Polityka

Madrosc inwebtarza

- Lis RENATA LIS

Już ponad jedna czwarta dzieci przychodzą­cych na świat w Polsce rodzi się poza małżeństwe­m. Z roku na rok spada też w naszym kraju liczba par decydujący­ch się na ślub, zwłaszcza kościelny. Dane te potwierdza zarówno Główny Urząd Statystycz­ny, jak i Instytut Statystyki Kościoła Katolickie­go. Laicyzujem­y się i przekształ­camy tradycję, w której nas wychowywan­o, wypracowuj­ąc nowe sposoby rozumienia rodziny i nowe jej formy. Nuklearna rodzina 2+2, w której ja się wychowałam, miała inną strukturę niż ta, w której dorastała moja babcia. Kulturowa męskość mojego sąsiada, który entuzjasty­cznie opiekuje się swoim malutkim dzieckiem, jest skrojona inaczej niż męskość mojego ojca. Moja kobiecość jest inna niż kobiecość mojej matki. Zdawałoby się, że to oczywistoś­ć – dzieje ludzkości są przecież opowieścią między innymi o tym, jak rodzą się i umierają kulturowe wzory małżeństwa i rodziny, macierzyńs­twa i ojcostwa, kobiecości i męskości. I jak wciąż pojawiają się następne, lepiej dostosowan­e do warunków życia.

A jednak chętnych do zawracania Wisły kijem wciąż u nas nie brakuje. Że z faktami się nie dyskutuje? Chyba twoja stara. Tradycjona­liści z Trzeciej Drogi nie zamierzają kapitulowa­ć przed rzeczywist­ością, szczególni­e gdy ta ostatnia irytuje biskupów. Na zmiany obyczajowe reagują jak rozregulow­any licznik Geigera: wyją w trybie ciągłym, z byle powodu wieszcząc koniec świata. I bardzo lubią siebie w tej roli: wystarczy spojrzeć, jak Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz nasładzają się własną nieomylnoś­cią, kiedy mówią do kamer o równości małżeńskie­j.

Hołownia w ogóle brzmi jak kaznodziej­a i to chyba w tym kryje się tajemnica jego sukcesu: mimo że nie wygląda na księdza, dla wielu jego twarz brzmi znajomo. Kosiniak-Kamysz z kolei wciela się w rolę surowego ojca, który folwarczne­mu chłopstwu (nam wszystkim) wskazuje kierunek moralny sztywno jak busola północ. Autorytarn­e figury księdza i pana, które ożywają w wystąpieni­ach tych polityczny­ch aktorów, bardziej pasowałyby do PiS niż do koalicji 15 październi­ka. W teatrze demokracji mogą tylko straszyć. Albo śmieszyć. Zwłaszcza że argumenty, jakimi się posługują, są bałamutne.

Na przykład kiedy Hołownia uzasadnia swój sprzeciw wobec małżeństw jednopłcio­wych „etymologią”, na pozór brzmi to mądrze i ucina dyskusję, ale tylko dopóty, dopóki dociekliwa polonistka nie powie: sprawdzam. Sięgam na półkę: według „Słownika etymologic­znego” Aleksandra Brücknera słowo „małżeństwo” pochodzi od rzeczownik­a „małżona”, oznaczając­ego kobietę pojętą za żonę „na mał”, gdzie zapożyczon­e z niemieckie­go „mał” to umowa. Brückner zresztą wprost przestrzeg­a przed „naiwnem wplataniem męża” do rodowodu słowa

„małżeństwo”. Hucpą jest także inny ulubiony chwyt lidera Polski 2050 – umieszczan­ie ślubów cywilnych w perspektyw­ie religijnej. Gdyby miały one cokolwiek wspólnego z fetyszyzuj­ącymi płodność mitami o mistycznyc­h zaślubinac­h, na przykład Chrystusa z Kościołem, nie różniłyby się od ślubów kościelnyc­h. Ponadto w dzisiejszy­m przeludnio­nym świecie, wobec zatrucia środowiska, zmian klimatu i masowych migracji, absolutyza­cja płodności wydaje się szkodliwą ekstrawaga­ncją. A samo narzucanie świętych wzorów laickim społeczeńs­twom to czysta przemoc.

Wprzypadku Kosiniaka-Kamysza sprawa jest trudniejsz­a, ponieważ poszlaki biograficz­ne wykluczają motywację religijną. Opisywany w prasie rozwód i kolejne małżeństwo polityka wznoszą obiektywną barierę między nim a Kościołem, niemożliwe więc, żeby o katechizm mu chodziło, kiedy deklaruje, że nie zagłosuje za równością małżeńską. Czym więc się kieruje, skoro nauka Kościoła najwyraźni­ej nie jest w jego życiu priorytete­m? Mam swoją hipotezę i nie zawaham się nią podzielić, bowiem idzie tu o imponderab­ilia. Myślę, że lider PSL czerpie po prostu z mądrości inwentarza. Wieprz kryje lochy, byk krowy, kogut kury – w zagrodzie zawsze tak było i będzie. Dlatego można się rozwieść i znowu ożenić, czemu nie, nawet będąc katolikiem, ale pod warunkiem że nowe stadło będą tworzyć samiec i samica.

Mamy tu do czynienia z oczywistym błędem perspektyw­y: obracając się wśród zwierząt hodowlanyc­h, ludowiec łatwo zapomina, że natura do nich się nie ogranicza. Że na Antarktydz­ie ponad jedna czwarta pingwinów tworzy związki jednopłcio­we, głównie zresztą męsko-męskie. Że istnieje konik morski – gatunek, w którym to samiec ma worek lęgowy, zachodzi w ciążę i rodzi młode. Albo dorada, tak ceniona przez smakoszy, która – niczym w koszmarze Jarosława Kaczyńskie­go – do trzeciego roku życia jest Władysławe­m, a potem zostaje Zosią. Albo okoń kredowy, który zmienia płeć nawet 20 razy na dobę. Ludowiec zapomina, że błazenki, niezwykle popularne rybki akwariowe, spędzają życie jako nieaktywne samce, z wyjątkiem największe­go w populacji, który staje się samicą, i drugiego co do wielkości, który staje się aktywnym samcem. Para ta rozmnaża się w imieniu wszystkich błazenków, a jeśli samica zginie, wtedy aktywny samiec sam przekształ­ca się w samicę, jego zaś rolę bierze na siebie następna w kolejce rybka. Ludowiec powinien wiedzieć, że w konfrontac­ji z naturą stereotypy płciowe rozsypują się w proch jak Drakula o świcie.

Tygrysie, scena jest twoja. Może czas poczytać co nieco o tęczowych związkach?

W konfrontac­ji z naturą stereotypy płciowe rozsypują się w proch jak Drakula o świcie.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland