Mesjasz Diuny 5/6
Diuna: część druga (Dune: Part Two), reż. Denis Villeneuve, prod. USA, 165 min
Pierwsze wrażenia? „Diuna” to wciąż najbardziej oszałamiające wizualnie doświadczenie w kinie fantastycznym ostatnich lat, przebijające to, co mieli do zaproponowania Cameron w „Avatarze”, Nolan w „Interstellar” czy sam Villeneuve w „Blade Runnerze 2049”. Świat spalonej słońcem planety Arrakis, pola nieustającej walki o kontrolę nad złożami Przyprawy, najbardziej drogocennego narkotyku wszechświata, zachwyca realizmem i pięknem. Do osiągnięcia immersyjnego efektu kanadyjski reżyser nie potrzebuje przy tym tandetnych technicznych sztuczek. Buduje atmosferę nie tylko za pomocą efektów specjalnych, lecz również doskonałych zdjęć Greiga Frasera, przestrzennej muzyki Hansa Zimmera, a także niespiesznego, hipnotycznego tempa opowieści. „Diuna” może być zaskoczeniem dla części widzów przyzwyczajonych do rozpędzonej akcji i błyskotliwych dialogów. Villeneuve przedkłada nastrój i zaczerpniętą z książki Franka Herberta metafizykę nad efekciarstwo, a może nawet nad treść. Kto bez wahania wszedł w ten świat, oglądając pierwszą część „Diuny”, i tym razem nie powinien być rozczarowany.
Druga część podejmuje opowieść zawieszoną w poprzednim filmie. Arystokratyczny ród Atrydów został pokonany, triumfuje obmierzły baron Harkonnen, wysłany przez Imperatora, by podporządkować Arrakis. Tymczasem Paul Atryda (Timothée Chalamet) wraz z pustynnym ludem Fremenów – przez których uważany jest za mesjasza – szykuje się do partyzanckiej walki przeciwko Harkonnenom. Niechętny do przyjęcia roli zbawiciela orientuje się, że tylko wypełniając starożytne proroctwo, może poprowadzić Fremenów do zwycięstwa nad najeźdźcami. Nawet jeśli koszt wojny przeciwko Imperium będzie liczony w milionach ofiar.
Frank Herbert w jednym z wywiadów streścił „Diunę” do zdania: „Strzeżcie się bohaterów”, a film Villeneuve’a trzyma się tej wytycznej. Tak jak w książce, mocno przecież na potrzeby scenariusza okrojonej, skomplikowana struktura i zawiła mitologia skrywają prostą w gruncie rzeczy opowieść o władzy, współzależności tronu i ołtarza, fałszywych prorokach i religijnym fanatyzmie. Tak samo aktualną dziś, jak i pół wieku temu, gdy Herbert po raz pierwszy zabrał czytelników na planetę Arrakis, zwaną Diuną.