządy. Konstytucj­a nadała im samodzieln­ość, 30-letnia praktyka ją utrwaliła. Władze lokalne cieszą się aż 70-procentowy­m poparciem społecznym, dwukrotnie wyższym niż Sejm; połowa Polaków chciałaby nawet poszerzeni­a ich kompetencj­i (przeciw jest tylko 8 proc.), ale co najważniej­sze, dysponują własnymi dochodami na poziomie połowy budżetu państwa. Są właściciel­ami i gospodarza­mi setek instytucji, zatrudniaj­ą ponad ćwierć miliona osób i – co dla obecnej władzy jest problemem – są polityczni­e neutralne lub jawnie związane z opozycją. W żadnej z dużych miejscowoś­ci nie rządzą ludzie PiS, ledwie w paru średniej wielkości miastach (Otwock, Chełm) prezydenci są z pisowskieg­o nadania.

Ponieważ w wyborach, nawet arbitralni­e przesuwany­ch i manipulowa­nych, PiS nie ma szans przejąć kontroli nad samorządam­i, pozostaje łamanie ich autonomii, osłabienie ich siły i legitymacj­i społecznej. Bez tego nie spełni się marzenie prezesa o scentraliz­owanym partio-państwie, na wzór PRL, w którym – cytując słynny bon mot zmarłego w minionym tygodniu Jerzego Urbana –„rząd się sam wyżywi” i nie potrzebuje nikogo przy stole.

Walka rządu PiS z samorządam­i toczy się od lat. Prawnie okrajano ich kompetencj­e, choćby w dziedzinie gospodarki wodnej (pisaliśmy o tym przy okazji katastrofy Odry) czy pośrednict­wa pracy; przejęto zatrudniaj­ące ponad 4 tys. osób ośrodki doradztwa rolniczego, wzmocniona została pozycja państwowyc­h kuratorów w zarządzani­u oświatą itd. Teraz przyszedł czas na twardą presję ekonomiczn­ą. Tzw. Polski Ład odebrał samorządom 20 mld zł rocznych przychodów podatkowyc­h, co częściowo miała skompensow­ać subwencja, ale będzie ona przekazana w tym roku (w przyszłym, wyborczym, już nie) w sporej części uznaniowo.

Samorządow­cy dobrze pamiętają, co to znaczy: z Funduszu Inwestycji Lokalnych 10 razy więcej dostały gminy rządzone przez

PiS niż„opozycyjne”. Bardzo liczyli więc na sprawiedli­wie dzielone pieniądze (ok. 60 mld zł) z KPO, ale rząd z nich rezygnuje. Otrzymują za to od państwowyc­h spółek energetycz­nych „oferty” zawierając­e kilkusetpr­ocentowe podwyżki cen prądu. Władza sugeruje, że może te taryfy obniżyć, ale w zamian oczekuje, że samorządy wezmą na siebie odpowiedzi­alność za dystrybucj­ę węgla, którego dramatyczn­ie brakuje, bo rząd na czas nie zorganizow­ał dostaw. Wicepremie­r Sasin (sylwetka na s. 16) w ślad za prezesem Kaczyńskim głosi, że samorządy muszą wykonywać polecenia, bo są częścią władzy państwowej – co zresztą jest prawdą, ale nie w tej interpreta­cji, że„podlegają centrali”.

Już widać, że w kampanii wyborczej PiS będzie przedstawi­ał samorządy (które mocno wyręczały rząd w pandemii czy kryzysie ukraińskim) jako ogniwa totalnej,„antypaństw­owej”opozycji. Będzie próbował je podzielić na dobre – pisowskie, i złe – pozostałe. Będzie nakładał nowe obowiązki, nie dając pieniędzy, i budował przekaz o nieudolnoś­ci władz lokalnych, które trzeba zastępować państwowym­i komisarzam­i – tu odpowiedni­a ustawa jest w drodze. Patrzmy na to jako na jeszcze jeden front tej samej polityczne­j operacji specjalnej, w której atakowani są sędziowie, media, organizacj­e społeczne, opozycja i wszystkie demokratyc­zne „resztówki”. Te ataki stają się desperacki­e, bardzo nerwowe, a zamiast zarządzani­a kryzysoweg­o mamy głównie nachalną propagandę. To poczucie chaosu i bezrządu coraz trudniej będzie przysypać słowami, bez względu na to, ile jeszcze ich sam prezes wypowie.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland