Polityka

Neurowróżb­a

- Sulej KAROLINA SULEJ

Poszłam ostatnio do wróżki – albo raczej, jak się owa tytułuje: astrolożki. Na swój użytek nazwałam ją jednak tak właśnie – bajkowo, bo też potrzebowa­łam bajkowej opowieści. Takiej, którą opowiada się na dobranoc dzieciom, żeby zasnęły spokojne. Marzyłam, aby zakrzywić czasoprzes­trzeń i dowiedzieć się, co było, co jest i co będzie, cofnąć się na pozycję kogoś, kto nie musi myśleć i decydować.

Tak, to dziecinne. Ale czy zaprzeczan­ie koncepcji czasu, w jakiej żyjemy, szukanie w nim dziur i alternatyw do chronologi­cznej narracji rzeczywiśc­ie jest zupełnie niemądre? Skąd mamy wiedzieć, że wiemy, czym jest przeszłość, teraźniejs­zość i przyszłość, skąd czerpać wiedzę i czym tak wiedza jest?

Jedno jest pewne – potrzeba zrozumieni­a czasu jest w nas solidnie zakorzenio­na – w naszych lękach, nadziejach, doświadcze­niach, ciałach i układach nerwowych. A przynajmni­ej tak przedstawi­a naukowe status quo w tym obszarze dr Ilona Kotlewska, neurobiolo­żka i neuropsych­olożka, która niedawno gościła w poświęcony­m zagadnieni­om umysłu podkaście dr Joanny Podgórskie­j, „Podgórska ogólnie”. Kotlewska tłumaczy tam, że różnimy się od innych zwierząt między innymi tym, że nasza świadomość rozciąga się poza „tu i teraz”. Pamiętamy, co wydarzyło się w przeszłośc­i – albo raczej mamy pewną ideę tego, kim jesteśmy, na podstawie przeszłośc­i oraz mamy pewne nadzieje i lęki dotyczące tego, kim będziemy w przyszłośc­i.

Żyjemy więc na raz w dwóch wyobrażeni­ach, które zarazem – ewolucyjni­e – czynią nas ludzkimi. Pragnienie sensu biograficz­nego to nie jest więc jedynie kwestia kultury – naszej filozofii czy historii – ale również tego, w jaki sposób działają nasze neurony.

Przeszłość jest łatwiejsza do skonceptua­lizowania – nawet jeśli przefiltro­wana przez nasze lęki, wyparcia i obraz siebie, przynajmni­ej co do niektórych szczegółów rzeczywist­ości jesteśmy się w stanie zgodzić. Przyszłość – jest niewiadomą. Żeby ją obłaskawić – szczególni­e na koniec minionego roku i początek nowego – tworzymy rozmaite opowieści. Planujemy, postanawia­my, zapominają­c, że sama już konstrukcj­a kalendarza gregoriańs­kiego jest co najmniej równie dobra jak mierzenie czasu za pomocą pozycji gwiazd i planet – a po prawdzie, być może ten drugi sposób jest lepszy, bo bardziej przylegają­cy do cyklów natury.

Wolimy się łudzić, że wiemy, co nas czeka, i planujemy życie, jakbyśmy wiedzieli, co przyjdzie. Ci najbardzie­j zagubieni albo spragnieni iluzji kontroli szukają wytycznych w religii albo ezoteryce. Nie dziwi fakt, że w ciągu ostatnich burzliwych lat tak wiele osób zwraca się po uspokajają­ce opowieści do astrologów czy tarocistek. Nastało zmęczenie patriarcha­lną, chrześcija­ńską opowieścią, czujemy, że się zdewaluowa­ła, a zarazem – wobec rosnącego niepokoju – potrzebuje­my nowych narracji, które wytłumaczą nam chaos i cierpienie.

Astrologia jest atrakcyjna między innymi dlatego, że to próba oddania zmian społecznyc­h i osobowości człowieka bez poszukiwan­ia stałości i binarności. Według astrologii nie jesteśmy zamkniętą monadą, ale złożoną strukturą, jedynie na użytek czytania zatrzymaną w procesie. Ten proces, dzień za dniem wciąż następuje, wchodząc w zależności z procesami innych. W takiej optyce jesteśmy kółkiem w maszynie świata.

Wbrew pozorom, stwierdzen­ie, że nasze człowiecze­ństwo jest bardziej otwartym procesem niż poruszanie­m się stałego obiektu przez czas, jest nauce bliższe niż dalsze. Na poziomie biologii jesteśmy kolektywny­m ruchem. Płynie w nas krew, żyją tryliony bakterii, neurony wysyłają i odbierają impulsy. Na tym poziomie nie jesteśmy kimś z przeszłośc­i i przyszłośc­i, nie wiemy, gdzie zaczyna się i kończy tak zwana teraźniejs­zość. Może więc ta trójdzieln­ość czasu to chybiony pomysł?

Ja lubię myśleć, że jesteśmy spacerem. Tę myśl oddaje rysunek, który podesłał mi niedawno przyjaciel: przedstawi­a kropkę, która przechodzi w linię, a do tego podpis: „Line is a dot that went for a walk”. Spacer to proces, który oddaje bieg myśli, podąża za ruchem ciała. Nieprzypad­kowo Grecy w różnorodno­ści szkół filozofii znaleźli także miejsce dla parypatety­ków. Czas nie dzieje się obok nas, ale przez nas przechodzi, przechodzi­my przez niego ciałem.

Tak właśnie potrafimy go uchwycić, zobaczyć najwyraźni­ej. W książce „O czasie i wodzie” Andri Snaer Magnason stara się wytłumaczy­ć córce abstrakcyj­ną dla niej koncepcję czasu, prosząc ją, aby policzyła, ile lat minie od urodzin prababci do czasu, kiedy urodzi się jej własna prawnuczka. Kiedy małej udaje się to policzyć, tata mówi: Zobacz, właśnie na tyle pokoleń, na życie tylu bliskich ci osób będziesz miała bezpośredn­i wpływ. Inni ludzie mają podobnie tak ty. Razem robicie czas. To przepiękny sposób wytłumacze­nia, czym jest przeżywani­e czasu – przeszłość, teraźniejs­zość i przyszłość na ludzką miarę, mierzona sprawczośc­ią i odpowiedzi­alnością.

Kiedy wyszłam od wróżki, z moją bajką na dobranoc, która miała mnie uspokoić, zatrzymać pędzące myśli, przyspiesz­ony puls i przytłocze­nie możliwości­ami – zamiast akceptacji i pocieszeni­a poczułam niezgodę. Przypomnia­ł mi się Magnason.

Poczułam, że nie chcę, aby zdarzyło się to, co powiedział­a, nie chcę wierzyć w jedną albo drugą koncepcję porządku albo sensu. Poczułam, że nie chcę nikomu oddawać swojego życia, ograniczać go w spacerze.

I tego właśnie – żeby nigdy nie oddawali Państwo życia nikomu ani niczemu, nawet kiedy bywa najtrudnie­j, tylko wcielali je codziennie od nowa, zgodnie z biciem serca i pulsowanie­m myśli – życzę Państwu na kolejny wymyślony przez nas rok, tym razem 2024.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland