Kto się boi Taylor Swift
Premiera nowego albumu Taylor Swift wstrząsnęła memosferą. Nic dziwnego: amerykańska piosenkarka doskonale radzi sobie nie tylko jako kompozytorka i tekściarka, ale i królowa fanowskich serc. Jej znakiem rozpoznawczym stały się enigmatyczne gesty i zagadki zwiastujące przyszłość – podwójny album „The Tortured Poets Department” („Wydział udręczonych poetów”, nawiązujący do kultowego „Stowarzyszenia umarłych poetów”) zapowiedziała, występując na rozdaniu nagród z koleżanką Laną Del Ray odpowiednio w białej i czarnej sukni.
Można odnieść wrażenie, że media głównego nurtu po zeszłorocznym ogłoszeniu Swift osobą roku nieco się znużyły jej sławą – internet pokazuje natomiast, dlaczego jej twórczość tak dobrze rezonuje z odbiorczyniami. W „I Can Do It With a Broken Heart” Swift śpiewa np. o depresji i złamanym sercu, całości nadając skoczny rytm; użytkowniczki podśpiewują piosenkę, opowiadając o własnych podobnych doświadczeniach.
Fragmenty piosenek z miejsca stały się wiralami na TikToku, głównie dzięki poczuciu humoru. Nawiązujący do „Kto się boi Virginii Woolf?” tekst „Who is afraid of little old me? You should be” („Boicie się… mnie? Powinniście!”) pojawia się jako podkład do zdjęć pokazujących dwa oblicza – słodkie i groźne (uroczy piesek nagle wściekle szczerzy kły!). Furorę zrobił wers „You wouldn’t last an hour in the asylum where they raised me” („Nie przetrwalibyście godziny w psychiatryku, w którym się wychowałam”). Piosenka jest ironiczna (podmiot liryczny porównuje się do staruszki mieszkającej w nawiedzonym domu); ironiczny jest też wiral, w którym ludzie pokazują miejsca, gdzie się wychowali – portale internetowe czy gra „The Sims”. Aktora Gillian Anderson wkleiła kadr z serialu „Z archiwum X”, ale wszystkich przebiła aktywistka Monica Lewinsky, wrzucając zdjęcie Białego Domu. W latach 90. jako młoda stażystka po romansie z prezydentem Clintonem padła ofiarą mediów i polityków opozycji.
Niechętni Taylor Swift odbierają jej piosenki dosłownie albo wyciągają wersy z kontekstu, tak jak traktujące o toksycznej nostalgii słowa „chciałabym żyć w 1830 roku, ale bez rasizmu”; wpisuje się to po trochu w trwającą od jakiegoś czasu dyskusję o „medialnym analfabetyzmie”, czyli nieumiejętności odczytywania tekstów kultury. Znów los gwiazdy okazuje się uniwersalny: kobiecie nie wolno żartować, bo zawsze (zwłaszcza w internecie) jakiś facet to weźmie na poważnie i uzna, że jest głupia.