Bardzo miły bałaganik 4/6
Nie mam wielkiego zaufania do książek, które stanowią zlepek powstałych wcześniej na różne potrzeby i okazje tekstów. Za bardzo pachnie to sprytnym zabiegiem na powtórne zmonetyzowanie tego, co już było raz sprzedane. I nawet prawdziwe literackie perełki nie błyszczą jak należy, rozsypane lub nanizane na jakiś przypadkowy, mający je spajać sznureczek. A w tym przypadku otrzymujemy akademickie i konferencyjne wykłady przemieszane z prasowymi artykułami, a nawet tekstami katalogowymi. Zdarza się, że zamysł zgrzyta, gdy autor pisze na przykład o kolejnych zdjęciach (w oryginale zapewne pokazywał je na slajdach), ale my musimy się jedynie domyślać ich treści. Teoretycznie lejtmotywem tomu ma być to, w czym autor czuje się najpewniej: projektowanie. Ale w praktyce mamy opowieści o szkole i zwierzętach, pandemii, a nawet o poezji. Poznajemy sylwetki Józefa Sigalina i Franciszka Starowieyskiego, Andrzeja Dudzińskiego i Qi Baishi. Wszystko tu się radośnie miesza i plecie, a każdy kolejny rozdział to murowana niespodzianka. Jednak Wicha to Wicha i nawet tym chaosikiem dostarcza czytelnikowi wiele radości. Bezbłędnie bowiem potrafi przejść od szczegółu do ogółu, od anegdoty do złotej myśli, od refleksji projektanta ku celnym uwagom na temat współczesnego świata w ogóle. U niego rozważania o czcionce przeradzają się w myśli o czasach i obyczajach. Swobodnie skacze z kwiatka na kwiatek, a my karnie podążamy za nim. Tym chętniej, że niektóre z tekstów, jak ten o wykrzykniku, to prawdziwe arcydzieła felietonistyki.