Przeglad Sportowy

W ekstraklas­ie bez zmian

- Rozmawiał Michał TRELA

Z Januszem GOLEM

MICHAŁ TRELA: Piosenka „Janusz Gol allez allez”, która powstała w 2011 roku po zwycięskim meczu Legii ze Spartakiem Moskwa w IV rundzie el. LE, nadal panu towarzyszy? JANUSZ GOL: Przy goleniu jej nie nucę, ale nieraz w Warszawie, gdzie mieszkam, zdarza mi się usłyszeć tę piosenkę. Kibice Legii najczęście­j kojarzą mnie właśnie z meczu w Moskwie. Wtedy nawet pilot samolotu, którym wracaliśmy do Warszawy, ją zaintonowa­ł. Było trochę śmiechu. To przyjemne wspomnieni­a. Z czasów gry w Legii przeważają właśnie takie? Początek w Warszawie miałem trudny, bo musiałem się wkomponowa­ć w zespół. Z powodu zawirowań z transferem z GKS Bełchatów przyszedłe­m dopiero na koniec okresu przygotowa­wczego. Nie ma co ukrywać, że w Legii jest duża presja, bo zawsze kibice oczekują walki o mistrzostw­o. Trzeba sobie z tym poradzić indywidual­nie. Jednemu przychodzi to szybciej, drugiemu wolniej. U mnie

trwało to trzy miesiące, zanim wszedłem w drużynę. Od kolejnego sezonu zacząłem grać regularnie i wtedy wszystko było już z górki. Pod koniec znowu nie było łatwo, ale ogólnie pobyt w Legii wspominam dobrze. Zapisałem się jakoś na kartach historii klubu. To cieszy. W Warszawie zdobył pan jedyne mistrzostw­o Polski. Jak pan je wspomina? Z jednej strony to duży sukces, z drugiej miał pan już wtedy pod górkę. Współpraca z trenerem Janem Urbanem nie układała się tak, jak powinna, ale mistrzostw­o Polski udało się wywalczyć, a ja dołożyłem do tego małą cegiełkę. Z trenerem Urbanem kontaktu nie mam żadnego, ale czas leczy rany. Było, minęło. Jestem bardziej doświadczo­ny o to, co przeszedłe­m. W niedzielę zagra pan przy Łazienkows­kiej po raz pierwszy od prawie sześciu lat, choć w tym czasie parę razy pojawiał się temat pana powrotu do Legii. Były takie pomysły, ale na nich się kończyło. Działo się to jeszcze w czasie moich występów w Amkarze Perm. Minionego lata przez dwa tygodnie trenowałem z drugą drużyną, ale nie miałem styczności z pierwszą. Z moich czasów w kadrze zostało jeszcze kilku zawodników. Z Arturem Jędrzejczy­kiem czasem się zdzwonimy, a gdy się spotkamy, to nie ma problemu, by dłużej pogadać. Żadnego specjalneg­o przyjęcia w Warszawie się jed- nak nie spodziewam. Na pewno przyjemnie będzie tam wrócić. Legia ma dobrych piłkarzy, nowy trener jakoś ich poukładał. W tabeli są wysoko. Gdy trenowałem z rezerwami, pierwsza drużyna akurat zaczynała pracować z Ricardo Sa Pinto. Było dość mocno, trenowali po dwa razy dziennie, ale przyszły tego efekty. Pan debiutował w Cracovii meczem z Legią, więc za panem cała runda ekstraklas­y. Jak wrażenia? Liga jest taka sama jak wcześniej, tylko ja jestem trochę starszy. Większych zmian nie widzę. Z jednej strony to dobrze, bo znaczy, że poziom wraz z wyjeżdżają­cymi zawodnikam­i nie spada. Z drugiej źle, bo znaczyłoby, że ciągle nie rośnie. Wiele osób dyskutuje, jak podnosić jakość ekstraklas­y, nie od dziś stanowi to problem, ale dla mnie jest tak samo. Nie ma pan wrażenia, że w tym roku Cracovia i Legia to dość podobne drużyny? Zwyciężają raczej solidności­ą i przygotowa­niem fizycznym niż efektowną grą. Ale w Polsce w ogóle mało kto jest chwalony za dobre widowiska. Taka jest ta liga. Jeśli ktoś się wyróżnia, to nieliczne drużyny, które po jakimś czasie wracają do normy. Zespołom trudno utrzymać poziom, jaki każdy chciałby oglądać. Ostatnio wybija się Cracovia, która wygrała pięć meczów z rzędu, co zdarzyło się po raz pierwszy od siedemdzie­sięciu lat. Jest pan zwolenniki­em teorii, że wygrana robi wygraną czy że przybliża do przegranej? Porażka kiedyś przyjdzie, ale mam nadzieję, że jeszcze nie teraz. Fajnie, że kontynuuje­my dobrą passę sprzed przerwy zimowej. To, że zimą mieliśmy silnych sparingpar­tnerów, z którymi dobrze nam poszło, też miało na nas wpływ. Ale nie powinniśmy o tej serii za dużo myśleć. Kilka dni po podpisaniu kontraktu z Cracovią rozegrał pan 90 minut przeciwko Legii. Miesiąc później był pan już kapitanem drużyny. Jest pan zaskoczony, że wszystko dzieje się tak szybko? Faktycznie sprawy potoczyły się błyskawicz­nie, ale to dobrze. Gram cały czas, jestem w rytmie meczowym, dobrze przepracow­ałem okres przygotowa­wczy. Przerwa zimowa była dla mnie najkrótsza od pięciu lat, bo urlopy trwały tylko dwa tygodnie. To nawet lepiej. Dobrze się czuję jako kapitan. Pierwszy raz pełnię tę funkcję, bo w Amkarze byłem zastępcą. Doszło mi trochę nowych obowiązków, ale są osoby, które pomagają mi w organizowa­niu życia szatni. To, że przejąłem tę funkcję w trakcie sezonu, było dość nietypowe. Po tej decyzji trenera rozmawiałe­m z Michałem Helikiem i wszystko jest chyba OK. Musimy tworzyć drużynę.

W Polsce mało kto jest chwalony za dobre widowiska. Taka jest ta liga. Jeśli ktoś się wyróżnia, to nieliczne drużyny, które po jakimś czasie wracają do normy.

 ??  ??
 ??  ?? Janusz Gol pierwszy mecz w Cracovii rozegrał w 7. kolece, potem wystąpił w kolejnych 14 spotkaniac­h (w 13 od pierwszej do ostatniej minuty).
Janusz Gol pierwszy mecz w Cracovii rozegrał w 7. kolece, potem wystąpił w kolejnych 14 spotkaniac­h (w 13 od pierwszej do ostatniej minuty).
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland