Ikonogwraifnia
Don Alfonso Chadwick kochał wino, ale jeszcze bardziej kochał konie. Jako kapitan chilijskiej reprezentacji w polo doprowadził ją dwukrotnie do bezprecedensowego zwycięstwa nad arcyrywalami – Argentyną. Był tak rozmiłowany w tej grze, że ćwiczebne boisko do polo urządził nawet w swojej wiejskiej posiadłości w Puente Alto, nieopodal Santiago.
Gdy Alfonso zakończył karierę, jego syn Eduardo zaproponował, by w miejsce boiska zasadzić winorośle. Od dawna uważał, że otoczone wysokimi szczytami Andów nasłonecznione miejsce jest idealne pod winnicę. Rok później Alfonso zmarł, a Eduardo pierwsze wino z krzewów Cabernet Sauvignon zadedykował ojcu – tak powstało Viñedo Chadwick.
Lata 90. XX w. przyniosły wielki rozwój chilijskiego winiarstwa. Powracający po dwóch burzliwych dekadach do demokracji i wolnorynkowej gospodarki kraj stał się tygrysem eksportu. Chilijskie Cabernet Sauvignon i narodowa specjalność Carménère były, obok win z Australii, hitami supermarketowych półek. Ogromne rynki, jak USA, Brazylia czy Holandia wyrywały je sobie z rąk. Zachwycaliśmy się nimi i my – pod koniec tamtej dekady nie było w Polsce lepszego wina za dwadzieścia parę złotych niż Gato Negro.
Sukces okazał się jednak pułapką. Chile kojarzone było z tanimi winami, ale te poważniejsze, leżakowane w beczkach czerwienie, z ambicjami, by konkurować ze średnią półką z innych krajów, kompletnie nie mogły się przebić. Zarzucano im przerysowanie konfiturowych, eukaliptusowych (to jedna z charakterystycznych nut Carménère) smaków albo po prostu ignorowano.
Zarządzający dużą winiarnią Errázuriz Eduardo Chadwick postanowił to zmienić. W przekonaniu, że Chile może mierzyć się z najlepszymi winami świata, utwierdził go Robert Mondavi, słynny winiarz z Kalifornii. Odwiedził Chile w 1995 r. i się zachwycił. Dolinę Centralną na południe od Santiago nazwał „winiarskim rajem” – słońce przez cały rok, mało opadów sprzyjających chorobom winorośli, ale mnóstwo dostępnej wody dzięki śniegom topniejącym w pobliskich Andach. Mondavi i Chadwick postanowili wspólnie zrobić wino najwyższej klasy. Kompozycję pod wodzą Cabernet Sauvignon, rosnącego w zachwycającej, ekologicznej winnicy na górskim stoku, nazwali Seña. Tak powstało pierwsze chilijskie icon wine.
Pomysł wciąż wywoływał jednak sceptycyzm. Dlatego Eduardo postanowił poddać swoje wina najtrudniejszej próbie. W 2004 r. zaprosił do Berlina najlepsze światowe podniebienia i w degustacji w ciemno – butelki są zasłonięte, nikt nie wie, co jest w kieliszkach – swoje ikony podał im obok czołowych win świata: Château Lafite, Latour i Margaux z Bordeaux, z wybitnego rocznika 2000. Krytycy mieli wyłonić najlepsze. Rezultat był szokiem nie tylko dla nich, ale i dla samego 21 stycznia 2004 r. zasiadło do kieliszków 36 czołowych degustatorów świata. Wynik„ślepej próby”zdumiał wszystkich. Eduarda. Viñedo Chadwick zajęło pierwsze miejsce, a Seña drugie, dystansując francuskie brylanty.
Tak jak wina kalifornijskie, które przebiły się do powszechnej świadomości dzięki degustacji Judgment of Paris w 1976 r., gdy zdeklasowały pięć razy droższe Bordeaux, chilijskie „ikony” dostały mocną legitymizację. Superwina z najwyższej półki zaczęli wprowadzać do oferty inni producenci – gigant Concha y Toro stworzył z Rotszyldami z Bordeaux Almavivę, Lapostolle – Clos Apalta, zaś charyzmatyczny Aurelio Montes – wysmakowane Folly. A Eduardo Chadwick powtórzył swoją degustację w ciemno w kilkunastu miastach świata.
Złośliwi zarzucają, że grał w tę grę tak długo, aż w końcu wygrał, ale nie mają racji. Niemal w każdej próbie wino Chadwicka zajmowało miejsce na podium. Po dwudziestu latach impreza wróciła do Berlina. 20 lutego miałem i ja okazję spróbować Señi i Viñedo Chadwick. Takie roczniki jak 2008 czy 2013 są absolutnie najwyższej klasy – niesamowicie skoncentrowane, nasycone owocem, gładkie, słodkie, hedonistyczne – a przy tym wolne od alkoholowej czy beczkowej przesady, którą grzeszą nieraz podobne butelki z Kalifornii i Argentyny. Sukcesy w polo są historią, ale na winiarskim boisku Chile gra dziś o najwyższą stawkę. n