Winny Czarodziej
Internet jest niestety miejscem dla każdego. Dżungla mediów społecznościowych premiuje tych, którzy potrafią utrzymać atencję, a następnie ją zmonetyzować – w tej grze wygrywają najczęściej uroda i charyzma. Najdłużej patrzysz na kogoś ładnego, albo kogoś, kto potrafi umiejętnie przekonać cię, byś na niego patrzył. Argumentem w tej perswazji jest na przykład iluzja pomocy – słuchaj mnie, mam ci do powiedzenia coś ważnego, coś co pomoże zmienić twoje życie na lepsze. Wszelacy szarlatani oferują pogubionym nadzieję na lepsze jutro za pomocą gładkich frazesów, podlaną rozbełtaną niby-duchowością oraz wyprutymi z jakiegokolwiek głębszego znaczenia banałami. Rzeczywistość jest tu prosta, da się ją objąć za pomocą matrycy poznawczej znanej potocznie jako „chłopski rozum” – wszystko jest przewidywalne, nie może wydarzyć się nic więcej niż to, co się wydarzyło, a lepsze jutro było wczoraj.
Orężem w tej wojnie jest dowód anegdotyczny, resentyment, czasami umiejętnie używane wulgaryzmy i księga przysłów. Łupami – poza uwagą i oddaniem przekonanych – są zyski ze sprzedaży tzw. merchu, czyli koszulek, czapek i książek, w których rozproszona po społecznościowych profilach gawęda zostaje zsyntetyzowana do łatwo przyswajalnych, zredagowanych bitów. Można również prowadzić wyjazdy, odosobnienia, szkolenia. Ale prawdziwym towarem jest tu poczucie bezpieczeństwa, celu i zaufania, za które ludzie są w stanie zapłacić każde pieniądze. Może oprócz tych, które mają wydzielone na ratę kredytu.
Większość szarlatanów polskiej sieci jest raczej niegroźna. Przykładem może być Łukasz Jakóbiak, który z youtubera przeprowadzającego w swojej kawalerce wywiady ze znanymi ludźmi przeistoczył się w kogoś w rodzaju newage’owego guru. Bardzo trudno potraktować jakkolwiek poważnie jego paplanie o poziomach świadomości, przebudzeniu i nowych początkach, no ale jeśli ktoś chce płacić kasę za ów bezpardonowy przekaz szczerej duchowej energii – jego sprawa. Łukasz w sumie nikogo nie krzywdzi, głównie szeroko się uśmiecha i bardzo ekspresyjnie tańczy do swoich ulubionych piosenek w storkach na Instagramie i TikToku.
Takich Łukaszów jest wielu. Ich największą zbrodnią, poza zaśmiecaniem infosfery, jest wciskanie ludziom szmelcu i głodnych kawałków. Nie oni pierwsi, nie ostatni, nie jedyni. Problem zaczyna się wtedy, gdy konkretne profile o konkretnych zasięgach stają się nagle platformą do rasizmu, mowy nienawiści na tle religijnym, narodowościowym czy tożsamościowym.
Jakub Łotecki, prowadzący profile i piszący książki pod pseudonimem Jakub Czarodziej, od dawna był już znanym cwaniako-szkodnikiem polskiego internetu. Na samym Facebooku obserwuje go prawie 700 tys. osób. Jego książki są sprzedawane w szerokiej dystrybucji. Empik zaprasza go na spotkania autorskie. Umięśniony, wydziarany typ o aparycji ochroniarza z klubu techno sprzedawał swoim followersom dość dziwaczną mieszankę mów motywacyjnych, okraszonych składnią i językiem rodem z polskiego hip-hopu z połowy pierwszej dekady naszego stulecia. Okraszone to było wszystko resentymentem za starymi, dobrymi czasami, w których ludzie byli szlachetniejsi, mniej zakłamani, a życie prostsze (ciekawe, gdzie Czarodziej sytuuje tę idyllę, skoro ma raptem trzydzieści jeden lat). Posty Czarodzieja mają zapis przypominający poezję, pisane są na najwyższym C i kierowane głównie do młodych mężczyzn (chociaż bardzo dużą część jego odbiorców stanowią kobiety). W jego świecie wszystko jest dosyć proste. Jakub nie toleruje słabości, seksu za pieniądze, dwulicowości, braku wychowania. Stoi przeciwko, jak to kiedyś rapował zespół Firma, kurestwu i upadkowi zasad. Świat jest pełen wrogich, oceniających hien, które tylko czekają na twój moment słabości, mówi Jakub do swojego słuchacza – ty jednak z nimi wygrasz, bo jesteś silny, masz w sobie moc i jesteś zwycięzcą, mimo że tak cię opluwano i gnojono. Kto opluwał i gnoił? – tego Jakub już nie klaruje, ale jego pieśni o woli mocy pozbawione są niepotrzebnie dociążających konkretów. W te celowo zostawione puste miejsca każdy może przecież wrysować swoje życie.
Jakub nie toleruje też przyjezdnych z Ukrainy. W opublikowanym pierwszego września tego roku filmiku mówi o tym, że nasza pomoc Ukraińcom, ich przyjazd do Polski po wybuchu wojny „źle się skończy”. Jakub jest na filmiku wyjątkowo poruszony. Jego zdaniem młodzi Ukraińcy rozbijają się po Warszawie drogimi samochodami, niszczą Polakom mieszkania, robią potworne burdy w miejscach publicznych. Ukraińcy jego zdaniem to niewdzięczny, źle wychowany naród prostaków i chamów w drogich ciuchach, który zachowuje się w Polsce jak na nowo podbitym terenie. A głupi, naiwni Polacy, których nie stać na wynajem kawalerki, oddają im ostatnią koszulę i obwieszają całe miasta ich flagami. Ukraińcy są jak przygarnięty pies, który gryzie cię w rękę, mówi Jakub. A takiego psa należy odstrzelić, mówi Jakub, podkreślając to wściekłym „kurwa mać”. Jakub oczywiście nie podaje żadnych konkretnych danych, miejsc, nazwisk. Jego dowody są czysto anegdotyczne: ja słyszałem, że... powiedzieli mu znajomi... Historia zna doskonale budowanie ksenofobii na dowodzie anegdotycznym. Powstawały całe media w tym wyspecjalizowane, na przykład pismo „Der Stürmer”.
Na wyśmianie kłamstw Czarodzieja godzinę swojego programu „Dziennikarskie Zero” poświęcił Krzysztof Stanowski. Film ma na YouTube już milion wyświetleń. Ośrodek Monitorowania Zachowań Ksenofobicznych i Rasistowskich złożył zawiadomienie do prokuratury. Profil Czarodzieja zalały setki niewybrednych komentarzy, w tym – przyznam – mój. Uważam jednak, że to za mało. Człowieka, który sieje jawnie antyukraińską propagandę przy milionowych zasięgach, należy prześwietlić pod kątem kontaktów z podmiotami z Rosji. W stanie wojny, w momencie gdy oczywiste jest dla każdego z nas, że Ukraina walczy o bezpieczeństwo całej Europy, a przyjaźń naszych narodów jest dla nas kwestią egzystencjalną, osobę, która sieje tego typu jawną nienawiść, należy wykluczyć w ogóle z życia publicznego. Deklaruję tutaj, na łamach POLITYKI, że jestem gotów zrobić bardzo wiele, by tak się stało.