Smutna baśń 3/6
Na fali wzmożonego zainteresowania biografiami popularnych postaci popkultury kino mierzy się z legendą zmarłej w wieku 27 lat Amy Winehouse. Podobnie jak w przypadku filmowych portretów Elvisa Presleya, Freddiego Mercury’ego czy Dalidy jest to widowisko wychodzące naprzeciw oczekiwaniom spadkobierców, rodziny oraz fanów, co oznacza, że nie należy się spodziewać, by znalazły się w nim jakieś szczególnie drażliwe kwestie. Obrazoburstwa i drążenia kontrowersyjnych, ciemnych stron, których akurat w życiu Amy nie brakowało, w „Back to Black” nie ma – część udało się uchwycić w głośnym „Amy” (2015 r.) Asifa Kapadii, dokumencie zmontowanym z domowego archiwum wokalistki zmarłej na skutek zatrucia alkoholowego. W filmie fabularnym wyreżyserowanym przez Sam Taylor-Johnson, autorkę m.in.„Pięćdziesięciu twarzy Greya”, toksyczna relacja piosenkarki z jej byłym mężem Blakiem Fielderem-Civilem, asystentem producenta wideo i narkomanem, staje się przyczyną jej upadku, jednak została potraktowana naskórkowo i nazbyt łagodnie. Dysfunkcyjna historia miłosna zbudowana na najgorszych instynktach, mimo pozorów ekranowej szczerości i ekspresyjnego dramatyzmu, wygląda jak smutna baśń nieprzybliżająca zanadto do zrozumienia głębszych motywacji obojga. Dość naiwnie – by nie powiedzieć: karykaturalnie – jawi się też związek wykonawczyni z jej ojcem. W dokumencie nie jest on żadnym troskliwym aniołem, bez skrupułów czerpie korzyści z sukcesu córki, pozostając raczej osobą niedostrzegającą jej potrzeb. Spektakl ratuje Marisa Abela, doskonale obsadzona w roli Amy Winehouse. Jak się okazuje, ma niemałe, chociaż różnie oceniane, umiejętności wokalne. Aktorsko też budzi podziw, łącząc kruchość, inteligencję, autodestruktywny pęd Amy z dziką seksualnością i buntem. Jej gra, jak podkreślają recenzenci, zachęca do zastanowienia się nad nowym rodzajem kobiecej asertywności, polegającej na wyrażaniu siebie poprzez hedonistyczną skrajność. A filmowi dodaje to brakującego pieprzu.