Ludowy salon 5/6
Swoją działalność w pawilonie nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej rozpoczęło – przed siedmiu laty – wystawą o kobiecie z ogonem („Syrena herbem twym zwodnicza”). Żegna się z tym miejscem ekspozycją, na której też spotkać można wiele dziwnych stworów. W uniwersum, które stworzyła Maria Prymaczenko, jest bowiem wprawdzie trochę miejsca dla ludzi, ale dominują zwierzęta – zarówno te fantastyczne, jak i te realne, które jednak na fantastyczne wyglądają. Zorganizowanie w tego typu placówce wystawy artystki w gruncie rzeczy ludowej, oprócz tego zmarłej blisko trzy dekady temu, może uchodzić za fanaberię lub za kolejny gest solidarności z narodem ukraińskim toczącym heroiczną wojnę z Rosją. Ale MSN lubi zaskakiwać nieoczywistymi projektami. Tym razem przesłanie wydaje się oczywiste: pokazać, że sztuce naiwnej należą się takie same uwaga i uznanie, jak tej mającej pieczątkę akademicką. Że odnaleźć w niej można, i to we właściwych proporcjach, wszystko, co w artystycznej kreacji ważne: emocje, treści, symbolikę, walory estetyczne, przemyślaną formę, świadectwo czasu itd. Kurator Szymon Maliborski skonstruował ekspozycję tak, by zza kolorowych, fantazyjnych scenek wyzierały kwestie poważniejsze: niepokoju o pokój, szacunku wobec
Maria Prymaczenko„Wszedł tygrys do sadu i zachwyca się,
że jabłonie obrodziły, jabłek zatrzęsienie”, 1994 r.
natury, zmagania się z wielkimi tragediami jak katastrofa w Czarnobylu (Prymaczenko mieszkała 40 km od elektrowni). I wskazówka dla widzów niezwykle ważna: prace nabierają sensu dopiero w połączeniu z – niekiedy tasiemcowymi – ich tytułami. A więc patrzcie, czytajcie i dajcie się uwieść ukraińskiej kołchoźnicy.