KURS DOJRZAŁOŚCI POD OKIEM FATERA
Jak 7-letni Miłosz Mleczko leciał na testy do Manchesteru? Za co w Lechu dostawał czekolady? Co go łączy z Kamilem Grabarą?
ŁUKASZ OLKOWICZ: Jak to jest mieć ojca działacza? MIŁOSZ MLECZKO: Trzeba przyzwyczaić się do głupich komentarzy. Jakich?
MIŁOSZ: Że pomogły mi znajomości. Nasłuchałem się o tym, gdy przechodziłem do Lecha. Doszło do tego, że kiedy tata przyjeżdżał do Poznania, to nie chciałem, żeby witał się z trenerami. Bo zaraz będzie gadanie. Stresowałem się tym. Głupie to było, dziś wiem. Miejsce, w którym się znalazłem, zawdzięczam sobie, nie tacie. Ojciec działacz dumny jest z syna, który został piłkarzem?
STEFAN MLECZKO: Oczywiście, bolało jedynie to, o czym mówi Miłosz. Doświadczył zawiści innych i najgorsze, że jako ojciec nie mogłem nic zrobić. Z Miłoszem mieliśmy jasny układ, on powiedział: „Tato, nie chcę, żebyś mi pomagał. Jeżeli sam się nie przebiję, to znaczy, że jestem za słaby”. Miłosz, jeżeli powiem, że wychowałeś się na stadionie, to nie przesadzę? MIŁOSZ: No nie. STEFAN: Od kiedy Miłosz skończył dwa lata, wychowywałem go sam. Zrezygnowałem z dobrze płatnej pracy, żeby wozić go na treningi. Nie dało się inaczej. Pracowałem w spółdzielni mieszkaniowej, pod opieką mieliśmy cały Śląsk – Jastrzębie, Tychy, Chorzów czy Racibórz. Wiązało się to z wieloma wyjazdami, dyżurami. A syna trzeba było na boisko zawieźć, nie spóźniać się. Dorosły lepiej zna się na zegarku niż kilkuletnie dziecko. Jeszcze w tym czasie mama mi zmarła. MIŁOSZ: Ja babci nie pamiętam STEFAN: Zmarła, jak żeśmy z Gorlic jechali ją odwiedzić. MIŁOSZ: Dziadek umarł, jak miałem siedem czy osiem lat, ale z nim zachowałem wspomnienia. Miałeś przyspieszony kurs samodzielności?
MIŁOSZ: Tata zawoził mnie na treningi do momentu, kiedy nie skończyłem trzeciej klasy podstawówki. Od czwartej już sam dojeżdżałem autobusem. Linia 632 spod domu do szkoły. No i tak wracałem. Ale nie jeździłem sam, tylko z „Małym” (Dominik Małkowski, piłkarz Ruchu – przyp. red.), bo razem trenowaliśmy.
STEFAN: Bardziej niż o transport musiałem zadbać, żeby zakupy zrobić, jedzenie było w domu. Tu człowiek miał więcej obowiązków.
MIŁOSZ: Zdarzało się, że tata mnie samego w domu zostawiał, miałem osiem lat. Umiałem sobie poradzić, potrafiłem się czymś zająć. Przetrwały wspomnienia z pierwszych
treningów w Górniku Zabrze?
MIŁOSZ: W piłkę zacząłem grać jako trzylatek. Od tego momentu już ciągle trenuję.
STEFAN: Miłosz nie chodził do żłobka czy przedszkola. Miał trzy lata, musiałem coś z nim zrobić, więc codziennie zabierałem go do pracy. Byłem dyrektorem Górnika Zabrze. Jurek Machnik trenował tam bramkarzy, zaproponowałem Miłoszowi: „Może na trening pójdziesz?”. Rozmawiałem o tym z Jerzym Machnikiem. Posłuchajcie, co mówił. „Prowadziłem chłopaków od jedenastego do szesnastego roku życia. Nie wiedziałem, jak trenować trzylatka. Gdy chłopcy robili ćwicze- nia, to ja Miłoszowi toczyłem piłkę po ziemi, wrzucałem do rąk na doskonalenie chwytu. Chodziło o to, żeby złapał bakcyla. Stefan po jakimś czasie zapytał: Co ty zrobiłeś? On żyć mi nie daje, bo musi jechać na trening”.
MIŁOSZ: W praktyce nigdy nie byłem zawodnikiem Górnika, choć zachowałem koszulkę tego klubu. Z reklamą Tico i napisem Miłosz z tyłu.
STEFAN: Pracowałem w Górniku, a jednym z piłkarzy był Michał Probierz. To za mojej kadencji zaczął pierwszą pracę jako trener młodzieży. Pod opiekę dostał zespół 10-, 11-latków. Na swój premierowy turniej w nowej roli pojechał do hali Pogoni na Zaborzu. W domu mam zdjęcia.
MIŁOSZ: Latem Puszcza grała sparing z Cracovią, trener Probierz zagadnął: „Pamiętam, jak byłeś taki mały. Teraz chłop się z ciebie zrobił i grasz w seniorach”. Dziwne to uczucie, gdy w dorosłej piłce spotykasz już ludzi, którzy znają cię od dziecka. To w ogóle ciekawe, bo gdy tata był prezesem Ruchu, to w drużynie grał Sebastian Nowak. Plątałem się wtedy po budynku klubowym, miałem pięć lat. Zabierałem gumową piłkę z jakiejś bajki Disneya. Seba zo- stawał po treningach i kopał ją ze mną. W tym sezonie byliśmy blisko spotkania w I lidze. Gdyby nie jego kontuzja, pewnie zagralibyśmy przeciwko sobie w meczu Puszczy z GKS-EM Katowice. Dużo masz takich znajomych w piłce, którzy pamiętają cię jako dziecko? MIŁOSZ: Albo ja ich jako herosów. W maju przed mistrzostwami świata w Rosji zaproszono mnie na trening reprezentacji Polski, dzień wcześniej grała z Chile. Ćwiczyłem razem z Bartkiem Białkowskim. To się fajnie zapętliło, bo jedenaście lat temu po spotkaniu naszej reprezentacji U-21 w Wodzisławiu wziąłem od niego autograf jako zajarany piłką ośmiolatek. STEFAN: Z Kotorowskim też ćwiczyłeś w Lechu? MIŁOSZ: W pierwszej drużynie za trenera Skorży. „Kotor” nazywał mnie Donnarummą. Skojarzyło mu się, bo Włoch zaczął bronić w Milanie, a jesteśmy z tego samego rocznika. Krzyśka bardzo dobrze wspominam, na treningach był takim tatą dla mnie. STEFAN: Masz jego koszulkę z autografem, dostałeś, jak żeś malutki był. Jeszcze z reklamą Sokołów, wiesz? MIŁOSZ: „Dla Miłosza”. I „Kotor” podpisany. A kilka lat później z nim trenowałem... Pamiętam, że po meczu z Austrią Wiedeń zrobiłem zdjęcie z Robertem Lewandowskim. Lech wtedy świetnie grał w europejskich pucharach, zacząłem lubić ten klub. Poznań traktuję jak dom, w Kolejorzu czuję się bardzo dobrze, ale od małego jestem kibicem Ruchu. Z tatą jeździłem praktycznie na jego wszystkie mecze. STEFAN: Raz zaskoczył mnie dyplomacją. Przed derbami Ruchu z Górnikiem dziennikarz zapytał, komu będzie kibicować. Wiedział, że Miłosz zaczynał u trenera Machnika w Zabrzu. Co odpowiedział? STEFAN: Że polskiej piłce. Gazetę trzymam do dziś. A dlaczego w ogóle Miłosz nie gra teraz w drużynie Pepa Guardioli? STEFAN: Ha, ha. Kiedyś pojechał z drużyną Ruchu na turniej na Słowację. Miał siedem lat, grał z trzy lata starszymi. Różnica nie była widoczna przez jego wzrost, wysoki był. Jest gdzieś zdjęcie z turnieju Deichmanna. Tam akurat stoi z rówieśnikami, a od pozostałych jest wyższy o głowę, półtora. Na Słowacji wypatrzył go trener serbskiej drużyny, którego brat współpracował z Manchesterem City. I polecieliście do Anglii. O tym wyjeździe mówili w Wiadomościach TVP. I to nie w sporcie, a w głównym wydaniu. Głośno się zrobiło. STEFAN: Poleciał sam Miłosz. W samolocie był pod opieką stewardessy, a na lotnisku czekali
Miłosz nie chodził do żłobka czy przedszkola. Miał trzy lata, musiałem coś z nim zrobić, więc codziennie zabierałem go do klubu, gdzie pracowałem.