Ubogie istoty
Nie wiem, co ma studiować mój siostrzeniec – zatrzymała mnie sąsiadka w progu naszej kamienicy. – A co lubi robić? – Grać na komputerze i jeździć na rowerze – odpowiedziała, nadal nie robiąc mi miejsca.
– A czego w szkole najbardziej nie lubi? – ciągnąłem w nadziei, że się przesunie.
– Matematyki i czytania lektur – odparła niewzruszona. – No to nie mam dla pani dobrych wieści. Bez względu na to, co wybierze, a nawet jeśli nie wybierze żadnych studiów – przybrałem profesorski ton – akurat tych dwu rzeczy powinien się uczyć: rozmawiać z ludźmi i liczyć. O dziwo, usunęła się bez słowa i mogłem wejść. Spóźniony i podekscytowany, a wkrótce z minuty na minutę coraz bardziej rozdrażniony, oglądałem „Biedne istoty” Jorgosa Lantimosa. W tej błyskotliwie wystylizowanej, ponurej grotesce opowiada się historię drugiego życia Belli Baxter, która będąc w zaawansowanej ciąży, popełnia samobójstwo. Ożywiona przez spadkobiercę doktora Frankensteina otrzymuje nowy mózg, który należał do jej nienarodzonego dziecka. W ten sposób ciało dorosłej kobiety, nieskrępowane umysłem wytresowanym przez wiktoriańskie wychowanie, może wreszcie żądać życia według zasady przyjemności. Bella uwalnia się więc od swego wskrzesiciela, aby poznawać świat, co sprowadza się przede wszystkim do odkrywania własnej seksualności.
Nawet fenomenalna gra Emmy Stone nie była w stanie powstrzymać narastającego we mnie zadziwienia, że ta staroświecka, męska, seksistowska fantazja o „kobiecie wyzwolonej” mogła zostać przyjęta tak entuzjastycznie, jak świat długi i szeroki. Nie wierzyłem własnym oczom, że po #MeToo można zaproponować równie bezczelną wizję upodmiotowienia kobiety. Toż to fabuła przepisana wprost z pism Otto Weiningera. Ten wiedeński psychotyk samobójca, autor mizoginistycznego bestsellera „Płeć i charakter”, twierdził, że „psychologia kobieca stanowi rozdział, który się do psychologii ogólnej nie inaczej doczepia jak psychologię dziecka”. Jedynym celem istnienia kobiety zaś jest wyjawiona ludzkości przez Weiningera chęć „spółkowania”. Bowiem „spółkowanie jest jedyną sprawą, której kobieta przypisuje wszędzie i zawsze wyłącznie pozytywną wartość”. Co za tym idzie, kobiecie nic innego w świecie nie zaprząta uwagi. „Gdy więc jest całkowicie wypełniona i pochłonięta płciowością, mężczyznę zajmuje jeszcze tuzin innych spraw: walka i gra, życie towarzyskie i biesiady, dyskusje i nauka, interesy i polityka, religia i sztuka” (przeł. O. Ortwin).
Oczywiście nie trzeba koniecznie pamiętać antykobiecej ramoty sprzed stu lat. Ale nie powinno się przeoczyć, że „Biedne istoty” to po „Barbie” kolejny film, który w przepychu stylistycznym chce upchnąć szczątkowy feministyczny przekaz, urągający pracy pokoleń kobiet i mężczyzn walczących o prawa kobiet.
Najpoważniejszym zaniedbaniem w tej historii są pieniądze i polityka. Bella jest przede wszystkim istotą ubogą, wykluczoną politycznie i ekonomicznie. Jej wyzwolenie seksualne – bez równouprawnienia – prowadzi do pracy w domu publicznym, jak robiło to tysiące kobiet w jej sytuacji. W filmie pieniądze mają wyłącznie mężczyźni i tylko od nich Bella może je dostać. Jest „dzieckiem” nie dlatego, że ma nierozwinięty mózg, ale ponieważ nie umie poprawnie mówić oraz nie rozumie, jak powstają bogactwo i bieda ludzkich istot.
Dobra edukacja Belli Baxter powinna być taka sama, jakiej chciałbym dla polskich dzieci i młodzieży. Uczmy się zabierać głos publicznie w sprawach swoich i w sprawach innych – zrozumiale i przekonująco. Pomaga w tym czytanie literatury i rozmowa o tym, co przeczytaliśmy. Po drugie, należy wiedzieć, skąd biorą się pieniądze i jak są dzielone w świecie. Do tego przydaje się matematyka jako fundament ekonomii domowej i politycznej.
Podczas jednej lekcji języka polskiego można naprawić błędy Lantimosa. Na podobny problem polityczno-ekonomicznej niepełnosprawności cierpi nasza Bella, czyli Izabela Łęcka. Wolności osobistej szuka w seksie ze Starskim, polityczną potrafi zaś osiągnąć „tylko za pomocą dwóch skrzydeł: urodzenia i majątku” („Lalka”). Dopiero kiedy ojciec jest na granicy bankructwa, a biznesmen Wokulski może ją kupić, Izabela przechodzi przyspieszoną edukację na temat kapitalizmu, który brutalnie niweluje różnice urodzenia. Prus nie potrafił z tego wybrnąć, dlatego wybrał zakończenie melodramatyczne – wysadził Wokulskiego w powietrze, a Izabeli kazał pokutować w klasztorze. To najsłabsze posunięcia w tej wielkiej powieści.
Niemniej nie spieszmy się z krytyką Prusa. Lantimos zostawia nas z pustą zapowiedzią, że jego bohaterka zostanie chirurżką. Choć od czasu akcji filmu minęło ponad sto lat, w Wielkiej Brytanii kobiety uzyskujące specjalizację z chirurgii stanowią dziś 20 proc. osób rozpoczynających szkolenie; we Francji jest to niespełna 18 proc., a w Niemczech niewiele ponad 7 proc.
Statystyka nie wyczerpuje problemu. Doktor Magdalena Wyrzykowska – chirurżka, członkini zarządu fundacji Kobiety w Chirurgii – jasno dałaby Belli do zrozumienia, z czym przyjdzie jej się zmagać, kiedy już skończy studia i rozpocznie pracę: „Stosunek do chirurżek jest prześmiewczo-pobłażliwy. Kobiety są traktowane jak maskotki oddziałowe, osoby do pomocy. Zajmują się w dużej mierze pracami sekretarskimi, związanymi z organizacją pracy. Do naszej fundacji przyszedł kiedyś list, którego autorka opisała sytuację, w jakiej postawił ją szef. Usłyszała, że ma pracować w poradni, bo kobieta nie jest od operowania”.