Aktywna nadzieja
Przełom starego i nowego roku obfituje w życzenia nadziei. Życzymy jej sobie nawzajem, ale także sami sobie powtarzamy: Mam nadzieję, że w końcu się zakocham/ zmienię pracę/ przestanę się zamartwiać... I z tą nadzieją czekamy, aż wydarzy się coś dobrego, coś, co przyniesie pozytywne zmiany. Czekamy, bo wydaje nam się, że tak działa nadzieja – magicznie odmienia nasz los, podczas gdy my przyglądamy się temu w biernym zachwycie i oniemieniu. A jeśli nic się nie dzieje, to za rok znowu„ mamy nadzieję ”. Ta kanadzie jato właśnie przysłowiowa„ matka głupich ”. Praktyczna nadzieja działa zupełnie inaczej – nie jest tylko prostym przeciwieństwem rezygnacji, nie jest jedynie zaufaniem do przyszłości, jest przede wszystkim wiarą we własną sprawczość, w zdolność do pozytywnego oddziaływania ze światem.
Żeby naprawdę „mieć nadzieję”, należy nad nią pracować, czasami bardzo ciężko. Nadzieja to nie morska fala, która bezwładnego rozbitka niesie do brzegu, gdzie już czeka na niego ocalenie. Przypomina raczej samego rozbitka, który resztkami sił stara się dopłynąć do bezpiecznej przystani, mimo tego że fale spychają go w przeciwnym kierunku. Nadzieja nie daje nigdy pewności dobrego zakończenia, ale bez nadziei mamy skłonność do poddawania się bez walki, rezygnowania z jakiejkolwiek aktywności, która mogłaby odwrócić bieg spraw.
Nie wystarczy mieć wizję lepszego losu, jeśli nie rozumiemy, że wizję tę możemy urzeczywistnić jedynie dzięki podjętym działaniom. Bezczynna nadzieja z pewnością istnieje i właśnie takiej nadziei oddaje się wielu z nas, ale sensem tej prawdziwej jest aktywność. Miliony Polaków w ostatnich latach miało nadzieję na polityczną zmianę, ale 15 października udało się ją urzeczywistnić tylko dlatego, że zrozumieliśmy, że nadzieja to nie tylko patrzenie z ufnością na to, co przyniesie los, ale przede wszystkim wynik świadomie podejmowanego działania. I choć nie jest ono warunkiem rozstrzygającym, by to, czego pragniemy, faktycznie nastąpiło, to jest z pewnością warunkiem koniecznym.
Ale nadzieja to także pogodzenie się z niepewnością, opowiedzenie się za nieznanym, alternatywa dla pewności żywionej przez optymistów, jak i pesymistów. Jedni i drudzy zwalniają się z odpowiedzialności, bo „wszystko będzie dobrze” lub „nic się nie uda” niezależnie od podjętych przez nich działań. Tymczasem nadzieja to przekonanie, że to, co robimy, ma znaczenie. Ma i zawsze miało! Bo ważną rolę w przyjęciu nadziei praktycznej ma nasz stosunek do przeszłości i dominujące w przestrzeni publicznej narracje na jej temat. Tak, nadzieja nakierowana jest na przyszłość, ale jej korzenie tkwią w historii, o której możemy opowiadać, jakby była przede wszystkim pasmem klęsk, niesprawiedliwości i zdrad albo przeciwnie – nieodwracalnie utraconym rajem. Możemy jednak snuć opowieść bardziej złożoną, prawdziwą, w której mieści się zło, ale i dobro, smutek, ale i radość. Opowieść o świecie, w którym zarówno jednostki, jak i narody popełniają błędy i ponoszą ich konsekwencje, ale też wyciągają z tych błędów wnioski i biorą za nie odpowiedzialność.
Wskomplikowanych czasach nadzieja jest czasami aktem heroizmu, dużo łatwiej byłoby przecież pogrążyć się w mroku strachu i apatii. Rzecz w tym jednak, że choć nadzieja nie jest kwestią rachunku prawdopodobieństwa, to z dużą dozą pewności możemy założyć, że szanse na poprawę losu nie zwiększą się na skutek biernego lęku. Nadzieja jest zatem świadomym wyborem i praktycznym nawykiem, ale jest także aktem głęboko etycznym: strach i apatia legitymizują przemoc, zdejmują z jednostki i grupy odpowiedzialność. Nadzieja zmusza do wysiłku i przybliża do dobra. I właśnie takiej nadziei życzę nam wszystkim w 2024 r.