BezFgaonrtsaeztjeu 4/6
To był bez wątpienia jeden z najbardziej osobliwych twórców, jacy przewinęli się przez polską sztukę po drugiej wojnie światowej. Jego kariera zapowiadała się ciekawie. Lansował go Stanisław Szukalski, a sam artysta zaczął od dużego skandalu, gdy w 1937 r., mając 25 lat, zilustrował powieść „Motory” Emila Zegadłowicza. Jej nakład w całości skonfiskowano m.in. z paragrafu „szerzenie pornografii”. Mimo kilku szans, jakie dało mu życie, Stefan Żechowski żył w odosobnieniu i zmarł w zapomnieniu. Był malarzem bardzo nierównym i wyrządzono wielką szkodę jego pamięci, włączając niektóre obrazy do ekspozycji. Tym bardziej że pokazano głównie wizerunki patronów, które powstawały na zamówienie zabrzańskich szkół i były rodzajem chałtury o nieznośnie ideologicznej wymowie. Nie pochylałbym się także nad projektami ckliwych malowideł religijnych. Za to rysownikiem był niezwykłym, acz swój talent wykorzystywał na różne, czasami zaskakujące sposoby. Na pokaz były, słuszne politycznie, obrazkowe historyjki z życia klasy robotniczo-chłopskiej i jej przywódców. Ale gdy artysty nie wiązał społeczny gorset, tworzył rzeczy intrygujące. Szczególnie rysunki (mniej pastele) erotyczne; dosadne, niekiedy perwersyjne, mające coś z fantasmagorii Schulza. Świetne są także oniryczne prace o tematyce fantastycznej i rozrachunki z wojną, w których ujrzeć można ślady Biegasa czy Linkego. Kto jednak zdecyduje się odwiedzić Zabrze, niech sprawdzi dokładnie, czy nie pocałuje klamki, bo godziny otwarcia muzeum są haniebne.