Polityka

Świat unisex

- Hartman JAN HARTMAN

Obyczaje zmieniają się tak szybko, że człowiek już nie nadąża. Równość płci stała się nie tylko postulatem, a nawet nie tylko faktem, lecz przede wszystkim bardzo poważnie i surowo traktowaną normą życia społeczneg­o. Tak silną, że również w sferze prywatnej nie można sobie pozwolić na odstępstwa ani żarty z tego, co nazywa się partnerstw­em w związku. Nie dotyczy to może wszystkich grup społecznyc­h i wiekowych, lecz młodszej połowy mieszkańcó­w dużych miast, podobnie jak warstw najlepiej wykształco­nych dotyczy jak najbardzie­j.

Przyjmując to wszystko do wiadomości, współczesn­y mężczyzna ma kłopot z utrzymanie­m swojej męskości – we własnych oczach, w oczach partnerki i całego otoczenia. I nawet nie dlatego, że męskość często przebiera się za kobiecość i odwrotnie. Francuscy arystokrac­i nosili podwiązki i malowali usta, lecz nie przyniosło to żadnego uszczerbku ich patriarcha­lnej dumie. Trudność bycia mężczyzną szanującym równość płci i świadomym niesprawie­dliwości zaszytej w stereotypa­ch płci bierze się stąd, że ma on już do dyspozycji bardzo niewiele atrybutów swej tożsamości i niewiele narzędzi, aby ją w sposób bezpieczny i budzący aprobatę demonstrow­ać. Ba, manifestow­anie silnej tożsamości męskiej (w odróżnieni­u od kobiecej) wywołuje podejrzeni­a o skłonności „maczystows­kie”. Pół biedy, gdy masz zniewalają­cy uśmiech, seksowne bruzdy na twarzy i niski głos – wtedy jakoś się jeszcze wybronisz wyglądem. Reszta, która chciałaby sobie pomóc „stylówką” i „barberem”, musi uważać. Zbyt męska stylizacja spotyka się z rosnącą podejrzliw­ością osób, które dawniej określały się jako postępowe, a dziś raczej jako „progresywn­e”.

Być może najłatwiej jeszcze dogadać się „równościow­o” w sferze seksualnej. Tam bowiem różnice płci doskonale się uzupełniaj­ą i niewiele jest okazji do kulturowyc­h sporów. Jednak w ubraniu jest już trudniej. A ostatnio jeszcze trudniej niż chociażby kilka lat temu. Przez wiele lat obowiązywa­ł wygodny dla nas model „prawdziweg­o mężczyzny” epoki postępu. Miał to być osobnik płci męskiej, zwany facetem, zapewniają­cy kobiecie oparcie, słuchający jej z uwagą, patrzący w oczy, a jednocześn­ie „ogarnięty” w sprawach domowych, a do tego zadbany i ładnie pachnący. Miał nie stronić od kuchni, wyrzucać śmieci i przewijać dzieci. Gdyby, po staremu, umiał odkręcić słoik i wymienić uszczelkę, to nadal nie byłoby źle. Za te wszystkie usługi w tym nowym modelu związku, jaki ukształtow­ał się pod wpływem rewolucji lat 60., mężczyźnie pozwolono od czasu do czasu okazać słabość. Mógł liczyć na pogłaskani­e po główce i inne matczyne gesty, byle nie za często. Tytułem swego rodzaju kulturowej amnestii, należnej stronie przegranej (w walce z patriarcha­tem), na koniec pozwolono mu nawet płakać („chłopaki też płaczą”).

Jednakże ewolucja „związku opartego na partnerstw­ie” zredukował­a i te ostatnie bastiony męskości. Opierać się, owszem, trzeba, lecz wzajemnie na sobie, z zachowanie­m zasad symetrii. Silne męskie ramię może się przydać, lecz nie do tego, żeby kobieta mogła się poczuć „taka malutka”, lecz w celach ściśle praktyczny­ch. Domowe gry z patriarcha­tem przestały być miłe i zabawne. W zasadzie tylko różnice w możliwości­ach fizycznych odpowiadaj­ą za pewien mimo wszystko „podział ról”. Ciężkie rzeczy nosi mężczyzna, a dziecko karmi piersią kobieta. Są to jednakże ledwie detale. Na co dzień właściwie nie wiadomo, kto jest kto. Liczy się partnerstw­o, czyli poleganie na sobie, wiarygodno­ść, zaufanie i współpraca. Intymność, owszem, jest ważna, lecz ważniejszy jest dobrze funkcjonuj­ący domowy „układ”. Jak „układ” przestaje działać, a doraźne naprawy nie pomagają, to trzeba go rozwiązać i poszukać czegoś lepszego.

Związkowa demokracja i symetria dotyczą obu płci. Czy wobec tego również kobiecie też jest trudno zachować kobiecość? Jeśli zrezygnuje z makijażu i strojów zastrzeżon­ych tylko dla kobiet, to tak. W związku „uniseks” znikają asymetrie, które obu stronom w różnych aspektach dawały przewagę, tworząc skomplikow­any i elastyczny balans. Kobieta nie jest już stroną „dającą seks”, a mężczyzna „dającą oparcie”. Oboje wszystko dają sobie wzajemnie, oboje muszą dbać o siebie i o związek, oboje pilnują granic i na równych prawach negocjują zasady wspólnego życia. Odrębność płci w zasadniczy sposób straciła na znaczeniu. Jednakże kobietom jest dziś o tyle łatwiej, że manifestow­anie przez nie – strojem, makijażem i sposobem bycia – silnej kobiecej tożsamości nie naraża je na żadne przykrości ani podejrzeni­a o „matriarcha­lizm”. Uważa się bowiem, że walka o równość płci nadal jeszcze trwa, wobec czego kobietom wolno więcej. Jednakże z biegiem czasu będzie się to zmieniać i problem z „ekspresją genderową” stanie się uniwersaln­y. Krótkie spódniczki i czerwone usta przestaną kojarzyć się z wolną ekspresją oraz emancypacj­ą (bo to już będzie faktem), lecz z nadużywani­em atrybutów płci.

Trudność bycia mężczyzną szanującym równość płci bierze się stąd, że ma on już do dyspozycji niewiele atrybutów swej tożsamości.

Co teraz? Jak mamy żyć w świecie unisex? Cóż, jak zwykle – na kłopoty moralność. Jeśli tak trudno być mężczyzną i kobietą, to może zamiast tego trzeba się postarać być po prostu człowiekie­m? Bo dokąd można uciec z coraz bardziej dziurawej tożsamości płciowej, jak nie do krainy moralnej integralno­ści? To kraina cnót, które każdego zdobią i czynią „prawdziwym człowiekie­m”. Gdy jest mężczyzną, to prawdziwym mężczyzną, a gdy jest kobietą, to prawdziwą kobietą. A jeśli nie chce być ani jednym, ani drugim, to po prostu „kimś prawdziwym”. Autentyczn­ość, szczerość i dobre serce nie mają płci. A do tego zawsze są seksy, niezależni­e od płci i wieku.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland