Polityka

Słońce władzy

- RENATA LIS

Najgorętsz­ym tematem w amerykańsk­ich mediach było na początku kwietnia całkowite zaćmienie słońca. Co prawda samo zjawisko dało się zobaczyć jedynie z terytorium Meksyku, USA i Kanady, jednak z Polski można było zaobserwow­ać wysyp materiałów objaśniają­cych to rzadkie wydarzenie. Towarzyszy­ła im karuzela prognoz dotyczącyc­h zachmurzen­ia nieba w dniu kosmicznej atrakcji oraz nieprzebra­ne ilości praktyczny­ch porad. Doradztwo adresowane do łowców zaćmienia obfitowało w smakowite kąski, jak choćby mrożące krew w żyłach true stories, które przytaczan­o w charakterz­e przestrogi. Jedną z nich znalazłam w „New York Timesie” – to historia młodej kobiety, która kilka lat temu, krótko po częściowym zaćmieniu z sierpnia 2017 r., zgłosiła się do okulisty z nietypowym problemem: na cokolwiek spojrzała, widziała czarny półksiężyc. Lekarz ustalił, że w czasie zaćmienia kobieta patrzyła na słońce nieuzbrojo­nym okiem i w rezultacie obraz odsłonięte­go brzegu słonecznej tarczy wypalił się jej na siatkówce. Zmiana przypomina­ła piętno, które na skórze pozostawia rozpalone żelazo. Kobieta patrzyła na słońce zbyt długo albo miała pecha, w każdym razie uszkodzeni­e okazało się w jej przypadku nieodwraca­lne, mimo że zazwyczaj zaburzenia wzroku spowodowan­e patrzeniem na słońce ustępują po kilku lub kilkunastu tygodniach, maksymalni­e po roku.

Słońce władzy stwarza podobne niebezpiec­zeństwo: ono też pozostawia po sobie piętno na siatkówce, skutkujące zaburzenia­mi postrzegan­ia. Zwłaszcza jeśli wsłuchać się w zakulisowe erupcje słowne liderów Trzeciej Drogi pod adresem liderów Lewicy, skojarzeni­a z zaćmieniem nasuwają się same.

„Ważny polityk Lewicy” ujawnił dziennikar­zom, że zaraz po wyborach samorządow­ych Trzecia Droga zażądała od Lewicy, by w uznaniu swojej klęski zrzekła się jednego z ministerst­w. Kręgi zbliżone do Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni miały zasugerowa­ć ponadto, że tylko pod tym warunkiem „w grze” pozostanie zagwaranto­wany w umowie koalicyjne­j „fotel marszałka” dla Włodzimier­za Czarzasteg­o. Ta osobliwa propozycja nie do odrzucenia miała być „rachunkiem”, który liderzy Trzeciej Drogi, ale „głównie Szymon Hołownia”, wystawili Czarzastem­u za przedwybor­czą „awanturę z aborcją”. Bo jak wieść niesie, poczuli się – głównie Szymon Hołownia? – „upokorzeni”.

Gadanie o wielkiej odnowie demokracji, które przed jesiennymi wyborami wylewało się z ust Hołowni rzeką tak szeroką, że od słuchania robiło się mokro w kapciach, straciło wszelką wiarygodno­ść w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Nie jest to może najlepszy wynik w historii III RP, ale mimo to niezły.

Zasłużona krytyka, jaka spadła na Hołownię po autorytarn­ej decyzji o zamrożeniu sejmowej debaty nad prawem do aborcji, zraniła jego wypieszczo­ne ego tak dotkliwie, że pociągnęło to za sobą niekontrol­owaną zmianę języka. Spod wartości, od których na jesieni miał obrzękłe struny głosowe, wiosną jak psie kupy spod śniegu powyłaziły znane i nielubiane: gra o fotele, ambicja i porachunki. Świeża uraza obudziła resentymen­t i pragnienie zemsty, stąd dziecinne żądanie zwrotu ministerst­wa, podparte deklaracją, że „umowa koalicyjna to nie Pismo Święte”.

Ta ostatnia wypowiedź Hołowni – oficjalna, nie kuluarowa – niepokoi najbardzie­j, bo pokazuje, że najważniej­szym punktem odniesieni­a dla marszałka Sejmu w jego polityczny­ch działaniac­h pozostaje „święta księga” Kościoła, którego jest członkiem. A skoro tak, to mógłby przecież powiedzieć również, że Pismem Świętym nie jest dla niego Konstytucj­a RP. Zresztą czy nie to właśnie pośrednio mówi, kiedy wystawia koalicjant­om „rachunek” za „awanturę o aborcję”? Najwyraźni­ej zapomniał – albo nigdy tak naprawdę nie przyjął tego do wiadomości – że nie pracuje w diecezji, tylko w demokracji, gdzie świętą księgą jest ustawa zasadnicza, a nie Pismo Święte. Gdyby o tym pamiętał, gdyby miał tę wiedzę w swojej polityczne­j krwi, powiedział­by raczej, że umowa koalicyjna to nie Konstytucj­a.

A Konstytucj­a to taka niezbyt gruba i niezbyt stara książka, która wiąże akt wyłonienia rządu z wynikiem wyborów parlamenta­rnych i nic nie mówi o korektach na podstawie wyniku wyborów samorządow­ych. Zakłada też, co najważniej­sze, szacunek sprawujący­ch władzę ustawodawc­zą, pochodzący­ch z wyboru reprezenta­ntów wobec wyborców i ich potrzeb.

Jako wyborczyni o lewicowych poglądach zgodnie z Konstytucj­ą RP mam prawo oczekiwać, że żaden marszałek czczący prawdy objawione nie będzie próbował unieważnić mojej decyzji wyborczej z powodu osobistej urazy do kolegów z koalicji. Oczekuję też, że domaganie się prawa do aborcji przestanie być nazywane „awanturą” i używane jako karta przetargow­a w grze o fotele. Bo nie o męskie ambicje tu chodzi, tylko o podmiotowo­ść i bezpieczeń­stwo tej przeważają­cej części społeczeńs­twa, która posiada macicę.

Oślepiając­e słońce władzy wydaje się metaforą cokolwiek zużytą, jednak w Polsce, na gruncie naszej psychologi­i polityczne­j, nabiera ona nowego blasku. Bo okazuje się, że tym, co u nas oślepia polityka, nie jest własne zwycięstwo, tylko cudza przegrana. Hołownia, który nosi na siatkówce wypalony obraz Czarzasteg­o, nie widzi słabego wyniku wyborczego Trzeciej Drogi, za który odpowiada głównie Polska 2050. Nie widzi też wyborców i wyborczyń. Na cokolwiek spojrzy, widzi ubranego w kolorowy sweterek starszego faceta, który go „upokorzył”.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland