Partnerskie związki na początek
Po latach batalii i pisowskiego marazmu Polska ma szansę wprowadzić związki partnerskie. Czekają pary jednopłciowe, ale wbrew pozorom nie tylko one. Kolejki do urzędów będą długie.
Dla nowej władzy pod wodzą Donalda Tuska związki partnerskie będą testem politycznej intencji i mocy. A wyborcy od początku mówią: „sprawdzam” i bardzo uważnie słuchają, kto się jasno deklaruje, a kto kluczy. Za rządów PiS opozycja demokratyczna wzywała do poszanowania wyroków europejskich trybunałów, teraz musi wykazać, że gołosłowna nie jest. Związki partnerskie to być może pierwszy taki ewidentny pretekst.
Czekanie na zmianę
Chodzi o długo wyczekiwany wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) z 12 grudnia. Polska – czytamy – odmawiając parom osób tej samej płci prawnego uznania ich związków, narusza ich prawo do poszanowania życia rodzinnego. Musi to naprawić. W jaki sposób, tego Strasburg nie precyzuje, opcje są właściwie tylko dwie: związki partnerskie albo równość małżeńska. Paradoks polega na tym, że równość da się osiągnąć szybciej, wciągając pary tej samej płci pod parasol małżeństwa. Ze związkami partnerskimi jest więcej zachodu, ale łatwiej znaleźć dla nich szersze poparcie i przeforsować je przez parlament. Aż odbiją się, być może, od biurka Andrzeja Dudy.
Cała strasburska batalia trwała osiem lat, tyle co władza PiS, choć zaczęło się u schyłku rządów PO-PSL. Po kolejnej nieudanej próbie wprowadzenia zmian systemowo i w zwykłym toku legislacyjnym, stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza i Kampania Przeciw Nienawiści (KPH), ze wsparciem prawników, pełnomocników, Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, zawiązały Koalicję na rzecz Związków Partnerskich i Równości Małżeńskiej. Machina ruszyła. Zgodnie z planem pięć par jednopłciowych udało się do urzędów stanu cywilnego po zaświadczenie „o braku przeszkód do zawarcia związku małżeńskiego”. Usłyszały stanowcze „nie”, strony te decyzje zaskarżyły, a sądy pierwszej i drugiej instancji zgodziły się, że na gruncie polskiego prawa nie da się postąpić inaczej.
To był strategiczny proces litygacyjny, jak to się ujmuje w prawniczym żargonie, złożony w dużej mierze z papierologii i czekania. – Dla Trybunału to nie była zresztą nowa sprawa, ale jedna z całej serii – mówi mec. Małgorzata Mączka-Pacholak, jedna z pełnomocniczek reprezentujących pary w Strasburgu. – Mocno nawiązywaliśmy do wyroku w sprawie Oliari i inni przeciwko Włochom.
Nasi rozmówcy podejrzewają, że ETPC mógł strategicznie odczekać na zmianę władzy w Polsce, skoro PiS ze zdaniem Europy i tak niespecjalnie się liczył. A w kolejce stały jeszcze sprawy praworządnościowe. – Nie lubię tego określenia, ale w „sprawach światopoglądowych” obserwowaliśmy pewne opóźnienie – mówi Mączka-Pacholak. – Trybunał zawsze bierze pod uwagę kontekst i pilność sprawy.
Związki partnerskie to hasło, którym różne osoby chętnie w Polsce szafują, nie do końca wiedząc, co dokładnie oznacza. Czym się różnią od małżeństwa? A jeśli niczym, to do czego są nam potrzebne? Jak się je rozwiązuje? Rzecz w tym, że co kraj, to legislatura.
Nikogo nie skrzywdzą
Związki partnerskie to zwykle coś w rodzaju „małżeństwa minus”. – W praktyce politycy patrzą na listę praw i zaczyna się wykreślanie: czego nie damy – wyjaśnia Hubert Sobecki ze stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza. – Łotwa wprowadziła niedawno zupełny ogryzek: związek partnerski nie zwalnia nawet z podatku od spadku, bo nie daje prawa do dziedziczenia jak rodzina. A z drugiej strony jest przykład Słowenii, która rok temu wprowadziła równość małżeńską, a przedtem miała związki partnerskie, które różniły się od małżeństwa tylko brakiem możliwości zewnętrznej adopcji dzieci. Strasburg daje polskim władzom pole do popisu.
W Austrii (związki partnerskie od 2010 r., małżeństwa jednopłciowe od 2019) wy
starczy formularz w urzędzie, związki rozwiązuje sąd. W Chorwacji (związki od 2014 r.), ostatnim kraju, o który rozszerzyła się Unia, w ceremonii musi uczestniczyć dwóch świadków. Jeśli między dwiema osobami jest zgoda i jeden z partnerów nie ma praw rodzicielskich w stosunku do dzieci drugiego, związki rozwiązuje się przez złożenie wniosku do urzędu stanu cywilnego (w wielu państwach UE tak to wygląda). W innym wypadku sprawę rozstrzyga sąd rodzinny i konieczne są mediacje.
W Holandii (związki partnerskie od 1998 r.) istnieje możliwość tzw. konwersji (zmiany) małżeństwa na związek partnerski i na odwrót. Grecy z kolei z początku rezerwowali związki wyłącznie dla par tej samej płci, co uznano za kuriozum. W lipcu w Castel San Pietro został zarejestrowany pierwszy związek partnerski we Włoszech. Różnice między nimi a małżeństwami bywają też doprawdy kosmetyczne, na przykład w Irlandii ze związku wyjść niełatwo (wbrew pokutującemu twierdzeniu, że zawiera się je i zrywa dowolnie często). Rozwiązanie następuje przed sądem i trzeba dowieść, że przez co najmniej dwa lata (w trakcie trzech lat przed wnioskiem o „rozwód”) partnerzy żyli osobno. Obie strony powinny też ustalić warunki rozstania, w przeciwnym razie zostaną sformułowane w trakcie postępowania sądowego.
W 1999 r. we Francji pojawił się jeszcze inny twór: umowa solidarności PACS (dziś nad Sekwaną obowiązuje pełna równość małżeńska). Przyszli partnerzy sporządzają pismo w kancelarii sądu rejonowego albo przed notariuszem i (nieobowiązkowo) precyzują zasady mającego ich łączyć „ustroju majątkowego”. PACS nie gwarantuje na przykład automatycznie prawa do spadku w razie śmierci partnera, jeśli w umowie nie postanowiono inaczej. Partnerzy nabywają prawo do wspólnego opodatkowania – rzecz we francuskim systemie fiskalnym ogromnie korzystna. Każda ze stron zachowuje jednak status osoby prawnie stanu wolnego, dlatego PACS ulega rozwiązaniu wskutek zawarcia małżeństwa przez jednego lub oboje partnerów (automatycznie). Dwa inne sposoby to złożenie wspólnego oświadczenia lub jednostronna decyzja partnera. PACS-y swobodnie mogą zawrzeć na przykład dwie starsze wdowy mieszkające razem, bo tak się po prostu łatwiej żyje, ale także np. partnerzy biznesowi, co wzbudzało kontrowersje. Par LGBT ta opcja nie ekscytowała, bo katalog uprawnień nie jest niewyczerpany.
Najbardziej progresywne są państwa starej Unii. Adopcja, wewnętrzna i zewnętrzna, nie jest standardem. Wewnętrzna obowiązuje w 16 krajach UE, zewnętrzna w 14. Zwykle pary jednopłciowe zyskują prawo do adopcji na drodze sądowej. Dwa lata temu sąd administracyjny w Zagrzebiu stwierdził, że pary jednopłciowe nie mogą być dyskryminowane w procesie adopcyjnym. W Niemczech po decyzji Trybunału Konstytucyjnego partner w związku jednopłciowym otrzymał prawo adopcji dziecka, którego rodzicem biologicznym lub adopcyjnym jest drugi uczestnik związku.
Uznano, że to z korzyścią dla dziecka, które ma zapewnioną opiekę i prawo do dziedziczenia po obu partnerach.
W Polsce ta sprawa też wymaga regulacji. W świetle prawa nie istnieją, ale według szacunków liczba jednopłciowych par wychowujących dzieci sięga 50 tys. (za: „Jesteśmy rodziną”, raport stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza). Polska to też jeden z ostatnich krajów bez związków – obok Bułgarii, Litwy, Rumunii i Słowacji. Nawet Węgry dopuszczają dziś zarówno kohabitację, jak i związek partnerski. W sąsiednich Czechach ustawa o związkach weszła w życie w 2006 r. Kampanię przekonującą do ich wprowadzenia zorganizowano pod hasłem: „Komuś pomoże. Nikogo nie skrzywdzi”.
Wszyscy skorzystają
– W życiu nic nie wygrałem, nie załapałem się na żaden casting, więc bezpiecznie się zgłosiliśmy. A tu bum! – opowiada Michał Niepielski. On i jego partner, Wojciech, włączyli się jako jedna z pięciu par do strasburskiej sprawy. Wzięli udział w „castingu” KPH w 2015 r. i zostali wybrani. Nagle trzeba było dać twarz kampanii i siłą rzeczy się wyoutować. – Strach ma wielkie oczy. Wszyscy nam gratulowali, pocieszali, wspierali. Teraz w pracy mogę swobodnie opowiadać o Wojtku i pokazywać zdjęcia z wakacji, jak wszyscy – opowiada Michał.
Są razem od 20 lat. W świetle prawa w urzędach, na poczcie, w szpitalu – obcy sobie ludzie. – Nie jesteśmy już bardzo młodzi, więc zastanawiamy się, co będzie, jeśli któremuś z nas coś się przydarzy. Jestem właścicielem mieszkania, w którym mieszkamy, co by się z nim stało? Jeśli ktoś twierdzi, że wszystko da się załatwić u notariusza, to odpowiadam: nie da się, sprawdziliśmy – mówi Michał. Sporządzenie stosownego aktu to nawet kilka tysięcy złotych, o czym się zapomina, kiedy wysyła się pary LGBT+ do notariusza. Para heteroseksualna za ślub cywilny zapłaci w Warszawie 84 zł i dostaje komplet praw z automatu.
„Księgę” pełnomocnictw od notariusza Michał i Wojtek często muszą mieć przy sobie. Kiedy Michał zachorował, Wojtek wziął zwykły urlop, niczego z marszu nie dostał. – Ostatnio odszedł jego tata. Razem załatwialiśmy sprawy w urzędach i placówkach opieki zdrowotnej – mówi Michał. – Oczywiście padało pytanie o to, kim ja jestem dla pacjenta. Na szczęście nie spotkaliśmy się z obstrukcją, ale nie musiało tak być. Z tyłu głowy ciągle jest myśl, że trzeba się tłumaczyć z tego, kim jesteśmy. I ciągłe ryzyko osobliwej „klauzuli
sumienia”. Związek chcą zawrzeć w Polsce, legalnie (zagraniczny i tak nie miałby w kraju znaczenia). Aktywizm pomógł im przetrwać mroczne osiem lat z PiS. – Moi heteroseksualni znajomi mówią: fajnie, jak już to wywalczysz, to też skorzystamy!
No właśnie. Opublikowane w grudniu ostateczne dane z Narodowego Spisu Powszechnego dotyczące rodzin, ale tylko heteroseksualnych, pokazują, że mamy kryzys instytucji małżeństwa. Liczba związków niemałżeńskich wzrosła o 74 proc. w porównaniu z 2011 r. Liczba związków niemałżeńskich bez dzieci – o 127 proc. Wśród rodzin z dziećmi w wieku do 24 lat pozostających na utrzymaniu rodziców 9,4 proc. to nieformalne związki partnerskie. – Dostrzeżenie w regulacjach prawnych obu typów związków oznacza dla demografów uwzględnienie w statystyce publicznej form rodzin o rosnącym znaczeniu, dotąd ignorowanych. Wreszcie! – mówi prof. Irena Kotowska, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych PAN. – Dane o związkach partnerskich heteroseksualnych pozyskiwaliśmy dotąd z badań specjalnych (w tym badań na próbach reprezentatywnych) oraz ze spisów powszechnych, dane o rodzinach tworzonych przez partnerów tej samej płci pochodziły jedynie z nielicznych badań specjalnych.
Warto też zwrócić uwagę na dwa przeciwstawne trendy – coraz więcej par heteroseksualnych nie widzi potrzeby usankcjonowania swego związku w formie małżeństwa, domagając się zarazem formalnego uznania związku. Stajemy się coraz bardziej praktyczni.
Sympatie się zmieniają
O ile związki osób heteroseksualnych są coraz krótsze, a z każdym rokiem przybywa rozwodów, o tyle według raportu Kampanii Przeciw Homofobii sprzed dwóch lat wśród osób LGBT+ utrzymuje się niejako odwrotny trend – coraz mniej osób deklaruje pozostawanie w związkach trwających poniżej pół roku. Zdecydowana większość ankietowanych, bo aż 87 proc., zawarłaby związek partnerski, gdyby była taka możliwość. W 2021 r. 69 proc. osób deklarowało chęć zawarcia małżeństwa (o 7 pkt proc. więcej niż w 2017 r.). Jednocześnie 37 proc. osób LGBT+ twierdzi, że zdecydowałoby się na adopcję, gdyby państwo na to zezwalało. Operujemy tu na naprawdę dużych liczbach. W Polsce mieszka ponad 2 mln osób nieheteroseksualnych, a mniej więcej połowa z nich może żyć w związkach intymnych.
Bardzo się też zmienia ogólne nastawienie społeczne. W badaniu CBOS z 2013 r. 60 proc. Polaków nie akceptowało możliwości sformalizowania relacji między osobami tej samej płci, 68 proc. nie wyobrażało sobie małżeństw, a 87 proc. nie zgadzało się na adopcję dzieci. W 2022 r. 34 proc. ankietowanych poparło związki partnerskie, a 28 proc. równość małżeńską. Przeciw jakimkolwiek rozwiązaniom prawnym było 33 proc. badanych. Więcej kontrowersji budzi adopcja. Połowa respondentów jest przeciw, co trzeci je popiera (6 pkt proc. więcej w porównaniu z danymi z 2013 r.). Trend jest oczywisty, a przecież za nami osiem lat zohydzania społeczności LGBT. Rząd PiS rozjechał się mocno z tymi społecznymi nastrojami, w pewnym sensie nawet pomógł. Podwoiła się liczba uczestników marszów równości, samych marszów jest mnóstwo w całym kraju.
– Młodzi wiedzą, jak wygląda życie – zauważa Hubert Sobecki. – Mamy pokolenie oswojone z rozwodami, świadome, że związki wyglądają różnie. Ludzie się pobierają, rozwodzą, żyją w różnych konfiguracjach, rodzinach patchworkowych, związkach otwartych itd. Nie ma jednego modelu skutecznego życia dla wszystkich. Trzeba odbetonować rodzinę.
„Polska nie jest gotowa”, mówiło się latami. „Damy im związki, zażądają czegoś jeszcze”. Podejść było kilka. Poseł, dziś senator, Artur Dunin z PO zaproponował w 2012 r. coś na kształt łotewskiego ogryzka i sama PO go odrzuciła. Ostatnie projekty przed nastaniem rządów PiS złożyły Nowoczesna i Lewica, oba szerokie. Różniły się od małżeństwa przede wszystkim nazwą i brakiem możliwości zewnętrznej adopcji, ale dawały możliwość przysposobienia dziecka partnera. – U tzw. oświeconych konserwatystów, którzy nie mówią „nie, bo nie”, ale mają jakieś obiekcje, te dwie sprawy – adopcja i nazwa – budzą jeszcze emocje – twierdzi Sobecki. – Nie było za rządów PO-PSL nagonki ze strony państwa, szczucia, tego całego horroru, ale pracować się z nimi nie dało. Po prostu nie chcieli.
Aktywiści mówią wprost: obawiają się ludowców. Władysław Kosiniak-Kamysz związki popiera, ale „na małżeństwo się nigdy nie zgodzi”. W rozmowie z PAP wiceszef klubu PSL-TD, marszałek senior Marek Sawicki zapowiada z kolei: „W mojej ocenie nie będzie rządowego projektu ustawy wprowadzającego związki partnerskie, poselski projekt oczywiście może być, ale ja się pod nim nie podpiszę i nie będę głosować za”. Świeżo powołana minister ds. równości Katarzyna Kotula (Lewica) chce tymczasem właśnie rządowego projektu. Ustawa o związkach partnerskich jest wysoko na liście stu konkretów Koalicji Obywatelskiej, ale, nomen omen, bez konkretów.
Równość to równość
Marszałek Szymon Hołownia w podkaście „Wybory Kobiet” dopiero co stwierdził, że mamy XXI w., związki powinny być już dawno uchwalone. „Pokolenie moich córek ułoży sobie te sprawy pewnie jeszcze zupełnie inaczej – mówił. – Natomiast my musimy sobie powiedzieć dziś jasno: jeżeli para obywateli RP chce poinformować państwo, że zdecydowała się formalnie na trwały związek, który ma rodzić też pewne skutki prawne, to co państwu do tego? Mają prawo o tym poinformować, a państwo musi to przyjąć do wiadomości, wyciągnąć z tego formalne konsekwencje. Tu nie ma żadnej ideologii”. Ale i dodał – przypomniał właściwie – że w sprawach sumienia klub głosuje jak chce, a na małżeństwa jest jeszcze za wcześnie.
Hubert Sobecki: – Co to znaczy, jeśli z listy, dajmy na to, 75 praw dla związków partnerskich godzę się na wszystko prócz posługiwania się nazwą „małżeństwo”? Dlaczego to tak boli? Może tutaj tak naprawdę tkwi odpowiedź: może uważamy związki osób tej samej płci za po prostu gorsze.
Źródłem nadziei dla bojowników na rzecz związków jest nowa obsada kluczowych resortów, zwłaszcza rodziny (Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy) i sprawiedliwości (Adam Bodnar), z istotną rolą Katarzyny Kotuli. – To sojuszniczka – mówi Sobecki o Dziemianowicz-Bąk. – Osoba, która prawie dostawała gazem od policji pałującej nastolatki LGBT na warszawskim Krakowskim Przedmieściu. Rozumie, jaka jest stawka.
– Wielokrotnie nas ratował – ocenia Bodnara Niepielski. – To m.in. jego zasługa, że „strefy wolne od LGBT” zaczęły w Polsce znikać.
Z przedstawicielami społeczności LGBT nigdy nie spotkał się Donald Tusk. A zapraszali. I po wyroku znów to zrobili. – Byłoby wspaniale, gdyby dał zielone światło. To bardzo ważne, żeby przykład poszedł z góry – mówi Sobecki. A co z Andrzejem Dudą? Może zaskoczy, jak w sprawie in vitro. – Episkopat apelował do prezydenta, żeby nie podpisywał ustawy. A jednak to zrobił – przypomina Niepielski. Ale wytrzymają, jeśli trzeba, nawet do wyborów prezydenckich. – Teraz już poczekamy – mówi. – Może przez dwa lata nic złego żadnemu z nas się nie przytrafi. Bo o to w tej batalii chodzi.