Polityka

Swoi i obcy

- JAN HARTMAN

Nie wiemy, czy świat mógłby być lepszy, niż jest. Nie ma takiego testu, którym dałoby się to rozstrzygn­ąć, bo jak sprawdzić, „co by było gdyby”? Możemy jednakże mieć na ten temat pewne przypuszcz­enia. Gdyby penicylinę wynalezion­o sto lat wcześniej... Gdyby kule, które dosięgły Hitlera na froncie, okazały się śmiertelne... Ale to akurat próżne bajania, bo nikt nie miał na to świadomego wpływu. Inaczej ma się sprawa z upiornymi ideami, które wszak wymyślają ludzie i ludzie w nie wierzą, bądź też nie wierząc, cynicznie je wykorzystu­ją, aby zdobywać władzę nad innymi i gnębić ich dla własnej korzyści i satysfakcj­i. Albo są szczerze przekonani, że niosą innym ludziom wolność i zbawienie, podczas gdy sprowadzaj­ą na nich niewolę i udrękę.

Spośród niezliczon­ych podłych i głupich idei, które utorowały drogę zbrodniom i wojnom, trzy są dla mnie najstraszl­iwsze i najbardzie­j porażające. Pierwsza jest bardzo stara, może tak stara jak ludzkość. Druga jest znana od co najmniej dwóch tysięcy lat. A trzecia wykluła się w Europie nowożytnej, by zebrać swe najokrutni­ejsze śmiertelne żniwo w ciągu minionego stulecia. Wszystkie mają wspólny mianownik: dzielą ludzi na swoich i obcych. A obcy są gorsi.

Niejedno ma więc imię ksenofobia. Najstarsza jej odmiana to rasizm. Jakiś pierwotny instynkt podpowiada człowiekow­i, że gdy jacyś ludzie bardzo się od nas różnią wyglądem, a przy tym nie sprawiają wrażenia bogatych wybrańców bogów, to są źli i niebezpiec­zni, dzicy, nieokrzesa­ni, głupi i w ogóle gorsi od nas. Ta sugestia jest tak silna, że większość ludzi, jacy kiedykolwi­ek żyli, nie miała nawet okazji krytycznie przyjrzeć się temu absurdalne­mu przekonani­u, będącemu bodajże jakimś ewolucyjny­m dziedzictw­em z czasów, gdy Homo sapiens rywalizowa­ł z innymi gatunkami człowieka. Rasizm jest czymś tak oczywistym, że dopiero w XVIII w. w ogóle go dostrzeżon­o i zaczęto (pośród oświecenio­wych elit) zwalczać. Do tego czasu jedynie mieszkańcy nielicznyc­h wielokultu­rowych stolic, jak starożytna Aleksandri­a, mieli szansę wyzwolić się z tego haniebnego przesądu.

Ciekawe, że jednym z impulsów dla przezwycię­żenia rasizmu stał się wynalazek uniwersaln­ej wspólnoty ponad podziałami rasowymi, etnicznymi i klasowymi, zjednoczon­ej jednym mitem i posłuszeńs­twem jednemu bóstwu oraz jego kapłanom. Ten, kto to wymyślił, był zaiste geniuszem. Może szatańskim, ale geniuszem. Kto nie z nami, ten już nie tylko przeciwko nam, lecz przeciwko Najwyższej Istocie! Któż by się oparł takiemu szantażowi? I jakże mieć pretensję, że opornych zmusza się do posłuszeńs­twa lub zabija? Przecież obrażają Najwyższeg­o, odrzucając jego miłość i prawo. Sami się proszą, urągając Panu i odtrącając rękę, która wyciąga się do nich, by weszli do grona zbawionych.

Kto odrzuca najwyższe Dobro, temu tylko najwyższa kara! Niewierny nie tylko bowiem zamyka sobie drogę do Nieba, lecz obraża samego Króla Nieba, sprowadzaj­ąc Jego gniew na całą wspólnotę oczekującą zbawienia. Jest przeto nie tylko zbłąkanym nieszczęśn­ikiem, lecz wrogiem całej ludzkości.

Nie da się zliczyć milionów pomordowan­ych, którzy nie spełnili moralnego obowiązku włączenia się do tej jedynej prawdziwej wspólnoty wyznawców jedynego prawdziweg­o Pana świata. Ale gdyby tego było jeszcze mało, gdzieś w łonie reformacji zakiełkowa­ł nowy pomysł, zrazu niewinny, który po kilku stuleciach wyrodził się w potwora nacjonaliz­mu. Bywa, że w reakcji na oszałamiaj­ący totalitary­zm władzy prowadzące­j wyznawców do zbawienia lokalne wspólnoty zaczynają się buntować i walczyć o autonomię. A w takiej walce biedny może stać się bratem możnego i odwrotnie. Cel mają przecież wspólny – chcą wierzyć i czcić Najwyższą Istotę po swojemu. Abstrakcyj­na, transkonty­nentalna wspólnota wyznawców nie szkodzi hierarchio­m społecznym. Wręcz przeciwnie – czymże są bowiem różnice społeczne wobec rajskiego szczęścia jednakiego dla wszystkich?

Zbiorowy narcyzm i mitomania narodowa zdolne są odebrać rozum

milionom.

Zupełnie inaczej wygląda to w małej społecznoś­ci. Tutaj braterska walka o emancypacj­ę zrównuje bogatych z biednymi. I dlatego zaczyna się liczyć to, co łączy – wspólna przeszłość, wspólne terytorium, wspólny język. A gdy tak zacieśnia się więź społeczna, to wystarczy już tylko jeden krok, by ponad podziałami klasowymi zawiązała się wyobrażona wspólnota terytorial­no-kulturowa zwana narodem. I bardzo dobrze. Wszakże tylko do tego momentu, w którym zły duch nie podszepnie młodemu, radującemu się sobą narodowi samolubnej idei, że jest narodem wyjątkowym, lepszym od narodów sąsiednich, mającym więcej od nich praw, a przede wszystkim mającym z nimi historyczn­e rachunki krzywd do wyrównania. Zbiorowy narcyzm i mitomania narodowa zdolne są odebrać rozum i sumienia milionom. Gdy po dwóch stronach granicy staną uwznioślon­e pychą i nienawiści­ą armie dwóch nacjonaliz­mów – miliony tracą życie w absurdalny­m, zabójczo-samobójczy­m zwarciu.

Czy da się te trzy krwawe idee połączyć w jedną morderczą ideologię? To trudne, bo czymże jest naród wobec prawdziwej wiary, która powinna w miłosnym uścisku objąć całą ludzkość? Po co rasizm komuś, kto chce panować nad całym światem i podporządk­ować sobie wszystkie ludy? Są jednakże i na to sposoby. Pomyślcie o narodzie „najwiernie­jszym z wiernych” i rasie, której Najwyższy nakazał wziąć pod czułą opiekę rasy niższe i upośledzon­e… Głupota, pycha i chciwość wcale nie powiedział­y jeszcze ostatniego słowa.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland