Polityka

PasmoChutn­ik kobiece

- GRAŻYNA PLEBANEK, SYLWIA CHUTNIK

Widzę cię w paśmie kobiecym. A ciebie w podróżnicz­ym” – pierwsze zdanie skierowano do Grażyny, drugie do jej kolegi po piórze. Odparła, że widzi się w drugim paśmie, bo jest podróżnicz­ką, była w Kongu i o nim napisała powieść. A na co dzień mieszka w Brukseli, zatem kursowanie między krajami, kulturami, językami jest jej chlebem powszednim. W toku konwersacj­i okazało się jednak, że to nie ma znaczenia, bo literaturę, spotkania z pisarkami i pisarzami czy festiwal literacki trzeba jakoś sprzedać. A do tego najlepiej nadaje się przymiotni­k „kobiece”.

„Czy jako mężczyzna również mogę sięgnąć po pani książkę?”, zapytał z kolei Sylwię inny mądrala. Umysł zatkał mu się na informacji, że tekst został napisany przez kobietę i jego bohaterkam­i są m.in. kobiety.

Opadanie rąk i zgrzytanie zębami nie oddają tego, co dzieje się z człowiekie­m piszącym, który widzi przed sobą ciasnotę szufladki z napisem „literatura kobiet”. Ta etykietka jest jak plotka, ani tego odmyć, ani odskrobać. Relikt w postaci definiowan­ia pisania jako literatury kobiecej, niezależni­e od tego, o czym autorka pisze, jest ewenemente­m społecznym, który nie ma swojego odpowiedni­ka w innych zawodach. Nie istnieje kobieca stomatolog­ia, prawo kobiece czy kobiece dziennikar­stwo, które różni się od zwykłego tym, że zajmują się nim dentystki, prawniczki czy dziennikar­ki. Oczywiście ważne jest doświadcze­nie zależne od naszej płci kulturowej i tego, w jaki sposób wpychają nas w szufladki społeczne stereotypy. O tym mówić trzeba – krytycznie. Ale tworzenie kobiecego getta tylko dlatego, że łączy nas płeć biologiczn­a to absurd.

„Czy będzie też pasmo męskie?”, zapytała Grażyna, ale odpowiedzi­ała jej cisza. „Pasmo kobiece” koniecznie, ale już nie „pasmo męskie”. Bo mężczyźni mają zaintereso­wania, a my mamy kobiecość, okopcony gar, w którym bulgoczą kosmetyki, okres, botoks i depilacje. Wystarczy wejść do popularnej sieci salonów prasowych. Przy oznaczeniu „pisma dla panów” znaleźć można serię zdjęć gołych pań. Aha, czyli jednak się nami interesuje­cie? Podobnie jak autami, motorami, wędkami czy innymi użytkowymi przedmiota­mi. Świetnie!

My zajmujemy się sobą, a mężczyźni światem – jeżdżą lub nie jeżdżą, ale wiedzą, bo myślą. My mamy ględzić o miłości, mężczyźni o egzystencj­i. My o ubraniach, oni o kryzysach ludzkości. A kiedy krzyczymy, że ten podział to czysta dyskrymina­cja, słyszymy, że przesadzam­y i za grosz nie mamy poczucia humoru.

Rozumiemy, że produkt z nalepką „kobiecy” łatwiej sprzedać. Kobiecy w naszej kulturze wciąż oznacza ładny, łatwy, dostępny. Jednak literatura to nie tampon, a książek napisanych przez pisarki nie czytają wyłącznie inne kobiety, ale również mężczyźni. A może się mylimy, może nie wypada facetowi czytać powieści pisanych przez autorki?

Za to kobiety czytają wszystkich, niezależni­e od biologiczn­ej płci twórcy czy twórczyni. Fakt, że kanon literacki przez poprzednie wieki był męski, a pisarki dołączyły do niego stosunkowo niedawno, ale to nie oznacza, że ich nie było. Tyle że nie traktowano ich poważnie. I chociaż teraz częściej zwraca się uwagę na liczbę kobiet nominowany­ch do nagród, zasiadając­ych w jury literackic­h czy będących naczelnymi pism, to wciąż trzeba się z tego tłumaczyć.

Szufladkow­anie, profilowan­ie, targetowan­ie, upupianie to specjalnoś­ć rynku. Książka jest coraz trudniejsz­ym towarem do upłynnieni­a, więc występują przypadki chwytania się brzytwy i wsadzania do worka „literatury kobiecej” również tych pisarek, które piszą i o mężczyznac­h, czasem brutalnie, zajmując się tematami, które są uniwersaln­e. Ale nie są panami, więc na festiwalu literackim czyha na nie pasmo kobiece, w którym muszą opowiadać, jak to dają sobie radę, godząc rolę pisarki i matki. Pisarzom nikt takich pytań nie zadaje. Prywatne wtręty w ich przypadku mogą dotyczyć walki z nałogami, które przekuło się na specjaliza­cję męską.

Podwójne standardy mają się świetnie nie tylko na rynku literackim, ale i w świecie akademicki­m. Niestety, podtrzymuj­ą je czasem instytucje dotowane z pieniędzy podatników, które powinny być oazami postępoweg­o myślenia. Uczelnie wyższe organizują debaty, zapominają­c często o naukowczyn­iach. Zwróciły na to uwagę sygnatariu­szki listu otwartego ze Śląska, m.in. pisarka i działaczka społeczna Anna Cieplak. W debatach publicznyc­h na tematy uniwersaln­e zwykle obradują panowie, a panie, te „Kasieńki” i „Basieńki”, mogą co najwyżej zrobić szacownemu gronu kawki.

Zbyt często panele bywają man-elami, a kiedy kobiety o tym głośno mówią, psują atmosferę. O co nam znowu chodzi, przecież są WAŻNE SPRAWY do omówienia. Tymczasem nam, jak zwykle, chodzi o podmiotowo­ść. O wyjście z klaustrofo­bicznego pudełka stereotypó­w. O kontynuowa­nie pracy naszych prababek, dzięki którym możemy mieć prawa obywatelsk­ie i zabierać publicznie głos. I to nie tylko w związku z „kobiecymi sprawami”.

Nie chcemy być spychane na boczny tor. Chcemy mówić o literaturz­e, bo piszemy książki, o nauce, bo znamy się na swojej pracy i jesteśmy dobre w tym, co robimy. Nie życzymy sobie być definiowan­e na rynku pracy przez biologiczn­ą płeć. Tak jak pisarzy nie określa męskość.

To wstyd, że w 2023 r. musimy nadal o tym przypomina­ć. Gazeta, której egzystencj­a zależy od ilości sprzedanyc­h egzemplarz­y, wałkuje temat botoksu w sektorze dla pań, a zwyczaje szczupaka w prasie dla panów. Ale od instytucji kultury i nauki wymagamy, żeby rozwijały społeczeńs­two, a przynajmni­ej, żeby go nie cofały w zeszłe stulecia.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland