Twarz Iranu
To był największy w historii skoordynowany atak za pomocą dronów i różnych pocisków – było ich ok. 320. A także pierwsze bezpośrednie uderzenie na Izrael z terytorium Iranu. W sobotni wieczór Teheran przeprowadził atak odwetowy za zbombardowanie irańskiego konsulatu w Damaszku, w którym dwa tygodnie wcześniej zginęło siedmiu irańskich oficerów. Wszystko było zapowiedziane. Szef irańskiego MSZ przekonuje, że zainteresowane strony – w tym USA, państwa arabskie i pośrednio Izrael – zostały poinformowane o ataku z 72-godzinnym wyprzedzeniem. Sam atak też nie był niespodzianką. Powolne irańskie drony musiały lecieć w kierunku Izraela co najmniej dziewięć godzin. Wystarczająco długo, żeby Izraelczycy się przygotowali.
Według izraelskiej armii żaden z dronów nie dotarł nad izraelskie terytorium. Podobnie jak 25 z 30 pocisków manewrujących. Obrona Izraela zestrzeliła też dużą część z największych pocisków balistycznych. W osłanianiu Izraela brali również udział obecni w regionie Amerykanie, Brytyjczycy i Jordańczycy. Według strony izraelskiej atak nie poczynił żadnych poważnych strat w infrastrukturze wojskowej. Irańczycy są innego zdania. W niedzielę twierdzili, że siedem pocisków doleciało do celu i izraelska baza Nevatim jest częściowo zniszczona.
Iran, przynajmniej retorycznie, próbuje jednocześnie obniżać napięcie. Jeszcze przed zakończeniem sobotniego ataku jego przedstawicielstwo przy ONZ oświadczyło, że „Iran uznaje sprawę za załatwioną”, a szef irańskiego sztabu ogłosił, że akcja się powiodła i kolejne ataki nie będą potrzebne.
Zachodni sojusznicy jeszcze w poniedziałek namawiali Izrael do przerwania spirali przemocy. Prezydent Joe Biden pogratulował premierowi Beniaminowi Netanjahu „pełnego zwycięstwa”, ale jednocześnie zapowiedział, że Ameryka nie weźmie udziału w żadnej kolejnej akcji odwetowej.
Bez względu na retorykę – w tym konflikcie żadnej ze stron nie zależy na pełnoskalowej wojnie. Obok dominującej opowieści o tym, że w rzeczywistości atak z 7 października został zaplanowany i zdecydowany w Teheranie, a tylko wykonany przez irańskich sojuszników z Hamasu
(co wcale nie jest takie oczywiste), Netanjahu ma też długofalową strategię. Wydaje się, że izraelski premier zwątpił w plan porozumienia się z arabskimi potęgami – Arabią Saudyjską, Zjednoczonymi Emiratami i Egiptem. I w budowę z nimi antyirańskiego sojuszu, gwarantującego spokój w regionie po wycofaniu się z niego Amerykanów, którzy już od lat próbują się skupić na chińskim zagrożeniu. Stąd m.in. amerykański patronat nad izraelsko-arabskim zbliżeniem.
Wygląda na to, że dla Netanjahu to już za mało – że w imię bezpieczeństwa Izraela musi zatrzymać Amerykanów w regionie poprzez kontrolowane podwyższanie napięcia. Izrael musiał przecież wiedzieć, jaka będzie reakcja Iranu na uderzenie w irańską placówkę dyplomatyczną. Sprowokowany w ten sposób odwet jednocześnie pozwala Netanjahu wyjść z międzynarodowej izolacji wywołanej działaniami Izraela w Strefie Gazy. Podczas irańskiego ataku pełnego poparcia Izraelowi udzielili niemal wszyscy zachodni przywódcy, z prezydentem Bidenem na czele, który jeszcze kilka dni wcześniej krytykował izraelskie plany ataku na Rafah.
Iran też musi podtrzymywać napięcie, choć już nie tak wysokie. Izrael to dla irańskiego reżimu jedna z ostatnich politycznych kroplówek – źródeł legitymacji. Społeczne rozczarowanie stanem irańskiej gospodarki, ograniczaniem praw obywatelskich połączone z gwałtowną sekularyzacją już dawno zachwiałoby reżimem, gdyby nie irański nacjonalizm, skierowany przeciwko Zachodowi i jego „syjonistycznej ekspozyturze” na Bliskim Wschodzie. Ten nacjonalizm łączy zarówno religijnych i zagorzałych zwolenników reżimu, jak i jego świeckich przeciwników. Iran musiał więc odpowiedzieć na Damaszek, żeby nie wyszło, że nawet w tej sprawie sobie nie radzi.
W sobotnim ataku nie chodziło więc o to, aby zrobić przeciwnikowi krzywdę. Gdyby taki był cel Teheranu, na Izrael z bliska poleciałyby pociski Hezbollahu. Chodziło o wysłanie komunikatu – i to przede wszystkim do swoich sojuszników w regionie i do samych Irańczyków. Nieporadnie atakując Izrael, Iran ratował twarz.