Zosia samosia
Teraz przedstawię państwa ulubienicę, panią minister Paulinę Hennig-Kloskę – powiedział Donald Tusk w czasie swojego exposé. Słowo „ulubienica” premier wypowiedział ironicznie. Łatwego startu nowa minister klimatu nie miała.
Jeszcze jako kandydatka na ministrę Hennig-Kloska stała się twarzą pierwszego wizerunkowego kryzysu nowego rządu. 28 listopada posłowie KO i Polski 2050 złożyli w Sejmie ustawę w sprawie mrożenia cen energii oraz ułatwień w stawianiu farm wiatrowych na lądzie. Projekt nie był dopracowany – przedstawiciele nowej sejmowej większości, niedysponujący rządowym zapleczem analitycznym, przedstawili ustawę, w której kilka rozwiązań wywołało zdziwienie, a niektóre oburzenie. Już samo dołączenie kwestii wiatraków do ustawy o mrożeniu cen prądu, gazu i ciepła było zabiegiem niezręcznym – wcześniej wiele razy posłowie KO czy Polski 2050 krytykowali przedstawicieli poprzedniego rządu za podobne zabiegi dołączania do projektów jednej ustawy przepisów odnoszących się do innych obszarów.
Ale największe kontrowersje wywołała kwestia samych wiatraków, a konkretnie umożliwienia stawiania cichych wiatraków zaledwie 300 m od zabudowań mieszkalnych, choć Koalicja zapowiadała wcześniej, że w ramach liberalizacji obecnych przepisów dopuszczalną odległość ma stanowić 500 m. Autorką tych rozwiązań była właśnie Hennig-Kloska (większość pozostałych przepisów tworzyli eksperci związani z KO), która w dniu publikacji ustawy na stronach Sejmu opublikowała w mediach społecznościowych zdjęcie siebie, przy biurku zawalonym papierami, pracującej nad projektem.
Ministra, zajmująca się w swojej karierze politycznej przede wszystkim kwestiami komunikacji, wzięła kryzys na siebie i zaczęła tłumaczyć sens zapisanych w projekcie rozwiązań w mediach. Przedstawione w ustawie przepisy były bowiem w większości sensowne, choć zostały zdecydowanie źle opowiedziane. W efekcie jednak problem ustawy – w której sprawa odległości wiatraków od zabudowań i parków narodowych nie była jedyną kontrowersją – stał się konkretnie problemem Hennig-Kloski. W mediach zaczęły się pojawiać pogłoski o możliwej dymisji. Jak słyszymy, to rozwiązanie było co najmniej sugerowane przez liderów KO. Jednak Polska 2050 postanowiła swoją kandydatkę wybronić.
Hennig-Kloska jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych polityczek Polski 2050
i dla partii zasłużoną. W ostatnich, trudnych dla tej formacji miesiącach była przewodniczącą partyjnego koła. Starała się – jako jego przedstawicielka – angażować w prace nad większością procedowanych w Sejmie ustaw. Często chodziła też do mediów, gdzie broniła koncepcji nieoczywistej koalicji Polski 2050 z PSL w wyborach parlamentarnych.
Do polityki przeszła z biznesu. Pochodzi z Gniezna, studiowała politologię na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Później pracowała jako dziennikarka radiowa oraz w bankowości. Równolegle prowadziła z mężem Arturem Kloską przedsiębiorstwo Borg zajmujące się wyposażaniem biur. Pod koniec maja 2015 r. mąż zaproponował jej, by wybrali się wspólnie do Warszawy na kongres założycielski nowej partii. Zachęcał, przekonując, że to partia o „ich poglądach”. Hennig-Kloska, która – jak sama mówi – zawsze interesowała się polityką, zgodziła się i pojechali na warszawski Torwar na inaugurację partii Nowoczesna. Przyszła ministra dała się wciągnąć opowieści Ryszarda Petru o potrzebie zmiany i nowej jakości w polityce. W kolejnych tygodniach, popołudniami i wieczorami po pracy, budowała struktury nowej partii w okręgu konińskim, w którym mieszkała. A w październiku wystartowała w wyborach z pierwszego miejsca, w małym, dziewięciomandatowym okręgu. Nowoczesna nie miała tam większych nadziei na posła, bo przedwyborcze symulacje nie dawały na to szans. I do ostatniej chwili nie było jasne, czy Hennig-Klosce się uda. Ostatecznie uzyskała mandat, wyprzedzając o kilkaset głosów ówczesnego wicemarszałka Sejmu z PSL Eugeniusza Grzeszczaka.
W Nowoczesnej wyrosła na jedną z bardziej rozpoznawalnych postaci, w 2017 r. została wiceszefową klubu poselskiego oraz rzeczniczką partii. Zajmowała się głównie gospodarką, w Sejmie była wiceszefową komisji finansów publicznych.
Pod koniec 2018 r. wraz z innymi posłami Nowoczesnej przeszła do klubu Koalicji Obywatelskiej w Sejmie, ale nie wstąpiła do Platformy. I startując rok później z list KO, odnowiła mandat poselski. Z partią zakładaną przez Petru była związana do wiosny 2021 r. – wówczas, ku zaskoczeniu kolegów i koleżanek z Nowoczesnej, postanowiła się przenieść do Polski 2050. Był to trudny czas pandemii, cała opozycja znajdowała się w kryzysie. Szymon Hołownia próbował zaś skapitalizować politycznie sukces, który odniósł w kampanii prezydenckiej 2020 r., zdobywając w pierwszej turze 13,9 proc. głosów. Mozolnie budował więc stowarzyszenie, think tank i partię, a w Sejmie próbował stworzyć klub. Wejście do Polski 2050 Hennig-Kloski umożliwiło partii stworzenie koła (wraz z nią weszły do niego Hanna Gill-Piątek i Joanna Mucha), co pozwoliło im zdobyć dla siebie w Sejmie minimalne zaplecze i możliwość zabierania głosu na sali plenarnej. Dwa miesiące później Hennig-Kloska ściągnęła do partii swojego kolegę z Nowoczesnej Mirosława Suchonia, który do dziś jest jedną z najbliższych jej osób w partii.
Mówiła później, że do zmiany barw partyjnych przekonało ją akcentowanie przez Polskę 2050 kwestii związanych z transformacją energetyczną, które jej zdaniem nie były dostatecznie poważnie traktowane w KO. Drugą przyczyną było to, że w dużej Koalicji miała stosunkowo niewielką przestrzeń do działania. A w maleńkim kole mogła się bardziej wybić i rozwinąć. Wtedy też zaczęła głębiej wchodzić w problemy związane z transformacją energetyczną i w maju 2021 r. przeniosła się z sejmowej komisji zdrowia do komisji ds. energii i klimatu. – Zrozumiałam wtedy, że historia o transformacji energetycznej to historia o przyszłej konkurencyjnej gospodarce. A ślad węglowy tę gospodarkę zabije, jeśli nie zaczniemy czegoś z tym robić na poważnie – mówi POLITYCE Hennig-Kloska. We wrześniu 2021 r. została rzeczniczką Polski 2050, a kilka miesięcy później – członkinią zarządu oficjalnie już założonej partii, gdzie odpowiadała za komunikację i działania strategiczne. Była też współautorką programu gospodarczego partii.
W jej poglądach mieszają się elementy etatyzmu i liberalizmu.
W lutym 2016 r. głosowała przeciw wprowadzeniu przez rząd PiS dodatku 500+, współtworzyła wówczas alternatywny projekt Aktywna Rodzina, który zamiast dodatku 500+ zakładał ulgi podatkowe na dzieci dla osób pracujących i zarazem mniej zamożnych. Później jednak wyrażała poparcie dla wprowadzonej przez rząd PiS reformy. Zawsze najbardziej skupiała się na gospodarce. Do polityki wchodziła z hasłem obniżenia podatków, choć jednocześnie postulowała wzmocnienie usług publicznych, szczególnie w dziedzinie zdrowia i edukacji. Jest przeciwna prywatyzacji edukacji, ochrony zdrowia czy systemu transportu publicznego. Woli budowę mieszkań na wynajem od dopłat do kredytów. Z drugiej strony opowiada się za prywatyzacją spółek Skarbu Państwa, nie licząc tych związanych z energetyką, obronnością czy produkcją paliw. Chciałaby możliwie szybko przyjąć w Polsce euro, choć zaznacza, że jesteśmy wciąż daleko od spełnienia potrzebnych do tego wymogów.
W kwestiach światopoglądowych jest zwolenniczką liberalizacji prawa aborcyjnego oraz respektowania małżeństw osób tej samej płci, jest jednak przeciwna adoptowaniu przez takie pary dzieci. Opowiada się za ograniczeniem przywilejów Kościoła.
W polityce jest singielką.
– Paulina jest bardzo pracowita i ambitna. Bierze na siebie dużo zadań, czasem za dużo, i bardzo chce pracować samodzielnie – słyszymy o niej w partii. Inna osoba z Polski 2050 dodaje: – To taka zosia samosia. W ministerstwie będzie się musiała nauczyć delegowania zadań. Hennig-Kloska w Polsce 2050 najlepiej dogaduje się z Suchoniem. To również jeden z najbardziej pracowitych posłów w poprzedniej kadencji Sejmu, ale mniej wyrazisty i rzadziej występujący w mediach. Partyjni koledzy cenią go za umiejętność słuchania i znajdywania kompromisów, co przyda mu się w nowej roli szefa klubu Polski 2050. Poza nim Hennig-Kloska nie wchodzi raczej w bliższe relacje z innymi posłami. Często jest zabiegana i zapracowana – mówią nasi rozmówcy. Ale blisko współpracuje z Szymonem Hołownią.
– Nasz szef lubi ludzi pracowitych, takich, którzy więcej robią, niż mówią, a taka jest właśnie Paulina – mówi nam działacz Polski 2050. – Oni tworzą coś w rodzaju przyciągających się przeciwieństw. Szymon jest bardziej mędrcem, a Paulina człowiekiem czynu – dodaje.
Jak sama mówi, jej naczelnym celem jako ministry klimatu i środowiska jest wprowadzenie naszego kraju na tory szybkiej transformacji, tak by Polska mogła się stać w nieodległej przyszłości neutralna klimatycznie. I jednym z kluczowych działań mają być inwestycje w odnawialne źródła energii: wiatraki na lądzie i morzu, fotowoltaikę, biomasę, ale też atom, za który prawdopodobnie jej resort również będzie odpowiadać. Jak słyszymy, ustawa o wiatrakach ma szybko wrócić, pierwsza porażka nie osłabi motywacji nowego rządu. – Paulina naprawdę chce wprowadzić w Polsce realną zmianę w obszarze transformacji energetycznej – przekonuje jeden z jej współpracowników.
Ale na agendzie będzie miała dużo innych wyzwań – Ministerstwo Klimatu i Środowiska to jeden z największych resortów. Jednym z pierwszych czekających ją tematów jest analiza niedawnej kontrowersyjnej decyzji dla projektów jądrowych Orlen Synthos Green Energy, wydanej przez ministrę klimatu Annę Łukaszewską-Trzeciakowską, przy negatywnej opinii ABW. Ważną i pilną kwestią będzie też odpolitycznienie i uzdrowienie Lasów Państwowych oraz stworzenie dla nich nowej strategii, nastawionej nie tylko na zysk, ale też na ochronę przyrody. Kolejny trudny obszar to śmieci, tu konieczna jest nowelizacja ustawy o systemie kaucyjnym oraz ustawa o rozszerzonej odpowiedzialności producenta, w której trzeba osiągnąć niełatwy kompromis między przedsiębiorcami wprowadzającymi na rynek produkty w opakowaniach, recyklerami, samorządami i organizacjami prośrodowiskowymi.
Ponadto nową ministrę czeka aktualizacja polityki energetycznej do 2040 r., znalezienie pomysłu na zmiany w trudnym i od dawna zaniedbanym obszarze, jakim jest ciepłownictwo, przygotowanie strategicznego dokumentu o dojściu Polski do neutralności klimatycznej, a także zaplanowanie dalszej walki ze smogiem i skutecznej termomodernizacji budynków.
Hennig-Kloska wielu z tych obszarów sama musi się jeszcze nauczyć – samą energetyką zajmuje się stosunkowo od niedawna, nigdy też nie specjalizowała się w kwestiach śmieci, lasów czy smogu. Czeka ją również budowa relacji z przedstawicielami środowisk eksperckich zajmujących się tymi tematami. Oraz z ministrami – przede wszystkim aktywów państwowych i przemysłu – z którymi będzie musiała blisko współpracować w rządzie. W samym ministerstwie musi zaś z przedstawicieli czterech różnych partii zbudować kompetentny i dobrze współpracujący zespół wiceministrów (wiele wskazuje na to, że będzie ich w resorcie co najmniej pięciu, a może sześciu).
Stoją przed nią zadania ambitne i ważne. Po kryzysie wiatrakowym będzie musiała bardzo pilnować kolejnych projektów. Bo „ulubienicy” Sejmu wszyscy będą teraz zapewne patrzeć na ręce. n